„Marzyłam, by syn został farmaceutą, ale on wybrał inaczej. Zamiast we własnej aptece, będzie harował w podrzędnej knajpie”

matka rozmawia z synem fot. Adobe Stock, Syda Productions
„– Synku, ja rozumiem, że lubisz pichcić, to świetne hobby, ale na Boga! To nie sposób na życie. No, na pewno nie dla ciebie. Jesteś młody, zdolny, mądry, nie warto marnować twoich talentów na stanie przy garach! – żachnęłam się”.
/ 07.12.2022 19:15
matka rozmawia z synem fot. Adobe Stock, Syda Productions

Kiedy syn oznajmił mi, że nie chce iść na farmację, kierunek, który sobie dla niego wymarzyłam, lecz na gastronomię, byłam bardzo zawiedziona i, co tu ukrywać, po prostu wściekła. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko, bo nie chciałam wybuchnąć. Przecież ten pomysł był totalnie niedorzeczny!

– Synku, ja rozumiem, że lubisz pichcić, to świetne hobby, ale na Boga! To nie sposób na życie. No, na pewno nie dla ciebie. Jesteś młody, zdolny, mądry, nie warto marnować twoich talentów na stanie przy garach! – żachnęłam się.  – I w ogóle jest taki kierunek?

– Owszem, jest, kierunek gastronomia i hotelarstwo, na kilku uczelniach – pouczył mnie. – I to nie jest tylko hobby, to moja pasja. Nie zmienię zdania, to moje życie i moje marzenia, nie zrezygnuję – dodał hardo jak nigdy.

– Robert, nie wygłupiaj się! Pomyśl jak dorosły facet, nie jak dziecko! – uniosłam się. – Powinieneś myśleć o przyszłości, zdobyć świetny, szanowany zawód i nie martwić się finansami! Być kimś! – podniosłam głos. – A ty chcesz zmarnować wszystkie swoje talenty i lata mojego poświęcenia… Boże, ja nie po to się zarzynałam, żebyś był jakimś kucharzyną w podrzędnej knajpie! – podniosłam głos.

– No oczywiście, bo przecież o kogo ma chodzić, jak nie o ciebie? – nie pozostał mi dłużny. – Mamo, jestem ci wdzięczny, że ciężko pracowałaś, żeby mnie wychować i by zapewnić mi dobrą edukację, ale nie złożę swojego życia w ofierze – wycedził. Nie będę panem z apteki po to, żebyś mogła chwalić się koleżankom i opowiadać, że to dzięki twoim wyrzeczeniom… Idę na gastronomię, postanowione.

To powiedziawszy, Robert po prostu wyszedł z domu! Bezczelny – pomyślałam wzburzona i zaczęłam się kręcić po mieszkaniu jak lew w klatce.

Liczyłam na to, że szybko zmądrzeje...

Robert zawsze lubił gotować, już od małego ciągnęło go do kuchni. Uważałam, że to urocze. Jako kilkulatek często zostawał w domu z moją teściową i towarzyszył jej przy robieniu obiadów czy pieczeniu ciast. Niestety, gdy Robert miał 10 lat, Teresa zmarła. Na domiar złego, wkrótce potem okazało się, że mój mąż od lat mnie zdradza i wkrótce będzie miał dziecko z inną kobietą. Skończyło się to burzliwym rozwodem i przeprowadzką do innej dzielnicy. Musiałam zacząć wszystko od nowa, i tak zrobiłam. No i całkowicie poświęciłam się synowi.

To był ciężki czas. Adam raczej migał się od płacenia alimentów, więc musiałam dużo pracować, by zapewnić nam byt. Syn miał kłopoty, by przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, tęsknił za tatą, babcią, za kolegami, za swoim starym życiem. Nie znoszę gotowania, ale wtedy często brałam się za pieczenie ciastek z synem czy lepienie pierogów, bo to były chwile, w których Robert zapominał o troskach. Wkrótce odnalazł się w nowej sytuacji, znalazł nowych kolegów… lecz miłość do kucharzenia mu została. No ale mnie nigdy nie przyszło na myśl, że może z tym wiązać przyszłość! To pożyteczne hobby, sposób, by zaimponować dziewczynie lub znajomym, i tyle! 

Od zawsze wiedziałam, że muszę dać synowi możliwość, by został kimś. Ja nie zadbałam o swoją przyszłość i wykształcenie, w efekcie musiałam tyrać na dwa etaty, by zarobić na jako takie życie. Całe życie pracowałam na recepcji w przychodni, a po pracy dorabiałam – a to poprawkami krawieckimi, a to sprzątaniem, byle nie martwić się o przyszłość. Chciałam dla Roberta czegoś lepszego! I wiedziałam, że stać go, by był kimś.

Nauczyciele zawsze powtarzali, że mój syn jest bardzo zdolny. Gdy jego pani od biologii powiedziała, że widzi w nim przyszłego lekarza lub farmaceutę, spuchłam z dumy! Od tamtej pory mocno go motywowałam, by pilnie się uczył, i roztaczałam przed nim wizję pracy we własnej aptece i dobrego, spokojnego życia. Z wyższością patrzyłam na znajome, które martwiły się o przyszłość i wybory swoich dzieci, a tu taki cios! Przecież ja wszystkim znajomym i rodzinie powtarzałam, że Robert będzie farmaceutą! Co ja im teraz powiem? – zastanawiałam się gorzko.

Wiedziałam jednak, że awanturami nic nie wskóram. Musiałam opanować emocje i wymyślić inny sposób, więc gdy syn wrócił do domu, zaproponowałam ugodowo, byśmy wrócili do tej rozmowy za kilka miesięcy. Liczyłam na to, że Robert wreszcie zmądrzeje, że to tylko chwilowy bunt. Chciałam przeczekać…

Siostra przemówiła mi do rozsądku

Tymczasem on w wakacje poszedł do pracy do jakiejś knajpy. Wracał do domu zmęczony jak nieboskie stworzenie, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. Bardzo mnie to niepokoiło, bo nie wyglądało na to, by ta harówka wybiła mu z głowy gastronomię, a wręcz przeciwnie.

– Pani Sabino, byłam wczoraj w restauracji, nie wiedziałam, że tam pracuje pani syn – zaczepiła mnie sąsiadka, a ja poczułam ukłucie wstydu…

– Tak, tak wyszło, chłopak chce sobie dorobić w wakacje – bąknęłam.

– Rozumiem, że też mu się chce! Podziwiam, mój Marcin to tylko imprezy i dziewczyny ma w głowie! A pani syn pracuje i gotuje jak anioł! Słyszałam, jak go chwalił szef kuchni! Musi być pani dumna – powiedziała z uznaniem, a ja potaknęłam niemrawo.

Ale po chwili gdzieś z tyłu głowy pojawiła się jednak myśl, że może faktycznie powinnam być dumna, że Robert wie czego chce, że ma talent i nie boi się ciężkiej pracy…

To jeszcze jednak nie był przełom, dopiero siostra zdołała przemówić mi do rozsądku. Szukałam u niej wsparcia i chciałam się poradzić, co zrobić, by Robert zrozumiał, że robo źle.

– Czy ty lubisz swoją pracę? – zapytała i zbiła mnie z pantałyku.

– A co to ma za znaczenie? Pracuję, bo muszę zarabiać, nie narzekam – wzruszyłam ramionami.

– Kiedyś chciałaś zostać nauczycielką angielskiego prawda? Nie żałujesz, że tak się nie stało?

To pytanie zabolało mnie do żywego.

– Wanda! Wiesz przecież, jak było, rodzice wyśmiali mój pomysł, musiałam iść do pracy, żeby pomóc utrzymać rodzinę, a niedługo potem założyłam własną. Nie miałam czasu ani pieniędzy na studia – burknęłam zła, bo nie lubię do tego wracać.

– No właśnie. Chcesz, żeby Robert miał do ciebie taki żal, jaki ty miałaś do rodziców? Albo żeby wasze relacje się popsuły, bo postawi na swoim i odważy się żyć po swojemu? – zapytała, a ja zanim się zorientowałam, zaczęłam płakać. – Sabina, to mądry, fantastyczny chłopak. Mało kto w jego wieku tak dobrze wie, czego chce. Poza tym on ma ogromny talent! Kto wie, może to męski odpowiednik Magdy Gessler? – dodała z uśmiechem. – Wiem, że chcesz dla niego dobrze, ale właśnie dlatego powinnaś go wspierać – siostra podała mi chusteczkę.

Naprawdę jestem z niego dumna

Nie spałam całą noc po tej rozmowie. Trochę dlatego, że zastanawiałam się czy Wanda ma rację, trochę dlatego, że wróciło wiele bolesnych wspomnień. Nie chciałam, by mój syn miał tak pod górkę jak ja, ale czy wobec tego miałam prawo decydować za niego? I czy nie robiłam tego samego co moi rodzice? Gdy uświadomiłam sobie, że tak, poczułam się, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Całe życie miałam w sobie głęboko skrywany żal do rodziców o to, że nie mogłam iść własną drogą, i do siebie, że nie walczyłam.

Co ja najlepszego wyrabiam? – myślałam, przewracając się z boku na bok. Wiedziałam już, że to droga donikąd. Musiałam ogłosić kapitulację i tak zrobiłam. Robert był szalenie zdziwiony tym nagłym odwrotem.

– Już nie marzysz o tym, żebym był farmaceutą? – zapytał podejrzliwie.

To twoje życie – rozłożyłam ręce. – To ty musisz decydować. Oczywiście jeśli jednak zapragniesz mieć aptekę, wesprę cię – dodałam z uśmiechem – ale jeśli nie, to okej. Nie będę już stawać okoniem. Nie chcę, żebyś miał do mnie potem żal – dodałam ciszej.

Mój dorosły, wielki syn podszedł do mnie, przytulił mocno i powiedział:

Dzięki, mamuś!

Oboje mieliśmy łzy w oczach.

Dzisiaj wiem, że to było najmądrzejsze, co mogłam zrobić. Po kilku latach Robert ma własny interes, niewielkie bistro, ale już popularne w mieście. Co jednak najważniejsze, jest spełnionym i szczęśliwym facetem. Jestem z niego taka dumna! To dla mnie znak, że zdałam egzamin na matkę.

Czytaj także:
„Byliśmy z Kubą świetną parą, dopóki jakaś modliszka nie wzięła go na celownik. 3 lata później się z nią ożenił”
„Przez 2 lata spędzaliśmy święta samotnie. Serce mi pęka na myśl o tym, że w tym roku też mogę nie zobaczyć dzieci”
„Gdy żona zaszła w ciążę, obydwoje straciliśmy pracę. Uśmiechałem się, ale tak naprawdę byłem załamany”

Redakcja poleca

REKLAMA