„Twierdziła, że rozdzieliło ich fatum. Nie wierzyłem w te bujdy na resorach. Przecież to bajeczki dla dzieci, prawda?”

pacjentka.png fot. Adobe Stock, fizkes
„Wszystko szło ku dobremu, pacjentka wracała do zdrowia, ale ucieszyła się dopiero z tego, że przyjeżdża Adam. Kto to w ogóle jest? Gdy spytałam o to, rozmarzona pani Małgosia zaczęła opowiadać historię o nieprzemijającej miłości dwojga ludzi, którym nie było pisane być razem”.
/ 01.08.2023 22:30
pacjentka.png fot. Adobe Stock, fizkes

Jestem pielęgniarką środowiskową, osobą twardo stąpającą po ziemi. Przychodziłam do pani Małgosi już od jakiegoś czasu, ale ostatnio bardzo się zmieniła.

Adam napisał, że przyjeżdża

Małgorzata miała w oczach czyste szczęście. Była ożywiona, podekscytowana i pierwszy raz przejawiała chęć do wszelkich aktywności. Wierzyła, że teraz, kiedy jest wolna, uda jej się stworzyć z Adamem szczęśliwy związek. Kimkolwiek był Adam, dobrze zrobił, decydując się na wizytę u mojej podopiecznej.

– Lepiej dziś pani wygląda – zauważyłam.

– Bo lepiej się czuję, uwierzyłam, że wyjdę z tego, stanę na nogi. Jeszcze będę szczęśliwa, świat jest piękny! – wykrzyknęła Małgorzata.

Coś podobnego, co za ogień!  A jeszcze niedawno słowa nie mogłam z niej wyciągnąć, siedziała skulona pod kocem i tępo patrzyła w okno albo w ścianę.

– Pewnie, że jest, chociaż ja bym poprawiła w nim to i owo – uśmiechnęłam się. – Na przykład sprawiłabym, żeby pacjenci słuchali, co do nich mówię. Jest pani w remisji, choroba się cofnęła, a pani dopiero teraz uwierzyła, że to prawda? Bo przyjeżdża Adam? Zaczynam być ciekawa, kim on jest.

– Mężczyzną, którego zawsze kochałam – szepnęła Małgorzata.

– Hm – chrząknęłam sceptycznie, wyrażając w ten sposób wszystko, co myślałam o wiecznej, nieprzemijającej miłości.

– Pani mi nie uwierzyła?

Małgorzata miała trochę ponad sześćdziesiąt pięć lat i była rozwódką, co na zdrowy rozum oznaczało, że kiedyś wyszła za mąż za człowieka, którego prawdopodobnie kochała. I nie był to Adam.
A może było to małżeństwo z rozsądku? Małgorzata żyła z innym, ciągle wspominając ukochanego?

– Adam był moim pierwszym chłopakiem, takim na poważnie – rzuciła rozmarzona.

– O mało nie zawaliłam matury, mogłam myśleć tylko o nim. On czuł podobnie, oboje zostaliśmy mocno trafieni. My nazywamy to miłością od pierwszego wejrzenia, Francuzi mają trafniejsze określenie – coup de foudre, uderzenie błyskawicy. Przeżyła pani coś podobnego?

– Hm – tym razem chrząknęłam wieloznacznie, nie miałam w tej sprawie za wiele do powiedzenia.

– W takim razie wie pani, jak to wygląda. – Małgorzata wytłumaczyła sobie moją małomówność tak, jak jej było wygodniej. – Zobaczyłam go i już wiedziałam, że to ten jedyny. On też stanął jak wryty, splątały mu się nogi. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, potem ja zrobiłam pierwszy krok, a właściwie dwa kroki. Wtedy on też zaczął iść ku mnie i spotkaliśmy się w połowie drogi.

– Uroczo – skwitowałam z lekkim przekąsem.

– Brzmi jak bajka, ale tak było naprawdę. Narodziła się miłość na całe życie, która przetrwała do dziś, mimo że jej tego nie ułatwialiśmy. Mijaliśmy się z Adamem jak statki na oceanie, błądziliśmy, nie mogąc się spotkać. Kiedy on był wolny, ja byłam z kim innym, i odwrotnie. Dopiero teraz nadeszła nasza chwila i chcemy ją wykorzystać. Czasami boję się, czy tym razem nam się uda.

Rozdzieliło ich fatum? Brednie…

„Oho” – pomyślałam jeszcze bardziej sceptycznie, ale nie odezwałam się. Pacjentka uciekła w świat fantazji, ale najwyraźniej jej to pomagało, więc nie zamierzałam się wtrącać.

– I tym razem zrobiłam pierwszy krok, widać taka moja rola. Odnalazłam go i napisałam, że jestem wolna. Tylko tyle, dwa słowa i podpis. Wiedziałam, że zrozumie, nieraz rozmawialiśmy o rozdzielającym nas fatum. Zostawiłam mu decyzję, co zrobi z tą informacją. A on odpisał, że przyjeżdża, ze mam na niego czekać. Minęły lata, a między nami nic się nie zmieniło, wciąż nie musimy sobie niczego wyjaśniać. Czujemy podobnie, oddychamy w tym samym rytmie, jesteśmy jedną osobą złożoną z dwóch połówek.

Tani sentymentalizm, pomyślałam, zastanawiając się czy ten wspaniały Adam w ogóle istnieje.

Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej upewniałam się, że jest fikcyjną postacią zrodzoną z długich godzin samotności. Małgorzata wymyśliła sobie ponadczasową miłość do idealnego faceta, by uciec od myśli o chorobie nowotworowej i towarzyszącym jej lęku, wymknęła się do krainy marzeń i zapomniała wrócić. Własne rojenia wzięła za rzeczywistość, a to już było niepokojące.

– Dlaczego nie spędziliście razem życia, skoro łączy was tak wiele? – zadałam pytanie naprowadzające.

Chciałam, by pacjentka zeszła z obłoków i przypomniała sobie, że jej cudowny chłopiec jest wytworem wyobraźni.

– Mieliśmy na to szansę, ale byliśmy zbyt młodzi, by ją wykorzystać. Adam był o mnie zazdrosny, pokłóciliśmy się i rzuciłam mu w twarz pierścionek, który od niego dostałam. Tanie cacko ze złotego drutu, ale dałabym wiele, by go odzyskać. Adam poczuł się zraniony, ja się obraziłam. Rozstaliśmy się na krótko, ponownie zeszliśmy, ale wtedy on musiał wyjechać. Pisał, dzwonił, czasem przyjeżdżał. Kiedyś ja pojechałam do niego i nie zastałam go na kwaterze. Poszedł gdzieś ze znajomymi, wrócił w nocy. Zrobiłam straszną awanturę, on nie pozostał dłużny. Znów rozstaliśmy się, tym razem na długo. Po kilku latach wyszłam za mąż za Huberta, człowieka, którego – jak mi się wydawało – pokochałam. Uczucia nie wystarczyło na długo, myśli o Adamie wracały jak bumerang, nie dawały mi spokoju. Raz spotkałam go przypadkowo, przypadliśmy do siebie, ale to nie był nasz czas. Byłam w ciąży, oczekiwałam dziecka Huberta.

Małgorzata przerwała, dając mi czas na złapanie oddechu. Niezłą historię wymyśliła...

Już ja go o wszystko przepytam!

– Nie zostałam matką, nie udało się donosić ciąży. Bardzo przeżywałam utratę dziecka, Hubert nie był w stanie do mnie dotrzeć, oddaliliśmy się od siebie. Po pewnym czasie postanowiliśmy się rozstać, rozwiedliśmy się, ale do dziś jesteśmy w przyjacielskiej relacji.

Małgorzata westchnęła i spojrzała na mnie.

– Tak, dobrze się pani domyśla, po rozwodzie odszukałam Adama. Byłam wolna i zdecydowana wyrwać losowi należne mi szczęście, już wiedziałam, że kocham tylko jego i tylko z nim mogę być. Dorosłam do tej miłości, ale jak się okazało, za późno.

– Był żonaty? – spytałam.

– Miał żonę i dziecko, drugie w drodze – odparła Małgorzata bezbarwnie, najwyraźniej ponownie przeżywając chwilę, w której to wymyśliła. – Usunęłam się, nie chciałam niszczyć mu życia. Wyrzekłam się go dla jego dobra.

– Pani Małgosiu świat realny nie jest tak romantyczny, jak pani fantazje, ale ujdzie w tłoku, da się na nim żyć – powiedziałam łagodnie, nie mogąc tego dłużej słuchać.

Małgorzata zaczęła się śmiać.

– Pani myśli, że fantazjuję? Proszę zostać jeszcze kwadrans, to się pani przekona, jak jest naprawdę. Adam zaraz tu będzie.

Zostałam. Musiałam się dowiedzieć, czy moje podejrzenia są słuszne.

Kiedy Adam stanął w drzwiach, myślałam, że to ja mam omamy. Dotknęłam go nawet, i to kilka razy. Chyba się zdziwił, ale tego nie skomentował.

– Muszę z panem porozmawiać, zanim wyjdę – powiedziałam stanowczo do obojga.

Rozbawiona Małgorzata odsunęła się, wskazując nam wolny pokój.

– Daję siostrze dziesięć minut, potem Adam jest mój – zawołała za nami.

Musiałam się spieszyć. Zażądałam od Adama, by zweryfikował opowieść Małgorzaty, dodając, że mam pewne podejrzenia. Wysłuchał mnie, a potem zaczął się śmiać.

– Ja bym nie ubrał naszej historii w tak romantyczne słowa, ale wszystko, co powiedziała Małgosia, zdarzyło się naprawdę. Rzeczywiście dostałem od niej krótką wiadomość, która zburzyła mój spokój. Odświeżyłem kilka dawnych znajomości i dowiedziałem się, że Gosia ciężko zachorowała. Dlatego przyjechałem, nie mogłem zostawić jej w takiej chwili.

– Pacjentka zdrowieje, najgorsze ma za sobą – powiedziałam sztywno.

– Naprawdę? Kamień z serca. Tak się cieszę, że uściskałbym panią, gdyby wystarczyło mi odwagi.

– Niech pan do niej idzie, ona czeka na pana. Jest szczęśliwa, że wreszcie będziecie razem – odtajałam w cieple jego uśmiechu.

Adam spoważniał.

– Mam rodzinę i nie mogę jej zawieść. Powiem Małgosi, zrozumie. Ona była i jest dla mnie ważna, ale…

Traktuję go jak talizman

– …znów minęliście się jak statki na oceanie – dokończyłam.

– Gosia tak mówi, ja bym powiedział, że nie było nam pisane. Często o niej myślę i czasem zastanawiam się, co by było, gdybyśmy w odpowiednim momencie byli doroślejsi, wykorzystali szansę.

Wyciągnął z kieszeni czerwone aksamitne pudełko, w jakich sprzedawane są niedrogie wyroby jubilerskie. Otworzył je i zobaczyłam cienki złoty pierścionek z bezbarwnym oczkiem.

– Traktuję go jak talizman, nigdy się go nie pozbyłem. Zawsze należał do niej, dziś jej go zwrócę – powiedział.

Zrozumiałam, że rozmowa dobiegła końca, nie byłam już potrzebna.

Trafiłam sama do drzwi, oni zajęli się sobą i tym, co między nimi było. Chyba już nigdy nie będę myślała sceptycznie o wielkiej, nieprzemijającej miłości. Zobaczyłam na własne oczy, że choć nie zawsze jest szczęśliwa, to jednak istnieje.

Czytaj także:
„Pacjentka poprosiła mnie, żebym zaopiekował się jej córka, jak ona umrze. Ojciec małej zmarł kilka lat wcześniej”
„Moja pacjentka związała się z dużo młodszym facetem. Zachęcałam ją do tego, dopóki nie dowiedziałam się, że to mój syn”
„Zakochałam się w mężu mojej umierającej pacjentki, choć nie życzyłam jej śmierci. Nie mogłam patrzeć na ich miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA