„Mąż woli być kanapowcem bez pracy, niż panem domu. Gdy znalazłam mu pracę, nawet nie kiwnął palcem, by go przyjęli”

histeryczka.png fot. Adobe Stock, Clement C/peopleimages.com
„Jacek od zawsze robił tylko to, co musiał. Wystarczało mu zupełne minimum i wydawało mi się, że nie jest to nic złego. Kiedy stracił pracę, szybko okazało się jednak, że jego podejście do życia mi nie odpowiada. Przez jakiś czas miałam nadzieję, że uda mi się go zmienić, ale każdy ma swoje granice”.
/ 22.07.2023 16:30
histeryczka.png fot. Adobe Stock, Clement C/peopleimages.com

Znałam Jacka od dzieciństwa. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, w którym trudno było się nie znać.

Ty mi wystarczysz, nie trzeba mi nic więcej

Nasza przyjaźń nabrała rumieńców na początku liceum, gdy zostaliśmy parą. Niecałe 2 lata później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.

Oczywiście byliśmy przerażeni, ale jednocześnie nawet ucieszyliśmy się, że możemy wziąć ślub i zacząć razem dorosłe życie. Maturę zdawałam więc jako mężatka w zaawansowanej ciąży. Mimo to poszło mi naprawdę dobrze, dlatego planowałam kontynuować naukę.

Jacek natomiast osiągnął minimalny wynik i był zadowolony, że w końcu może pójść do jakiejś mało wymagającej pracy. Udało mu się zatrudnić w zakładzie komunalnym, pracował o stałych godzinach i nikt nie oczekiwał od niego szczególnych starań, czy tym bardziej rozwoju.

Mieszkaliśmy u moich rodziców, więc jego pensja wystarczała na skromne utrzymanie naszej rodziny. Dzięki temu mogłam oddać małą pod opiekę babci i skoncentrować się na studiach, które sprawiały mi mnóstwo satysfakcji.

Od czasu do czasu pytałam Jacka, czy też nie chce kontynuować nauki na interesującym go kierunku. Odpowiadał jednak, że nie potrzebuje do szczęścia niczego więcej. Ma pracę, piękną i mądrą żonę oraz cudowną córkę, więc ma wszystko. Uważałam nawet, że to naprawdę urocze.

Mój mąż był prostym, ale niezwykle dobrym człowiekiem, na którym mogłam polegać. Nigdy nie pomyślałabym, że jego podejście do życia w którymś momencie stanie się głównym powodem naszego rozwodu.

Przecież z głodu nie umrzemy

Po skończeniu studiów, udało mi się znaleźć pracę w dużym banku w pobliskim mieście. Dzięki mojemu zaangażowaniu po kilku latach mogliśmy sobie pozwolić na wybudowanie niewielkiego domu na działce moich rodziców. Pięłam się po szczeblach kariery, zarabiałam coraz więcej i szybko okazało się, że to głównie ja utrzymuję naszą rodzinę.

W tym czasie Jacek pracował dokładnie na tym samym stanowisku, nie prosząc nawet o podwyżki i było mu z tym bardzo dobrze. Nie przeszkadzało mi, że to ja płacę za remonty w domu, nowy samochód, jego nowoczesny sprzęt wędkarski, dodatkowe zajęcia dla córki, czy rodzinne wakacje za granicą. Do czasu, gdy mój mąż stracił pracę i nie zamierzał nic z tym zrobić.

— Monia, były redukcje etatów i poleciałem — powiedział któregoś popołudnia Jacek.

— Jak to poleciałeś? Co to znaczy?

— No wywalili mnie — mówił zupełnie spokojnie mój mąż.

— Tak po prostu? — dopytywałam z niedowierzaniem.

— Mówili coś wcześniej i w sumie gadali z nami na temat naszej przyszłości w firmie, ale jakoś nie przykładałem do tego wagi. — Jacek wydawał się zupełnie nieprzejęty całą sytuacją.

— Jacek, do cholery, właśnie straciłeś pracę! Rusza cię to w ogóle? — zaczęłam krzyczeć.

— Jezu Monia, przecież znajdę coś innego. Po co się tak wkurzasz, z głodu nie umrzemy — wciąż bagatelizował mój mąż.

— Chyba nie chcesz, żeby utrzymywanie naszej rodziny było tylko na mojej głowie?

— I tak zarabiasz więcej, to nic się nie stanie, jak miesiąc czy dwa nie będę pracował — argumentował Jacek.

— Masz rację, ale ciężko jest teraz coś znaleźć. Musisz szybko wziąć się w garść i poszukać nowego zajęcia, ok? — potrzebowałam zapewnienia, że Jacek traktuje to poważnie.

— No jasne, Monia, od jutra zacznę się za czymś rozglądać — uspokajał mnie mąż.

Przez kolejny tydzień budziłam się w łóżku sama

Mój mąż wstawał o świcie i wyruszał na ryby. Wracał dopiero późnym popołudniem, żeby zjeść obiad i natychmiast zasiadał na kanapie z piwem, żeby obejrzeć kolejny mecz.

Początkowo tego nie komentowałam. Stwierdziłam, że potrzebuje chwili na odpoczynek i zastanowienie się, co robić dalej. Byłam jednak ciągle podenerwowana i nieco zirytowana jego zachowaniem. Wolałabym, żeby poświęcił ten czas na ogarnięcie domu albo przygotowanie obiadu dla naszej córki.

Mijały kolejne dni, a Jacek wciąż nie interesował się tematem nowej pracy. Chciałam dać mu trochę przestrzeni i czasu, ale coraz bardziej wkurzało mnie jego podejście do całej sytuacji.

Kiedy któregoś wieczoru, w końcu zaczęłam ten temat, mój mąż po prostu wybuchł. Zaczął krzyczeć, że go stresuję i nie rozumiem, że on musi w końcu się zrelaksować po tylu latach ciężkiej pracy. Gdy tylko to powiedział, coś się we mnie zagotowało.

— A przepraszam bardzo, co ja robię całymi dniami? Leżę na łóżku? Nie! Wstaję wcześniej od ciebie i wracam do domu później! Przygotowuję Julkę i odwożę ją do szkoły, gotuję obiad, odrabiam z naszą córką lekcję, a potem sama siadam do nauki, żeby się rozwijać! Co ty robisz w tym czasie? — krzyczałam bez opamiętania.

— Ja ci nie każę robić tych wszystkich dodatkowych kursów — odwarknął.

— A czy choć raz zaproponowałeś, że to ty ogarniesz dom albo zajmiesz się Julką? Czy choć pomyślałeś, żeby mnie w tym wszystkim wesprzeć? — mówiłam już spokojniej ze łzami w oczach.

— O matko, teraz to już histeryzujesz. Byłem zmęczony po pracy — tłumaczył się.

— A ja nie? — dopytywałam.

— Nigdy się nie skarżyłaś — odparł.

— To teraz się oficjalnie skarżę, skoro nie potrafisz się domyślić, żeby mi pomóc. Zwłaszcza teraz, gdy masz tyle wolnego czasu — stwierdziłam oschle.

— OK, nie ma problemu, ogarnę wszystko.

— I od jutra masz zacząć szukać pracy! — dodałam i wyszłam.

Nie ma dla mnie odpowiedniej pracy

Przez kilka pierwszych dni po awanturze Jacek się trochę starał. Wstawał wcześniej, żeby przygotować śniadanie Julce i gotował lub zamawiał obiad. Miałam nadzieję, że faktycznie zrozumiał, jak nierówny jest podział naszych obowiązków i weźmie się za siebie.

W przerwach od pracy podsyłałam mu nawet oferty pracy, które znalazłam w sieci. Zawsze znalazł jednak argument, by nawet nie aplikować. A to firma była za daleko, a to praca zbyt ciężka, a to stawka zbyt niska. Traciłam cierpliwość, ale nie zamierzałam się poddawać.

W końcu znalazłam dla niego pracę, w której robiłby niemal dokładnie to samo, co na poprzednim stanowisku. Co więcej, rekrutował na nie mój dobry znajomy, więc tak naprawdę Jacek musiał się tylko pojawić na rozmowie, aby dostać tę posadę.

Choć jak zwykle mój mąż był tym mało zainteresowany, dobrze go przygotowałam, poinstruowałam, gdzie i kiedy ma się stawić i byłam pewna, że niedługo nasze problemy się skończą. Nie mogłam się bardziej mylić.

— Monika wiesz, że cię lubię, ale wyszedłem przed moim szefem na idiotę — zadzwonił do mnie wkurzony znajomy, który załatwił Jackowi rozmowę.

— O czym ty mówisz? Co się stało? — pytałam zdenerwowana.

— Twój mąż nie przyszedł na rozmowę. A gdy szef do niego zadzwonił, stwierdził, że nie ma teraz czasu i poza tym stawka, jaką mu oferujemy, jest śmieszna — opowiadał Łukasz.

Nie wiedziałam, jak mam go przepraszać

Czułam się jak idiotka, a do tego nie mogłam się dodzwonić do Jacka, bo jego telefon był poza zasięgiem. Oczywiście domyślałam się, że pojechał na ryby z kolegami. Byłam wściekła i czułam zupełną bezsilność.

Nie wierzyłam, że mój mąż jest w stanie się zmienić. Żył sobie przez tyle lat w swojej bańce, w której nie musiał się o nic martwić. Nie mogłam już na niego liczyć i bez końca czekać, aż się zmieni.

— Chcę, żebyś się wyprowadził — powiedziałam, gdy wieczorem łaskawie pojawił się w domu.

— Co ty gadasz Monia? Gniewasz się za tę rozmowę? Przecież oni chcieli mi dać jakieś marne grosze. Co ja poradzę, że nie ma dla mnie odpowiedniej pracy — tłumaczył się głupio Jacek.

— Od teraz będziesz się musiał martwić o to sam. Nie mam zamiaru dłużej cię utrzymywać i liczyć na to, że weźmiesz się w garść — mówiłam zupełnie spokojnie.

— Ty chyba sobie żartujesz Monika? Gdzie niby mam się wyprowadzić? — dopytywał zupełnie zaskoczony Jacek.

— Nie obchodzi mnie to. Jutro rano masz się spakować i wynieść. O 13 przychodzi ślusarz i zmienia zamki — kontynuowałam.

— Nie możesz mi tego zrobić! Zwariowałaś! — krzyczał mój mąż.

— W ciągu kilku dniu prześlę ci też papiery dotyczące rozwodu. Dobranoc — dokończyłam i wyszłam.

Jacek był w takim szoku, że nie wiedział już co powiedzieć

Grzecznie się jednak spakował i wyniósł do swojej mamy. Oczywiście zarówno on sam, jak i jego rodzice próbowali wpłynąć na moją decyzją prośbą i groźbą.

Ja jednak byłam twarda i nie zamierzałam dłużej zgrywać grzecznej i potulnej żony leniwego męża. Nasza sprawa rozwodowa jeszcze się toczy. Oczywiście będę musiała spłacić Jacka, więc trochę się obłowi. Dzięki temu nadal przez jakiś czas nie będzie musiał pracować. A potem... potem niech martwi się o niego ktoś inny.

Czytaj także:
„Wychowałam syna na nieudacznika, który trzyma się matczynej spódnicy. Teraz muszę utrzymywać darmozjada, bo żadna go nie chce”
„Zięć to miernota, nigdy groszem nie śmierdział. Zmajstrował mojej córce dziecko i teraz ja utrzymuję całą trójkę”
„Matka wytyka mi, że jestem idiotką, bo utrzymuję faceta. Ona idiotką nie była, oskubała z forsy całą hordę naiwniaków”

Redakcja poleca

REKLAMA