Wszystko przez Paulinę. Gdyby nie opowiadała tych swoich mądrości, to nigdy do tej tragedii by nie doszło. Ale nie! Ona musi. Coś gdzieś usłyszy i zaraz paple, i to jeszcze z takim podnieceniem. Uwaga, dziewczyny, sensacja! Ale swoją drogą, ze mnie też niezła idiotka. Sama sobie ukręciłam ten bicz na własną…
A zaczęło się na babskim wieczorku. Raz w miesiącu spotykamy się bez panów
Czasami jesteśmy w piątkę, czasami w szóstkę, a zdarza się, że spotyka się cała siódemka. Poznałyśmy się w przedszkolu, kilka lat temu. Nasze pociechy były w jednej grupie, wszystkie mieszkałyśmy niedaleko, i tak od słowa do słowa okazało się, że fajnie nam się gada. Po kilku spotkaniach z mężami nie wytrzymałam i zbuntowałam dziewczyny.
– Po co nam oni? I tak się izolują i gapią w telewizor, żłopiąc swoje piwsko, a my nawet nie możemy swobodnie pogadać.
– Ani ich poobgadywać!
– Racja. Umówmy się bez chłopaków!
Rewolucja się dokonała. Która miała wolną chatę, zapraszała do siebie resztę. Dzieciakom organizowałyśmy pokój do zabawy. Każda robiła coś pysznego do jedzenia, do tego kilka butelek wina i było świetnie. Czasami umawiałyśmy się na „dorosłe party”, wtedy dzieciaki lądowały u dziadków albo tatuś dostawał zadanie zajęcia się potomstwem, i spotkanie mogło nabrać rumieńców. To właśnie podczas takiego „dorosłego party” Paulina wypaliła ze swoją rewelacją:
– Słuchajcie, dziewczyny, moja przyjaciółka, taka jeszcze ze szkoły, postanowiła sprawdzić wierność swojego chłopa. Regularnie przeszukiwała mu kieszenie, szperała w historii połączeń w telefonie, a nawet poprosiła informatyka z roboty, żeby ją nauczył, jak prześwietlić komputer.
– Hi, hi, to się przynajmniej czegoś nauczyła… – zaśmiałam się.
– To wcale nie było takie proste, ale Kaśka nie odpuszczała, zaparła się i dziś włazi w te różne pamięci i pliki komputera starego, i wszystko może wyszperać. Nawet przeszukałyśmy komputer mojego.
– Odważna jesteś. Z jakim efektem?
– Umiarkowanym. Nic osobistego, takie tam. Trochę, jak sam siedzi w domu, grzebie na stronach z pornografią.
– To ja bym już swojemu gębę obiła.
– Nie żartuj, za co? Oni tak mają, co to w końcu szkodzi, że sobie trochę popatrzy. Może też się czegoś przy okazji nauczy.
– Twój zysk.
Ryknęłyśmy śmiechem.
– Ale co z tym mężem twojej przyjaciółki? Znalazła coś? – dopytywała któraś.
– O to chodzi, że nic. To ja do niej mówię: „Nie daj się nabrać, na pewno udaje świętoszka, bo ma coś do ukrycia”.
– Dobrze powiedziałaś! Taki za święty to zawsze podejrzana sprawa.
– To już przesada. Ja nie muszę niczego sprawdzać. Nie wierzę, żeby Piotrek interesował się jakąś inną babą – wtrąciłam.
Wierzę w wierność Piotrka, przecież dobrze go znam
Zaczęły się śmiać ze mnie i przekrzykiwać jedna drugą, jaka to jestem naiwna. I jeszcze, że wilka zawsze do lasu ciągnie. Takie tam głupie mądrości. Trochę się obraziłam. Bo co? Nie powinny aż tak.
– To może w takim razie powiecie mi, co wiecie o Piotrku? – rzuciłam zaczepnym tonem. – Może się do którejś z was dobierał, co? Śmiało. Może go widziałyście na ulicy z jakąś laseczką? Proszę bardzo…
– No nie… Przecież nic, Uleńko, nie mówimy. My tylko tak ogólnie.
– O wszystkich, bo to wiadomo, jacy są.
– Może wszyscy są, ale mój Piotrek nie jest i już. Znam go – naburmuszyłam się.
Znałam Piotrka od dzieciństwa i wierzyłam mu. Nie sądzę, żeby mógł mnie okłamać. Obiecaliśmy sobie, że będziemy mówić wszystko. Gdyby cokolwiek miało się stać. Wiara wiarą, ale jakieś ziarno niepokoju musiała Paulina w mojej duszy zasiać, bo jednak, na wszelki wypadek, przejrzałam pocztę mailową Piotra. Nigdy się z niej nie wylogowywał. Najlepszy dowód, że nie miał nic do ukrycia. Zapytałam go też wprost:
– Pamiętasz, że obiecaliśmy sobie mówić wszystko, Piotruś?
– Pamiętam. A co? Chcesz mi coś powiedzieć? – spoważniał.
– Ja? A co ja takiego miałabym ci powiedzieć? Myślałam, że może ty… Może jest coś takiego, co chciałbyś mi…
– Ula! Jestem człowiekiem honoru. Nie czekałbym na twoje pytania. Umowa to umowa, wiesz przecież. Ale co ci chodzi po tej główce? Przecież wiesz, że jesteś moją żoną, i tak już zostanie do końca. Wiesz?
– No wiem, wiem… Ale dziewczyny takie historie opowiadają…
– To nie słuchaj dziewczyn. Uznaj, że twój mąż jest nietypowy.
– Dobra. Wierzę ci, mój nietypowy mężu.
Na kolejnym babskim spotkaniu któraś zapytała Paulinę o dalsze losy śledztwa, które prowadziła jej przyjaciółka.
– Sprawa jest rozwojowa. Kaśka zaangażowała zawodową uwodzicielkę.
– Kogo? Czyli dziwkę zwykłą?
– Co ty! Znalazła w internecie dziewczynę, która za opłatą testuje żonatych facetów na okoliczność ich skłonności do zdrady.
– Niby jak? Idzie z nimi do łóżka?
– To podobno ostateczność. Jeśli zazdrosna żona potrzebuje „twardych” dowodów. Z reguły wystarczą nagrania z randki, na której się umawiają, SMS-y i takie drobiazgi.
– To obrzydliwe.
– Ale skuteczne.
– No i co ta testerka wytestowała?
– Nic. Pokazała Kaśce nagranie, na którym facet nagabywany przez nią był nieugięty jak skała i wreszcie zniecierpliwiony dosyć brutalnie spławił dziewczynę.
– E tam, to żaden dowód, akurat laska mogła mu się nie podobać.
– To ty jej nie widziałaś. Ma wszystko, co tygrysy lubią najbardziej. Ja sama wzroku nie mogłam od niej oderwać.
– Widziałaś się z nią?
– Pewnie. Kaśka mnie wzięła na spotkanie w charakterze świadka. Dziewczyna jest super i zna się na robocie. Żebyście słyszały, jak bosko szemrała zniżonym głosem na tym nagraniu. Sama miałam na nią ochotę. W sumie, co mi szkodzi sprawdzić, tak dla sportu.
Zaczęłyśmy rechotać. Paulina jest naprawdę zakręcona.
– No dobrze. Ale cała ta historia okazała się niepotrzebna, skoro facet się nie skusił.
– Są dwa plusy. Pierwszy: Kaśka się przekonała, że na razie mąż jest jej wierny. No i drugi, że ma już wiedzę, jak łobuza kontrolować w przyszłości.
– O, proszę… To może ja też sobie taką testerkę zafunduję. Droga jest? – rzuciła któraś z dziewczyn.
– Tania nie jest, ale po co mówić o pieniądzach, kiedy idzie o szczęście rodziny?
Kilka dni później spotkałam Paulinę w sklepie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
– Paulinko, a ta testerka… Masz do niej jakiś telefon?
– No co ty, Ula… Ty chcesz sprawdzać Piotrusia? Chyba na głowę upadłaś.
– Nie, nie, no co ty, nie o mnie chodzi. Moja koleżanka. Opowiedziałam jej o tym, a ona, widzisz, ma poważne powody, żeby się niepokoić.
– Jak dla koleżanki, to mam adres mailowy. Zapisz sobie. Ma na imię Beata.
Napisałam do Beaty, że w sumie nie mam powodów do niepokoju i jesteśmy szczęśliwym związkiem, ale… No, jak ktoś mi zasiał w duszy niepokój, to muszę się go jakoś pozbyć. Umówiłyśmy się w kawiarni.
Paulina miała rację. Dziewczyna była prześliczna
Trudno wyobrazić sobie faceta, który by na nią nie zwrócił uwagi.
– Beata – uśmiechnęła się do mnie.
– Ula. Muszę tylko zastrzec, że absolutnie nic nie wskazuje na to, że mój mąż…
– To nieistotne. Sprawdzimy. Masz zdjęcie?
Dałam jej zdjęcie Piotrka, najładniejsze, jakie znalazłam. Beata spytała o miejsce pracy i inne sprawy, które pomogą jej go namierzyć.
– Ale nie ma takiej szansy, że on się zorientuje, że to ja? Że go szpieguję?
– Nie ma.
– To dobrze. A ty… Długo już się… tym zajmujesz? – zapytałam.
– Wystarczająco długo, ale to nie jest moja podstawowa praca.
Beata nie była wylewna, nie chciała o sobie mówić. Wzięła niewielką zaliczkę, a ja wróciłam do domu z okropnym kacem moralnym. Co ja wyprawiam? Oszalałam? Trzy dni później dostałam maila. Beata pisała, że musi zrezygnować ze zlecenia, że jest jej przykro, ale inne sprawy zawodowe nie pozwalają jej na dalszą pracę dla mnie. Na koniec poprosiła o numer konta, bo chciała mi odesłać pieniądze. Odetchnęłam z ulgą. Bardzo mnie niepokoiło to, że dałam się Paulinie wciągnąć w tę awanturę. Pobiegłam do sklepu i kupiłam wino i szparagi, bo Piotruś za nimi przepadał.
– A co to za okazja? – stanął zdumiony na widok przystrojonego stołu.
– A bez okazji to już nie można zrobić sobie uroczystej kolacji?
– No można, ale dlaczego akurat dziś?
– Nie drąż tematu. Zrobiłam coś bardzo głupiego, ale na szczęście nic się nie stało. To taki drobiazg bez znaczenia. Ale chcę, żebyś wiedział, że bardzo cię kocham.
Piotr popatrzył na mnie bardzo uważnie i jakoś smutno zarazem.
– Ja też zrobiłem coś głupiego. I chyba coś się stało. To znaczy nic nie zrobiłem. Stało się.
– Co się stało? Nie mów zagadkami.
– Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, Ula… Nie wiem.
– Wiesz. Powiedz normalnie, tak jak zawsze. Przecież razem damy radę.
– Ja… no, chyba się zakochałem. Nie umiem ci nic wytłumaczyć, bo sam nic nie rozumiem. Tak cholernie mi przykro. I głupio. Ale obiecaliśmy sobie mówić prawdę. Po prostu. Podeszła do mnie kobieta, o coś zapytała, porozmawialiśmy przez chwilę i… I ja… I we mnie coś się… Ja się zakochałem. Staliśmy tak obok siebie i oboje… Ula! Nie chciałem tego, ale nie umiem udawać, że tego nie ma.
Stałam. Zapałka, którą miałam zapalić świeczki na stole, poparzyła mi palce.
– Kiedy to się stało?
– Wczoraj po pracy. Na ulicy.
– Co teraz będzie z nami?
– Nie wiem.
Czytaj także:
Gdy chciałem zerwać z ukochaną, groziła samobójstwem
Traktowałam synową jak córkę, ale zmieniła się nie do poznania
Brzydziłam się jeździć do teściów. Traktowali swoje psy jak bóstwa