– Mamo, Ewka zabrała moją prostownicę! – wrzask Jagody wyrwał mnie ze snu.
– Wcale nie zabrałam i ona nie jest twoja na wyłączność!
– A właśnie, że jest moja!
– Dziewczyny, litości! – wysapałam spod kołdry.
Max, gdy tylko usłyszał mój głos, natychmiast wskoczył na pościel i zaczął lizać mnie po twarzy.
Był wczesny ranek, a ja już byłam wykończona
Wczoraj położyłam się spać grubo po północy, bo prasowałam dzieciom ubrania na wakacyjny wyjazd i sprawdzałam, czy na pewno wszystko zabrały. Dowody osobiste – są. Kosmetyki – spakowane. Bielizna i buty – wszystko jest. Dziewczyny wybierały się na obóz siatkarski, a Piotruś jechał na swoje pierwsze kolonie nad morze. Natomiast mąż i ja mieliśmy w planach wyjazd do teściowej. Poszłam do kuchni, żeby zrobić wszystkim śniadanie. Właśnie nalewałam sobie kawy do kubka, gdy zadzwonił mój służbowy telefon. Dzwonił szef.
„Odebrać? Nie odebrać?”. Odebrałam.
Po chwili rozmowy, nie miałam dla męża dobrych wieści…
– Wiesz, Bogdan… Dzwonił szef i odwołał mnie z urlopu. Ewelina jest chora, muszę ją zastąpić w pracy.
– Żartujesz? Przecież już powiedziałem mamusi, że będziemy.
– No, wiem… Ale co ja mogę zrobić. Może pojedziesz beze mnie? – zaproponowałam, choć wiedziałam, że ten pomysł mu się nie spodoba.
– Sam?
– No, a czemu nie? Mamusia się ucieszy, że po tylu latach będzie miała synka tylko dla siebie. Zobaczysz.
Po jego minie widziałam, jak ciężko mu przetrawić tę informację. Nie miał jednak wyjścia. Spakowałam jego walizkę i pożegnałam go czule.
– Pozdrów mamusię. Przekaż jej, że przykro mi, że nie możemy się spotkać.
– Jasne…
– Pa, skarbie.
Jest tyle marzeń, na które nie mam czasu
Bogdan wziął walizkę i poszedł, a tymczasem moja służbowa komórka znów zaczęła wibrować.
„Co tym razem?”. W słuchawce ponownie usłyszałam głos szefa.
– Wiesz co, Basiu, alarm odwołany. Ewelina powiedziała, że będzie pracować z domu. Nie jest z nią tak źle. To… baw się dobrze na urlopie i do zobaczenia za tydzień.
Chciałam już krzyknąć za Bogdanem, żeby poczekał, ale coś mnie powstrzymało. Ta myśl o całym tygodniu najprawdziwszego wolnego, bez prania, prasowania i gotowania, nie pozwoliła mi za nim iść. Przez ostatnich kilkanaście lat nie byłam ani jednego dnia sama – zawsze na posterunku, gotowa by wysłuchać zwierzeń, pretensji i żalów rodziny, rozwiązująca niekończące się konflikty. Piekłam ciasta, bandażowałam rany i leczyłam złamane serca. Naprawiałam zabawki, pomagałam w rozwiązywaniu zadań domowych i usuwałam plastelinę z poduszek. Załatwiałam rzeczy niemożliwe od ręki, a cuda w wyznaczonym terminie. A teraz była niepowtarzalna okazja, by po prostu odpocząć. Gdy już odwiozłam dziewczyny na dworzec, a Piotrusia wsadziłam do autokaru, a potem wróciłam do pustego mieszkania, poczułam się jak nastolatka, która po raz pierwszy została sama w domu bez rodziców.
Miałam ochotę krzyknąć z radości
Nie było dzieci, nie było męża, nie było nawet psa, bo w ostatniej chwili wcisnęłam go Bogdanowi do auta, tłumacząc, że w przydomowym ogródku mamy trochę się wybiega i dobrze mu to zrobi. Jeszcze przez chwilę dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
„Może zadzwonić do męża i powiedzieć mu prawdę? Mogłabym dojechać do niego pociągiem” – biłam się z myślami.
Ale w końcu pokusa wolności zwyciężyła i postanowiłam więcej się nie zadręczać.
„Należy mi się odpoczynek” – uznałam.
Nie wiedziałam, od czego zacząć… Kąpiel z kieliszkiem szampana w ręku? Wizyta u fryzjera, który nie widział mnie od roku? Obejrzenie serialu albo jakiegoś babskiego programu? Przeczytanie książki, która czeka od miesiąca na to, żebym ją wzięła do ręki? A może pomaluję paznokcie? Liczba możliwości była przytłaczająca, czułam się jak dziecko w sklepie z cukierkami. W końcu wzięłam kartkę i spisałam listę rzeczy, które od dawna chciałam zrobić.
„W ten sposób dobrze wykorzystam dany mi czas” – stwierdziłam.
Zaczęłam od zakupów
I nie mówię tu o kupowaniu pora, ziemniaków i kury na rosół. Nie, nie! Poszłam na zakupy ciuchowe! Wchodząc do sklepów, miałam ochotę krzyczeć z radości, że jestem tu sama i nie szukam ubrań dla nastoletnich córek, tylko dla siebie. W skrytości serca liczyłam, że pojawią się przy mnie natychmiast panie, które będą obsługiwały mnie jak bohaterkę „Pretty Woman”. Niestety, życie to nie film, a ja nie jestem Julia Roberts, tylko Matka Polka! Musiałam więc sama zadbać o odpowiedni dobór ubrań. Znalazłam wystrzałową czarną bluzeczkę z drobną cekinową lamówką wokół dekoltu.
„Może wyjdę gdzieś wieczorem?” – przyszło mi do głowy.
Po powrocie do domu zadzwoniłam do Eli z propozycją wypadu na drinka.
– Zwariowałaś? – zareagowała przyjaciółka.
– No, co? Przecież możemy się czasem rozerwać, prawda?
– Baśka, jestem urobiona po łokcie. Nie mam czasu.
„No dobra, trudno, nie, to nie” – pomyślałam. Zostanę w domu, zjem lody i obejrzę „Pretty Woman”. Też będzie fajnie. Nikt nie będzie próbował przejąć pilota, ani nie będzie marudził, że widziałam ten film już sto razy. Widziałam! I co z tego? Rozsiadłam się wygodnie na kanapie włączyłam DVD i… zasnęłam przed końcem filmu. Jakoś nie wydawał mi się aż tak atrakcyjny, gdy nie musiałam o niego walczyć.
Następnego dnia wybrałam się na masaż. Tak zawsze wyobrażałam sobie najwspanialszy relaks. Na każdej ulotce reklamowej spa jest jakaś kobieta z błogim wyrazem twarzy, której masaż odmienił życie. Weszłam do salonu. Młoda fizjoterapeutka przywitała mnie z uśmiechem.
– Proszę się rozebrać i położyć.
Włączyła relaksującą muzykę, ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym, że ona jest młoda, szczupła i piękna, a ja mam fałdki tu i tam. Ćwierkające ptaki wcale mnie nie relaksowały. Wręcz przeciwnie. Było to dość irytujące. Masaż był początkowo przyjemny, ale po chwili każdy jej dotyk mnie łaskotał, więc zaczęłam się kręcić.
– O… – powiedziała w pewnym momencie masażystka. – Zrobił się pani wdowi garbik. Musi pani pilnować, żeby za bardzo nie wyciągać głowy w przód podczas chodzenia.
Tego było za wiele
Poleżałam jeszcze chwilę, znosząc łaskoczący mnie dotyk i podziękowałam.
– Ale… ja jeszcze nie skończyłam.
– Tak… wiem, ale przypomniałam sobie, że byłam umówiona. Muszę niestety już wyjść.
– No, trudno – podeszła do kasy, kliknęła kilka razy. – Sto złotych.
To były najdroższe łaskotki w moim życiu. Wyszłam na zewnątrz zdołowana. Wdowi garbik! Też mi. Przejrzałam się w witrynie sklepowej. Gdzie niby jest ten garb? Nic nie widzę. Postanowiłam, że sama zrobię sobie spa w domu. Wymoczyłam nogi w ciepłej wodzie i pomalowałam paznokcie. Wieczór jednak dłużył się niemiłosiernie. Zaczęłam czytać książkę, ale jakoś nie mogłam się wciągnąć. Ciekawe, jak Jagodzie i Ewie podoba się obóz. Napisałam SMS-a, ale nie odpisały. Pewnie gdzieś szaleją z grupą. A Piotruś? Wybrałam numer jego telefonu. Odebrał natychmiast.
– Tęsknię za tobą, mamusiu! Nie podoba mi się tu…
– Dlaczego? – poczułam, że mam ochotę natychmiast po niego jechać.
– Wolę być w domu z wami.
– Piotrusiu, ale ty zawsze jesteś z nami. Korzystaj z wyjazdu, baw się z dziećmi. Masz jeszcze pieniążki?
– Mam. Chociaż nie wiem, czy mi starczy do końca, bo tu są takie pyszne lody. Obliczyłem, że jak będę codziennie kupował dwa, to mi starczy. Ale chciałem kupić jeszcze kartkę dla babci i bursztynek dla ciebie.
– Moje kochanie – omal nie rozpłakałam się w słuchawkę.
Mam już dość tego odpoczynku!
Kiedy oni wreszcie wrócą? Kolejne dni były coraz trudniejsze. Tęskniłam za dziewczynkami, Piotrusiem i Bogdanem. Przeczytałam wszystkie gazety, byłam w muzeum i w galerii. Jednak jedyne, o czym wciąż myślałam, to dzieci i mąż.
– Ale ze mnie nudziara – śmiałam się sama z siebie i odliczałam dni do ich powrotu.
W niedzielę wszystko było wysprzątane na wysoki połysk, a na moich kochanych czekał dwudaniowy obiad i ciasto z truskawkami. Kiedy Bogdan zajechał pod blok i z samochodu wyskoczył podekscytowany Max, omal się nie rozpłakałam ze szczęścia. Pojechaliśmy razem po dzieci na dworzec. Dziewczynki były opalone i radosne. Nie mogły przestać gadać. Piotruś natomiast przytulił się do mnie.
– To dla ciebie, mamusiu – wyciągnął z kieszeni bursztynek.
– Piotrusiu, czyżbyś oszczędził na lodach? – zaśmiałam się.
– Nie… Znalazłem go na plaży!
Ależ ja się za nimi stęskniłam. To było najdłuższy tydzień w moim życiu. Postanowiłam, że już nigdy nie będę na nich narzekać. Cudownie było mieć to rozwrzeszczane stadko z powrotem w domu.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”