„Chciałam odpocząć od codzienności, ale w nadmorskiej kawiarni spotkałam byłego męża. Nadal wyglądał całkiem nieźle”

kobieta w kawiarni fot. iStock, Ridofranz
„Do pracy jeździłam codziennie, a mimo to odpoczęłam. Nie musiałam gotować obiadów, prać, prasować ani sprzątać. Zamiast tego wieczorami podlewałam ogródek, wyrywałam chwasty z kwiatowych rabatek, a potem siadałam na tarasie i, wsłuchując się w ptasie zaloty, rozmawiałam z kotami i rozmyślałam o tym, jaki świat jest piękny".
/ 01.05.2023 08:30
kobieta w kawiarni fot. iStock, Ridofranz

Siedziałam w przytulnym ogródku i popijając caffe latte, wyliczałam sobie w myśli plusy mojego aktualnego położenia: „Jestem w delegacji, mam wygodny hotel opłacony do niedzieli i oficjalne rozmowy z inwestorem już za sobą. A przed sobą dwa dni rozkoszowania się wolnością
i samotnością – wśród szumu fal, krzyku mew, krzątaniny właścicieli knajpek zamykających po sezonie ich podwoje…”.

Wrześniowy weekend na Helu

Że też wcześniej na to nie wpadłam! Ostatnio polubiłam samotność, oderwanie od codziennych obowiązków. Jak miły to stan, przekonałam się w maju, kiedy ciotka Wanda poprosiła mnie, abym przez kilka dni zajęła się jej ogródkiem, kotami i psem Morusem.

Stwierdziła, że to ostatni w jej życiu moment, żeby jeszcze raz zobaczyć Paryż, gdzie poznała swojego świętej pamięci męża. Teraz, w zimie życia, zapragnęła odwiedzić miejsca najpiękniejszych wspomnień. Czy mogłam odmówić tak romantycznej prośbie? Spakowałam walizkę i na cały tydzień wyprowadziłam się do podwarszawskiej wsi.

Do pracy jeździłam codziennie, a mimo to odpoczęłam. Nie musiałam gotować obiadów, prać, prasować ani sprzątać. Zamiast tego wieczorami podlewałam ogródek, wyrywałam chwasty z kwiatowych rabatek, a potem siadałam na tarasie i, wsłuchując się w ptasie zaloty, rozmawiałam z kotami i rozmyślałam o tym, jaki świat jest piękny.

Było bosko. Dlatego kiedy w ostatni poniedziałek szef spytał, czy mogę go zastąpić na Helu i zaprezentować projekt inwestorom z Juraty, bez wahania powiedziałam: tak! Dziewczyny w biurze pukały się w czoło:

– Czy ty wiesz, ile teraz jedzie pociąg do Trójmiasta? A ty pchasz się na Hel!

Ale ja tylko wzruszyłam ramionami i poprosiłam o bilet pierwszej klasy oraz wygodny hotel. W myślach planowałam, jak spędzę czas we własnym towarzystwie. I teraz, łapiąc ostatnie tego lata promienie słońca, rozmyślałam o sobie, o dzieciach, mężu.

Przeżyliśmy razem ponad 20 lat i uzbierało się sporo wspomnień

Dobrych i złych, jak to w życiu. Przypominałam sobie pierwsze chude lata, kiedy mąż łapał wszelkie fuchy, żeby zarobić na nasz własny kąt; narodziny dzieci, pieluchy, nocne wstawanie. Wróciły wspomnienia rodzinnych biwaków, górskich eskapad, wakacji pod żaglami.

Nie powinnam narzekać – moje drugie małżeństwo było naprawdę udane. A co by było, gdybym została z Arturem? To pytanie czasem do mnie wracało…

Dopiłam kawę i już miałam wstać, gdy nagle poczułam, że ktoś mi się przygląda. Zanim zdążyłam spojrzeć w tamtą stronę, usłyszałam dobrze mi znany głos:

Michalina?! Co tu robisz? Dzień dobry – w powitaniu pobrzmiewała… czułość?

Nie, nie myliłam się, to był Artur. Trudno uwierzyć, że zjawił się akurat w chwili, gdy rozmyślałam o tym, co było, i o nim. Stał nade mną i czekał na odpowiedź.

– Witaj – powiedziałam sucho, starając się zachować zimną krew. Wiele razy wyobrażałam sobie tę chwilę i przyrzekałam sobie, że nigdy nie okażę mu nawet cienia sympatii, zainteresowania. Że jeśli go spotkam, to minę obojętnie, nie obdarzając go nawet jednym słowem.

Tyle że on już się przysiadł…

Co robić? Wstać i odejść z godnością? Nie. Wytrzymam.

– Ostatnio widzieliśmy się, poczekaj, to już 25 lat! Czas leci… Ale ty rewelacyjnie wyglądasz, wcale się nie zmieniłaś! – wykrzyknął entuzjastycznie.

„I ty, dupku, się nie zmieniłeś – pomyślałam i nagle dopadło mnie uczucie dawnego bólu. – Wyglądasz jak model z wybiegu, playboy pieprzony jakiś. Pewnie masz wzięcie u panienek jak wtedy. No tak! W twoim wieku jeszcze bardziej kręcą cię młode laski i pewnie je rwiesz na kasę. Widać, że ją masz. Zawsze umiałeś robić pieniądze…”.

Oceniałam Artura w myślach i zamiast cokolwiek powiedzieć, błysnąć jakąś ciętą ripostą, rozdrażnić go, wściekałam się na niego za to, że tu jest, że wszystko mi przypomniał, że zaraz mogę się rozryczeć.

„O nie! Nie dam ci, draniu, satysfakcji” – postanowiłam

– Zawsze wyglądałam rewelacyjnie – odezwałam się cicho. – O ile pamiętam, ostatni raz usłyszałam to od ciebie, kiedy wychodziliśmy z sądu po rozwodzie. Ach, mówiłeś jeszcze coś o tym, że szkoda, że się rozstajemy, bo ja tak dobrze gotuję! To musiał być dla ciebie prawdziwy cios – stwierdziłam z szyderstwem w głosie.

– W takim razie nic złego nie powiedziałem. To tylko komplementy dla byłej żony – zaśmiał się, nie tracąc pewności siebie.

Teraz sama się śmieję z tych słów, ale wtedy naprawdę myślałam, że Artur mówi prawdę. Zupełnie bez sensu trzymałam się tego żalu za pysznymi gołąbkami i świątecznym barszczykiem jak obietnicy jego powrotu, posklejania rozbitego związku.

Bo przecież rozwiedliśmy się, a ja nie mogłam pogodzić się z myślą, że wszystko się skończyło, że już nigdy więcej mnie nie przytuli, nie pocałuje, nie powie do mnie "myszko", nie będzie kochał się ze mną tak cudownie…

To prawda, ja sama złożyłam pozew rozwodowy – niedługo po tym jak znalazłam tę cholerną kieckę na tylnym siedzeniu. Gdy zapytałam, skąd się wzięła damska garderoba w naszym aucie, odpowiedział, że kiedyś podwoził Beatę, koleżankę z pracy.

Mówił wtedy, że kupiła ten ciuch w jakimś komisie koło biura i zwyczajnie zapomniała go zabrać… Nawet poznałam kiedyś tę dziewuchę – była toporna, nieciekawa, więc machnęłam ręką, chociaż już wtedy odniosłam wrażenie, że mój mąż odrobinę za gęsto się tłumaczy.

Potem wyjechałam na dwa miesiące na zmywak do Anglii

Po powrocie znalazłam dla odmiany fikuśny peniuar w naszej łazience. Wynajmowaliśmy ponurą klitkę na piętrze u antypatycznej, cycatej baby. Artur mógł wtedy powiedzieć, że to ona zostawiła,
że popsuł jej się kran przy wannie i przyszła się kąpać na górę (sama jej to kiedyś zaproponowałam, gdy na parterze była awaria).

Mógł wymyślić jakieś inne wygodne kłamstwo. Pewnie bym uwierzyła, bo chciałam wierzyć. Ale on jasno i rzeczowo poinformował mnie, że się właśnie zakochał. Nie, oczywiście, że nie w Beacie, przecież znam jego gust. Spotkał młodziutką i piękną dziewczynę, a ona świata poza nim nie widzi. Tak, był wtedy do bólu szczery.

– No to opowiadaj, co tam u ciebie – polecił mi teraz Artur, jakbyśmy byli serdecznymi kumplami i spotkali się po dłuższej przerwie.

Skinął ręką na kelnerkę.

– Nie masz nic przeciwko temu, żebym wypił kawę w twoim towarzystwie? – spytał i nie czekając na odpowiedź, zamówił espresso.

Nie omieszkał przy tym obrzucić kelnerki taksującym spojrzeniem. Była w jego guście.

– Wiem, że masz syna, a poza tym?

Nie byłam pewna, czy udawał, czy naprawdę był zainteresowany.

– Mam jeszcze córkę, w tym roku zdaje maturę. Syn studiuje… – zawiesiłam głos, bo co miałam dalej mówić? Poinformować go, że jestem w szczęśliwym związku? Mam kota, psa, samochód i 4 pokojowe mieszkanie.

Co go to wszystko obchodzi?

Przecież kiedy mnie zdradzał, kiedy tak ochoczo godził się na rozwód, to mnie przekreślił, wyrzucił ze swojego życia. Zresztą zabrał mi nie tylko miłość, ale i wspólnie budowany dom, sprzęty, a nawet moją biżuterię.

Dziś to wszystko doskonale pamiętam, ze szczegółami. Rozwód rozstroił mnie zupełnie. Nie umiałam pojąć, jak człowiek, który tak żarliwie mnie kochał, był o mnie zazdrosny, którego ja kochałam do szaleństwa, mógł oszukiwać tak podle. Zawalił się wtedy mój świat, a on teraz chce wiedzieć, co u mnie? Wara od mojego życia!

Po rozwodzie byłam w strasznym dole i nie sądziłam, że uda mi się poskładać, że mimo depresji, prochów, kłopotów w pracy, stanę mocno na nogi. Ale udało się i dziś wiem na pewno, że to wszystko zasługa Maćka, mojego drugiego męża.

Poznaliśmy się w pracy

Początkowo broniłam się przed jego uczuciem, a gdy wspomniał o ślubie, to go pogoniłam. Jednak szybko zgodziłam się, żeby się do mnie wprowadził – w charakterze opiekuna. Bałam się samotności, lecz nie chciałam żadnych stałych związków.

Czułam się podle. Przez dwa, trzy lata byłam nie do zniesienia. Nieraz wyżywałam się na Maćku, na niego wylewałam swoje frustracje. A on spokojnie podstawiał mi pod nos pigułki, ciągał do terapeutów, speców od akupunktury i innych szarlatanów.

I powtarzał: „Kocham cię. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze”.

– Ja nie mam dzieci… – głos Artura przywołał mnie do rzeczywistości. – Tak wyszło, wcale nie żałuję. Jestem swobodny, wolny, to znaczy mam żonę, ale dzieci wiążą bardziej. A w ogóle to mam firmę budowlaną, żyję sobie całkiem dobrze – na potwierdzenie tych słów rozparł się w fotelu. – A ty? Pracujesz?

– Pracuję i wiesz, też żyję sobie dobrze, i nie doskwiera mi brak swobody, mimo że mam dzieci – zaśmiałam się szczerze.

Nagle poczułam, jak opuszcza mnie całe napięcie, nieuzasadnione skrępowanie. W zakamarkach pamięci znalazłam szufladkę ze wspomnieniem pierwszej nocy spędzonej z Maćkiem… Nie brałam już wtedy żadnych leków. Byłam spokojna, pogodzona z losem.

Z Maćkiem mieszkaliśmy razem chyba ze dwa lata, żyliśmy w przyjaźni, była między nami silna więź.

Tamtego wieczoru wracaliśmy z urodzin jego siostry. Była styczniowa, lodowata noc, a ja złapałam jakieś choróbsko. Talepało mną nieludzko, czułam, że oblewa mnie gorączka. Ledwo weszliśmy, w ubraniu wskoczyłam pod kołdrę.

Maciek ułożył się obok mnie na łóżku. Głaskał moje włosy. Potem, masując mi plecy, rozpiął suwak sukienki, a potem… Kochaliśmy się łakomie. Czułam, że nie tylko jemu kazałam za długo czekać. Sama już dawno potrzebowałam fizycznej miłości, bliskości i spełnienia. A Maciek dał mi więcej, niż mogłam sobie wymarzyć.

Od tamtej nocy mój świat wykonał zwrot o 180 stopni

Przestałam rozpamiętywać to, co było, zaczęłam żyć na nowo. Przy Maćku, przez ponad dwadzieścia lat, krok po kroku spełniały się moje wszystkie pragnienia…

– Może wieczorem gdzieś razem wyskoczymy? – dotarł do mnie głos Artura.

Nie, nie chcę. Cześć – rzuciłam, podnosząc się z krzesła.

Kątem oka zauważyłam bezgraniczne zdumienie na jego twarzy.

Spokojnie odeszłam od stolika, przy barze zapłaciłam swój rachunek i nie patrząc za siebie, ruszyłam do wyjścia.

– Maciuś! Co tu robisz? – zaniemówiłam na widok stojącego w drzwiach męża.

– Wziąłem wolne. Pomyślałem, że weekend możemy spędzić razem.

– Kocham cię, wariacie, wiesz?

Zamiast odpowiedzieć, mąż objął mnie mocno i namiętnie pocałował.

Czytaj także:
„Przystojny sąsiad rozkochał mnie w sobie. Najpierw wymalował mi płot, a potem >>zmajstrowaliśmy<< coś w sypialni”
„Cyganka przepowiedziała, że muszę ocalić 3 życia, by odnaleźć szczęście. Miała rację, dziś zasypiam u boku bogini”
„Gardziłam przyjaciółką, bo ubierała się w lumpeksach. Wkrótce odkryłam, że zakupy z drugiej ręki to prawdziwe eldorado”

Redakcja poleca

REKLAMA