„Ukochany ugrzązł w zabitej dechami wsi, a ja chciałam być kobietą sukcesu. Postawił mi ultimatum: albo on, albo kariera”

Kobieta, którą ogranicza mąż fot. Adobe Stock, Claudia Evans
„Wydawała mi się taka mała, ciasna, zacofana. Życie towarzyskie ograniczało się głównie do plotek przed kościołem. I to w dzień, bo po zmroku ulice pustoszały. Czułam, że z każdym dniem się duszę. Musiałam się stąd wyrwać, lecz na drodze miałam niemałą przeszkodę”.
/ 19.04.2022 05:14
Kobieta, którą ogranicza mąż fot. Adobe Stock, Claudia Evans

Rok temu obroniłam pracę magisterską na wydziale zarządzania. Na piątkę. Po egzaminie poszłam z przyjaciółmi z roku uczcić sukces w ulubionej knajpce, a potem wsiadłam do pociągu i wróciłam do rodzinnej miejscowości. Tam czekał na mnie Piotrek, mój ukochany. Chłopak bez którego wtedy nie wyobrażałam sobie życia.

Znaliśmy się od dzieciństwa. Mieszkaliśmy po sąsiedzku, więc spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Razem bawiliśmy się w piaskownicy, razem poszliśmy do szkoły. Z czasem przyjaźń przerodziła się wielką miłość. Kiedy postanowiłam wyjechać na studia do Krakowa, Piotrek był niepocieszony.

Twierdził, że to strata czasu, że dyplom do niczego mi się w życiu nie przyda. W końcu jednak pogodził się z moją decyzją. Musiałam mu jednak przyrzec, że jak już skończę te studia, to od razu wrócę do domu. Pobierzemy się i będziemy żyli jak w bajce.

Ojciec mojego ukochanego obiecał, że w prezencie ślubnym syn dostanie świetnie prosperujący tartak. Start mieliśmy więc zapewniony. Zamierzałam dotrzymać słowa. Nie, nie z powodu tartaku. Nie jestem interesowna. Po prostu przez lata studiów moje uczucie do Piotrka nie wygasło.

Na uczelni kręciło się koło mnie kilku chłopaków, ale odsyłałam ich z kwitkiem. Liczył się tylko on. Kiedy więc wsiadałam do pociągu byłam przekonana, że wszystko potoczy się zgodnie z planem. I rzeczywiście, od razu po moim przyjeździe poszliśmy do księdza i daliśmy na zapowiedzi. Niedługo miał się odbyć nasz ślub. Cała wieś szykowała się na tę uroczystość. Niestety…

Nie jest mi tu już tak dobrze, jak kiedyś…

Przez pierwsze tygodnie po powrocie wszystko wyglądało bardzo pięknie. Cieszyłam się, że jestem blisko narzeczonego, że wkrótce przypieczętujemy nasz związek. Ale w miarę upływu czasu mój entuzjazm słabł.

Nie, nie odkochałam się w Piotrku. Ciągle był moją wielką miłością. Po prostu zaczęło do mnie docierać, że nie czuję się już w naszej wsi taka szczęśliwa jak kiedyś. Wydawała mi się taka mała, ciasna, zacofana.

W Krakowie miałam wszystko: kina, kluby, galerie handlowe. Wychodziłam z akademika, nawet późnym wieczorem, i już wpadałam w tłum ludzi. A tu? Życie towarzyskie ograniczało się głównie do plotek przed kościołem lub sklepem. I to w dzień, bo po zmroku ulice pustoszały.

Wszyscy zasiadali przed telewizorami i oglądali durne seriale. Próbowałam odnowić stare przyjaźnie, ale niewiele z tego wyszło. Koleżanki gadały tylko o dzieciach, sprzątaniu, gotowaniu, robieniu przetworów. I o tych serialach oczywiście. Nudziłam się w ich towarzystwie. Powiedziałam o tym Piotrkowi.

– No wiesz… Widzę, że na tych studiach w Krakowie, to ci się w głowie poprzewracało. Zapomniałaś, jak się u nas żyje – oburzył się.

– Wcale nie. Tylko nie wiem, co ze sobą zrobić – zaczęłam tłumaczyć, ale szybko mi przerwał.

– Gdy zostaniesz żoną i matką, szybko znajdziesz z koleżankami wspólny język – warknął.

– Może masz rację – westchnęłam.

Nie wracaliśmy już do tematu. Aż do tamtego dnia…

To było trzy miesiące temu. Odwiedziła mnie Agata, przyjaciółka ze studiów. Oprowadziłam ją po wsi, przedstawiłam Piotrkowi. Wieczorem usiadłyśmy na ganku w domu moich rodziców i zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się, że ma dobrą pracę w Krakowie, świetnie zarabia.

– A może i ty masz ochotę wyrwać się z tej pipidówki? Sorki, że tak mówię, ale naprawdę nie rozumiem, jak możesz tu żyć – powiedziała w pewnym momencie.

– Można przywyknąć. Zresztą niedługo wychodzę za mąż – odparłam.

– Jedno drugiemu nie przeszkadza… Przecież Kraków nie jest na końcu świata! – ciągnęła.

– Jest – przerwałam jej. – Piotrek nie wyobraża sobie życia gdzie indziej.

– Gdybyś zmieniła zdanie, to koniecznie do mnie zadzwoń. W naszej firmie potrzebują młodych i zdolnych. A ty byłaś najlepsza na roku!

Już miałam jej powiedzieć, że się zastanowię, gdy pojawił się Piotrek.

– Nie liczyłbym na telefon. Aga nie pójdzie do żadnej pracy i nigdzie nie wyjedzie – warknął do Agaty.

– Podsłuchiwałeś? – zdenerwowałam się.

– Nie, po prostu usłyszałem. I nie podoba mi się, że ta dziewczyna miesza w naszym życiu.

– Nie miesza. Po prostu rozmawiamy – nastroszyłam się.

– Akurat. Za pięć minut nie chcę jej tu widzieć! – aż kipiał.

Poderwałam się z krzesła.

– Chyba żartujesz. Agata jest moim gościem i zostanie tak długo, jak zechce – wrzasnęłam.

– W takim razie ja się pożegnam – wysyczał i poszedł.

Przyjaciółka jeszcze tego samego wieczoru pojechała do Krakowa. Gdy jej samochód zniknął za zakrętem, przed moim domem pojawił się Piotr.

– Przyszedłeś mnie przeprosić? – zapytałam z nadzieją w głosie.

– Nie, przyszedłem cię uprzedzić, że jeśli wyjedziesz do Krakowa, to z nami koniec – stwierdził.

– Żartujesz? – wykrztusiłam.

– Nigdy nie byłem bardziej poważny. Czekałem na ciebie przez całe studia. I więcej nie będę. Mam dość.

– Może najpierw porozmawiamy…

– Nie ma o czym! Albo zostajesz tutaj ze mną albo do widzenia – patrzył na mnie wyczekująco.

– W takim razie do widzenia – wypaliłam i uciekłam do domu.

Od tamtej pory nie odzywamy się z Piotrkiem do siebie. Rodzice próbowali nas pogodzić, ale im się nie udało. Piotrek się zawziął, ja też. Ślub został odwołany. Ludzie mają o czym gadać… Najsmutniejsze jest to, że za tę całą sytuację obwiniają mnie.

Szepczą, że mi się w głowie poprzewracało, że zamiast wybrać życie rodzinne, zdecydowałam się na wyjazd do miasta i na pracę. A przecież to nieprawda! To była tylko luźna rozmowa z przyjaciółką. Teraz jednak chyba naprawdę zadzwonię do Agaty. Spakuję walizki i wyjadę. Mam dość tej pipidówki!

Czytaj także:
„Już przed ślubem wiedziałam, że Rysiek to brutal, ale połasiłam się na jego pieniądze. Latami pozwalałam się upokarzać”
„Gdy Heniek poprosił mnie o rękę, powinnam była go pogonić. Zamiast tego przez następne 30 lat byłam jego służącą”
„Rodzina za nic nie mogła przeżyć tego, że jestem singielką. Prawie uśmiercili mojego kota, byle tylko mnie zeswatać”

Redakcja poleca

REKLAMA