Wracałam z pracy do domu tą samą drogą co zawsze. I znowu mi się to przydarzyło, choć tym razem z dużo większą intensywnością. Minęłam przydrożne drzewo, do którego przybity był drewniany krzyż. Na ziemi leżały kwiaty. Zacisnęłam palce na kierownicy. Poczułam się tak, jakby silny podmuch wiatru uderzył mnie prosto w twarz. Grające w samochodzie radio zatrzeszczało. Dało się słyszeć przeciągłe gwizdy i zawodzenie. Jak gdyby strzępki jakichś słów. Zwolniłam, by trochę się uspokoić. Serce waliło mi jak młotem, a koszulkę miałam wilgotną od potu. Odruchowo zerknęłam w lusterko. Wyglądałam jak po wyczerpującym biegu, a tylko jechałam samochodem do domu.
Doskonale wiedziałam, co to za drzewo i dlaczego znajduje się na nim nadgryziony już zębem czasu krzyż. Dziwne uczucia, które pojawiały się, kiedy mijałam to miejsce, męczyły mnie już zbyt długo. Dbałam, aby pod drzewem zawsze był świeży bukiecik, a od święta zapalałam znicz. Jeszcze jako dziecko zbierałam polne kwiaty albo plotłam wianki z chabrów i zanosiłam je pod drzewo. Drzewo, które – miałam wrażenie – stanęło na mojej drodze porozumienia z mamą.
Byłam wyczerpana psychicznie
Tamtego dnia miałam już tego dość. Gdy moje auto wtoczyło się na podjazd, byłam cała spocona i roztrzęsiona. W uszach wciąż miałam świsty i niezrozumiałe słowa.
– Mamo, już dłużej nie wytrzymam! – jęknęłam, z impetem rzucając kluczyki na komodę. Brzęknęły o lustro, które aż się zadrżało. A niechby i pękło, nie dbałam o to.
Byłam wyczerpana psychicznie, a mama ciągle mnie zbywała, kiedy pytałam o cokolwiek, co wiązało się ze starym, przydrożnym drzewem. Czyli tak naprawdę… z moim tatą.
– To miejsce jest przeklęte, mamo – utyskiwałam, przechodząc z korytarza do kuchni. Przy stole siedziała babcia. Zastygła z nożykiem w ręku nad koszykiem ziemniaków. Mama odłożyła kubek do zlewu. Chyba lekko zbladła.
– Proszę, nie zaczynaj znowu – odparła beznamiętnym tonem. – Czy ty w ogóle siebie słyszysz?
– Nic nie rozumiesz! – odparowałam, uderzając pięścią o blat kuchennej szafki.
Gdzieś w jej wnętrzu zabrzęczały filiżanki. Mama obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem i wygładziła bluzkę. Przypomniało mi się, że tego popołudnia miała umówioną wizytę u lekarza. Po raz kolejny nie mogłam więc liczyć na rzeczową rozmowę. To było niesamowite, jak za każdym razem, gdy zbierałam się na odwagę, ona miała jakąś wymówkę, by uciec od rozmowy.
– Po prostu zmień trasę, Aniu. Czy to takie trudne?! – znałam ten jej gniewny ton, oznaczający koniec dyskusji.
– To niczego nie zmieni! – prychnęłam, patrząc, jak mama przemierza kuchnię i wychodzi na korytarz.
– Tu już niczego nie da się zmienić. Jakoś trzeba z tym żyć – burknęła przez ramię.
Miałam dość tajemnic
Chwilę później trzasnęły drzwi i dało się słyszeć warkot silnika. W oczach zakręciły mi się łzy. Podeszłam do stołu i z rezygnacją opadłam na krzesło. Ukryłam twarz w dłoniach i… rozbeczałam się. Nie obchodziło mnie, że babcia na to wszystko patrzy. Miałam dość – dziwnych zjawisk, życia pełnego tajemnic i niedopowiedzeń, emocjonalnej niedostępności ze strony matki. Z biegiem lat to wszystko stało się ciężarem nie do udźwignięcia.
– Twoja mama mi nie daruje, jeśli wyznam ci prawdę – odezwała się nagle babcia.
Nigdy wcześniej nawet nie podejmowała tego tematu. Pewnie dostała zakaz od mamy. Podniosłam głowę i spojrzałam w jej bladoniebieskie oczy. Była wyraźnie przejęta; z pewnością zauważyła, w jakim jestem stanie. Zasługiwałam choć na jedną szczerą rozmowę i nie miało już dla mnie znaczenia, czy odbędzie się ona z mamą, czy z babcią.
– Nie możesz pamiętać wypadku – zaczęła, zwinnym ruchem obierając kolejnego ziemniaka. Słowa zaś dobierała powoli.
– Przypomina mi o tym blizna – odparłam, odruchowo dotykając wypukłego znamienia pod bluzką.
Miałam zaledwie dwa lata, kiedy podbiegłam do ciągnika taty, za którym znajdowała się maszyna rolnicza. Jeden z elementów zahaczył o moją sukienkę. Tata w porę zareagował i natychmiast zatrzymał ciągnik. Wyskoczył z pojazdu i uwolnił mnie spod maszyny. Według słów babci leżałam bezwładnie na ziemi, w kałuży krwi.
– Wyglądałaś jak szmaciana lalka – mówiła, z trudem opanowując emocje.
– Babciu, mieszkamy na wsi – zauważyłam. – Takie wypadki się zdarzają. Najważniejsze, że nic poważnego mi się nie stało.
– To nie tak, Anulko – babcia pokręciła głową. Wierzchem dłoni otarła krople potu z czoła. – Byłaś poważnie ranna, straciłaś dużo krwi. Ledwo uszłaś z życiem.
– Zaraz, zaraz… – zacisnęłam usta. Myśli krążyły w mojej głowie jak rój pszczół. Wydawało mi się nawet, że to nie myśli, a strzępki wspomnień. – Tata również zginął w tym wypadku, więc powiedz mi wreszcie, dlaczego przybiłyście krzyż na tamtym drzewie? Poza tym, jak mógł zginąć w tym samym momencie, skoro to on mnie wyswobodził?
– Twój ojciec nie zginął w wypadku… – wyjąkała babcia. – Mama kilka razy zmieniała wersję tej historii, gdy o nią pytałaś… Musisz wiedzieć, że robiła to dla ciebie.
Prawda była o krok
Nożyk wypadł babci z dłoni i z głuchym stuknięciem uderzył o podłogę. Widziałam, jak wiele kosztuje ją ta rozmowa, ale nie mogłam na tym poprzestać. Musiałam dowiedzieć się wreszcie całej prawdy.
– Jak to?
Musiałam mocno się skupić na tym, co mówiła babcia. Emocje odbierały mi zdolność logicznego myślenia. Serce znowu waliło mi jak młotem, a wilgotny pot oblepiał całe moje ciało. Piski w uszach niemal zagłuszały kolejne słowa, wypływające z ust babci. Nie miałam na to siły. Chciałam się poddać, ale… nie mogłam! Byłam o krok od poznania prawdy. Przez całe życie mama powtarzała mi, że tata zginął w wypadku tego samego dnia, w którym ja doznałam obrażeń. Nie tłumaczyła, jak to się stało. Lawirowała pomiędzy niewygodnymi pytaniami.
– Na początku nie oddychałaś. Myśleliśmy, że to koniec… – babcia ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała cicho.
Nie mogłam znieść tego widoku. Piski w uszach przybrały na sile. Zaczęłam nawet rozróżniać poszczególne dźwięki, które wyłaniały się z tego zawodzenia.
– Twój ojciec powiesił się na tym drzewie. Uciekł i powiesił się, rozumiesz? Nie mógł znieść… nie dał rady… – całe jej ciało się trzęsło od spazmatycznego płaczu.
– Babciu, już dobrze, już wystarczy – wstałam od stołu i podeszłam do niej. Objęłam ją ramionami, a ona powoli się uspokajała.
– Myślę, że kiedy twój ojciec odszedł, ty otrzymałaś drugą szansę. Oddał za ciebie życie. Możesz mi nie wierzyć, mówić, że zwariowałam, jak twoja mama, ale tak właśnie myślę.
Odebrało mu rozum
Wciąż trzymałam ją w uścisku. Choć teraz, by samej nie upaść. Czułam się jak uderzona obuchem. Świat wirował mi przed oczami. Miałam wrażenie, że gdy ją puszczę, po prostu rozpadnę się na kawałki.
– On chyba prosi o wybaczenie…– wyszeptałam.
– Czuł się winny całej sytuacji, w jednej chwili odebrało mu rozum – wyjaśniła babcia. – Nie powinien był ruszać bez upewnienia się, czy nie ma w pobliżu dzieci.
– Och, babciu… – jęknęłam. W ogóle nie pamiętałam swojego taty, ale w tamtym momencie poczułam przejmującą tęsknotę. – Więc co mam zrobić?
– Wybaczyć – odparła babcia.– Przestać żyć w cieniu tej tragedii. Przestać dopytywać, co się stało. Niech ta rozmowa będzie pierwszą i ostatnią. Obiecaj mi to.
– Ale…
– Obiecaj! Inaczej twojej matce pęknie serce, a ty nigdy się od tego nie uwolnisz. Wszystko już wiesz.
Wreszcie poczułam spokój w sercu
Babcia ścisnęła moje dłonie tak mocno, że aż zabolało. Kiwnęłam głową i pozwoliłam łzom spłynąć. W tym samym momencie za oknem rozległ się grzmot. Niebo zasnuły ciężkie ołowiane chmury, z których lunął deszcz. Padało bez przerwy przez niemal dwie godziny. Środkiem podwórza płynęła struga wody. Zaczęłam nawet martwić się o mamę, ale wreszcie usłyszałam nadjeżdżający samochód.
Siedziałyśmy z babcią w kuchni z kubkami herbaty, gdy mama stanęła w progu. Wyglądała jak zjawa. Z jej bladej twarzy wyzierały duże, okrągłe oczy. Podbródek jej drżał, a wilgotne włosy lepiły się do zaróżowionych policzków.
– Wszystko w porządku? – zapytałam.
Całe życie obwiniałam o coś mamę i miałam wobec niej jakieś oczekiwania. W tamtym momencie czułam jednak tylko miłość i akceptację. Zrozumiałam, jak wiele przeszła. Spłynęło to na mnie niczym wiedza tajemna. Nie miałam świadomości, skąd przyszły do mnie te ciepłe uczucia, po prostu nagle wszystko się między nami poukładało.
– Drzewo… – wymamrotała mama i podeszła do kuchennej szafki, lekko się zataczając. Chciałam do niej podejść, ale babcia mnie powstrzymała. Wpatrywała się w mamę czujnym wzrokiem.
– Uderzył w nie piorun. Drzewo spłonęło – wyjaśniła mama, po czym osunęła się na podłogę.
– Tak musiało się stać – odparła babcia. – Najwyższy czas…
Patrzyłam, jak mama z trudem dźwiga się w górę. Symboliczne. Jej wątła sylwetka, poprzetykane siwizną pasma włosów i blada skóra dowodziły, ile przeszła. Przez te wszystkie lata zadręczała się wydarzeniami z przeszłości, ale to właśnie ze mną tata chciał nawiązać kontakt. Pragnął, bym mu wybaczyła i zaczęła normalnie żyć, choć nigdy nie żywiłam do niego urazy. Doświadczyłam czegoś niezwykłego i niewytłumaczalnego. Docierały do mnie głosy z zaświatów i nikt nie potrafił mi wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Ale już nie musiał. Wreszcie poczułam spokój w sercu. Dziś był nowy początek mojego życia.
– Przepraszam – powiedziała mama, siadając przy stole.
Po drzewie zostały zwęglone konary i nadpalony pień
Wyciągnęła do mnie rękę. Drugą podała babci. Utworzyłyśmy krąg. Trzy kobiety, trzy pokolenia. Przed laty straciłyśmy coś cennego. Wreszcie nadszedł czas, by odzyskać siebie i przestać nurzać się w cierpieniu. Tata dobitnie pokazał, że właśnie tego chce.
Kiedy następnego dnia przejeżdżałam obok miejsca, w którym wydał ostatnie tchnienie, nie towarzyszyły mi żadne niewyjaśnione zjawiska. Po drzewie pozostały zwęglone konary i nadpalony pień. W mokrej trawie leżała metalowa figurka Jezusa, przytwierdzona niegdyś do krzyża. Ten widok był smutny i wyzwalający zarazem. Z tym drzewem wiązały się tylko przykre wspomnienia. Cieszyłam się, że przestało istnieć. Na końcu mokrej szosy dostrzegłam ledwo zauważalne wstążki tęczy.
Czytaj także:
„Nieżyjący mąż nękał mnie po swojej śmierci SMS-ami. To była zaplanowana, okrutna zemsta za moją zdradę”
„Podkupiłem sąsiadowi łąkę, a on poprzysiągł mi zemstę. Nie wiedziałem, że ten stary drań posunie się do... przestępstwa”
„Twierdziła, że rozdzieliło ich fatum. Nie wierzyłem w te bujdy na resorach. Przecież to bajeczki dla dzieci, prawda?”