„Chciałam być matką, a nie męczennicą. Udawałam, że sobie radzę, a po kątach wyłam ze zmęczenia”

zmęczona młoda matka fot. Getty Images, Cavan Images
„– Nie mogę tego dłużej znieść! Jestem tak wyczerpana... – wybuchnęłam płaczem. – Całe moje ciało jest obolałe, nie mam już sił! Mały prawie w ogóle nie zasypia, tylko marudzi! Czy to się kiedyś wreszcie skończy?! Kiedy w końcu poczuję się lepiej? Kiedy nareszcie się normalnie wyśpię?”.
/ 17.05.2024 18:30
zmęczona młoda matka fot. Getty Images, Cavan Images

Od dawna marzyliśmy o dziecku i wreszcie los się do nas uśmiechnął. Przekroczyłam magiczną trzydziestkę, prowadząc własny salon fryzjerski i mając za sobą wiele kursów w tej dziedzinie. U boku kochającego męża czułam się spełniona. 

Wszyscy mnie szanowali

– W naszym miasteczku nie ma lepszej fryzjerki od pani. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek inny farbował mi włosy czy robił fryzurę –mówiły moje stałe klientki.

Zobowiązałam się przed nimi, że gdy tylko urodzę, najszybciej jak to możliwe powrócę do swoich obowiązków zawodowych. Poza tym, byłam bardzo zaradną żoną. Własnoręcznie przygotowywałam przetwory na zimę oraz dbałam o przydomowy ogródek.

– Kiedy ty przygotujesz jakieś danie, to smakuje lepiej niż w najbardziej wyszukanych lokalach – komplementował mnie Tomek, mój ukochany.

– Nie wyobrażam sobie wspanialszej synowej – radowała się teściowa, delektując się przyrządzonym przeze mnie sernikiem.

Solidnie się przygotowałam

Tylko moja mama jako jedyna nie mówiła o mnie dobrze, ale była specyficzną osobą. Sądziłam, że gdy urodzę dziecko, równie dobrze będę umiała ogarnąć całe życie. W końcu nie chciałam nikogo rozczarować. Moim głównym celem było danie z siebie wszystkiego, aby mój synek miał wspaniałą mamusię.

Regularnie uczęszczałam na ćwiczenia dla przyszłych mam w klubie fitness, aby utrzymać kondycję w czasie ciąży. Razem z mężem postanowiliśmy skorzystać z kursów w szkole rodzenia, sięgałam po specjalistyczne magazyny i wymieniałam się doświadczeniami z przyjaciółkami, które zostały już mamami.

– Planujesz karmić naturalnie? – zapytała kumpela.

– No jasne, w końcu pokarm matki zawiera składniki wzmacniające układ odpornościowy bobasa – stwierdziłam.

– W takim razie pilnuj tego, co jesz. Zero kwaśnych czy smażonych dań, zero ostrych potraw. Dzięki temu maluch nie będzie miał kolek – przestrzegała.

Dzielnie znosiłam ból

Kiedy na świat przyszedł Antoś, poczułam ogromną satysfakcję z tego, że poród przebiegł dość sprawnie i bez większych komplikacji. Udało mi się urodzić go siłami natury.

– Niestety, przez najbliższe tygodnie będzie musiała pani trochę pocierpieć. Proszę pamiętać o wietrzeniu rany, kąpieli wyłącznie pod prysznicem, a szwy usuniemy podczas wizyty kontrolnej – wyjaśniła mi położna.

Czułam się poobijana, ale zachowałam to dla siebie. Nie miałam pojęcia, że brzuch może aż tak boleć, że maluch bez ząbków w buzi jest w stanie zranić do krwi sutki, ściskając je swoimi dziąsłami z całej siły.

Muszę przyznać, że trochę się obraziłam na pielęgniarki, mojego doktora, a nawet przyjaciółki. Czemu nikt wcześniej nie uprzedził mnie o tych wszystkich przypadłościach? Wstydzili się otwarcie o tym gadać? Przecież to nic innego jak sama biologia.

Chciałam nad wszystkim panować

Jeśli chodzi o mnie, to dodatkowo doszła do tego moja zawziętość i pragnienie pokazania innym, że daję radę i poradzę sobie z każdą rzeczą. Kiedy byliśmy w szpitalu, to pielęgniarki wspierały mnie przy opiece nad Antosiem, ale jak wyszliśmy do domu, to wszystkie te zadania były już na mojej głowie.

Sprzątanie domu również było moim obowiązkiem. Podłogi zamiatałam i myłam na kolanach, robiąc regularne przerwy na odpoczynek. Z kolei obiady przygotowywałam, kiedy nasz synek smacznie spał.

– Boję się go kąpać, jest taki delikatny. Może jak będzie sam trzymał główkę, to go wykąpię – powiedział mąż.

Mnie również paraliżował strach, ale podczas pierwszej kąpieli wspomogła mnie teściowa.

Jesteś sprytna, dasz sobie radę, tak szybko doszłaś do siebie – pochwaliła mnie, widząc, jak układam ubranka w komodzie.

– Ja pięcioro wychowałam bez pralki automatycznej i bez pampersów – odezwała się moja mama.

Miałam mnóstwo zajęć

„Jeszcze tylko parę tygodni, na pewno szybko odzyskam energię, krwawienie w końcu ustanie, rana się zagoi, a Antek zacznie dłużej spać" – dodawałam sobie otuchy.

Mój małżonek starał się wspierać mnie, jak potrafił, chodząc z naszym brzdącem na przechadzki. Tymczasem ja sadziłam warzywa w przydomowym ogródku i usuwałam chwasty z grządki.

– Skąd czerpiesz energię na to wszystko? Sądziłem, że odpoczywasz, daj spokój tym chwastom – zdziwił się Tomek, gdy to zobaczył.

– Jeśli tego nie zrobię, to zarośnie cały ogród – wyjaśniłam mu cierpliwie.

Popatrzył na mnie dziwnie.

Mąż się zdziwił

– Yyy... koszulka ci przemokła, pocisz się tak bardzo? Lepiej ją zmień, żebyś nie zachorowała – poradził.

– To nie pot, tylko mleko mi pociekło, muszę czym prędzej dać jeść Antkowi – odpowiedziałam.

– O rany! – zareagował zaskoczony, patrząc na mnie z obrzydzeniem.

Poczułam się dotknięta.

Przestałam być atrakcyjną i szczupłą żoną, a stałam się mamą z opuchniętymi cyckami i bliznami na wiotkim brzuszku – poskarżyłam się ze smutkiem.

Mój mąż bez komentarza wręczył mi dziecko do nakarmienia, a sam poszedł do kuchni podgrzać bigos od swojej matki. Najwyraźniej miał dość moich lekkostrawnych klopsików i zup bez smaku.

Odwiedziła mnie sąsiadka

Któregoś dnia wpadła do mnie sąsiadka. Nie łączyły nas przyjacielskie relacje, zbyt wiele nas różniło. Ona wychowywała trójkę pociech i zajmowała się gospodarstwem domowym. Uważałam ją za typową kurę domową, pozbawioną zapału i leniwą.

Kiedy podlewałam ogródek, na podwórko wkroczyła Gabrysia. Antoś smacznie spał w wózku obok.

– Planowałam wpaść za parę tygodni, aż dojdziesz do formy po porodzie, ale widzę, że latasz jak torpeda! – stwierdziła z uznaniem.

– Nie mam wyjścia, sama muszę ogarniać wszystkie sprawy – odpowiedziałam, zakręcając kurek z wodą.

Kiedy niechcący chlusnęłam sobie lodowatą wodą na nogę, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Od razu poczułam parcie na pęcherz.

– Przepraszam, ale lecę się wysikać – rzuciłam do sąsiadki.

W ostatniej chwili zdążyłam do toalety. 

Rozpłakałam się

Totalnie mnie to dobiło i się rozbeczałam. Na dodatek usłyszałam, jak mój syn też zaczyna płakać. No i Gabrysia przyłapała mnie całą we łzach.

– O co chodzi? - zapytała.

–  Nie mogę tego dłużej znieść! Jestem tak wyczerpana... – wybuchnęłam płaczem.  Całe moje ciało jest obolałe, nie mam już sił! Mały prawie w ogóle nie zasypia, tylko marudzi! Piersi mnie tak rwą, nawet usiąść nie mogę, bo okropnie boli, a do tego mam problemy z nietrzymaniem moczu. Czy to się kiedyś wreszcie skończy?! Kiedy w końcu poczuję się lepiej? Kiedy nareszcie się normalnie wyśpię?

– Słuchaj, tylko odpoczynek i troska o siebie pozwoli ci szybko wrócić do formy. Jak będziesz zgrywać twardzielkę, to nerwy ci puszczą i połóg się przeciągnie. Nie zapominaj, że mały wyczuwa twój stres i zdenerwowanie – Gabrysia tłumaczyła zatroskanym głosem.

Potrzebowałam wsparcia

– Masz na koncie trzy porody, powiedz mi, jak to przetrwałaś? Te wszystkie połogi? – zapytałam. – Nigdy nie brakuje ci cierpliwości do maluchów, a na twojej twarzy zawsze gości uśmiech…

– Na samym początku praktycznie tylko odpoczywałam, drzemałam i podawałam pierś maluszkowi na przemian, a mężowi zlecałam zadania typu: przygotuj obiad, włącz pralkę, powieś pranie, skocz do sklepu po zakupy itd. Otrzymywałam wsparcie od siostry i teściowej, bo przecież nie ma nic złego w tym, aby poprosić o pomoc – dzieliła się swoimi doświadczeniami Gabrysia.

– Za to ja mam wrażenie, że otoczenie uważa mnie za silną i zaradną kobietę, która ze wszystkim poradzi sobie w pojedynkę… Zresztą nie pozwalam na to, by dostrzegli we mnie męczennicę. Ryczę tylko, jak nikt nie widzi. Aż do teraz

– Widzę, że jesteś zmęczona, masz podkrążone oczy. Daj sobie spokój, dziewczyno, nie przejmuj się tak. Zostaw to sprzątanie i kwiaty w spokoju, jak nie masz nikogo do pomocy, to ja wezmę Antka do siebie, ty tylko odciągnij mleko laktatorem – oznajmiła. – W międzyczasie  sobie odpocznij, weź długą kąpiel, zmień kolor włosów, zrób sobie paznokcie, a jedzenie po prostu zamów – sugerowała.

Dzięki niej zrozumiałam, co powinno być teraz dla mnie najważniejsze. Przestałam za wszelką cenę chcieć pokazać innym, że jestem silna i poradzę sobie ze wszystkimi trudnościami. Olałam to i zaczęłam prosić o pomoc. Zgodnie z obietnicą, Gabrysia od czasu do czasu zabierała małego do siebie, dzięki czemu mogłam w końcu złapać oddech i zacząć czerpać radość z bycia mamą.

Jowita, 32 lata

Czytaj także: „Chciał napchać portfel kasą narzeczonej. Rzucił mnie i oświadczył się innej pierścionkiem, który zwędził moje mamie”
„Mąż po ślubie zmienił się w liczykrupę. Portfel mu pęka w szwach, a i tak rozlicza mnie z każdej kajzerki, czy kremu”
„Szwagier bryka z piękną asystentką, a moja siostra skacze z radości. Nie musi już odgrywać komedii w sypialni”

Redakcja poleca

REKLAMA