Proszę bardzo, niech pani zobaczy, jeśli mi pani nie wierzy! – dziewczyna podciągnęła rękaw koszulki i pokazała mi tatuaż. – To jest mój prawdziwy ojciec! Nie ten cały Roman, tylko on! I nareszcie go odnalazłam!
– Ale o czym ten tatuaż ma świadczyć? – zmarszczyłam brwi. Na razie niewiele z tego rozumiałam.
– A o tym! Wiktoria wyjęła z torebki zdjęcie i podała mi. Na fotografii była kobieta w stroju kąpielowym. Na jej ramieniu było widać identyczny tatuaż, jaki nosiła dziewczyna.
Jednak nadal patrzyłam na córkę klienta pytająco. Nie wiedziałam, co wspólnego ma ze sprawą fakt, że córka zrobiła sobie taki sam tatuaż jak matka. Jak zmarła matka. To się zdarza.
Niejedno w życiu widziałam, więc nie byłabym zdziwiona, gdyby to był hołd pamięci bliskiej osobie. I nie pomyliłam się.
– Kiedy mama umarła dwa lata temu, zrobiłam sobie taki sam. Nawet pani nie wie, jak mi jej brakuje...
– Tak się składa, że wiem – odparłam. – Ja również straciłam mamę. Może nieco później niż ty, bo byłam już na studiach, ale taki ból nie jest mi obcy.
Spojrzała na mnie nieco bardziej przychylnym wzrokiem, chociaż wciąż z pewną podejrzliwością. Zastanawiała się, czy mówię prawdę, czy chcę ją tylko podejść. Patrzyłam jej prosto w oczy. Nie po to włożyłam mnóstwo wysiłku, by namówić ją do rozmowy, żeby teraz to zaprzepaścić.
I tak w każdej chwili mogła wstać i odejść, a ja nie byłabym w stanie jej powstrzymać.
– To co z tym tatuażem? – spytałam.
– Leszek… To znaczy mój prawdziwy ojciec – poprawiła się – ma identyczny! W tym samym miejscu na ramieniu!
Może ta dziewczyna jest galerianką?
Najtrudniejsze są sprawy typowo rodzinne, a ta była wyjątkowo ciężka. Klient pojawił się kilka dni wcześniej. Dobrze ubrany mężczyzna w rozmiarze XXL. Wprawdzie to nie mój typ, ale są kobiety, które lubią takich „misiów”.
– Córka mi ucieka – oznajmił.
– Mam ją odnaleźć? – spytałam. – Jeśli jest na tak zwanym gigancie, to proszę najpierw pójść na policję…
– Na gigancie? – zdziwił się.
– Tak się określa ucieczkę z domu. Zapewniam, że policjanci do spraw nieletnich mają świetne informacje na temat miejsc pobytu takich dzieci…
– Ale ja nie o tym! – zamachał rękami. – Miałem na myśli, że oddaliła się ode mnie, a ostatnio zachowuje się jakoś dziwnie… Zupełnie jakbym stał się dla niej obcy.
Zapytałam, jak wyglądały ich stosunki do tej pory. To nie był wielce serdeczny związek między ojcem a córką, chociaż zbliżyli się do siebie nieco po śmierci jego żony. Jednak od jakiegoś czasu dziewczyna stała się opryskliwa. Ośmieliła się nawet obwiniać ojca o śmierć mamy.
– Przecież Wiktoria wie, że jej matka zmarła na raka… – powiedział z westchnieniem. – Jak niby miałem się do tego przyczynić?
No cóż, ścieżki rozumowania, szczególnie w takich sytuacjach, nie muszą być proste. I niezmiernie rzadko takie są. Tutaj jednak było jeszcze coś.
– Wie pani, mój znajomy widział Wiktorię w mieście z jakimś mężczyzną w średnim wieku. W galerii handlowej „Rozeta”. Podobno zachowywali się tak, jakby się dobrze znali. I to mnie niepokoi jeszcze bardziej niż to, że mnie odrzuca. Martwię się o nią po prostu.
– Zapytał ją pan o to?
– Oczywiście. Ale powiedziała, że niedługo skończy osiemnaście lat i nic mi do jej życia… Wie pani, że mnie trudno byłoby to sprawdzić, przecież mnie zauważy, jeśli zacznę za nią chodzić – i będzie jeszcze gorzej. A sama pani widzi, że trudno mnie przeoczyć…
Miał rację, przy jego gabarytach wtopienie się w tłum byłoby dość problematyczne. A ustalenie danych mężczyzny mogło być kluczowe. Zakładając, że naprawdę się z nim spotkała, bo niektórzy ludzie mają zwyczaj opowiadać różne idiotyzmy nawet swoim przyjaciołom…
Zaczęłam więc obserwować dziewczynę. Chodziła do liceum i do niedawna nie wagarowała. Jednak w ostatnich tygodniach zdarzało jej się uciekać z ostatnich lekcji, a wracała do domu tak, jakby wychodziła z zajęć o czasie. Dlatego parkowałam pod szkołą już od jedenastej. Pierwszego i drugiego dnia wyszła razem z klasą, wsiadła do autobusu i pojechała do domu. Ale na trzeci dzień wymknęła się z budynku wpół do dwunastej, tuż po dzwonku na przerwę.
Wysiadłam z auta i ruszyłam za nią. Tym razem nie korzystała ani z autobusu, ani z tramwaju. Poszła do centrum handlowego oddalonego o jakieś trzysta metrów od liceum. „Czyżby galerianka?” – taka myśl przeleciała mi przez głowę.
Spotkanie ze starszym mężczyzną?
To było to samo centrum handlowe, w którym ją podobno widziano. Ale dlaczego? Przecież nie narzekała na brak pieniędzy, ojciec nie odmawiał jej kieszonkowego – i z tego, co mówił, nie było ono małe. Niektórzy mieli mniejsze pensje. A po osiągnięciu pełnoletności miała otrzymać spory majątek po zmarłej matce. Tak stanowiły zapisy testamentu.
Czekał na nią przy wejściu. Średniego wzrostu, w średnim wieku. Dobrze ubrany, chociaż daleko mu było do nienagannej elegancji. Na powitanie pocałowała go w policzek. Wyglądało na to, że dobrze się znają. Weszli do środka, a ja oczywiście za nimi. Skierowali się do kawiarni. To mnie ucieszyło, bo nie uśmiechało mi się chodzenie po galerii.
Ich zachowanie było bardzo zastanawiające. Mężczyzna po drodze objął ramieniem dziewczynę, ale tylko krótko ją przytulił i puścił. Nie wyglądało to na gest kochanka. W kawiarni usiadłam dwa stoliki dalej, położyłam na blacie komórkę i włożyłam w uszy słuchawki. Oczywiście przedmiot przypominający komórkę był urządzeniem podsłuchowym.
Takiego obrotu sprawy nikt się nie spodziewał
– Jak to mówi do niego: „tato”? – wykrzyknął klient, kiedy puściłam mu nagranie. – Kto to w ogóle jest?
– Nie poznaje go pan? – pokazałam mu zdjęcia, które udało mi się zrobić.
– Ależ skąd! – pan Roman pokręcił głową. – Pierwszy raz widzę gnojka na oczy… Chyba będę musiał mu natrzaskać po tym oślizłym ryju…
– Proszę się opanować – powiedziałam spokojnie. – To nie jest sposób. Jak znam życie, tylko zrazi pan do siebie bardziej córkę.
Uspokajał się powoli. A ja rozważałam nagrany materiał. „Córeczko, niedługo będziemy już razem. Wytrzymaj tylko do osiemnastki, wtedy nie będzie trzeba niczego udowadniać w sądzie. Zrobisz, co zechcesz”.
Dziewczyna najwyraźniej nie chciała czekać tych dwóch miesięcy, pragnęła oznajmić całemu światu, a przede wszystkim mojemu klientowi, że znalazła prawdziwego rodzica. Po rozmowie poszli do sklepu z ubraniami, a domniemany ojciec kupił jej drogą spódniczkę.
– To wszystko jest jakieś dziwne – mruknęłam. – Naprawdę nic się panu nie kojarzy? Nic się nie przypomina?
Klient potrząsnął głową. Postanowiliśmy odbyć rozmowę z córką, ale miała do powiedzenia tylko jedno.
– Nic nie usłyszycie! Jak przyjdzie czas, to się dowiesz! – krzyknęła to panu Romanowi prosto w twarz i wybiegła. Tylko w drzwiach zatrzymała się jeszcze i rzuciła z pogardą. – Nie chcę cię znać!
– I co teraz? – klient spojrzał na mnie zrozpaczony.
– Tu bardziej jest potrzebny psycholog niż detektyw – mruknęłam. – Trzeba dotrzeć do dziewczyny. Pan tego raczej nie zrobi – ostrzegłam od razu. – Ja spróbuję.
Łatwo sprawdzić, kto mówi prawdę…
Właśnie tak doszło do tej rozmowy o tatuażu.
– Kochali się z mamą, dlatego zrobili sobie takie same wzory. To on jest moim ojcem! Roman nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Dla nikogo!
Tak, to się trzymało kupy. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego prawdziwy ojciec pojawił się dopiero teraz? Skoro był taki zakochany, skoro wiedział, że Wiktoria jest jego córką, mógł się zgłosić wcześniej. Ale do dziewczyny nie docierały takie argumenty. Trudno od nastolatki wymagać dorosłego myślenia. A i wielu tak zwanych dojrzałych ludzi mogłoby się w podobnej sprawie zaprzeć i dążyć do swojego.
– Opowiesz ojcu… to znaczy panu Romanowi – poprawiłam się, widząc, jak dziewczyna się krzywi – o tym tatuażu?
– Niech pani to zrobi, ja nie chcę gadać z tym oszustem! – ostatnie zdanie wykrzyknęła tak głośno, żeby klient czekający w salonie usłyszał.
– Tatuaż… – powtórzył w zamyśleniu. I nagle jakby go olśniło. – Tak, Marcelina opowiadała mi o tym! Zanim się poznaliśmy, miała chłopaka. To znaczy nie tyle miała, co on za nią chodził. To był typ spod ciemnej gwiazdy, a tacy są bardzo nachalni. Skłonił młodą dziewczynę w końcu, żeby się z nim spotykała. Ale szybko miała go dość. Wie pani, on był straszliwie zazdrosny, traktował ją jak swoją własność. Dlatego go rzuciła, ale on za nią łaził jeszcze długi czas.
– Pan go nie znał?
Potrząsnął głową.
– Poznaliśmy się z żoną niedługo po ich rozstaniu, ale miałem okazję zobaczyć go raz, z daleka. Trudno, żebym go poznał po tylu latach.
– A co z tym tatuażem? Rzeczywiście zrobili sobie takie same?
– Właśnie ten wzór przypomniał mi tamtą historię – klient westchnął. – Marcelina miewała takie pomysły całe życie. A w wieku kilkunastu lat, w tajemnicy przed rodzicami, wytatuowała sobie tego smoka. Ten skurczybyk zrobił sobie takiego samego, żeby jej pokazać, jak mu na niej niby zależy.
– Kłamiesz! – rozległ się krzyk. Wiktoria stała na schodach. Musiała wszystko słyszeć. – Razem sobie te tatuaże zrobili!
A potem wybiegła z domu.
– Proszę zostać! – usadziłam klienta. – Ja za nią pójdę.
Zobaczyłam ją tuż za drzwiami domu. Siedziała na schodach z twarzą ukrytą w dłoniach. Usiadłam obok.
– Trudne to wszystko, co? – spytałam. Podniosła na mnie zapłakane oczy.
– Chciałabym, żeby to Leszek był moim ojcem. Jest taki dobry… A na Romana nie mogę patrzeć! Ciągle mi się przypomina matka! I wie pani co? Uważam, że wymyślił tę całą historię, żeby oczernić Leszka, to znaczy tatę.
– Ale w stu procentach pewna nie jesteś – dokończyłam. – Możemy to jednak łatwo sprawdzić. Jeśli tylko zechcesz.
Dzień później siedziałam na ławce w parku ze słuchawką w uchu. Kilkanaście kroków dalej na innej ławce usiadła Wiktoria. Jej domniemany ojciec podszedł po paru minutach.
– Co się stało? – zapytał z troską.
– Mam do ciebie prośbę – powiedziała. Przykucnął przed nią, ujął jej dłonie.
– Możesz prosić o wszystko – powiedział. – Przecież wiesz…
– Zrobimy testy DNA? – spytała.
– A po co? To ci nie wystarczy? – dotknął miejsca, gdzie miał tatuaż.
– Chciałabym mieć pewność. Wiesz, ojciec…to znaczy Roman wynajął detektywa… Wie już o nas wszystko, a ja… chciałabym się przekonać tak na bank.
W tym momencie spadła z mężczyzny maska dobrego ojca.
– Ty głupia gówniaro! – syknął. – Musiałaś się wysypać ze wszystkim?
– O co ci chodzi? – powiedziała cicho. – Jeśli jesteś moim ojcem…
– Nie wierzysz mi? Nic ci nie mówi ten tatuaż?
– Ale ojciec… Roman opowiadał, że nie zrobiliście go razem z mamą…
– Komu wierzysz, durna pało? – podniósł głos.
Postanowiłam, że nie ma co dalej czekać. Zerwałam się z ławki i pobiegłam. Zdążyłam w samą porę, bo uderzył dziewczynę w twarz i unosił już rękę, żeby to powtórzyć. Zupełnie nie spodziewał się ataku, dlatego bez trudu wykręciłam mu łapę, powaliłam na ziemię.
Zerwał się błyskawicznie, lecz zamarł, kiedy zobaczył lufę pistoletu przed oczami.
– Co, kochasiu? – wycedziłam. – Chciałeś wyłudzić od dziewczyny pieniądze, co? A przy okazji zemścić się na jej matce za odrzucenie, chociaż już nie żyje…
– To moja córka – wysyczał. – A ty, mendo, zostaw nas, bo… – zawiesił głos.
– Wiktoria, idź do ojca, czeka na parkingu – powiedziałam. – Wezwijcie policję.
Dziewczyna posłusznie wstała.
– To nie koniec! – rzucił za nią Leszek.
– Na jakiś czas koniec – powiedziałam. – Czeka cię teraz proces. O próbę wyłudzenia, o oszustwo, naruszenie nietykalności, o groźby karalne… Nawet jeśli dostaniesz wyrok w zawiasach, sąd orzeknie zakaz zbliżania się do Wiktorii i jej ojca.
Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem, a ja czekałam na patrol i myślałam, czy Wiktoria zdoła dogadać się teraz z ojcem? Czy zbliżą się do siebie, jak na rodzinę przystało? Na pewno będzie im trudno po tym wszystkim…
Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Żona mojego brata podtruwała go bromkiem, żeby nie namawiał jej na seks. O mały włos chłopa nie zabiła!”
„Tajemniczy mściciel odebrał życie gwałcicielowi i mordercy dziewczynek. Okazało się, że sprawca miał bardzo solidny motyw”
„Byłam zakochana w Szymonie. Kiedy na jaw wyszły jego romanse, namówiłam kolegę by doprowadził do jego śmierci”