„Była żona mojego partnera to zołza. Mówi swojemu synowi, że ojciec przestanie go kochać i zostawi przeze mnie”

Mama powtarzała dziecku, że zabiorę mu ojca fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
Pomimo dobrego pierwszego wrażenia, mały szybko zmienił do mnie nastawienie. Okazało się, że matka powtarzała mu, że ojciec go dla mnie porzuci i nie będzie już dla niego ważny. Jak można mówić takie rzeczy dziecku?
/ 02.07.2021 10:35
Mama powtarzała dziecku, że zabiorę mu ojca fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Konrada poznałam dzięki przyjaciółce. Powiedziała mi, że jej kolega z pracy potrzebuje pomocy przy urządzaniu pokoju dla syna. Starałam się wówczas przebić w branży wnętrzarskiej, więc z pocałowaniem ręki brałam każde zlecenie tylko po to, żeby mieć zdjęcia do umieszczenia na mojej wciąż raczkującej stronie internetowej. Umówiłam się z nim w jego mieszkaniu.

Chciałam zobaczyć, jak wygląda pokój i dopytać o to, co chciałby w nim zmienić. Sądziłam, że przywita mnie cała rodzina, ale okazało się, że w domu był tylko on. Wysoki, szczupły brunet. Miał zadbane dłonie, ładne okulary, elegancki zegarek. Od razu pomyślałam, że wygląda na mężczyznę z klasą i w duchu pożałowałam, że jest już zajęty.

– Mój syn nie mieszka ze mną na stałe – wytłumaczył mi swoją sytuację. – Rozwiodłem się z jego mamą kilka lat temu i widuję się z nim co drugi weekend. Chodzi o to, żeby miał u mnie swoją własną przestrzeń i nie czuł się tutaj obco…

Godne podziwu – wyrwało mi się, bo nie mam zwyczaju oceniać klientów. – Nie każdy ojciec o tym myśli…

– Siostra mnie do tego namówiła – przyznał nieco zakłopotany – Sporo o tym czytała i przekonała mnie, że to jedyne wyjście, by syn czuł się w moim domu jak u siebie, a nie tak, jakby był w gościach – uśmiechnął się.

Konrad z zaangażowaniem omawiał ze mną każdy szczegół. Chciał, żeby ośmioletni Ignaś miał duże, dobrze oświetlone biurko, tapetę z piłkarzami Realu Madryt, których był fanem, wykładzinę przypominającą boisko, rolety w oknach i wygodne łóżko.

– Ach i krzesło przy biurku! Powinno być ergonomiczne, prawda? – mówił z zaangażowaniem, a mnie w duchu nieco bawiło to przywiązywanie wagi do każdego szczegółu.

Nie pozostawiał mi pola do popisu – w gruncie rzeczy mógł sam urządzić ten pokój, bo wiedział, czego chce. Rozmawiałam z nim długo na temat Ignasia. Zaczął mi pokazywać jego zdjęcia i opowiadać o wspólnych wakacjach.

Później, nie wiedzieć kiedy, nasza rozmowa zboczyła na inne tematy: praca, pasje, ulubione knajpki i książki. Nagle zauważyłam, że minęły już trzy godziny.

– Och, zasiedziałam się! Przepraszam najmocniej – powiedziałam speszona, choć widziałam, że wcale nie przeszkadzało mu moje towarzystwo.

Zaczął nalegać, żebym została jeszcze na kawę

Grzecznie odmówiłam, ale gdy wyszłam, czułam motyle w brzuchu. To, że był samotny, mile mnie zaskoczyło. Nigdy nie pociągali mnie mężczyźni z przeszłością, ale w wieku czterdziestu lat należało zmienić swoją grupę docelową i nieco przewartościować priorytety.

Pozostali mi już rozwodnicy lub starzy kawalerowie. A z dwojga złego wolałam już tych pierwszych. Przynajmniej wiedzieli coś o życiu w rodzinie. W przeciwieństwie do mnie, bo ostatnie dziesięć lat spędziłam na Wyspach Brytyjskich, gdzie zajmowała mnie głównie praca.

Byłam zatrudniona w pracowni architektonicznej i to tam zrodził się pomysł założenia w Polsce firmy zajmującej się dekorowaniem wnętrz.

Po powrocie do biura usiadłam przy laptopie i zaczęłam wybierać meble, jakie mogłyby się spodobać Konradowi, a w zasadzie Ignasiowi. Zależało mi na tym – nie tylko dlatego, że tworzyłam swoje portfolio, ale także ze względu na sympatię do Konrada.

Po kilku dniach zaprosiłam go do swojego biura, żeby pokazać mu moje projekty. Przyszedł elegancki, pachnący – spodobał mi się jeszcze bardziej niż ostatnim razem. Czułam, że się postarał i miałam cichą nadzieję, że to spotkanie będzie krokiem naprzód w naszej damsko-męskiej relacji.

Konrad, ku mojej nie najlepiej skrywanej radości, flirtował ze mną dość otwarcie. Ten facet mnie zauroczył. Dałam się namówić na kawę w mieście. Świetnie spędzało się z nim czas – nic dziwnego, był interesujący i zawsze wiedział, jak należy się zachować.

Z kimś takim kobieta czuje się bezpiecznie i pewnie.

Kiedy wróciłam do domu, nie byłam w stanie się na niczym skupić

Po zaledwie piętnastu minutach dostałam od niego SMS-a: „Dziękuję za bardzo miłe spotkanie. Może to powtórzymy?”.

Byłam całym sercem za. Konrad bardzo mi się podobał. Widywaliśmy się coraz częściej. Początkowo dwa, trzy razy w tygodniu. Później już niemal codziennie. Namiętność i uczucia po prostu nami zawładnęły.

Dzwoniłam do mamy i wciąż nie mogłam się przestać zachwycać: „Mamuś, on jest taki cudowny. Przynosi mi kwiaty, słucha mnie, jest otwarty i ciepły. Ideał”. Mama wysłuchiwała mnie z radością, ale wiedziałam, że jest coś, co nie daje jej spokoju: świadomość, że jej córka zakochała się w rozwodniku, który ma syna.

– Ty lepiej z nią porozmawiaj. Czemu oni się rozwiedli, skoro taki z niego niby ideał? – nie byłaby sobą, gdyby nie szukała dziury w całym.

– Mamo, ludzie się rozwodzą i to często. Takie czasy… – odpierałam jej ataki, choć w głębi duszy także mnie to zastanawiało.

Czemu jakakolwiek kobieta mogłaby chcieć odejść lub pozwolić odejść takiemu mężczyźnie? Szczególnie jeśli miała z nim dziecko.

Ten temat powracał w moich rozmowach z mamą i z przyjaciółkami tak często, że w końcu postanowiłam poruszyć go z Konradem. Nie przypuszczałam, żeby powiedział coś, co mogłoby mnie zaskoczyć, ale mimo wszystko trochę się tego bałam.

Skąd ten rozwód?

– Nie dogadywaliśmy się ze sobą – odpowiedział zdawkowo. – Mamy zupełnie różne charaktery.

– To wersja dla sądu – miałam wobec niego zbyt poważne plany, by dać się tak łatwo zbyć. – A dla mnie? Jaka jest prawda?

Westchnął ciężko i podrapał się po głowie.

Chodziło o to, że Marzena od początku skupiała się tylko i wyłącznie na sobie. I chciała, by wszyscy tańczyli tak, jak ona im zagra, a szczególnie mąż. Nie miałem nic do powiedzenia – sama wybrała miejsce do życia, postarała się tu o pracę, nie pytając mnie nawet o zdanie, a później postanowiła mieć dziecko. Mnie w tym wszystkim właściwie nie potrzebowała. Byłem dawcą i ewentualnie obserwatorem jej wszystkich poczynań. Dopóki nie było Ignacego, jakoś dawałem z tym radę. Respektowałem to, że ona wie czego chce i do tego dąży. Ale dla syna chciałem więcej swobody, a ona zaczęła go ustawiać pod siebie, nie brała pod uwagę jego zainteresowań ani charakteru. To sportowy duch, miłośnik footballu, a ona go zapisała na szachy i kółko matematyczne – westchnął.

Zamyślił się i dodał po chwili:

- Marzena oczywiście widzi to inaczej, mówi, że ja nie angażowałem się w nasz związek tak, jak powinienem i dlatego wszelkie decyzje brała na siebie. A pigułki antykoncepcyjne odstawiła w tajemnicy przede mną tylko dlatego, że nie chciałem jeszcze dzieci, a ona skończyła trzydziestkę i nie chciała już dłużej czekać…

„No tak, każdy ma swoją wersję i swoje racje” – myślałam.

Mogłabym to uznać za temat zamknięty… Ale miałam wrażenie, że Konrad w jakimś stopniu wciąż podlega władzy Marzeny – ze względu na Ignasia. Kiedy robiliśmy razem obiad, Konrad nie mógł się nadziwić, że interesuje mnie to, co on lubi – bo Marzena go o to nigdy nie pytała. Nie interesowało jej też to, czy on woli morze, czy góry, ale bez pytania go o zdanie sama rezerwowała wakacje.

Po rozwodzie także ona grała pierwsze skrzypce. Decydowała, kiedy się mogą spotkać, dokąd iść, a nawet co jeść. I dlatego, choć spotykaliśmy się z Konradem już pół roku, nadal nie znałam Ignasia. Wiedziałam, że to decyzja Marzeny, której Konrad nie ma siły się przeciwstawić.

Nie chciałam go do niczego przymuszać, choć uważałam, że władza jego byłej żony sięga trochę za daleko i któregoś dnia w końcu powiedziałam to Konradowi.

– Masz rację. Musicie się poznać z Ignasiem. Wpadnij do mnie w ten weekend – powiedział z uśmiechem.

Polubił mnie, ale potem zmienił front

Przed spotkaniem z nim byłam tak zestresowana, jakby to była audiencja u królowej. Nastawiłam się, że dziecko może się boczyć, być zazdrosne o ojca. Może jego mama nastawiła go przeciwko mnie, i już mnie nie lubi, choć nawet nie zna?

Kiedy przyszłam, Ignaś grał w piłkarzyki. Przedstawiliśmy się sobie i zmierzyliśmy się wzrokiem.

– To pani kazała mi zamontować tę grę w pokoju? – spytał.

– Nie kazałam. Ale wpadłam na ten pomysł. Podoba ci się?

– To najlepszy pomysł na świecie!

Dzięki temu przełamaliśmy pierwsze lody. Chciałam, żeby mnie polubił, bo bardzo zależało mi na Konradzie. Ten dzień był wyjątkowo miły. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Ignaś był przeuroczy.

Nie przypuszczałam, że pójdzie tak łatwo. Pożegnaliśmy się, przybijając sobie piątki. Przyjechała po niego mama, bo choć weekend należał do Konrada, mały nocował u Marzeny.

Następnego dnia po śniadaniu Ignaś pojawił u nas odmieniony. Nie rozmawiał ze mną i patrzył na mnie wrogo. Wiedziałam, że coś się musiało stać i domyślałam się co. Nie chciałam jednak wymuszać na nim odpowiedzi.

– Idziemy grać w piłkarzyki? – zaproponowałam.

Zawahał się, ale się zgodził. To była okazja, by zapytać, co się dzieje.

Mama powiedziała, że pani wyjdzie za mąż za tatę i mi go zabierze. Że tata się wyprowadzi i założy z panią nową rodzinę, a o mnie zapomni – wydukał, szlochając.

Nie mogłam w to uwierzyć. Po co ta kobieta robiła dziecku wodę z mózgu? I jak śmiała mówić coś takiego, nawet mnie nie znając. Wyjaśniłam Ignasiowi, że nic takiego nie będzie miało miejsca, ale on patrzył na mnie spode łba. Ewidentnie mi nie wierzył.

Kolejne spotkania wyglądały podobnie. Ignaś burzył się i buntował bez powodu. Nie chciał jeść tego, co ugotowałam, nie chciał nic ze mną robić, mało tego – nawet rozmawiać z ojcem w mojej obecności.

Czemu ona zawsze jest z nami? – wściekał się. – Niech sobie idzie!

Nie było mi łatwo. Zwykle się usuwałam, by syn mógł spędzić czas z ojcem, ale zamierzaliśmy się z Konradem pobrać. Mały musiał więc powoli przywyknąć do tego, że jego tata będzie miał żonę.

Spokojne rozmowy nic nie dawały – matka najwyraźniej cały czas buntowała synka przeciwko jego ojcu i przeciwko mnie. Byliśmy bezsilni. Wiedziałam, że tak dłużej być nie może. Przecież to dzieje się także, a może nawet przede wszystkim, ze szkodą dla dziecka.

Odważyłam się iść na to spotkanie

Postanowiłam pogadać z Marzeną w cztery oczy. Wzięłam od Konrada jej numer telefonu i choć był sceptyczny wobec tego pomysłu, zadzwoniłam. Parsknęła oburzona i powiedziała, że nie mamy o czym rozmawiać, ale udało mi się ją przekonać, że warto się spotkać.

Przyszłam do kawiarenki, w której się umówiłyśmy, w jeansach i koszulce. Nie pomyślałam, że rywalizacja zaczyna się już na tym polu.

Marzena włożyła czarny kostium i szpilki. Wyglądała profesjonalnie i wrogo

– Czego pani oczekuje po tym spotkaniu?

Przede wszystkim tego, żeby pani nie mówiła synowi, że chcę mu zabrać ojca. Doskonale pani wie, że to bujda. Niech pani tego nie robi. Kocham Konrada i chcę dobrze dla Ignacego. To pani jest i będzie jego mamą. Nie będę się wtrącać w jego wychowanie, ale nie pozwolę zniszczyć jego relacji z tatą, bo on go bardzo kocha, a mały potrzebuje ojca.

Marzena zaniemówiła. Długo nie odrywała ode mnie wzroku. Wytrzymałam jej spojrzenie z uśmiechem na ustach. To musiało zbić ją z tropu. Przyznała, że nie zamierzała mówić synkowi o mnie w ten sposób, ale Ignaś z takim entuzjazmem opowiadał o nowej dziewczynie taty, że…

Byłam zazdrosna i wściekła – wyznała. – Nie o panią i nawet nie o Konrada. Byłam zazdrosna o to, że Ignaś tak dobrze się z wami bawił. Przy mnie się tak nie bawi.

– To był tylko jeden dzień. Łatwo być wtedy wyluzowanym i spontanicznym. O pani Ignaś też mówi pięknie. A może… powinna pani uważniej słuchać Konrada i… Ignasia. Bo z tego, co obaj mówią, wynika, że nie interesują go szachy, tylko piłka nożna – ostatnie słowa powiedziałam wolno i pełna obaw.

Czułam, że wkraczam na grząski grunt.

– Wiem, co lubi mój syn. To samo co jego ojciec. Chciałam mu pokazać, że jest świat poza piłką. Musi wciąż wieszać jakichś Lewandowskich nad łóżkiem? Nie lepszy jest mistrz szachów Kasparow? – powiedziała oburzona.

– Poszukam mu plakatu Kasparowa – zaczęłam się śmiać, a ona ze mną.

Miałam wrażenie, że runęła jakaś ściana między nami

Zaczęłyśmy rozmawiać normalnie bez najeżenia. Może Marzena wyczuła, że nie mam złych intencji? A może dotarło do niej, że wkrótce będę częścią ich życia i musimy się jakoś dogadać?

Konrad siedział w domu, niemal obgryzając paznokcie ze stresu.

– I jak? – zapytał, gdy wróciłam.

– Normalnie. Fajna babka. Nie dziwię się, że się zakochałeś.

Od tamtego przełomowego spotkania moje relacje z Ignasiem uległy zdecydowanej poprawie. Zaczął mi ufać i przestał się obawiać, że zabiorę mu tatę. Marzena odpuściła szachy i pozwoliła mu chodzić na treningi piłki nożnej. I ku naszemu zdumieniu zaczęła się spotykać… z jego trenerem.

Od tamtej pory mamy lepsze relacje, niż moglibyśmy przypuszczać. Marzena pozwala Ignasiowi nawet u nas spać w weekendy. A chłopiec traktuje mnie teraz równie przyjacielsko jak za pierwszym razem, gdy się poznaliśmy. Projekt „patchworkowa rodzina” uważam za zakończony sukcesem.

Czytaj także: 
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”

Redakcja poleca

REKLAMA