„Chciałam zabawić się w swatkę i połączyć samotnych znajomych. Mój niewinny fortel nie poszedł jednak po mojej myśli”

Kobieta, która bawiła się w swatkę fot. Adobe Stock, Yuriy Seleznev
„Współczułam koleżance, bo zawsze bardzo żal mi było samotnych ludzi. >>Może dałoby się ich jakoś wyswatać? Taki mężczyzna na rynku matrymonialnym to nie lada gratka<< – zastanawiałam się, bo zdawało mi się, że Romek świetnie by pasował do Moni”.
/ 23.04.2022 21:06
Kobieta, która bawiła się w swatkę fot. Adobe Stock, Yuriy Seleznev

–  Mam wymienić kilka twoich cech charakteru? – upewniłam się, bo prośba Moniki, która weszła do mojego pokoju, wydała mi się dziwna.

– Tak – potwierdziła koleżanka. – Powiedz, jaka jestem.

– Noo... wesoła, spontaniczna, uczuciowa – wyliczyłam z rozpędu, a po chwili zapytałam – Ale co to w ogóle za pytanie?

Monika tylko uśmiechnęła się tajemniczo, po czym podziękowała za podpowiedź i wyszła.

– Słyszałaś, że Monia zapisała się do biura matrymonialnego? – zapytała jakiś czas później nasza księgowa, która zajmuje pokój wspólnie z Moniką.

W pracy plotki rozchodzą się szybko

Nasza firma pod tym względem niczym nie różni się od innych. Byłam zaskoczona, bo co prawda wierzyłam, że w takim biurze matrymonialnym faktycznie można kogoś poznać (w końcu ciotka Helenka tam właśnie poznała swojego drugiego męża), ale nie przypuszczałam, że z jego pomocy muszą korzystać dziewczyny tuż po trzydziestce.

Przez kolejne dni badawczo przyglądałam się Monice i nawet parę razy sprowadziłam naszą rozmowę na tematy damsko-męskie, ale Monika nie puściła pary z ust. Ani słówkiem nie przyznała się, że szuka miłości.

– A ty byś się przyznała? – zapytał mój mąż, któremu przy kolacji zrelacjonowałam sytuację.

– Niby czemu miałabym trzymać to w tajemnicy? Nie widzę powodu do wstydu – odparłam zdecydowanie.

Paweł jednak popatrzył na mnie z powątpiewaniem i powiedział:

– Masz męża, dziecko, swój dom. Nie zrozumiesz dziewczyny, która chce być z kimś, a musi udawać, że nikt nie jest jej potrzebny do szczęścia.

Nie spodziewałam się po Pawle tak dobrej znajomości kobiecej psychiki. W duchu musiałam przyznać mu rację. Patrząc na singielki, których bez liku było w naszym biurze, nieraz zachodziłam w głowę, jak te dziewczyny same sobie radzą.

I nie chodziło mi bynajmniej o to, że mogą być niezaradne finansowo, ale o fakt, że samotność to przecież nic miłego. Ja nie potrafiłabym się odnaleźć w ich sytuacji, bo odkąd skończyłam osiemnaście lat, chciałam mieć rodzinę i szybko dopięłam swego.

Z Pawłem uchodziliśmy za zgodną parę, a i ja uważałam nasze małżeństwo za bardzo udane. Kiedy tak zastanawiałam się nad tym wszystkim, wpadłam na pewien pomysł…

Nasz kierowca Romek też był samotny i z tego, co wiedziałam, poważnie myślał o tym, by się w końcu ustatkować. W dodatku parę razy, kiedy podwoził mnie do banku, podpytywał o Monikę.

Widać było, że wpadła mu w oko

„Może dałoby się ich jakoś wyswatać?” – zastanawiałam się, bo zdawało mi się, że Romek świetnie by pasował do Moni. Tak jak ona lubił aktywnie spędzać czas, a w dodatku był całkiem przystojnym czterdziestolatkiem z przyzwoitą pensją i własnym mieszkaniem.

„Taki mężczyzna na rynku matrymonialnym to nie lada gratka” – pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem.

Od razu następnego dnia zaczęłam podchody. Kiedy Roman znów wiózł mnie do banku, niby mimochodem napomknęłam, że w naszym mieście otworzyło swoją filię renomowane biuro matrymonialne i przez najbliższych parę miesięcy nowym klientom daje spore zniżki. Zobaczyłam, że oczy mu się zaświeciły. Kiedy dojeżdżaliśmy pod bank, zapytał, gdzie mieści się to biuro, a ja podałam mu adres.

– Kiedy będziesz szukał dla siebie dziewczyny, powiedz, że potrzebujesz wesołej, spontanicznej i uczuciowej kobiety – poradziłam, mając nadzieję, że po tych słowach kluczach trafi na Monikę.
„Skoro nie potrafili odnaleźć się w firmie, gdzie pracuje kilkadziesiąt osób, może znajdą się w biurze na drugim końcu miasta” – cieszyłam się w duchu.

Po zaledwie kilku tygodniach Romek wszedł do mojego pokoju z pudełeczkiem czekoladek w ręku.

– To za dobrą podpowiedź – powiedział i już go nie było.

Postanowiłam dyskretnie poobserwować Monikę. „Jeśli coś między nimi zaiskrzyło, na pewno nie da się tego ukryć” – myślałam. Nie musiałam długo prowadzić tego własnego śledztwa, bo po pewnym czasie Monika sama się wygadała.

– Poznałam kogoś. Co prawda mieszka kilkadziesiąt kilometrów stąd, ale to chyba żadna przeszkoda – popatrzyła na mnie pytającym wzorkiem.

– Oczywiście, że żadna – odpowiedziałam skołowana, bo Romek mieszkał parę przecznic od jej osiedla.

Sprawa wyjaśniła się sama. Wybrankiem Moniki nie został Romek, tylko Tomek, a Romka nie Monika, lecz Wiola. Ale to nic, najważniejsze jest to, że każde z nich odnalazło swoje szczęście. 

Myślałam, że mój niewinny fortel pomoże połączyć samotnych znajomych. Oboje od dawna szukali swojej drugiej połowy. Ale los miał wobec nich inne plany.

Czytaj także:
„Ukochany ugrzązł w zabitej dechami wsi, a ja chciałam być kobietą sukcesu. Postawił mi ultimatum: albo on, albo kariera”
„Dopiero po zdradzie Darka i rozwodzie połączyła nas prawdziwa namiętność. Mój eks wyrobił się przy młodszych”
„Odkąd jestem matką, zrezygnowałam z własnych hobby. Nudzę się, kiedy dzieci wyjeżdżają na wakacje”

Redakcja poleca

REKLAMA