„Chciałam korepetycji dla córki, a padłam ofiarą oszusta. Gdyby nie bandzior z mojego bloku to bym nie odzyskała kasy”

Oszustwo finansowe fot. Adobe Stock
Podobno „porządny? bandyta ma swoje zasady – między innymi taką, że swoich nie rusza. Mój sąsiad poszedł nawet o krok dalej. Nie tylko nie rusza, ale i staje w ich obronie.
/ 23.02.2021 08:49
Oszustwo finansowe fot. Adobe Stock

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zadzwonić pod numer z ogłoszenia. Zwykle nie działam impulsywnie, wszystko sprawdzam dwa razy, ale wtedy ostrożność mnie opuściła. „Angielski, nauka, konwersacje, przygotowanie do egzaminów. Mgr Rosiniak” – krótko i treściwie. Tego właśnie potrzebowałam, nauczyciela dla mojej Kasi.

Odłożyłam niewielką sumkę na domowe lekcje angielskiego dla córki, chociaż nie przyszło mi to łatwo. Mój budżet samotnej matki przeżywał ciągłe napięcia, ale w myśl zasady „wszystko dla dziecka”, jakoś dałam radę.

Chyba mi na chwilę rozum odebrało!

Magister Rosiniak przejrzał swój terminarz i znalazł dla nas czas. Przyszedł nazajutrz. Zrobił na mnie dobre wrażenie, był rzeczowy i konkretny, skupiony bez reszty na zadaniu. Od progu oznajmił, że najpierw chciałby przeprowadzić, jak to ujął, wewnętrzny egzamin, żeby wiedzieć, na jakim poziomie jest uczennica.
– To mi pozwoli lepiej przygotować się do zajęć, żeby dziecko jak najwięcej wyniosło z lekcji – oznajmił.

„Nauczyciel z powołania” – pomyślałam. Zapewne miałam wtedy przejściowe zaćmienie umysłu. Pan Rosiniak przepytał Kasię z podstaw angielskiego. Nie wzbudził podejrzeń, bo wiedziałam, że mała więcej nie umie.
– Taak, wszystko jasne – nauczyciel odchylił się i wyprostował plecy. – Muszę panią uprzedzić, że za pierwsze zajęcia biorę z góry. Ustalam właśnie terminarz i chciałbym, żeby nasza umowa, o ile się dogadamy, wyglądała poważnie. A! I jeszcze książki. Sprowadzam dla swoich uczniów podręczniki i zeszyty do ćwiczeń z Royal Academy w Londynie. To licencjonowane wydawnictwa, mam zaufanie do ich metodologii, na efekty nauki według ich dydaktyki nie trzeba długo czekać. Słuchałam oszołomiona.
– 300 złotych – sprecyzował oczekiwania magister Rosiniak.
– To sporo – zdziwiłam się.
– Tylko pierwsza opłata jest tak wysoka, potem biorę za godzinę tyle, ile ustaliliśmy. To jak, decyduje się pani? – nauczyciel zerknął niecierpliwie na zegarek. – Bo mam jeszcze kilka umówionych spotkań. Jest duże zainteresowanie metodą nauki, którą proponuję. Wytworzył takie ciśnienie, że pośpiesznie wyciągnęłam trzy stówki. Jak już mówiłam, cierpiałam chyba na chwilowy zanik rozumu. Magister porwał pieniądze, pożegnał się i wybiegł jak na skrzydłach.

Wyjrzałam za nim na klatkę schodową. Właśnie zrozumiałam, co najlepszego zrobiłam.
– Przepraszam! – Rosiniak odbił się od Zenka, który właśnie wchodził po schodach.
– Sie ma, Aluśka – przywitał mnie ciepło sąsiad. Znaliśmy się jeszcze z piaskownicy, inaczej chyba nie miałabym odwagi z nim rozmawiać. – Ten miglanc wyparował od ciebie? Bo nie znam facjaty. Usiadłam na schodach i zakryłam twarz. Chciało mi się płakać.
– No co? – Zenek stanął nade mną jak pokryta tatuażami góra. – Krzywdę ci kto zrobił? Miętkie serce mam, na damskie łzy patrzeć nie mogę. Tylko puść parę, a ja go… Albo nie, na warunkowym jestem. Ale chłopakom nadam, to mu wytłumaczą.
– Nie trzeba, będę miała nauczkę – machnęłam ręką i opowiedziałam o tym, jak dałam się naciąć.
– Pozwolę sobie się nie zgodzić – powiedział elegancko Zenon i siąknął nosem. – Ja swój honor mam, byle gnida nie będzie po moim rewirze ganiała i słabe kobiet cięła na kasę.
– Co chcesz zrobić? – przestraszyłam się.

Sąsiad siedział co prawda za włamanie, ale krążyły wieści, że i mokrą robotą nie gardził, tylko nikt go nie zdołał na tym złapać. Rosiniak był oszustem i naciągaczem, ale nie chciałam, żeby z mojego powodu doznał uszczerbku na zdrowiu. Z Zenkiem i jego kolegami żartów nie było.
– Ja? – zdziwił się teatralnie Zenon. – Nic! Absolutnie nic.
– Zenek! – piętro wyżej otworzyły się drzwi i przez tralki poręczy wyjrzała żona sąsiada. – Co tam robisz?
– Do ciebie idę, królowo moja – zanucił figlarnie Zenon i zniknął mi z oczu. Odetchnęłam z ulgą. 
Bałam się, że padnę ofiarą jego nadopiekuńczości. Zenek dla swoich potrafił być dusza człowiek.

Wyrównał rachunki… i to z nawiązką!

Jak bardzo – przekonałam się kilka dni później.
– Ojciec prosi – w drzwiach stała mniejsza kopia Zenka. Syn zapraszał mnie na rodzinne salony, nie wypadało odmówić.
– Wchodź, Aluśka, jak do siebie – usłyszałam od progu. Zenek i jego dwaj synowie siedzieli przy stole, a tyłem do mnie na krześle… Tak, to był magister Rosiniak. Zrobiło mi się go żal.
– Widzisz, Aluśka, dzieciaki chciały trochę angielskiego liznąć, to pomyślałem, że zadzwonię tam gdzie ty – Zenek drapał się po szerokiej piersi. – Tak między nami sąsiadami, nie gniewaj się, ale strasznego palanta wybrałaś na nauczyciela. Nie podobasz mi się z mordy – zwrócił się wprost do Rosiniaka. – Aluśka, to ten? Bo wtedy tak szybko mi mignął na schodach, żem nie spamiętał – Zenek patrzył na mnie lodowato niebieskimi oczami. Dreszcz przebiegł mi po plecach.
– Zenek, nie rób nic, czego musiałbyś żałować – ostrzegłam słabym głosem.
– Nie bój, warunkowego nie złamię – uspokoił mnie sąsiad. – Zaraz tu wpadną Ciacho i Malizna, to mnie wyręczą. Ile ci wisi pan nauczyciel?
– Trzy stówy – powiedziałam cicho.
– To zaraz ci odda – powiedział pogodnie Zenon.

Rosiniak był wytrawnym graczem, wiedział, kiedy ma słabe karty. Bez słowa podał mi banknoty.
– I drugie tyle za fatygę – Zenek wyciągnął rękę.
– To rozbój! – magister zdobył się na niemrawy protest.
– Jak powiedziałeś? – Zenek wstał i szarpnął stołem.

Synowie uśmiechnęli się wyczekująco.
Nie skacz, palancie, tylko pruj się z kasy. I pamiętaj, na moim rewirze rządzę ja i nikt więcej. Co uskubałeś, to moje. Kumasz? Rosiniak skinął pokornie głową. – No! – Zenon odprężył się i przeciągnął, prężąc muskuły. – A teraz won i żebym cię nie widział. Bo ja nerwowy jestem, jeszcze mi ręka drgnie. A warunkowe – rzecz święta.

Poczułam ulgę, kiedy nieszczęsny oszust wyszedł z mieszkania Zenka cały i zdrowy. Miałam nadzieję, że na ulicy nie czeka go żadna niespodzianka.
– Nie martw się, Aluśka – Zenon poklepał mnie po plecach – włos mu z głowy nie spadnie. Za delikatna jesteś na ten świat – przyjrzał mi się z autentyczną troską. – Nie wiem, co byś beze mnie zrobiła.
– Dziękuję za odzyskanie pieniędzy – zrozumiałam aluzję.
– E tam – Zenek machnął ręką. – To była zwykła sąsiedzka przysługa.

Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Zakochałam się w Januszu od razu. Gdybym wiedziała, że zamorduje mojego męża, dalej bym go kochała”
„Obrobiłem dom bandziora działającego w gangu porywaczy dla okupu. Tak odkryłem, gdzie jest moja siostra”
„Matka chciała mnie tylko dla siebie. Skłamała, że mój ojciec nie żyje. Nie zasłużyła na życie po tym, co zrobiła”

Redakcja poleca

REKLAMA