„Chciałam okazać serce schorowanej ciotce, a tymczasem sama na siebie ukręciłam bat. Wredna baba ma mnie za niewolnika”

Wykorzystywana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Ciotka dzwoniła co chwilę – a to prosiła o zakupy, a to przypominała, że trzeba owoce zebrać, przyciąć drzewka… Prawdę mówiąc, miałam tego dość. Owszem, obiecałam pomoc, ale nie miałam zamiaru wyręczać jej we wszystkim! Przecież miała też inną rodzinę”.
/ 29.08.2022 12:30
Wykorzystywana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Czasem gdy słyszę, że ktoś ma małą rodzinę i wszyscy spotykają się tylko przy okazji świąt czy imienin, to aż mi się wierzyć nie chce. Ja nie znam wszystkich swoich krewnych, połowę z nich widziałam tylko kilka razy w życiu. A i tak mam stały kontakt z kilkunastoma ciotkami i kuzynkami…

Łatwo im mówić. Przystopować! Niby jak?

Jasne, kiedyś spotykaliśmy się częściej, dziś rzadziej. Ale i tak przynajmniej raz w miesiącu dzwonię lub odwiedzam moją rodzinę. Jednak codziennie tego robić nie mogę. Starsze osoby, te na emeryturze, nie zawsze potrafią to zrozumieć. A tymczasem ja po powrocie z pracy mam jeszcze milion rzeczy na głowie. Muszę wyprać, wyprasować, zakupy zrobić, obiad na następny dzień ugotować… Część roboty odkładam na weekend, ale i tak nigdy nie starcza mi czasu.

– Ciociu, ja wiem, że dawno się nie widziałyśmy, ale naprawdę brakuje czasu – tłumaczyłam się za każdym razem, gdy dzwonię do jednej czy drugiej ciotki z imieninowymi życzeniami. – Tempo takie, że ledwie mam czas w domu posprzątać. Ja już nawet telewizji nie oglądam – skarżyłam się.

– Oj, dziecko, musisz przystopować, ta pogoń za pieniędzmi cię wykończy – odpowiadały niezmiennie.

One nie wiedzą, co to jest życie z kredytami, z niepewnością jutra. Teraz są naprawdę inne czasy…
Ale i tak zawsze miałam wyrzuty sumienia, że za mało czasu poświęcam rodzinie. I kiedy pewnego dnia dowiedziałam się, że ciocia Kasia jest chora, od razu do niej zadzwoniłam.

– Ciociu, podjadę w sobotę na herbatę, porozmawiamy. Może czegoś potrzebujesz? – zaoferowałam się.

– A wiesz, dziecko, że tak – ucieszyła się. – Wpadnij, wpadnij, to ci wszystko opowiem…

– To ja jakieś zakupy zrobię po drodze – zaproponowałam. – Samochodem przyjadę, może jakieś ciężkie rzeczy potrzebujesz?

– Woda by się przydała, ziemniaki się kończą, a jeszcze owoce… – zaczęła wyliczać, a ja ledwie zdążyłam to wszystko zanotować na kartce.

Nie podejrzewałam, w co się pakuję…

Pojechałam do niej w weekend, przytargałam jej zakupy, pomogłam rozłożyć wszystko na półkach. No i spędziłam dobrą godzinę przy herbatce, wysłuchując ciocinych utyskiwań. Cóż, rzeczywiście miała ciężko, jedyny syn był wtedy za granicą, a ona mieszkała sama, bo wujek zmarł kilka lat wcześniej na zawał.

– Wiesz, drobne zakupy, jakieś sprzątanie, to spokojnie zrobię – powiedziała, masując kolana. – Ale z resztą, to już ciężko. Po operacji kręgosłupa, gdyby nie sąsiadka, to chyba nie dałabym rady. No, przyjechał ten mój Jędrek na dwa tygodnie, ale przecież wracać musiał. A ja jeszcze i działkę przecież mam, tam też trzeba jeździć, obrabiać.

– To czemu ciocia nie zadzwoniła? Przecież jesteśmy na miejscu, wystarczy powiedzieć…

Mogłam trzymać język za zębami… Ciocia od razu mnie poprosiła, żebym w takim razie pojechała z nią następnego dnia na działkę, bo sama nie da rady, a dawno nie była, trzeba zobaczyć, co tam się dzieje. A co się działo? Cóż, nietrudno zgadnąć. Trawa była do skoszenia, rabaty do wypielenia, domek do sprzątnięcia… Od razu zabrałam się za robotę. Ciocia nawet próbowała mi pomagać, ale z jej kręgosłupem i kolanami, nie dawała rady. Urobiłam się jak osioł, a efektów nie było widać.

– Ciociu, ja przyjadę z Robertem, to szybko wszystko ogarniemy – obiecałam, modląc się w duchu, żeby mój mąż się zgodził.

I tak następny weekend mieliśmy z głowy, bo upłynął nam na pracach w ogródku. Jeśli jednak myślałam, że dzięki temu będę miała święty spokój, to się głęboko myliłam. Ciotka dzwoniła co chwilę – a to prosiła o zakupy, a to przypominała, że trzeba owoce zebrać, przyciąć drzewka… Prawdę mówiąc, miałam tego dość. Owszem, obiecałam pomoc, ale nie miałam zamiaru wyręczać jej we wszystkim!

Naprawdę nie miałam na to czasu, a ona kompletnie tego nie rozumiała. Za każdym razem, gdy dzwoniła, tłumaczyłam jej, że teraz nie mogę, jak znajdę wolną chwilkę, to podjadę. Wreszcie przestałam odbierać od niej telefony, ale wtedy obrażała się i opowiadała całej rodzinie, jaka to jestem wredna.

Zacisnęłam zęby i postanowiłam, że wytrzymam

Na jesieni prace ogrodnicze się właściwie kończą, więc wreszcie będę miała spokój. Tym bardziej że przed zimą miał wrócić jej syn, więc miałam nadzieję, że on się tym zajmie. Niestety, nie doceniłam ciotki. Dzwoniła mimo wszystko. Co gorsza, nie dało się z nią po prostu załatwić sprawy i już. Ma darmowe rozmowy i mnóstwo czasu, więc potrafi gadać przez telefon godzinami. Dosłownie!

Opowiadała mi wszystko, co się u niej dzieje, zazwyczaj kilka razy powtarzała to samo. Mówiła o swoich znajomych, których w życiu na oczy nie widziałam, o rodzinie jej męża, której praktycznie nie znam… Kiedy widziałam na wyświetlaczu komórki, że dzwoni ciotka Kasia, miałam ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie.

Ona nie rozumie, że ja pracuję i dzwoni, kiedy tylko jej się coś przypomni. W pracy oczywiście nie mogę gadać, ale mam wyrzuty sumienia i potem do niej oddzwaniam. Godzina wyjęta z życia i wyższe rachunki. W dodatku wcale nie mam mniej obowiązków. Jej syn co prawda jest już w domu, ale i tak to mnie ciotka obarcza kolejnymi zadaniami.

– Kochana, telewizor mi się zepsuł, trzeba oddać do naprawy, a Jędruś nie ma samochodu, pomogłabyś? – spytała któregoś razu.

– Ciociu, ale ja w tygodniu nie mogę. Jak kończę pracę, to już jest późno, serwis na pewno będzie zamknięty – próbowałam się wykręcić.

– Ale w sobotę też jest czynne, do 14.00 – oznajmiła radośnie. – A i tak wolałabym, żebyście rano podjechali, bo może zdążą zrobić? A wiesz, bez telewizora, to ciężko w moim wieku.

No i szlag trafił moje sobotnie plany dłuższego leżenia w łóżku! Innym znów razem poprosiła mnie, żebym z nią pojechała do notariusza, bo musi załatwić jakieś papiery.

– Wiesz, ja już nie wszystko rozumiem, coś mogę przeoczyć, a to trzeba dokładnie przeczytać, sprawdzić… – tłumaczyła.

– Ale przecież ja nie wiem, o co chodzi, to jak pomogę? – broniłam się rozpaczliwie.

– Ja ci wszystko dokładnie wytłumaczę, będziesz wiedziała – przekonywała mnie.

– A Jędrek nie może? – broniłam się.

– Oj wiesz, on taki niezaradny, nie poradzi sobie. Tu trzeba kogoś łebskiego… – powiedziała i po raz dziesiąty zaczęła się żalić, że to jej wina, bo nie najlepiej go wychowała.

Co miałam zrobić? Załatwiałam po kolei wszystko, o co mnie poprosiła. Ale prawdę mówiąc, miałam już tego po dziurki w nosie. Wiedziałam, że dłużej tak być nie może.

Mojego męża zaczynało to irytować

Po raz pierwszy odmówiłam, kiedy ciotka chciała, żebym kupiła jej choinkę na święta. Wielką i ciężką.

– Naprawdę nie dam rady – postawiłam się. – U nas jest sztuczna, bo nie mam kiedy iść na bazar. I ja, i Robert pracujemy do późna, a przed Wigilią to wie ciocia, jak to jest z czasem. Pierogi muszę lepić po nocy. Nie, naprawdę, tym razem nie mogę. Zresztą, choinkę to Jędrek może kupić sam.

– Ale on ładnej nie wybierze – jęczała. – Ostatnio takiego drapaka mi przyniósł, że go pogoniłam.

Nie dałam się przekonać. Grzecznie, ale stanowczo odmawiałam pomocy w sprawie choinki i wreszcie ciotka dała mi spokój. Oczywiście nie omieszkała rzucić na koniec, że w takim razie przyjdzie jej pierwszy raz w życiu spędzić święta bez choinki…

Myślałam, że to jej da trochę do myślenia albo się obrazi czy uniesie honorem, ale się myliłam. Dzwoniła do mnie w święta i w sylwestra, i za każdym razem gadała przez godzinę. Robert był na mnie wściekły, bo nie zdążyłam ze swoją robotą i  musiał ją wykonać za mnie.

Zresztą jemu w ogóle nie podobała się ta cała sytuacja. Po pierwsze chodziłam nieustannie zdenerwowana i nie miałam na nic czasu, a po drugie, chcąc nie chcąc, angażowałam go w pomaganie ciotce.

– Asia, daj spokój, przecież mamy jeszcze inną rodzinę, bliższą, i nawet się z nimi nie widujemy, bo ciągle ciotka na głowie – zżymał się. – A ona w końcu nie jest sama. Ma syna i innych krewnych!

– Wiesz, jaki jest Jędrek… – wzruszałam ramionami.

– A czy to nasza wina? Poza tym, ciotka ciągle opowiada o tej rodzinie wujka. Niech oni jej pomagają.

Powtarzał to tyle razy, że mnie przekonał

Faktycznie, dlaczego ja mam latać na drugi koniec miasta z wywieszonym językiem, żeby jej zrobić zakupy? Dlaczego to ja mam nie mieć na nic czasu? Są też inni! I konsekwentnie albo nie odbierałam telefonów od ciotki, albo stanowczo odmawiałam przyjazdu, wykręcając się pracą albo innymi zajęciami.

W efekcie zaczęła mnie obgadywać. Dowiedziałam się od innej ciotki, że opowiada o mnie, jaka to jestem niedobra, bo rodzinę mam za nic. Tłumaczę wszystkim, jak wygląda prawda. Nie wiem, czy mi wierzą…

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że ciotka nie odpuszcza. Co jakiś czas nadal dzwoni i prosi mnie o pomoc. Czasem wyrzuty sumienia nie pozwalają mi jej ignorować. I chociaż podpieram się nosem, to jej pomagam. Mimo tego, co o mnie opowiada. Naprawdę nie wiem, jak się z tego wykręcić…

Czytaj także:
„Dla ukochanego byłam tylko plastrem po rozstaniu. Gdy na horyzoncie pojawiła się była, wyrzucił mnie jak stare skarpety”
„Mojego męża poznałam już w... piaskownicy. Latami trwał u mego boku i cierpliwie czekał, aż w końcu dostrzegę jego miłość”
„Po śmierci męża pogodziłam się z tym, że jesień życia spędzę sama. Jednak przystojniak z sanatorium miał na mnie inny plan”

Redakcja poleca

REKLAMA