„Zakochałem się w samotnej matce. W ten sposób z dnia na dzień zostałem ojcem. Nie miałem wyjścia”

mężczyzna, który związał się z samotną matką fot. Adobe Stock, baranq
„Byłem czasem zły, że Kubuś kradnie mi jej czas. Gotowałem się w środku, kiedy mówiła, że nie może się ze mną spotkać lub ma dla mnie tylko godzinę, bo musi biec do synka. Chciałem, żeby była w tym czasie ze mną. Skrzętnie jednak ukrywałem swoje uczucia”.
/ 22.01.2022 08:48
mężczyzna, który związał się z samotną matką fot. Adobe Stock, baranq

Podszedłem do okienka, spojrzałem na nią i z wrażenia nie mogłem wydusić z siebie słowa. Stałem jak zaczarowany i wpatrywałem się w nią z zachwytem. W końcu jakoś się ogarnąłem i załatwiłem sprawę, ale nie potrafiłem zapomnieć o pięknej panience z okienka.

Co tu ukrywać, zakochałem się od pierwszego wejrzenia

Nigdy wcześniej coś takiego mi się nie przytrafiło, więc postanowiłem o nią zawalczyć. Przez następne dni regularnie biegałem do banku. Nie dlatego, że musiałem. Większość rzeczy spokojnie mogłem załatwić przez Internet. Chciałem ją po prostu zobaczyć, chwilę porozmawiać. Któregoś razu zebrałem się na odwagę i zaprosiłem ją na kawę. Odmówiła. Powtórzyło się to chyba z pięć razy.

W końcu jednak się zgodziła. Wierzyłem, że to będzie początek cudownej znajomości. Z bijącym sercem czekałem na nią przy kawiarnianym stoliku. Zjawiła się punktualnie, ale nawet nie usiadła.

– Przyszłam ci tylko powiedzieć, żebyś nie zawracał sobie mną głowy. Szkoda na to twojego cennego czasu – wypaliła.
– Ale dlaczego? Masz kogoś? – jęknąłem zawiedziony.
Tak. Rocznego synka. Ma na imię Kubuś. Gdy jestem w pracy, zajmuje się nim moja mama – odparła i zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, odwróciła się na pięcie i wyszła.

Byłem tak zaskoczony tym, co usłyszałem, że nawet nie próbowałem jej zatrzymać.

Przez następne dwa dni biłem się z myślami

Nie wiedziałem, co robić. Rozsądek podpowiadał mi, żeby trzymać się od Majki i jej dziecka z daleka. Po co wiązać się z kobietą po przejściach? I brać sobie na głowę cudzego bachora? Przecież wokół jest tyle pięknych bezdzietnych pań. Wystarczy się tylko dobrze zakręcić i jedna z nich może być twoja. Ale serce nie chciało słuchać. Nie pozwalało mi zapomnieć o Majce. Trzeciego dnia zaczaiłem się więc na nią przed bankiem. Gdy mnie zobaczyła, aż przystanęła z wrażenia.

– Czy mogę zaprosić cię na randkę? – zapytałem bez ogródek.
– Naprawdę cię nie zniechęciłam? – patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– Absolutnie nie! – zapewniłem gorąco.
– W takim razie przyjedź po mnie jutro o osiemnastej. Poproszę mamę, żeby została dłużej z Kubusiem – uśmiechnęła się.

Zaczęliśmy się spotykać. Majka była zupełnie inna niż kobiety, z którymi byłem wcześniej związany. Spokojna, zrównoważona, a przy tym taka ciepła. Im lepiej ją poznawałem, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że chcę z nią być.

Tymczasem ona ciągle się wahała

Kochała mnie, czułem to, ale trzymała mnie na dystans. Nie zapraszała do siebie, nie chciała, żebym poznał jej synka. Zobaczyłem go po raz pierwszy dopiero po ośmiu miesiącach znajomości. Później przyznała się, że długo nie potrafiła mi zaufać. Myślała, że jak już ją zdobędę, to się ulotnię bez słowa. Właśnie przez Kubusia.

Przecież to wiadomość o dziecku spłoszyła biologicznego ojca. Faktycznie kilka razy marzyłem w duchu, żeby ten maluch zniknął. Nie chodziło nawet o to, że spłodził go inny mężczyzna. Przecież wtedy jeszcze nie znałem Majki, nie miałem prawa być zazdrosny. Byłem po prostu zły, że Kubuś kradnie mi jej czas. Gotowałem się w środku, kiedy mówiła, że nie może się ze mną spotkać lub ma dla mnie tylko godzinkę, bo musi biec do synka. Chciałem, żeby była w tym czasie ze mną. Skrzętnie jednak ukrywałem swoje uczucia. Uśmiechałem się, mówiłem, że nie ma problemu…

Nie chciałem stracić Majki. Wiedziałem, że synek jest dla niej bardzo ważny, wręcz najważniejszy. I jeśli zacznę z nim rywalizować o jej czas i uczucia, to przegram. Biologiczni ojcowie i mężowie przegrywają, a cóż dopiero ja, taki trochę przybłęda… Z czasem przestałem się jednak złościć na Kubusia.

Pogodziłem się z tym, że będę raczej na drugim miejscu. Czy było to trudne? Nie tak bardzo, jakby się wydawało. Duża w tym zasługa mojej ukochanej. Gdy byliśmy tylko we dwoje, czułem, że jestem królem. Po półtora roku znajomości zdecydowałem się na kolejny krok.

Zaproponowałem Majce, żebyśmy razem zamieszkali

Miałem już dość tych krótkich spotkań u mnie lub na mieście. Chciałem mieć ją przy sobie przez cały czas. W pierwszej chwili bardzo się ucieszyła. Zaraz jednak spoważniała.

– Dobrze to przemyślałeś? Na pewno wiesz, na co się decydujesz? – zapytała.
– Nie wiem, bo nigdy nie mieszkałem z kobietą z dzieckiem. Ale mam ochotę spróbować. Lubię wyzwania – przyznałem szczerze.
– W takim razie zgoda. Ale jest jeden warunek. Wprowadzisz się do mnie.
– Ale dlaczego? Przecież moje mieszkanie jest większe – zdziwiłem się.
– Bo jeśli uznasz, że jednak nie podołasz temu wyzwaniu, to się po prostu spakujesz i znikniesz – odparła równie szczerze.

Nie ukrywam, zabolało mnie, że ciągle nie do końca wierzy w powodzenie naszego związku, ale nie odezwałem się ani słowem.

Pomyślałem, że od słów lepsze są czyny

Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by nam się ułożyło. Początki wspólnego życia nie były, delikatnie mówiąc, łatwe. Na własnej skórze poczułem, co to takiego ciężka praca nad związkiem, w którym jest dziecko. Chwilami czułem się jak na kolejce górskiej. Nie potrafiłem zajmować się rozbrykanym trzylatkiem. Nie wiedziałem, co podać mu do jedzenia, o czym z nim rozmawiać, w co się bawić, jak reagować, gdy płacze lub próbuje wymusić coś krzykiem, bo nigdy wcześniej tego nie robiłem.

Przecież zostałem ojcem praktycznie z dnia na dzień. Może gdyby w mojej rodzinie był jakiś rówieśnik Kubusia, miałbym ułatwioną sprawę. Ale jak na złość – nie było. Starałem się, jak mogłem, podpytywałem kolegów, którzy mieli dzieci, czytałem w internecie poradniki dla tatusiów, ale czasem coś nie wychodziło. Wtedy do akcji wkraczała Majka. Poprawiała mnie, pouczała, tłumaczyła. Starała się to robić spokojnie, bez nerwów.

Myślę, że gdyby się wiecznie wkurzała, krzyczała, wytykała mi błędy, to prędzej czy później czmychnąłbym gdzie pieprz rośnie. Ale ona powoli oswajała mnie ze wszystkimi obowiązkami i problemami, z jakimi borykają się młodzi rodzice. I chwaliła, gdy coś mi wyszło. Oczywiście miewaliśmy gorsze dni, zdarzały się kłótnie, ale czułem się coraz pewniej i coraz bardziej komfortowo w roli głowy rodziny.

W pewnym momencie złapałem się na tym, że kocham nie tylko Majkę, ale także Kubusia. To był już nie jej syn, ale nasz. Byłem szczęśliwy i dumny, gdy początkowo trochę nieufny i dziki, zaczął nazywać mnie tatą, cieszyłem się, gdy wdrapywał mi się na kolana i opowiadał, co działo się w przedszkolu. Czy czasem tęskniłem za swoim dawnym kawalerskim życiem? Pewnie, że tak. Zwłaszcza gdy padnięty wracałem z pracy, a Majka zamiast pozwolić mi odetchnąć, wyznaczała mi jakieś zadania. Albo Kubuś po raz setny zadawał mi pytanie zaczynające się od zwrotu: a dlaczego? Ale te myśli szybko mnie opuszczały.

Podobało mi się nasze rodzinne życie

Bardziej niż samotne wieczory przed telewizorem z piwem w ręku lub w pubie w gronie kolegów. Żyłem z Majką na kocią łapę przez dwa lata. Dość, by ostatecznie utwierdzić się w przekonaniu, że chcę spędzić z nią i Kubusiem resztę życia. Kupiłem więc pierścionek zaręczynowy i padłem przed nią na kolana. Wiedziałem, że mnie kocha, ale obawiałem się, że odmówi. Ciągle pamiętałem, jak bała mi się zaufać, jak nie dowierzała, że nam się uda. Gdzieś z tyłu głowy plątała się obawa, że usłyszę, że ona woli, żeby wszystko zostało tak, jak jest, że nie chce zobowiązań.

Spotkała mnie jednak cudowna niespodzianka. Gdy wykrztusiłem już pytanie: czy zostaniesz moją żoną?, bez namysłu odparła: tak.

– Tym razem nie masz żadnych wątpliwości? - zapytałem szczęśliwy, ale zaskoczony.
– Tym razem nie. Podołałeś wyzwaniu, kochanie. Wiem, że mogę ci zaufać – rzuciła mi się na szyję.

Nie wiem dokładnie, jak czują się zdobywcy Mount Everestu, gdy wdrapią się na szczyt, ale myślę, że są równie szczęśliwi i dumni, jak ja wtedy byłem. Przede mną ostatni krok na drodze do wspólnego życia z Majką: ślub. Pobierzemy się w czerwcu w kościele. Już cieszę się na ten dzień. A potem? Potem będziemy żyli długo i szczęśliwie. We trójkę, a raczej we czwórkę, bo Majka właśnie mi oświadczyła, że jest w ciąży…

Czytaj także:
Po 20 latach wróciłam z zagranicy, żeby opiekować się mamą. Ona nie pamiętała nawet swojego imienia
Mąż mojej siostry to tyran. Wyrzucił córkę z domu, bo nastolatka w ciąży to plama na honorze notariusza
Mama zawsze wolała moją siostrę. Nawet gdy zaszła w ciążę w liceum, mama kłuła mnie w oczy tym, że już ma rodzinę

Redakcja poleca

REKLAMA