„Chciałam, by mąż kupił mi kalendarz adwentowy, ale pomylił go z małżeńskim. Myślał, że chcę się starać o dziecko”

kobieta z prezentem fot. Getty Images, Westend61
„Wręczył mi paczuszkę. Ja nieco zaskoczona rozerwałam papier i oniemiałam. Totalnie mnie zamurowało. Patrzyłam i nie wierzyłam. On naprawdę kupił mi kalendarz małżeński! Cały czas chciało mi się śmiać, a najbardziej z jego poważnej miny”.
/ 29.11.2023 14:31
kobieta z prezentem fot. Getty Images, Westend61

Przywykłam do myśli, że nie będziemy mieli dziecka. Zależało mi przede wszystkim na tym, by układało mi się z mężem. Tym bardziej byłam w szoku, gdy w domu pojawił się z nieoczekiwanym prezentem.

Krzysztof nie chciał być ojcem

Moje małżeństwo nie było wcale dziełem przypadku. Z Krzysztofem znaliśmy się od liceum. Mieliśmy podobne zainteresowania i potrafiliśmy spędzać ze sobą długie godziny. On bywał częstym gościem w moim rodzinnym domu, ja ‒ w jego. Wybraliśmy tę samą uczelnię, a także ten sam kierunek studiów. Tak naprawdę ani na chwilę się nie rozstawaliśmy. No i szybko założyliśmy, że będziemy mężem i żoną. Nie wyobrażałam sobie zresztą innej przyszłości.

Rok po ślubie zaczęłam się zastanawiać nad macierzyństwem. Wszystkie moje koleżanki paplały o dzieciach, niektóre miały już własne, inne były w ciąży albo właśnie ją planowały. Sama uznałam, że to już najwyższy czas – w końcu miałam 26 lat. Dodałam do tego także to, że mama też parę razy zwróciła mi uwagę na gotowość do bycia matką.

– Zegar biologiczny tyka  usłyszałam.  Malwina, im wcześniej, tym lepiej. Potem będziesz miała z tym więcej problemów, będziesz bardziej zmęczona. A poza tym, zawsze lubiłaś dzieci.

Miała rację. Lubiłam opiekować się młodszym rodzeństwem, często też zostawałam z dziećmi sąsiadki, kiedy ona wychodziła gdzieś wieczorem. Teraz nie byłam jednak sama i musiałam wszystko omówić z mężem. I wtedy, kiedy zdobyłam się na szczerą rozmowę, Krzysztof stwierdził, że absolutnie nie. Nie zamierzał być ojcem i nie myślał o powiększaniu rodziny. Chciał resztę życia spędzić ze mną i tylko ze mną. To ja, jak twierdził, byłam jego najlepszą przyjaciółką, a także partnerką, a na dzieci nigdy się nie pisał. Bo nie miał do nich podejścia, za szybko się denerwował, a poza tym, pochłaniały dużo czasu. Za dużo, jego zdaniem.

Pogodziłam się ze swoją przyszłością

Wtedy, gdy Krzysztof przyznał się, że nigdy przenigdy nie miał parcia na bycie ojcem, autentycznie pożałowałam, że nie poruszyłam tego tematu jeszcze przed ślubem. Oczywiście, wygarnęłam mu, że jest niesprawiedliwy i że straszny z niego egoista. Że mógł powiedzieć o tym wcześniej, nim ja zrobiłam sobie nadzieję. W ogóle doszło między nami do gwałtownej kłótni, która skutkowała kilkunastoma cichymi dniami.
Myślałam, że między nami będzie tylko gorzej, ale z czasem się z tym pogodziłam.

Pogadałam z koleżankami, zwłaszcza z Karolą, która też nie planowała dzieci, przede wszystkim z uwagi na męża, który podobnie jak mój Krzysztof, dzieci nie trawił. Obie doszłyśmy do wniosku, że nie ma co walczyć. Racja – w końcu ja kochałam Krzysztofa, a ona kochał mnie. Oto mi przecież chodziło, gdy wiązaliśmy się na stałe.
Zawarliśmy z mężem rozejm, a ja powiedziałam otwarcie w rodzinie, że nie planujemy dzieci. Choć spotkało się to z niezadowoleniem rodziców, a przede wszystkim oburzeniem matki i sceptycznymi spojrzeniami sióstr, pozostałam nieugięta. Nie zamierzałam się zresztą wdawać w żadne dyskusje – to była nasza i tylko nasza decyzja i nikt nie miał prawa się mieszać.

Jego prezent mnie zadziwił

Zbliżały się święta. Któregoś listopadowego wieczora siedziałam znudzona przed komputerem, myśląc już powoli o Bożym Narodzeniu. Wtedy też natrafiłam na reklamę kalendarza adwentowego i tak sobie, bez zastanowienia, palnęłam, że mąż mógłby mi taki kupić. Bo nigdy się w to nie bawiłam i czemu by nie spróbować. Liczyłam zresztą na jego kreatywność, bo przecież tyle tego było, a każdy polegał na czym innym. Może wpadłby na takie z czekoladkami albo jakimiś fajnymi sentencjami? Lubiłam takie rzeczy, a Krzysztof przecież o tym wiedział.

Dzień później zapomniałam zupełnie o tym kalendarzu. Zajęłam się swoimi sprawami i więcej o nim nie wspominałam. Tymczasem ostatniego dnia miesiąca zjawił się przede mną mąż z triumfalną miną i kwadratowym pakunkiem.

– To prezent – stwierdził. – Taki, jak chciałaś.

Wręczył mi paczuszkę. Ja nieco zaskoczona rozerwałam papier i oniemiałam. Totalnie mnie zamurowało. Patrzyłam i nie wierzyłam. On naprawdę kupił mi kalendarz małżeński! Cały czas chciało mi się śmiać, a najbardziej z jego poważnej miny. Rozbawienie przeszło mi w momencie, gdy się nad tym głębiej zastanowiłam. Czy to znaczyło, że w końcu dojrzał do ojcostwa?

Nie spodziewałam się takiej rozmowy

– Nie podoba ci się? – spytał mnie wtedy z niepokojem. – Myślałem, że to taki, jak chciałaś.

I wtedy do mnie dotarło. Po prostu kupił nie ten kalendarz!
– Krzysiu… – zaczęłam troszkę rozbawiona. – Chodziło o kalendarz adwentowy… no wiesz, takie okienka z niespodzianką. Każdego dnia otwierasz jedno i tak do Gwiazdki.

Mąż popatrzył na mnie ze zdumieniem.

– Ojej – wyrwało mu się. – A ja myślałem, że ty… ty nadal chcesz dziecko.

Przyjrzałam mu się. Był zdenerwowany, to prawda, ale skoro już sam z siebie kupił ten kalendarz, to chyba coś było na rzeczy. W końcu czemu poruszałby ten temat, gdyby nic się nie zmieniło?

– Przecież nie chcesz być ojcem – przypomniałam mu powoli. Wciąż uważnie go obserwowałam.

– No… nie marzyłem o tym – przyznał. – Ale, powiem ci, że pogadałem z kumplami. Kacper, wiesz, ten co robił nam elektrykę w kuchni, ma dwójkę dzieciaków i mówi, że chociaż było ciężko, to nie żałuje. A był podobnie nastawiony jak ja. Agata ledwie go namówiła.

– I chciałbyś spróbować? – wciąż nie dowierzałam.

Uśmiechnął się lekko, choć trochę niepewnie.

– No… nie tak sam z siebie, ale… – podrapał się po głowie z zakłopotaniem. – Ten kalendarz… kurde, ja naprawdę myślałem, że wciąż ci zależy…

Podeszłam do niego i pogłaskałam go po policzku.

– Bo zależy – zapewniłam.

Przez dłuższą chwilę patrzył mi głęboko w oczy.

– Bardzo? ‒ spytał.

– Bardzo – potwierdziłam. – Chociaż odpuściłam, bo nie chciałam, żebyś był nieszczęśliwy. Nie zależy mi na tym, żeby cię unieszczęśliwiać, Krzysiu. Zwłaszcza że to o nas w tym wszystkim chodzi.

Westchnął ciężko.

– Wiesz, że nie jestem tchórzem – mruknął. – I nie chcę, żebyś tak o mnie myślała. Możemy spróbować. Zobaczymy… zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Będziemy rodzicami

Między mną a Krzysiem nigdy dotąd nie było tak dobrze. Staliśmy się sobie jeszcze bliżsi i spędzamy razem bardzo dużo czasu. On coraz chętniej mówi o naszej przyszłości, powiększaniu rodziny i wcale się nie kłócimy. Jakoś tak w ogóle rozmawia nam się swobodniej.

I, co najważniejsze, jestem w ciąży. Staraliśmy się o dziecko przez pół roku i w końcu się udało. Wiem, że niektórym osobom zajmuje to znacznie więcej czasu, ale nam się akurat poszczęściło. Jestem tym faktem strasznie podekscytowana, a i Krzyś nie wygląda na niezadowolonego. Kiedy się dowiedział, co prawda trochę pobladł i stał się dość niespokojny, ale w końcu doszedł do wniosku, że może swoje dziecko akurat polubi.Ja tam myślę, że on po prostu trochę przesadza  przecież nawet nie miał kontaktu ze zbyt wielką grupą dzieci. Może to zwyczajnie wszystko wyolbrzymia?

Rodzina, i moja, i męża, mocno nas teraz wspiera. Zwłaszcza rodzice, którzy bardzo czekają na wnuka. Nie wiem jeszcze, czy to będzie dziewczynka, czy chłopiec. Na szczęście obojgu nam wszystko jedno. Najważniejsze, że będziemy mogli się spełnić w roli rodziców. I zamierzamy wspierać się nawzajem, niezależnie od tego, jak to się wszystko dalej potoczy.

Czytaj także:
„Jestem panią domu, gotuję, sprzątam i uczę 4 swoich dzieci. To moje powołanie. Koleżanki mówią, że mąż mnie wyzyskuje”
„Narzeczony żąda podpisana intercyzy. On chce chronić biznes, a ja nie wyobrażam sobie wyjść za kogoś, kto mi nie ufa”
„Wyrwałam się ze wsi i wpadłam w łapy obleśnych dziadów. Traktowali moje ciało jak własność i robili z nim co chcieli”

Redakcja poleca

REKLAMA