„Celowo gram bezradną kobietkę, która nie umie parkować i nie rozumie komputerów. Dzięki temu mój mąż czuje się męski”

Gram słodką idiotkę, żeby mąż czuł się męski fot. Adobe Stock, Minerva Studio
„Wiem, jak otworzyć słoik, pająków się nie boję i sama potrafię wbić gwóźdź w ścianę. Ale robię z siebie ofermę, żeby wiedział, że w moich oczach jest silny i wspaniały. Widzę, jak rośnie jego ego, a jednocześnie miłość do mnie. W sumie bycie laleczką nawet mi się podoba. Fajnie jest nie musieć nic robić, tylko czekać, aż ktoś zrobi za ciebie”.
/ 17.11.2022 17:15
Gram słodką idiotkę, żeby mąż czuł się męski fot. Adobe Stock, Minerva Studio

Moje pierwsze małżeństwo rozleciało się z hukiem po dziewięciu latach. I niestety, to była moja wina. Oczywiście Franciszek nie powinien mnie zdradzać z tą rudą małpą z sąsiedniego bloku, ale zanim ją wypatrzył, wcześniej sama przygotowałam do tego grunt. Jak? „Znikając” męża. To właśnie mi zarzucił na sprawie rozwodowej.

Sprawiłam, że zniknął

– Czułem się totalnie zdominowany. Żona podejmowała każdą, nawet najbardziej błahą decyzję, nie pytając mnie o zdanie.

– Pytałam – zaprotestowałam, oburzona do żywego tak jawnym kłamstwem. – Zawsze brałam pod uwagę twoje preferencje, alergie, twoje zdanie było najważniejsze.

– Aha, jak w sprawie wyboru koloru ścian do sypialni… – prychnął, po czym zaczął mnie przedrzeźniać: – „Może weźmiemy brzoskwiniową, jak myślisz, Misiu? Ale nie, brzoskwiniowa za żółta, ty nie lubisz żółtego. No to może groszkową, uspokaja… ale może nie, tobie przydałoby się trochę ognia, życia. Weźmiemy pomarańczową”. Albo gdy chciałem na urlop pojechać w góry: „Naprawdę chcesz jechać w góry? Przecież nie lubisz się wspinać, a na nartach można połamać nogi. A jesteś taki blady, z pewnością potrzebujesz jodu. Tylko morze, kochanie. Jedziemy nad morze i koniec”.

– Wszystko robiłam dla twojego dobra.

– Wierzę, że w to wierzysz. Ale to za mało. Przy tobie nie istniałem. Kupowałaś mi ubrania, ustalałaś menu, harmonogram dnia, nie słuchałaś, co mówię, nawet w łóżku przejmowałaś kontrolę. Czułem się jak lalka przestawiana z kąta w kąt. Maskotka.

– Ale ja cię kocham – jęknęłam.

Kochaj kogoś innego. Ja mam dość.

Załamałam się. I chociaż mogłam dostać rozwód z orzeczeniem jego winy, bo przecież mnie zdradził i przeprowadził się do tej rudej, to zgodziłam się na porozumienie stron. Kiedy po rozprawie siedziałam bez siły na ławce w korytarzu, próbując dostrzec w moim postępowaniu z mężem jakiś błąd, z sali wyszła pani sędzia. Popatrzyła na mnie z wyraźnym współczuciem, podeszła, usiadła obok i powiedziała:

– Mężczyźni, którzy zgadzają się na „zniknięcie”, jak określił to pani eks, nie są warci starań. Ci, którzy są warci, nie pójdą na to. Nie pozwolą, by kobieta ich wykastrowała.

– Mój tata był bardzo dobrym człowiekiem – sprzeciwiłam się. – I był zadowolony, że mama się nim opiekuje. Nie powiedziałabym, że nie był wart jej starań.

Sędzia pokiwała głową

– Są i tacy. Delikatni. Cóż, pani wie lepiej. Może znajdzie pani takiego tatę dla siebie.

Pożegnała się i poszła. Takiego jak tata dla siebie? Gapowatego, zapominalskiego, nie potrafiącego wbić gwoździa w ścianę? Był nauczycielem matematyki w liceum i jedynie liczby się dla niego liczyły. Mama była jak służka, która usuwała mu sprzed stóp paprochy, by się przypadkiem nie potknął… Bardzo się kochali. Tata nie mógł wytrzymać bez mamy tygodnia, a ona tylko o nim myślała. Czasem byłam nawet zazdrosna, a jednocześnie marzyłam o takiej miłości.

Nie zauważałam ogromnej pracy, jaką mama wkładała w związek. I jej zmęczenia. Bo to ona sama ciągnęła ten wóz, jak kiedyś powiedziała jej siostra. Mnie tata denerwował, a mój pierwszy mąż wcale nie był do niego podobny. Kochałam go i chciałam mu to okazać, dbając o niego. Tak jak nauczyłam się tego w domu, od mamy, która zawsze mi powtarzała, że kobieta powinna dbać o swego mężczyznę. Zrezygnowałam nawet z dzieci, które przeszkadzałyby mu w robieniu kariery naukowej (o to akurat nie miał pretensji). A on uciekł.

Odrzucił mój dar, bo go „znikłam”

Przez prawie pół roku nieustannie odtwarzałam w myślach moje małżeństwo, próbując ustalić, jak powinnam była zachować się w różnych sytuacjach, by nie czuł się „zniknięty”. I wciąż nie wiedziałam… Pewnego dnia moja przyjaciółka umówiła mnie na randkę w ciemno.

– Dosyć tej samotności – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Za miesiąc kończysz trzydzieści siedem lat, czas na drugie podejście. Chcę być chrzestną twojego dziecka. Damian jest wspaniały. Też po przejściach, po rozwodzie, tamta była zołzą, taką prawdziwą, nie farbowaną jak ty. Faceci nie lubią żelaznej ręki, która trzyma ich na smyczy przypiętej do kolczatki. On jest inteligentny, wrażliwy i spragniony ciepła. Jesteś dla niego idealna. Tylko go nie zagłaszcz.

Zgłupiałam. Mężczyźni to strasznie wymagająca płeć. I niezdecydowana. Głaskanie – be. Bacik – jeszcze gorzej. To kto im dogodzi? Jeszcze się taka nie urodziła! Zgodziłam się pójść na tę randkę. Mnie też nie pasowało samotne życie, a przyjaciółka tak zachwalała tego całego Damiana, że byłam ciekawa, któż to taki. Przed randką zrobiłam się na bóstwo. Spojrzałam w lustro i pomyślałam: „No, no… wyglądasz całkiem nieźle”. Cóż, moja figura była wyjątkowo kobieca i czułam się z tym dobrze. Kiedy weszłam do kawiarni, już czekał z niebieską różą, naszym znakiem rozpoznawczym. Na widok mojej fioletowej sukienki (kolejny znak rozpoznawczy), podniósł się z krzesła. Kiedy podchodziłam do stolika, widziałam, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech, a w oczach zainteresowanie. Poczułam przyjemny dreszcz.

Serce zabiło mi mocno, niespokojnie

Rozkosznie. Pomyślałam, że jeśli nawet nie jest nam pisane wspólne życie, to z pewnością jakiś romans, choćby i krótki. Dwie godziny później uznałam, że zrobię wszystko, by na romansie się nie skończyło. Bardzo podobał mi się ten wysoki, spokojny mężczyzna, choć w jego spojrzeniu widziałam ostrożność. Był nieufny, pewnie bał się, że go zranię jak jego była. To był mężczyzna dla mnie. Jak powiedziała przyjaciółka – potrzebował ciepła, opieki. A ja byłam idealna dla niego, bo potrafiłam mu tę opiekę zapewnić. Podczas kolejnych randek zastanawiałam się, jaki obrać kurs. Patrzyłam uważnie na jego reakcje. Przy kupowaniu biletów do kina pytał, na co chcę iść, i gdy decydowałam, bez słowa sprzeciwu się poddawał. Potem sama wybierałam menu w restauracji – też nie protestował. Kupiłam mu szalik w jego ulubionym kolorze. Przekonałam, że powinniśmy na długi weekend pojechać nad morze, bo on potrzebuje jodu.

– A ty nie potrzebujesz? – spytał.

Ty jesteś ważny – pocałowałam go.

Kiedy spędzałam dni u niego, poukładałam mu wszystko w szafach. Wyrzuciłam stare garnki i kupiłam nowe.

– Szkoda, że nie poszliśmy razem na zakupy – powiedział.

Jesteś bardzo zajęty – odparłam radośnie. – Po co masz sobie zawracać głowę?

Spojrzał wtedy na mnie jakoś tak dziwnie. Może to była pierwsza oznaka miłości? Bo do tej pory żadne z nas nie powiedziało drugiemu, że kocha. Ja czekałam na niego, a on… jakoś się z tym nie śpieszył.

„W końcu to zrobi – myślałam. – Przecież nie jestem taka, jak jego pierwsza żona. Nie rozkazuję mu, robi co chce, a ja się nim opiekuję”.

Dwa tygodnie później, zaraz po tym, jak kupiłam wycieczkę do Wiednia na weekend jako niespodziankę, a on wcale się nie ucieszył, co mnie trochę ubodło, poszliśmy na imprezę taneczną do mojej przyjaciółki. Urządzała dziesięciolecie ślubu w klubie. Siedzieliśmy w szesnaście osób wokół wielkiego stołu i bawiliśmy się świetnie. Damian cudownie tańczył i byłam w nim już całkowicie zakochana. Nawet sobie postanowiłam, że ułatwię mu sprawę i sama wyznam mu miłość. Tej nocy. I wtulona w niego w tańcu wyobrażałam sobie jego reakcję – zaskoczenie, radość… W pewnym momencie przyjaciółka wyciągnęła mnie do toalety.

Co ty wyprawiasz? – syknęła. – Drugiego takiego faceta ci nie znajdę, to rzadki diament. Baby takich trzymają kurczowo.

– O czym ty mówisz? – zdziwiłam się.

– Mówiłam ci, żebyś go nie zagłaskała. Twoje pierwsze małżeństwo niczego cię nie nauczyło? Damian już jest jedną nogą poza związkiem. Widzę, że się waha. Chyba się w tobie zakochuje, a jednocześnie chce uciec. Pozwól mu być mężczyzną!

Siedziałam w toalecie, otumaniona, nie wiedząc, co robić. Sama myśl o stracie Damiana przyprawiała mnie o mdłości. Ale rzeczywiście, ten jego chłód ostatnio… Te spojrzenia pełne zastanowienia. Te przedłużające się chwile ciszy, kiedy coś proponowałam. Czas przestać się oszukiwać, że to był początek miłości. To była panika. Ale dlaczego? Przecież nie jestem zołzą. Pozwolić mu być mężczyzną?

A czy ja zabraniam?

Z zabawy ewakuowaliśmy się koło północy. Do domu mieliśmy ze dwa kilometry, ale noc była letnia, ciepła. Szliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce.

– Sonia… – powiedział nagle z wahaniem. – Musimy porozmawiać.

Nie brzmiało dobrze. Trzeba było odwlec to wszystko w czasie. Panika chwyciła mnie za gardło, mięśnie zadrżały. W żołądku zagościła lodowa kula.

– Jutro. Dziś jestem pijana.

– Ja też i właśnie dlatego…

I wtedy lunął deszcz. Ze śmiechem rzuciliśmy się do ucieczki, starając się schować pod wiatą pobliskiego przystanku. I nagle… mój wysoki, cieniutki obcas utknął między płytami chodnika, noga wygięła się w nienaturalny sposób, a kostkę przeszył okropny ból. Krzyknęłam, prawie się przewróciłam, ale Damian zdążył mnie podtrzymać, a potem wziął na ręce i zaniósł pod wiatę. Posadził na ławce, zdjął buta, pomacał kostkę, a gdy jęknęłam i prawie się rozpłakałam, powiedział, że przeprasza, ale sprawdza, czy to tylko zwichnięcie. Ból był straszny, wiec uznał, że to coś poważniejszego. Zadzwonił po taksówkę.

– Pojedziemy na pogotowie – powiedział. – To skręcenie, znam się na tym.

W szpitalu patrzyłam na niego z podziwem – był stanowczy, choć uprzejmy, doskonale poradził sobie ze znudzonymi pielęgniarkami, zajęto się mną szybko i fachowo. Nic nie musiałam robić. Mogłam po prostu być. Zauważyłam, że on dostrzega to moje spojrzenie i z każdą chwilą jakby się prostuje, rośnie… Czuje się mężczyzną. Wtedy mnie olśniło. Nagle wszystko zrozumiałam. I już wiedziałam, co robić, by nie „znikać” mężczyzny, wiedziałam, jak zatrzymać Damiana. Kiedy znów wniósł mnie do taksówki i usiadł obok mnie, przytuliłam się do niego.

– Dziękuję. Jesteś wspaniały – powiedziałam z czułością. – Nie wiedziałam, że jesteś taki silny. I masz tak dobry refleks.

Odchrząknął, po czym otoczył mnie ramieniem. Niby delikatnie, ale jednak zdecydowanie. Tak, w tym objęciu było coś, czego wcześniej nie wyczuwałam. I przyznam, że to coś bardzo mi się podobało. Damian nie wrócił do rozmowy, którą zamierzał ze mną przeprowadzić. Przypuszczam, że postanowił dać mi jeszcze czas. A ja go doskonale wykorzystałam, bo pół roku później poprosił mnie o rękę. Tak, nadal opiekuję się moim mężczyzną, ale on wie, kto w tym związku nosi spodnie.

– Kochanie, nie jestem w stanie otworzyć słoika, czy mógłbyś? Ależ masz silne ręce… 

– Kochanie kran przecieka. Naprawisz? Na pewno poradzisz sobie znakomicie…

– Twoje ciało jest wspaniałe, uwielbiam, gdy się ze mną kochasz. Jesteś niesamowity!

– Misiu, mógłbyś mi wytłumaczyć różnicę między wyszukiwarką a programem operacyjnym? Jak ty to wszystko zapamiętujesz?

Nie wiem, jakim cudem udaje ci się parkować w taki sposób. W życiu nie zmieszczę się na kopertę między dwa samochody… Co ja bym bez ciebie zrobiła?

Takie teksty to moja tajna broń

Wiem, jak otworzyć słoik, pająków się nie boję i sama potrafię wbić gwóźdź w ścianę. Znam się też na komputerach i całkiem niezły ze mnie kierowca. Ale kiedy patrzę na męża z podziwem, daję mu odczuć, jaki jest wielki, silny, wspaniały. Widzę, jak rośnie jego ego, a jednocześnie jego miłość do mnie. Jakby to były naczynia połączone. Prawdę mówiąc, bycie bezradną kobietką nawet mi się podoba. Fajnie jest nie musieć nic robić, tylko czekać, aż ktoś zrobi za ciebie. To dla mnie nowość, bo zawsze wszystko było na mojej głowie. Ja go komplementuję, ale on z drugiej strony zachwyca się moją kuchnią, moją urodą i różnymi moimi zdolnościami. I tak opiekujemy się sobą nawzajem. Zresztą Damian nie jest naiwniakiem, jak niektórym mogłoby się wydawać.

Na piątą rocznicę ślubu przyszedł z bukietem pięknych czerwonych róż i podziękował mi za dotychczasowe lata pełne spokoju i miłości.

– Chociaż muszę zdradzić ci coś w tajemnicy. Nieco bawiło mnie, gdy dawałaś mi do odkręcenia słoik, który sama byś otworzyła. Ale to wielka przyjemność mieć obok siebie kobietę, która zna moją wartość. Bo myślę, że przez te pięć lat poznałaś, kim naprawdę jestem. Dzięki tobie poczułem się potrzebny w naszym domu, a czasami nawet niezastąpiony. Wszystko dzięki twoim delikatnym podpowiedziom i sugestiom.

No cóż, jeśli mój mąż dostrzegał wszystkie te moje zabiegi i wybiegi, to rodzi się pytanie, kto kogo przysposabiał do życia w rodzinie? Nie ukrywam, że dość szybko znalazłam odpowiedź. To była po prostu miłość od pierwszego wejrzenia. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA