„Chciałam, by przystojniak z pracy mnie pokochał, więc wskoczyłam mu do łóżka. Mieliśmy przeżyć upojną noc, ale... zasnęłam”

Kobieta chce uwieść kolegę fot. Adobe Stock, Stavros
„Jacek zaczął pracować w naszej firmie projektowej jesienią. Niebrzydki, inteligentny, z poczuciem humoru – szybko stał się ulubieńcem żeńskiej ekipy. Ja wzdychałam do niego wyłącznie platonicznie, bo nie wierzyłam, że taki mężczyzna może zwrócić na mnie uwagę”.
/ 25.11.2022 13:15
Kobieta chce uwieść kolegę fot. Adobe Stock, Stavros

– Ewuniu, bój się Boga, trzydziestka na karku i nadal nic! Ja w twoim wieku miałam już czwórkę dzieci! Tak nie można, kochanie. Biologia jest dla kobiet nieubłagana… – wyłączyłam się, bo znając rodzicielkę, wiedziałam, że znowu zanosi się na dłuższy wykład. Dlatego ostatnimi czasy jak ognia unikałam wizyt u rodziców.

Tyle że prawdy nie zmienię. Byłam starą panną. Nie singielką, jak mówiły moje koleżanki, tylko starą panną. I nie ja wybrałam ten stan, a raczej on mnie. Wszystkiemu winna moja nieśmiałość – dlatego przez gimnazjum przemknęłam niepostrzeżenie, a w szkole średniej dostałam tytuł „pierwszej dziewicy”.

Gdy poszłam na studia, coś drgnęło

Nawet kilka razy umówiłam się na randkę, a później poznałam Krzyśka. Przystojny, elokwentny, dowcipny, szarmancki i bardzo się troskliwy. Do tego stopnia, że już po miesiącu bycia razem zaczął mi dobierać przyjaciół i decydować, co mogę na siebie włożyć, a czego nie. Gdy na dokładkę na jakiejś imprezie ogłosił wszem wobec, że kobiety nie potrzebują studiów, bo powinny spełniać się w roli żony, matki i opiekunki domowego ogniska, coś we mnie pękło.

Chyba nie kochałam go aż tak bardzo, bo rozstanie przyszło mi bez trudu. Byłam samodzielna i taką chciałam pozostać. Moja mama mocniej to przeżyła, bo skończyły się kwiatki, czekoladki, próbki kosmetyków i inne gadżety. A Krzysiek pół roku później ożenił się z dwudziestolatką, która na studia się nie pchała. Podobno mają już piątkę dzieci.  A ja jestem wciąż sama; faceci nie pchają się drzwiami i oknami. Dlatego moje zamężne siostry kpią z mojego staropanieństwa, zaś mama załamuje ręce.

– …i dlatego – włączyłam się w słuchanie wykładu – powinnaś się zapisać na randki w internecie – zakończyła mama prawie ze łzami w oczach.

Zatkało mnie. Moja matka każe mi założyć konto na portalu randkowym! Choć cały czas mówi, że w necie roi się od zboczeńców. To jest dopiero desperacja! Zdecydowanie większa niż moja.
Poza tym nikt z mojej rodziny nie wiedział, że kilka miesięcy temu trafiła mnie strzała Amora. Marzyłam o jednym konkretnym mężczyźnie i innego nie chciałam.

Jacek zaczął pracować w naszej firmie projektowej jesienią. Niebrzydki, inteligentny, z poczuciem humoru – szybko stał się ulubieńcem żeńskiej ekipy. Ja wzdychałam do niego wyłącznie platonicznie, bo nie wierzyłam, że taki mężczyzna może zwrócić na mnie uwagę. Choć nie, jestem niesprawiedliwa.

Przecież zwracał: Ewunia to, Ewunia tamto, jak się dziś czujesz, pięknie wyglądasz i tak dalej. Tylko że Jacek to taki typ faceta, który wszystkie kobiety traktuje szarmancko, więc można się pomylić w ocenie sytuacji. Ja się nie myliłam: na pewno nie byłam w jego typie. Dlatego wpatrywałam się w niego z bezpiecznej odległości. Moja koleżanka z sąsiedniego biurka skomentowała:

– Przestań się gapić, przejdź do czynów.

– Co masz na myśli? – zaczerwieniłam się, przyłapana na zbrodni „wgapiania się”.

– Pamiętaj, że takie ciacho niejedna by schrupała. Jak będziesz się tylko wpatrywać, któraś ci go sprzątnie sprzed nosa.

Nie jestem pewna, czy mogę wierzyć jej radom

Joanna była singielką z wyboru, do tego piękną singielką. Za to charakterek miała paskudny. Lubiła obgadywać innych, i to w trybie złośliwym. Mnie traktowała ciut lepiej… Właściwie sama nie wiem czemu. Bo pracowałyśmy biurko w biurko i chciała mieć do kogo usta otworzyć? Bo się litowała nade mną i moją nieśmiałością? Bo nie stanowiłam da niej absolutnie żadnej konkurencji?

Dlatego udzielała mi rad…? Mimo wszystko trochę dziwne jak na nią. Rzadko robiła coś bezinteresownie. Czyżby chciała mieć darmową uciechę moim kosztem? Albo jakieś testy robiła? Szkoda, że dostrzegła moją fascynację Jackiem.

– Wiesz… – próbowałam wybrnąć. – Tak naprawdę to przyglądam mu się ze względów estetycznych. Ma regularne rysy twarzy, chciałabym go narysować…

Mina Joanny mówiła, że odpowiednio traktuje moje bredzenie.

– Nie ściemniaj – zaśmiała się. – Jesteś zakochana, co widać, słychać i czuć. Trzech rzeczy nie da się ukryć: kataru, nędzy i zakochania. Ale z takim podejściem daleko nie zajedziesz. On nie lubi grzecznych panienek. Wymiana uśmiechów, trzymanie się za rączki, pocałunki przy księżycu? Takie rzeczy go nie biorą. 

I tu mnie zaskoczyła, bo właśnie na amatora podobnych zalotów go oceniałam.

– A skąd wiesz? Nie znasz go prywatnie.

– Ale są tacy, co go znają – odparła tajemniczo. – Dlatego mówię ci, Ewa, zainwestuj w seksowne koronki, naucz się tańca na rurze i przestań zgrywać zakonnicę. Masz miesiąc do firmowego wyjazdu integracyjnego. Jak wtedy go nie wyrwiesz, to już nigdy.

Słowa Joanny dały mi do myślenia, choć nadal uważałam, że Jacek nie wygląda na miłośnika „ostrych” zabaw. Ale ostatecznie ekspertką od mężczyzn była Joanna, więc pomyślałam, że może warto jej posłuchać.

Seksowny dezabil nie stanowił problemu

Dobrałam coś śmiałego i pasującego do moich kształtów w zwykłym sklepie z bielizną; obyło się bez wizyty w sex-shopie. Z tańcem na rurze było już gorzej. Owszem, znalazłam kilka adresów, gdzie mogłabym się nauczyć i poćwiczyć, ale jak poczytałam, co to za dyscyplina, to mi się odechciało.

Nigdy nie byłam zbyt aktywna fizycznie, więc kondycję miałam marną, a do tego trzeba było mieć siłę konia i wdzięk sarny. Pomyślałam jednak, że taniec jako taki działa kusząco, szczególnie w czerwonych koronkach, więc zapisałam się do grupy ćwiczącej tańce latino. Propozycja o tyle ciekawa, że to były zajęcia dla singli, więc nie musiałam mieć partnera. A co do zgrywania zakonnicy pomógł mi przypadek… Pewnego dnia wpadłam na ulicy na kobietę, która na mój widok radośnie zawołała:

– Cześć, pierwsza dziewica!

Matko… jęknęłam w duchu. Już wiedziałam, kim jest ta rumiana, apetyczna, wesoła babka. Moja największa prześladowczyni z liceum. Nikt się ze mnie tyle nie wyśmiewał co ona, a teraz patrzyła na mnie wręcz przyjaźnie. Nie protestowałam, gdy Milena zaciągnęła mnie do pobliskiej kawiarni.

– Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za to, co było w liceum? – spytała. – Musiałam się na kimś wyżywać, a ty byłaś najłatwiejszym celem.

Cóż za urocza, ujmująca szczerość… Miałam się zrewanżować tym samym i powiedzieć, że do tej pory jej nienawidzę? Wzruszyłam ramionami. Pewnie, że miałam złe wspomnienia, ale patrząc teraz na nią, przypomniałam sobie, że cały czas otaczał ją rój chłopaków, z którymi świetnie sobie radziła. To była ekspertka! Dlatego gdy zaproponowała wspólne wyjście do klubu, zgodziłam się. Wiedza prosto ze źródła jest bezcenna. 

– I jak postępy? – Joanna obejrzała mnie dokładnie w poniedziałek. – Coś marnie. Wyglądasz jak śmierć na chorągwi. Mówiłam seksownie, nie jak gruźliczka.

Wiedziałam, że wyglądam paskudnie, ale nie miałam zamiaru tłumaczyć, że mama nakarmiła mnie czymś, co wywołało biegunkę, przez co musiałam sobie odpuścić wyjście do klubu. Ale wiele nie straciłam. Milena zadzwoniła do mnie z informacją, że na klub był nalot policji i wybawiła się jak jarosz w rzeźni. Uznałam to za znak ostrzegawczy z niebios i postanowiłam poszukać czegoś innego. Bezpieczniejszego. Znów sięgnęłam do przepastnych zasobów internetu…

Jak mówić z przekonaniem? Jak nabrać pewności siebie? Jak sprawić, że wszystko stanie się proste? Te pytania mnie urzekły, bo zapowiadały gotową receptę na problemy. Dlatego wycisnęłam resztę pieniędzy z konta i zainwestowałam w lekcję indywidualną z mówcą motywacyjnym.

– Obudź się! Masz tę moc! Możesz wszystko! Oddychaj! – mówił. – Miarowo i spokojnie, z każdym oddechem wyrzucaj z siebie to, co cię boli.

I tak przez półtorej godziny. Byłam zmęczona jego głosem i poleceniami, które nic nie zmieniały. Owszem, oddychałam, ale podczas wydychania powietrza nic z siebie nie wyrzucałam. Nie wiedziałam, jak mam to zrobić, a samo się wydalić nie chciało. Po lekcji jednak zmądrzałam, bo gdy trener spytał o następne spotkanie, powiedziałam, że już wystarczy, bo osiągnęłam swój cel. Miałam na myśli konkluzję, że więcej nie będę płacić za głupoty. I tyle w temacie naprawiania siebie. Zostałam przy tańcu.

Wspaniale spędzaliśmy czas

Miesiąc szybko minął i pięknego piątkowego poranka wybraliśmy się na wyczekiwany firmowy weekend. Ośrodek był niezły, jedzenie dobre, alkohol lał się strumieniami. Firma nie żałowała, uważając, że to najlepsza motywacja dla pracowników. Fakt, wszyscy czekali na te wyjazdy. Dla ludzi w związkach była to okazja, żeby się napić bez krzywego spojrzenia drugiej połowy. Samotni liczyli na jakiś seks bez zobowiązań, co często się zdarzało, i przyznam szczerze, tym razem ja też na to liczyłam, tyle że z zobowiązaniem na przyszłość.

Całodzienne zajęcia jakoś przeżyłam, bo szczęśliwym przypadkiem Jacek za każdym razem trafiał do mojej grupy zadaniowej. Wspaniale spędzaliśmy czas. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, obgadywaliśmy innych na wesoło – okazało się, że przy nim wcale nie jestem nieśmiała. Po kolacji miała być zabawa z didżejem, więc szef wszystkich szefów kazał panom wytrzeźwieć, a paniom zrobić się na bóstwa. Wychodząc z sali, trafiłam na Joannę.

– I co? Jaki plan? Bo coś widzę, że się rozwija w obiecującym kierunku… – puściła do mnie oko.

– Nie wiem, czy się rozwija, po prostu dobrze się bawimy – odparłam wymijająco.

– Pamiętaj, o czym ci mówiłam. Atak to podstawa. Jak będziesz dalej zgrywać zakonnicę, to jutro będzie się dobrze bawił z inną.

Tego bym nie chciała. Rozsmakowałam się w jego towarzystwie. Z drugiej strony nie byłam pewna, czy mogę zaufać Joannie. Na pewno nie zaszkodzi przyłożyć się do makijażu i fryzury.
W trakcie imprezy bawiliśmy się naprawdę dobrze. Przynajmniej ja. Mój kurs tańca bardzo się przydał. Jacek tańczył bosko, uśmiechał się do mnie i w ogóle był cudowny. Nie mógł udawać, prawda?

Nikt nie jest aż tak miły z czystej grzeczności, a ja czułam się przy nim jak królowa balu. Do czasu. W pewnym momencie dziewczyny, które obserwowały nas z zazdrością, przypuściły szturm. Poszliśmy do baru, żeby wypić coś zimnego, i przyplątała się Dorota.

– Jacek! – zawołała, przekrzykując muzykę. – Wystarczy już tego monopolu Ewy! Teraz tańczysz ze mną!

Bezceremonialnie porwała go na parkiet. Później były jeszcze Beata, Wiktoria, Paulina… A ja siedziałam przy barze, samotna i nieszczęśliwa. Póki nie dosiadła się Joanna.

– Pozwolisz im na to? – sączyła drinka i uśmiechała się kpiąco. – Tak w ogóle kod do jego pokoju to 2143 – puściła oko i odeszła, zalotnie kołysząc biodrami.

Położyłam się tylko na chwilkę…

Złość na te wszystkie harpie osaczające „mojego” faceta oraz wypity alkohol sprawiły, że przestałam się wahać. Też zaatakuję. Dwadzieścia minut później zakradłam się do pokoju Jacka, obleczona w seksowny, czerwony komplecik plus pończochy i szpilki. Na stoliku postawiłam szampana, kieliszki i czekałam…  Czas mijał, bąbelki uciekały, a on nie przychodził, więc zaczęłam sobie polewać i dość szybko mnie zmogło.

Obudziły mnie głosy. Jacek stał w drzwiach i z kimś dyskutował. A dokładniej spławiał Dorotę, która uparła się, by wpakować mu się do pokoju i – jak podejrzewam – do łóżka, które zajmowałam… ja! Bezwiednie się skuliłam. Szelest pościeli przyciągnął uwagę Jacka. Obejrzał się, zobaczył mnie i… błyskawicznie zamknął Dorocie drzwi przed nosem. Podszedł do łóżka.

– Co z wami, dziewczyny? – spytał jakby bezradnie.

Chciałam powiedzieć coś zabawnego, ale nim coś wymyśliłam, znowu zasnęłam. Boże, ale wstyd… Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Gdy się ocknęłam, Jacka nie było. Leżałam, jak zasnęłam, czyli nic się nie wydarzyło, ale i tak czułam się okropnie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do siebie, na bosaka, ze szpilkami w garści. Na szczęście dopiero świtało, więc nikogo nie spotkałam.

W pokoju leżała kartka od Kaśki, współlokatorki, że musiała wrócić do domu, bo któreś z dzieci zaczęło gorączkować. Szkoda malca, ale nieobecność koleżanki była mi na rękę. Nie musiałam się tłumaczyć, gdzie byłam i co robiłam, że wracam o tej porze, w takim stanie i w takim stroju. Zdjęłam kostium pechowej uwodzicielki, wskoczyłam w ulubioną piżamę w miśki, zmyłam makijaż i położyłam się do swojego łóżka. Na prysznic już nie miałam siły. Płacz nad straconymi nadziejami utulił mnie do snu…

Jak ja mu teraz spojrzę w oczy?

Rano obudził mnie telefon. Joanna wzywała mnie na śniadanie esemesem. Mimo kaca byłam głodna jak diabli, ale nie zeszłam na dół. Wstydziłam się. Nie dam rady spojrzeć w oczy ani Jackowi, ani nikomu innemu. Przeklinałam Joannę, która podsunęła mi idiotyczny pomysł, i siebie samą, że zdecydowałam się go zrealizować. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nie miałam zamiaru otwierać, ale pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Za drzwiami stał Jacek z tacą, na niej – talerz z kanapkami i kawa. Odsunął mnie bezceremonialnie i wszedł do środka.

– Śniadanie podano, księżniczko – skłonił się. – Do łóżka czy siądziesz przy stole?

Zamknęłam drzwi i milczałam. Nie wiedziała, co powiedzieć, jak się zachować, co myśleć w ogóle. Tłumaczyć się, przepraszać, udawać, że to nie była ja? Jacek odstawił tacę, po czym obejrzał mnie od góry do dołu.

– W tym stroju też wyglądasz apetycznie. – uśmiechnął się. – I może już nie zaśniesz…

No i tak to się właśnie między nami zaczęło…

Czytaj także:
„Wymarzone mieszkanie zamieniło nasze życie w koszmar. Pazerny dozorca nas terroryzował i nie ukrywał, że chce się nas pozbyć”
„Przyjaciółka uratowała mnie przed 3 tragediami jednego dnia. Nie rozumiem, jak to zrobiła. Przecież nie żyje od lat…”
„Teściowie uważali, że ciąża zrujnuje karierę ich córeczki. Walczyłem o swoje dziecko, ale 18-latka nikt nie traktował serio”

Redakcja poleca

REKLAMA