„Chcę, by córka pojechała na ślub koleżanki do Hiszpanii. Może wyrwie tam bogatego kawalera, to już czas na nią”

Mama i córka się kłócą fot. AdobeStock, deagreez
„Marzena to myśli, że książę z bajki jej się trafi czy jak? Ma już 30 lat! Jak będzie tak myśleć, to w życiu nie doczekam się żadnego wnuka! To za drogie, to za głupie, same przeszkody. Latka lecą, okazje przeciekają między palcami, do czego to prowadzi?”.
/ 19.08.2021 10:50
Mama i córka się kłócą fot. AdobeStock, deagreez

Ja nie wiem, co ta moja córka sobie wyobraża, że nagle, na ulicy, wpadnie na jakiegoś księcia? Szczęściu trzeba pomóc, latka lecą.

Michał już od rana był na rybach z kolegami, więc zabrałam się spokojnie za porządki – tak trudno zająć się czymś konkretnym, gdy chłop wciąż pęta się pod nogami! Niby tylko siedzi przed telewizorem albo przekłada te swoje znaczki z jednego klasera do drugiego, ale i tak wciąż staje człowiekowi na drodze…

Właśnie zdjęłam firanki i zaczęłam myć okna, gdy zadzwoniła moja komórka. Cholera jasna, że też się nie mogę przyzwyczaić, aby toto nosić przy sobie! No i znów, złaź z tej drabiny i szukaj, szlag by to…

– Adelka! – usłyszałam w słuchawce głos Maryli. – Wstawiaj wodę na kawę, za dziesięć minut jestem u ciebie. Mam ciastka!

Ciastka! Na pewno mi pomogą na dodatkowe kilogramy! Nie mogłaby kupić czegoś mniej kalorycznego? Woda się nawet nie zdążyła zagotować, gdy moja przyjaciółka wparowała z torbami zakupów. Zziajana, jakby biegła przez całą drogę.

– Wreszcie się wyrwałam z tego domu wariatów – sapnęła i z westchnieniem ulgi padła na fotel. – Moja droga, jak ja ci zazdroszczę!

– Ciekawe czego? – mruknęłam.

– Spokoju i ciszy – oświadczyła. – A nawet tego mycia okien. U mnie już ledwo co widać, taki kurz! Ale cały boży dzień jest młyn, a przecież nie będę myć po ciemku.

– Oj, chyba troszkę przesadzasz, dni są teraz całkiem długie. Machnęła ręką:

– Co z tego? Kiedyś przecież trzeba także usiąść, a nie tylko miotać się jak wariat od rana do nocy! Syn Maryli robi generalny remont mieszkania i na ten czas jej synowa z dwojgiem małych dzieci przeprowadziła się do teściowej.

Obłęd i maligna!

– Wnuki od czasu do czasu to może i przyjemność ale na bycie babcią w pełnym wymiarze godzin to ja się nie nadaję – wyznała Marylka. – Jak wczoraj powiedzieli, że jeszcze trzy tygodnie ten remont potrwa, to myślałam, że zacznę krzyczeć. I powiada, że coś jej się wydaje, że jej synowa znowu jest w ciąży: twarz jej jakby napuchła, a rano chyba wymiotowała w łazience. Aż strach pytać. Ja to mam dobrze, wychowałam córkę na nowoczesną dziewczynę… Mieszkanie ma, dobrą pracę, wciąż się dokształca. Wie, jak cieszyć się życiem, a nie siup, w pieluchy, a potem wołać „ratunku”, i niech wszyscy dookoła się martwią.

Nic się nie odzywałam, bo i co tu mówić? Moja Marzena ma trzydziestkę na karku, kredyt, siedzi w robocie po dziesięć godzin. Jak czasem do niej zajeżdżam, to nie widzę, żeby szalała na imprezach ze znajomymi. Ani śladu mężczyzny w jej życiu. Może sobie Maryla mówić, co chce, ale jaki sens dla kobiety w takiej samotnej egzystencji?

Latka lecą...

Ostatnio nawet zagadnęłam córkę, czy nie uważa, że już czas się z kimś związać; normalnie zapytałam, spokojnie, nie ze wścibstwa, tylko z troski, a ta jak nie ryknie! Czy mnie się wydaje, że faceci to na drzewach rosną albo ich w markecie sprzedają?! Czy w ogóle zdaję sobie sprawę, że obecnie kobiet jest więcej niż mężczyzn i byle łachudra ma wartość na rynku matrymonialnym? I jeśli mi się zdaje, że ona zadowoli się byle czym, żeby mieć tylko gacie w domu, to się mylę. Co to, to nie. Ma swoje standardy i poniżej nich nie zejdzie. A w ogóle to nie moja sprawa i kropka. I o co mi właściwie chodzi?!

Próbowałam jej wytłumaczyć, że po prostu martwimy się o nią razem z ojcem. Latka lecą, nie stajemy się młodsi, łatwiej by było umierać ze świadomością, że obok jedynego dziecka jest ktoś, kto zawsze je wesprze.

Powiedziała, żebym się puknęła w głowę. Przecież i tak nie miałabym żadnej gwarancji, że nigdy się nie rozwiedzie, teraz rzadko które małżeństwo trwa dłużej niż dziesięć lat. A Maryla gada głupoty, że mi zazdrości. Czego, pytam, czego?!

– Patrz – koleżanka podsunęła mi pod nos telefon. – Godzinę temu wyszłam z domu, a ta już trzy razy dzwoniła z pytaniem, kiedy wrócę. Bo Nikolka już pyta o obiad!

– A sama nie może ugotować?

– Mówi, że ja jestem najlepszą kucharką na świecie, i nie będzie się błaźnić – wzruszyła ramionami Maryla i usłyszałam w jej głosie nutkę dumy, chociaż zaraz dodała złośliwie: – Bardzo wygodna wymówka, co?

„W gruncie rzeczy ona jest zadowolona i szczęśliwa – pomyślałam wtedy. – Czuje się potrzebna, na jej oczach rośnie nowe pokolenie…”. Było mi smutno, kiedy wyszła, i nawet nie chciało mi się brać za robotę. Po co to wszystko, dla kogo? W końcu zwlokłam się z fotela, wlazłam na drabinę, gdy znów ktoś zadzwonił. Tym razem to była Asia, koleżanka córki z liceum.

Z ogromną prośbą: czy mogłabym przekonać Marzenę, żeby jednak przyjechała na jej ślub. Wysłała jej zaproszenie, a ona odmówiła, wymawiając się, że to daleko. Przecież Hiszpania to nie koniec świata! Tak jej zależy, żeby mieć najlepszą przyjaciółkę obok siebie w takim dniu!

Obiecałam, że zrobię, co w mojej mocy, i zamierzałam słowa dotrzymać. No bo, do licha, taka okazja, żeby kogoś poznać, a Marzena się zastanawia? Za dużo ma rozrywek? Mąż, gdy mu wszystko opowiedziałam, poradził, żeby się nie wtrącać. Córka jest dorosła, swoje powody ma. Może nie lubi takich imprez? On też nie, dobrze ją rozumie.

Głupoty gada, co on tam wie! Zapowiedziałam się telefonicznie i w sobotę pojechałam odwiedzić córę w mieście. I tak gadu, gadu, aż doszłam do tego, że Asia dzwoniła z prośbą. Marzena tylko się żachnęła: – Nie mam co robić, tylko wydawać oszczędności na czyjeś wesele! Ty wiesz, mamo, jakie to pieniądze? Wzięła kartkę i zaczęła liczyć: bilet na samolot w dwie strony i trzydniowy pobyt. Na Teneryfie, gdzie, jak wiadomo, tanich hotelików nie ma. A kiecki? A prezent? Bez sensu!

– Ale Asi tak zależy – próbowałam ją przekonać. – To twoja przyjaciółka!

– Sprzed lat – burknęła córka. – Widziałam ją w 2012 ostatnio. Nawet się nie odezwała, gdy była w Polsce! Marzena stwierdziła, że nie zamierza brać kredytu dla trzech dni wątpliwej uciechy.

Ten narzeczony Aśki to podobno laluś z bogatej rodziny

Mieszkają pod Barceloną, ale wesele robią na Kanarach. Będą tam same nadziane typki, co niby miałaby wśród nich robić? Z Polski, z tego co wie, będą tylko Aśki rodzice, bo pokrywa im koszty pobytu i podróży. – Nie ma mowy, mamuś – zakończyła wywód. – Nie wezmę kredytu, żeby zostać kronikarką czyjegoś szczęścia. Spokojna głowa. Poza tym, nikt ze mną nie pojedzie, nie za tę kasę. Mam tam robić za ubogą, i do tego samotną krewną? Masz pojęcie?

A moim zdaniem, to nawet lepiej, żeby Marzena poleciała sama. W końcu się przestanie oglądać na te swoje wyemancypowane psiapsiółki singielki, poczuje się samotna, to może prędzej się do kogoś przytuli. To atrakcyjna dziewczyna, angielski zna perfekt – nie ma się czego wstydzić. Pozna kogoś, może nawet dobrze sytuowanego? W końcu ta cała Aśka do pięt jej nie sięga – ani urodą, ani obyciem, ani inteligencją, a jakoś się potrafiła w życiu urządzić!

– My z tatą mamy trochę pieniędzy, moglibyśmy ci dać – zaproponowałam. – Nie możesz żyć tylko pracą…

– Jasne, sprzedajmy nerki, żeby Asia mogła zabłysnąć. Daj spokój, mamo. Jakby wesele było w Polsce, to naprawdę bym pojechała, ale taki kawał lecieć na trzy dni? Sorry!

Jak Marzena będzie tak myśleć, to w życiu nie doczekam żadnego wnuka! To za drogie, to za głupie, same przeszkody. Słowo daję, jakby mi ktoś fundnął wyjazd na Teneryfę, to leciałabym choć na jeden dzień, dla samej przyjemności zobaczenia pięknego miejsca. Poza tym, to nieładnie odmawiać, gdy ktoś zaprasza na ślub. Nawet to Marzenie powtórzyłam kilka razy, ale machnęła ręką: przesądy! Jakby Aśka znów dzwoniła, mam jej powiedzieć, że zrobiłam, co w mojej mocy, więcej nie mogę, bo córka sama decyduje.

No i na tym się skończyło. Wracałam potem do domu i myślałam: jakby Marzena zobaczyła przyjaciółkę w białej sukni, usłyszała marsz Mendelssohna… No, nie wierzę, że nie chciałaby złapać bukietu rzucanego przez pannę młodą! Latka lecą, okazje przeciekają między palcami, do czego to prowadzi? A jakby Asia zaproponowała Marzenie, że pokryje jej wszelkie koszty wyjazdu? Córka nigdy by się nie dowiedziała, że to ja dałam pieniądze na wyjazd… Muszę to przemyśleć, przegadać z Marylą, bo to mądra babka. Same mi się wnuki nie zrobią!

Czytaj także:
„Zdradziłam męża, ale to jego wina. Kochaliśmy się tylko 3 razy w miesiącu, a ja mam dopiero 30 lat i swoje potrzeby"
„Asystentka ukartowała nasz romans, by dostać awans. Zagroziła, że jeśli go nie dostanie, to oskarży mnie o molestowanie"
„Krystian katował mnie i tresował jak psa, a ja wciąż go kochałam. Może faktycznie zasłużyłam sobie na takie traktowanie”

Redakcja poleca

REKLAMA