„Całe życie żerowałam na mamie, jak pasożyt. Nie chciałam się uczyć ani pracować. Wypruwała sobie żyły, by mnie utrzymać”

Wykorzystywałam swoją mamę fot. Adobe Stock, New Africa
„– No cóż, córeczko, widać studia nie są ci pisane. Ale nie martw się. Spokojnie zastanów się, co chcesz robić w życiu – powiedziała. I po raz kolejny zapewniła, że będzie mnie nadal utrzymywać. Nie widziałam w tym niczego nagannego. Skoro miałam spokojnie myśleć, to nie mogłam pracować, zarabiać".
/ 03.03.2023 06:35
Wykorzystywałam swoją mamę fot. Adobe Stock, New Africa

Była przy mnie zawsze i nie sądziłam, że kiedyś może jej zabraknąć. Dopiero po śmierci mamy zrozumiałam, jak wiele jej zawdzięczam. Szkoda, że nigdy tego nie usłyszy. Ale może uda mi się jeszcze naprawić to, co przez te lata zepsułam.

Macie mamę? To jesteście szczęściarzami. Bo ja już nie mam.

Moja mama umarła kilka tygodni temu…

Najsmutniejsze jest jednak to, że dopiero po jej śmierci uświadomiłam sobie, że nie miałam nigdy wierniejszej i bardziej oddanej przyjaciółki. Niestety nie zauważałam tego. Co więcej, przez całe życie przysparzałam jej tylko zmartwień i trosk.

Teraz chciałabym ją za to przeprosić, przytulić, powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Ale jest już za późno. Mama urodziła mnie, gdy miała prawie czterdzieści lat. Podobno ojciec nigdy nie chciał mieć dzieci i postawił sprawę jasno: albo on, albo bachor. Przez dwadzieścia lat mama godziła się na życie tylko we dwoje, bo kochała go do nieprzytomności.

Ale pragnienie macierzyństwa w końcu okazało się silniejsze. Pewnego pięknego letniego dnia, dwadzieścia pięć lat temu, pojawiłam się na tym świecie. Ojciec kilka tygodni po moich narodzinach wyprowadził się i złożył pozew o rozwód. Nie podobało mu się, że mama złamała umowę. Babcia opowiadała mi kiedyś, że mama bardzo przeżyła odejście ojca.

Ale nie rozczulała się nad sobą

Miała przecież mnie. Była gotowa nieba mi uchylić, bym czuła się kochana i szczęśliwa. A ja? Perfidnie to wykorzystywałam. Gdy byłam nastolatką, domagałam się markowych ubrań, kosmetyków. Koleżanka jechała na obóz za granicę? Ja też musiałam.

Kolega pojawił się w szkole z nową komórką? Ja też musiałam taką mieć. Znajomi urządzali osiemnastkę w dobrym klubie? Ja chciałam się bawić na swojej w tym samym miejscu.

Nie obchodziło mnie, że mamę nie stać na spełnianie moich zachcianek. Nie mogłam być gorsza od innych. Gdy próbowała odmawiać, robiłam nieszczęśliwe miny, płakałam, a jeśli to nie pomagało, obrażałam się, wszczynałam awantury.

I mama w końcu ustępowała. Zaciągała pożyczki na moje przyjemności, a potem urabiała się po łokcie, by je spłacić. Była zwykłym pracownikiem księgowości, nie zarabiała kroci. Brała więc nadgodziny, przynosiła zlecenia do domu. Często siedziała nad papierami długo po północy.

Ja w tym czasie spokojnie spałam

Nie miałam wyrzutów sumienia. Byłam przecież jej jedyną córką. Miała obowiązek zapewnić mi wszystko…

Nie dostałam się na studia. Wymyśliłam sobie psychologię. Ale aby się dostać na ten kierunek, trzeba mieć maksymalną ilość punktów, a ja ledwie osiągnęłam minimum. Mama nieraz prosiła, bym przysiadła nad książkami, ale nie słuchałam.

Byłam przekonana, że mi się uda. Zawsze przecież dostawałam to, czego chciałam. Tym razem się nie udało. Poniosłam porażkę. Byłam z tego powodu nieszczęśliwa. Mama to zauważyła.

– Nie martw się, córeczko. Skupisz się na nauce, w przyszłym roku poprawisz maturę i dostaniesz się na wymarzone studia. O nic innego nie musisz się martwić – pocieszała mnie.

Łaskawie się zgodziłam. Nawet do głowy mi nie przyszło, by iść do pracy. No bo po co? Mama przecież sama powiedziała, że nadal będzie mnie utrzymywać. A że musiała wypruwać sobie żyły, czuła się zmęczona? No cóż, nie prosiłam się na świat…

W kolejnym roku nie przysiadłam nad książkami. To był czas nieustającej zabawy. Spałam do południa, a potem szykowałam się na wyjście z przyjaciółmi.

Na nic innego nie miałam czasu

Balowałam zwykle do bladego świtu. Z mamą prawie się nie widywałam. Gdy ona wstawała do pracy, ja zasypiałam. Gdy wracała, jechałam na imprezę. Czasem wpadałyśmy na siebie w weekendy.

Córeczko, czy ty się w ogóle uczysz? Właściwie nie ma cię w domu – pytała wtedy z troską w głosie.

Doprowadzało mnie to do białej gorączki. Nie rozumiałam, dlaczego zanudza mnie takimi głupotami. Przecież do egzaminu było jeszcze mnóstwo czasu. Patrząc jej prosto w oczy, odpowiadałam, że zakuwam w ciągu dnia, gdy ona siedzi w pracy, i naburmuszona żądałam, by przestała się czepiać.

Bo tylko mnie denerwuje. No i w końcu przestała pytać. Wierzyła mi. Wtedy śmiałam się w duchu, że jest taka głupia i ślepa…

Nie poprawiłam matury. Zdałam nawet gorzej niż przed rokiem. Oczywiście nie czułam się winna. Byłam przekonana, że to zły los sprzysiągł się przeciwko mnie, że miałam pecha. Czułam się tak skrzywdzona, że aż się popłakałam. Mama od razu zaczęła mnie pocieszać.

– No cóż, córeczko, widać studia nie są ci pisane. Ale nie martw się. Spokojnie zastanów się, co chcesz robić w życiu – powiedziała.

I po raz kolejny zapewniła, że będzie mnie nadal utrzymywać. Nie widziałam w tym niczego nagannego. Skoro miałam spokojnie myśleć, to nie mogłam pracować, zarabiać. Dwa miesiące później poznałam Szymona. Wtedy świata poza nim nie widziałam. Teraz wiem, że był takim samym leniem jak ja.

Nie ciągnęło go ani do nauki, ani do roboty. Tyle tylko, że jego rodzice nie zamierzali go przez resztę życia utrzymywać. Gdy więc wzięliśmy ślub i  przeprowadził się do mnie, odetchnęli z ulgą. Cieszyli się, że wreszcie mają go z głowy.

Żyliśmy głównie na koszt mojej mamy

Szymon czuł się u nas w domu jak u siebie. Bez skrępowania korzystał ze wszystkiego, co kupiła mama, choć nie dokładał się do rachunków. Długo i cierpliwie to znosiła, ale któregoś dnia nie wytrzymała.

– Musicie zacząć żyć na własny rachunek. Ja dłużej nie dam rady wam pomagać – powiedziała, wręczając mi klucze do kawalerki, którą odziedziczyła po babci.

Inna córka rzuciłaby się jej pewnie z radości w ramiona. Nie każdy rodzic daje przecież dziecku w prezencie na start w dorosłe życie własny kąt. Ale nie ja. Ja się obraziłam. I zrobiłam jej totalną awanturę.

Wrzeszczałam, że nigdy mnie kochała, że chce się mnie pozbyć, że nie zależy jej na moim szczęściu, że myśli tylko o pieniądzach, i takie tam różne bzdury. Ja na jej miejscu dałabym córce w twarz. A ona? Spuściła tylko oczy i bez słowa poszła do swojego pokoju. Przez zamknięte drzwi słyszałam, jak płacze.

Ale nie weszłam do niej, nie przeprosiłam.

Rozpoczęliśmy z Szymonem samodzielne życie

Szybciutko przekonaliśmy się, że wbrew temu, co sądziliśmy, pieniądze nie leżą na ulicy, że trzeba na nie ciężko zapracować. Imaliśmy się różnych zajęć, ale nigdzie nie zagrzaliśmy zbyt długo miejsca. Wyrzucano nas lub sami odchodziliśmy.

Głównie z powodu wysokości pensji. Oboje uważaliśmy, że nasi pracodawcy za dużo wymagają, a za mało płacą… Nawet gdy oboje mieliśmy robotę, zwykle w połowie miesiąca brakowało nam już pieniędzy. Jechałam wtedy do mamy i domagałam się pomocy. Nie zamierzałam klepać biedy. Patrzyła na mnie ze smutkiem i wyciągała z bieliźniarki ostatnie zaskórniaki. Bez zmrużenia oka chowałam je do kieszeni. Przecież mi się należały…

I pewnie myślałabym tak do dziś, gdyby nie tamto tragiczne wydarzenie sprzed kilku tygodni. To było późnym popołudniem. Przeszukaliśmy z Szymonem nasze portfele i z przerażeniem stwierdziliśmy, że są puste.

Jak zwykle pojechałam do mamy

Ledwie weszłam jednak do klatki, gdy z mieszkania obok wyskoczyła zdenerwowana sąsiadka.

– Dobrze, że jesteś, właśnie miałam dzwonić – zaczęła łamiącym się głosem.

– Co się stało? – zdziwiłam się.

– Twoja mama zasłabła. Przed chwilą zabrało ją pogotowie…

– Moja mama? To niemożliwe – nie dowierzałam.

Przecież mama zawsze była taka silna, nigdy nie chorowała.

– Wiem, co mówię! Jedź do niej natychmiast. Z tego, co mówił lekarz, stan jest bardzo ciężki – ucięła.

Gdy dotarłam do szpitala, już nie żyła. Śmierć mamy bardzo mną wstrząsnęła. Przez pierwsze dni byłam wściekła, że mnie zostawiła. Nie rozumiałam, jak mogła mi to zrobić?

Przecież dokładnie wiedziała, że bez jej pomocy sobie nie poradzę. Ale potem przyszła refleksja. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam rachunek sumienia. I zrozumiałam, jak wiele zawdzięczam mamie i jak bardzo ją zawiodłam. Zawsze mnie oszczędzała, chroniła, stworzyła mi cieplarniane warunki. A ja co z tym kapitałem zrobiłam?

Roztrwoniłam wszystko, przebalowałam, zmarnowałam. Moje życie to klęska. Ale może da się to jeszcze naprawić? Już postanowiłam: biorę się w garść i zaczynam życie od nowa. Znajdę jakąś porządną pracę, pójdę na studia zaoczne, nauczę się oszczędzać, żyć na własny rachunek.

Dorosnę. Szymon musi zrobić to samo. A jak nie, to droga wolna. Chcę, żeby mama była ze mnie dumna. Za życia nie mogła. To może chociaż po śmierci?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA