„Chciałam dla córki bogatego męża, który spełniał jej zachcianki. A ona wybrała łachmaniarza bez studiów i pieniędzy”

Matka załamana wyborami sercowymi córki fot. Adobe Stock
Niby pieniądze nie są najważniejsze… Mimo to chyba każda matka wolałaby zięcia, który pochodzi z zamożnej rodziny, niż łachmaniarza.
/ 11.03.2021 10:50
Matka załamana wyborami sercowymi córki fot. Adobe Stock

Karolina, nasza najmłodsza córka, zawsze była ambitna. Już w podstawówce opowiadała wszystkim, że kiedyś zostanie lekarzem weterynarii. Świetnie się uczyła, brała udział w olimpiadach, wygrywała konkursy. Dostała się do najlepszego liceum w naszym mieście! Mąż i ja byliśmy z niej bardzo dumni i wszystkim chwaliliśmy się osiągnięciami Karoliny. A biorąc pod uwagę fakt, że nasze dwie starsze córki uczyć się raczej nie lubiły, nasza radość była podwójna.

Zakochała się bez pamięci

Po maturze najmłodsza latorośl poszła na swoją wymarzoną weterynarię i już na pierwszym roku poznała Michała. Szybko zrozumiałam, że to coś poważnego. Niby w klasie maturalnej Karolina miała chłopaka, ale nie traktowała go aż tak serio.
Mamo, tak się cieszę, że go poznałam! Czuję, że to ten – zwierzyła mi się któregoś dnia córka. – Mamy tyle planów! Chcemy założyć razem lecznicę. Może nawet będziemy podróżować, połączymy pracę z przyjemnością...

Cieszyłam się szczęściem córki. Tym bardziej że ten cały Michał bardzo przypadł mi do gustu. Był nie tylko sympatyczny i przystojny, ale też pochodził ze świetnej rodziny – ojciec prokurator, matka lekarka. Mieszkali w dużym, pięknym domu na przedmieściach. Czego więcej mogłam chcieć dla Karolinki? Czas leciał. Córka skończyła drugi rok studiów, tymczasem Michał… zrezygnował. Nie mogłam tego zrozumieć! Przecież jeszcze niedawno rozmawiał ze mną i z mężem, z taką pasją opowiadając o weterynarii! Więc co się stało?

Karolina tylko wzruszyła ramionami.
– Po prostu zdecydował, że zacznie studia na Akademii Ekonomicznej – stwierdziła bez większego entuzjazmu.
– I tak po prostu straci dwa lata? Przecież świetnie mu szło! – zdziwił się mąż.
– Nie wiem, czy tak znowu świetnie… – mruknęła córka. – Drugi rok skończył już chyba tylko siłą rozpędu.

Zmieniłam temat, bo po co wnikać w szczegóły? Zresztą skoro rodzice Michała nie mieli nic przeciwko temu, żeby latami studiował, to ich sprawa. Pieniędzy im nie brakowało – Michał jeździł nową mazdą kupioną przez ojca i miał obiecane mieszkanie w centrum. Widocznie dla nich dwa studenckie lata syna w plecy to żaden problem. Żal mi tylko było, że córka nie będzie miała męża weterynarza.
– Grażynko, przeżywasz to chyba bardziej niż Karolina – powiedział mi kiedyś mąż i miał rację, bo się przejmowałam.

O takim zięciu marzyłam

Pod koniec trzeciego roku studiów Karolina oznajmiła nam, że się z Michałem zaręczyli. Ponoć poprosił ją o rękę w górach, podczas wspólnego weekendu. Dostała imponujący pierścionek z brylantem.
– Rodzice Michała obiecali, że kupią nam to mieszkanie już za parę miesięcy! – cieszyła się nasza Karolinka. Trochę mi się smutno zrobiło na myśl, że to nie my będziemy pomagać młodym, bo z naszymi zarobkami ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. „Ale z drugiej strony, to przecież dobrze, że przyszli teściowie córki mają możliwości finansowe” – mówiłam sobie w duchu.

Jakieś pół roku od dnia ich zaręczyn Karolina zamieszkała z narzeczonym. Mój mąż trochę psioczył, że nie wypada, lecz jakoś się z tym pogodził. W końcu niebawem miał być ślub… Boże, jak ja się cieszyłam szczęściem córki! Zaprosiła nas kilka razy, a ja nie mogłam się napatrzyć na te luksusy – cztery wielkie pokoje, dwa balkony, kuchnia większa od naszego salonu i dwie łazienki, w dodatku każda z dużym oknem! Nawet garderobę mieli!

Trzymaj się tego chłopaka, Karolinko, bo lepiej nie trafisz – powtarzałam córce. – Mało która ma takie szczęście, wierz mi. Zresztą daleko szukać nie trzeba, spójrz na siostry. Jedna się z nierobem piąty rok boryka, druga myśli, że jak nosi golfy w lecie, to się z ojcem nie zorientujemy, że coś się u nich złego dzieje...

Wkrótce zaczęły się wielkie przygotowania do ślubu. Chodziłyśmy z córką po salonach, szukając wymarzonej sukni, wybierałyśmy kwiaty i biegałyśmy za formalnościami. I wtedy, zupełnie niespodziewanie, wybuchła prawdziwa bomba.

Co ona miała w głowie!

Na początku sierpnia Karolina oznajmiła nam, że… zerwała z Michałem! Natychmiast też wprowadziła się z powrotem do rodzinnego domu, jednak nawet słówkiem nie chciała zdradzić powodów rozstania. Prosiłam i błagałam, wpadałam w histerię, lecz córka milczała. Najgorsze jednak było to, że któregoś dnia wyszła do kina z innym!
– Przecież byliście zaręczeni! Karolinko, przemyśl to sobie na spokojnie – próbowałam przemówić jej do rozsądku.
– Już sobie przemyślałam, mamo! Daj mi wreszcie święty spokój! – wkurzała się.

Dwa tygodnie później przedstawiła nam Jacka, swojego nowego chłopaka. Myślałam, że zawału dostanę, kiedy go zobaczyłam… W przeciwieństwie do rodziców Michała, którzy mieszkali w zupełnie innej dzielnicy, matkę Jacka świetnie znałam z sąsiedztwa. Mieszkała ze starszym o jakieś dwadzieścia lat konkubentem, z którym często popijała, a o syna nie dbała wcale. I to z kimś pochodzącym z takiej marnej rodziny zaczęła się zadawać nasza wychuchana Karolinka!

Wybrała jakiegoś łachudrę zamiast księcia

– Jacek to dobry chłopak, mamo – upierała się córka. – Nie oceniaj go źle tylko dlatego, że jego matka pije, a ojciec odszedł dawno temu. Jacek jest ambitny, sam sobie w życiu radzi. Michał dostał wszystko podane na tacy i nawet nie potrafił tego docenić. A Jacek sam rozkręcił biznes, sam na siebie zarabia!
– Biznes! – prychnęłam. – Warzywniak nazywasz biznesem?! Dziecko, ten chłopak nie jest dla ciebie. Nawet studiów nie ma, żadnej przyszłości przed sobą.
– A ty, mamo, czy ty masz studia? – syknęła ze złością Karolina.
Muszę przyznać, że tym stwierdzeniem córka pobiła mnie moją własną bronią.
– Czasy były inne! Moi rodzice nie mieli pieniędzy – mimo wszystko starałam się bronić mojego przekonania. Rodzice Jacka też pieniędzy dla syna nie mieli, a czasy do wykształcenia mają się nijak. W końcu chowałam się w PRL, a nie podczas wojennej zawieruchy.
– Oceniasz ludzi pochopnie – krzyknęła córka i wyszła, trzaskając drzwiami.

Kolejne tygodnie były ciężkie. Córka mieszkała u nas, ale się nie odzywała. A gdy pytałam ją o Michała, tylko warczała.
– Nie chcę Michała, nie rozumiesz?! – wybuchła w końcu. – Zmienił się, odkąd zawalił weterynarię. Zaczął imprezować. Przesiadywał całymi dniami u kumpli, włóczył się po nocnych klubach. Wiecznie był albo pijany, albo skacowany!
– Co ty mówisz, córeńko? – zdziwiłam się. – Przecież to taki wspaniały...
– Któregoś dnia rozwalił mazdę, jechał na podwójnym gazie! – nie dała mi dokończyć Karolina. – Tylko dzięki znajomościom tatusia nie siedzi teraz w pace. Takiego zięcia chciałaś, mamo?!
Patrzyłam na nią, zaszokowana.
– Nie miałam pojęcia, że sprawy tak się mają... – wyjąkałam w końcu.

Prychnęła tylko i zaczęła się zbierać do wyjścia, informując mnie, że będzie nocować u Jacka. Przeraziłam się. Przecież on mieszkał z tymi pijaczkami...
– Nie martw się, mamo. Nie spędzę nocy w jednym pokoju z pijanym panem Romkiem – powiedziała Karolina, jakby czytając mi w myślach. – Jacek niedawno wynajął kawalerkę. Jest tam trochę ciasno, ale jakoś się pomieścimy...

Wyszła wściekła, a wróciła szczęśliwa. Oczy jej błyszczały, policzki płonęły z emocji. Kilka tygodni później się do niego wprowadziła. Kiedy zobaczyłam tę zagraconą klitkę, byłam załamana. Jak można mieszkać w takich warunkach? Jednak oni wyglądali na szczęśliwych... Powoli godzę się z losem, że zięcia będę miała innego, niż sobie wymarzyłam. Przecież moja córka nie jest głupia. Skoro go wybrała, on musi coś w sobie mieć.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja przyjaciółka zakochała się w psychopacie
Nie wiem, czy dam radę być samotną matką
Wujek chciał oddać babcię do domu starców

Redakcja poleca

REKLAMA