„Chciałam być uczciwa i oddać znaleziony portfel pełen kasy. Właściciel zamiast mi podziękować, zrobił ze mnie złodziejkę”

Kobieta znalazła portfel fot. Adobe Stock, 9nong
„Żałowałam, że oddałam portfel. Ten człowiek nie zasługiwał, żeby ktokolwiek był dla niego miły! Wredny, pełen uprzedzeń, zjadliwy staruszek, który zarzucił mi przywłaszczenie sobie cudzych pieniędzy, chociaż przejechałam pół miasta, żeby oddać mu zgubę!”.
/ 29.09.2022 12:30
Kobieta znalazła portfel fot. Adobe Stock, 9nong

Lubiłam seriale na kanale komediowym i strasznie nie chciałam z nich rezygnować. Musiałam jednak wypowiedzieć umowę z operatorem telewizji kablowej. Nie było mnie stać na płacenie comiesięcznych rachunków. Nie tylko za kablówkę, zaczynało mi też brakować na czynsz i na jedzenie czegoś lepszego niż ryż z keczupem… Po stracie pracy musiałam sprzedawać to, co zawsze było dla mnie cenne, ale ostatnio ze zgrozą stwierdziłam, że nie bardzo mam już co.

– To kompletna kolekcja? Wszystkie odcinki wszystkich sezonów? – upewniał się przez telefon jakiś facet, kiedy usiadłam na ławce przy ulicy.

– Tak, cały serial, wydanie kolekcjonerskie, z ekstradodatkami – odpowiedziałam, myśląc z żalem o zestawie płyt w eleganckim pudełku, który dostałam kiedyś na urodziny.

To był mój ulubiony serial, wracałam do niego wielokrotnie. A teraz musiałam go sprzedać.
Kiedy „Przyjaciele” znaleźli nowego właściciela, przyszła pora na „Dr House’a” i moje pozostałe DVD. Wystawiłam też na internetowych aukcjach większość moich ubrań, część biżuterii i wszystkie książki.

Moja sytuacja była coraz trudniejsza

Okres bezrobocia mi się przedłużał, a życie w mieście nie było tanie. Co gorsza, musiałam ponosić wydatki, choćby na kartę miejską czy telefon, żeby jeździć na spotkania o pracę. A kompletnie nie miałam już z czego płacić.

Właśnie chciałam się podnieść z ławki, kiedy zauważyłam coś pomiędzy jej deszczułkami. Sięgnęłam tam i wyciągnęłam… portfel. Kiedy go otworzyłam, wytrzeszczyłam oczy. W środku było kilka paragonów, zużyte bilety, dowód osobisty, jakieś wizytówki i… tysiąc dwieście złotych. Zrobiło mi się gorąco z wrażenia. Tyle pieniędzy! Utrzymanie na cały miesiąc i jeszcze starczyłoby na kolejne dwa miesiące kablówki!

Po raz kolejny przeliczyłam pieniądze, wysypałam nawet na dłoń monety. Jedenaście pięciozłotówek i kilka mniejszych. Banknoty były nowiutkie, jakby prosto z banku. Obejrzałam dowód osobisty właściciela portfela i zrozumiałam, dlaczego. To musiała być emerytura, którą dopiero co wypłacił na poczcie. Ze zdjęcia w dokumencie patrzył bowiem na mnie siwy starszy pan z bujną brodą. Rocznik czterdzieści siedem, zatem emeryt.

Te pieniądze były mi naprawdę potrzebne

Portfel nagle zaczął mi strasznie ciążyć w ręce. Przecież wiedziałam, do kogo należą pieniądze, nie mogłam ich tak sobie zabrać. To byłaby właściwie kradzież. Porządny człowiek zwróciłby je co do grosza. Ale w drodze do domu głaskałam skórkę portfela spoczywającego w kieszeni i nie byłam pewna, co zrobię. „Może wezmę chociaż część, tytułem znaleźnego? – rozważałam. – A resztę odeślę pocztą?”.

Dopiero w domu zorientowałam się, że nigdzie niczego nie odeślę, bo w dowodzie nie ma adresu zameldowania. Przez moment czułam jedynie euforię. To nie moja wina, że nie mogę znaleźć właściciela, prawda? Więc jeśli wezmę sobie te pieniądze, to nie będzie mnie można o nic obwiniać, no nie?

Problem tkwił w tym, że to nie była prawda. Wystarczyło zgłosić znalezisko na komisariacie i poprosić o odszukanie mężczyzny z dowodu. Trzymałam portfel w ręce i czułam niemal fizyczny ból, że nie mogę zatrzymać tych pieniędzy. Tak strasznie ich potrzebowałam!

Zrobiłam jednak to, co trzeba. Znalazłam właściciela. Nie było to trudne. Zadzwoniłam na numer doradcy ubezpieczeniowego z jednej z wizytówek znalezionych w środku. Pan doradca znał człowieka z dokumentów i obiecał, że przekaże mu mój numer.

– Halo, mówi Kazimierz K. Pani ma mój portfel, tak? – zaskrzeczał mi w ucho poszukiwany mężczyzna. – Co za ulga! Już myślałem, że mnie jacyś bandyci okradli! Wie pani, wszędzie teraz pełno podłych ludzi nie wiadomo jakich! Dobrze, że pani się odezwała! To co, podjechałaby pani do mnie? Zapraszam na herbatkę i ciasteczko.

Kiedy się rozłączył, odsunęłam od siebie komórkę z niechęcią. Nie miałam ochoty pić herbaty z tym człowiekiem. Dlaczego? Bo babcia Drina była najuczciwszą, najbardziej prawą osobą, jaką można sobie wyobrazić. A ten podły człowiek obraża jej narodowość. Zawsze powtarzała, że każdy dobry uczynek do nas wróci, warto być uczciwym i wspaniałomyślnym.

Wiedziałam, że ona by ten portfel oddała

Tego dnia skończyła mi się ważność karty miejskiej, a nie miałam pieniędzy na jej doładowanie. Kupiłam więc bilet jednorazowy, myśląc sobie, że tylko dokładam do tego interesu z odwożeniem portfela. Cholera, trzeba go było w ogóle nie ruszać – sarkałam pod nosem, kasując bilet za 3,40 zł.

Mężczyzna, który otworzył mi drzwi był taki, jak go sobie wyobrażałam. Wysoki, o władczym spojrzeniu i tonie głosu nieznoszącym sprzeciwu. Otaksował mnie spojrzeniem, ale chyba nie skojarzył mojego typu urody z cygańskim, bo zaprosił mnie na ciasto do swojego salonu.

– Synowa upiekła – mruknął, popychając mnie w stronę dużego pokoju. – Przynajmniej tyle z niej pożytku, bo tak ogólnie to tylko o swoją karierę dba. W głowie się tym dzisiejszym babom przewraca, nie ma co! No, ale cieszę się, że oddała mi pani portfel. Wszystkie pieniądze są?
Bezceremonialnie zajrzał do środka i zaczął liczyć banknoty. A potem spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Ejże, moja emerytura wynosi tysiąc dwieście pięćdziesiąt sześć złotych, a tu jest tylko tysiąc dwieście. Dobrze wiem, ile podpisałem na kwitku! Powiedz szczerze, panna, podskubałaś sobie znaleźne, co?

Poczułam, że robi mi się gorąco

Nie wzięłam z tego cholernego portfela nawet trzech złotych na bilet, żeby odwieźć go temu wrednemu dziadowi, a on mnie oskarżał o kradzież pięćdziesięciu złotych?!

– Musiał pan wydać, bo ja nie wzięłam ani grosza! – podniosłam głos.

– Oj, panna, uspokój się. Ja to rozumiem, pięć dyszek to i tak bym ci dał – próbował się uśmiechnąć, ale tylko jeszcze bardziej mnie rozzłościł. – No, grunt, żeś więcej nie wzięła…

Poczułam, że albo za chwilę go walnę w łeb, albo się rozpłaczę. Wybrałam więc trzecią opcję: pobiegłam prosto do drzwi wyjściowych. I nieomal zderzyłam się w nich z wysoką kobietą w szpilkach i garsonce. Zobaczyła moją czerwoną twarz i chyba chciała coś powiedzieć, ale wyminęłam ją gwałtownie i uciekłam.

Żałowałam, że oddałam portfel. Ten człowiek nie zasługiwał, żeby ktokolwiek był dla niego miły! Wredny, pełen uprzedzeń, zjadliwy staruszek, który zarzucił mi przywłaszczenie sobie cudzych pieniędzy, chociaż przejechałam pół miasta, żeby oddać mu zgubę! Nawet kochana babcia Drina pokręciłaby nad nim z dezaprobatą głową, a ona naprawdę była wyrozumiała dla całego świata.

Kobieta wyciągnęła ze mnie wyznanie

Niestety, jędzowaty staruszek nie był moim największym problemem. Kolejne dni przyniosły tylko rozczarowania i wydatki. Nadal nie miałam pracy, nie miałam też już kogo prosić o kolejne pożyczki. Kiedy zadzwonił telefon, miałam nadzieję, że może to któryś ze sklepów i salonów spa, gdzie zgłosiłam się do sprzątania, bo dawno straciłam nadzieję na lepszą posadę.

– Dzień dobry, nazywam się Alicja K. – przedstawiła się jakaś kobieta. – Jestem synową Kazimierza, tego pana, któremu oddała pani znaleziony na ulicy portfel. Chciałam podziękować i…

I wtedy nie wytrzymałam. Jasne, ta kobieta nie była niczemu winna, ale to właśnie jej wykrzyczałam przez telefon, jak niegodziwie zostałam potraktowana przez jej ojca. I jak pan Kazimierz obraził nację mojej babci, jak zarzucił mi kradzież i ogólnie jakim jest okropnym człowiekiem.

– Wie pani… dlatego właśnie dzwonię… – westchnęła, kiedy już pozwoliła mi się wykrzyczeć.

– Nie rozumiem… – mruknęłam.

– Te brakujące pięćdziesiąt złotych było w bilonie, w piątkach. Przeliczyłam je i mu pokazałam. Ale on nie potrafi przepraszać, dlatego ja dzwonię. Tak strasznie mi przykro…

– Świetnie, ale nie potrzebuję waszych głupich przeprosin – burknęłam. – Mam większe problemy!

Wszystko będzie dobrze

Nawet nie wiem, jakim sposobem wyciągnęła ze mnie, że straciłam pracę i sprzedaję swoje kolekcje na DVD.

– Zna się pani na filmach i serialach? – zdziwiła się. – Bo ja pracuję w dużym wydawnictwie, aktualnie przygotowujemy nowy tytuł, właśnie o serialach, głównie komediowych. Może spotkałybyśmy się i porozmawiały u mnie w biurze?

I tak dostałam pracę w redakcji nowego czasopisma. Zajmuję się pisaniem recenzji, streszczeń odcinków i artykułów o serialach. Uwielbiam to! Dzięki nowej pracy powoli odbudowuję moją kolekcję DVD, a szefowa ostatnio podarowała mi kolekcjonerskie wydanie „Przyjaciół” z amerykańskiej edycji, dosłownie białego kruka!

Tak, oczywiście moją szefową jest Alicja, z którą fantastycznie się dogaduję. No i jak tu nie wierzyć, że każdy dobry uczynek do nas wróci? Babciu, jak zwykle miałaś rację!

Czytaj także:
„Zarobiliśmy dolary za granicą i kasa uderzyła nam do głowy. Kupiliśmy nowe mieszkanie, które dziś czyści nam portfele”
„Ojciec latami oszukiwał mamę i mnie. Teraz prosi o pomoc dla swojej nieślubnej córki. Bez niej moja siostra może umrzeć…”
„Rodzina suszy narzeczonemu głowę, że zwleka z naszym ślubem. Jest zakałą rodu, bo… nie ma kasy na wesele”

Redakcja poleca

REKLAMA