„Całe życie trafiałam na patałachów i krętaczy. Szukałam miłości, a nie lowelasa, który zabawi się i wróci do żonki”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Pormezz
„To było na czwartym spotkaniu. Szczerze mówiąc, byłam już gotowa na rozluźnienie gorsetu, jak mawiały nasze prababki, i przejście do bliższego poznawania drugiej osoby. Może jeszcze nie tak od razu przez łóżko, ale… kto wie? Nie wykluczałam niczego”.
/ 25.03.2023 11:15
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Pormezz

Czekałam w tej samej kawiarni co poprzednio i zastanawiałam się, czy Mateusz w ogóle przyjdzie. Zdawało mi się, że nasze ostatnie spotkanie było miłe, ale nie miałam pewności, jak on na to patrzy. Mężczyźni myślą inaczej niż kobiety, spodziewają się czegoś innego. Już nieraz mogłam się o tym przekonać.

Przyszłam wcześniej, chociaż kobiecie podobno nawet wypada się spóźnić, jednak nie mam przekonania do takich stereotypów. Zobaczymy, czy mężczyzna zjawi się punktualnie. To też będzie o czymś świadczyło. Wszedł do lokalu kilka minut przed piątą. Uśmiechnęłam się w duchu, ale jemu też posłałam ciepły uśmiech. Powiesił płaszcz na stojaku przy drzwiach i podszedł do stolika. W jego oczach dostrzegłam błysk zadowolenia, a może nawet czegoś więcej? Zachwytu? Nie, skąd! Skarciłam się zaraz za tę myśl. Jakiego zachwytu? Baba w okolicach czterdziestki i takie wielkie słowa? Ale było mi jednak miło ze świadomością, że raczej mu się podobam.

– Cieszę się, że pani przyszła – powiedział Mateusz. – Obawiałem się, czy zrobiłem na pani odpowiednie wrażenie.

Zastanawiałam się, czy mówi szczerze czy się zgrywa. Ale wyglądało na to, że jest szczery. Zatem dręczyły go podobne obawy jak mnie. To oznaczało, że nie jest zarozumiały

– Ja też się cieszę, że pan jest – odparłam. – Różnie przecież w życiu bywa, mogłoby panu coś wypaść, na przykład w pracy.

– Wtedy bym panią na pewno zawiadomił! – obruszył się.

– Niby jak? – oho, przyłapałam go na krętactwie. – Przecież nie wymienialiśmy się numerami komórek.

– To prawda – odpowiedział bez zawahania. – Ale zadzwoniłbym do tej kawiarni i poprosił obsługę, żeby pani przekazała informację.

A zatem jest nie tylko miły, ale też pomysłowy oraz inteligentny  – pomyślałam. Mateusz usiadł, po chwili przyszedł kelner. Zamówiliśmy to co ostatnio, czyli szarlotkę z lodami i białą kawę.

– Jeśli pan chce, proszę wziąć sobie jakieś wino czy koniak – powiedziałam.

– Po pierwsze, przyjechałem samochodem, a nie wsiadam za kółko, nawet jeśli tylko powącham korek, a po drugie, piję bardzo incydentalnie i niewiele. Nie lubię szumu w głowie. Ale pani może sobie coś zamówić.

– Ja też rzadko sięgam po alkohol – odparłam.

Coraz bardziej mi się ten człowiek podobał

Oczywiście jeśli był szczery, a nie odgrywał przedstawienia. Przyglądałam się jego prawej ręce, kiedy wyjął nasączaną ściereczkę, aby przetrzeć okulary. Dostrzegł to i zapytał:

– Sprawdza pani, czy nie mam na palcu śladu po obrączce? – zaśmiał się cicho. – Nie, nie zdejmowałem jej w panice przed wejściem. Naprawdę jestem wdowcem – dodał.

– Proszę się nie gniewać, ale mam złe doświadczenia – odparłam nieco zawstydzona.

– Rozumiem – rzekł poważnie.

Nie odpowiedziałam, bo właśnie przyszedł kelner z kawą. Sparzyłam się ładnych kilka razy. Kobieta w moim wieku musi się liczyć z tym, że większość porządnych facetów jest już dawno zajęta. Sama jestem jeszcze panną, ale nie dlatego, że zupełnie nie miałam powodzenia. Tak mi się ułożyło życie. Najpierw musiałam się zajmować rodzeństwem po śmierci rodziców, potem sama zachorowałam i nie w głowie mi były romantyczne porywy, wreszcie się okazało, że brat ojca wymaga intensywnej pomocy… I jakoś tak te lata zeszły, a ja zostałam sama.

Nie chciałam jednak trwać w takim stanie wiecznie, więc wychodziłam z domu, poznawałam ludzi, niejeden pan się mną interesował, jednak nie miałam zamiaru wchodzić w jakieś dziwne związki z żonatymi poszukiwaczami przygód, a już absolutnie ryzykować rozbiciem czyjegoś małżeństwa. Zresztą gdybym związała się z mężczyzną, który dla mnie zdradził żonę, jaką miałabym pewność, że nie zrobi tego ponownie?

Dlatego również niechętnie spotykałam się z rozwodnikami. Po pierwsze, kto wie, co siedzi w takim człowieku i co tak naprawdę sprawiło, że jego związek się zawalił, a po drugie… Powiem szczerze – po drugie miałam ochotę wziąć ślub w kościele, to dla mnie bardzo ważne. I nie chodzi o samą uroczystość, po prostu jestem osobą bardzo wierzącą. Gdybym związała się z kimś po rozwodzie, musiałabym zrezygnować chociażby z przyjmowania komunii. Miałam nadzieję, że jednak znajdę tego jedynego. Słabą wprawdzie, ale zawsze.

Przed poznaniem Mateusza spotkałam się kilka razy z pewnym panem. Wydawał się bardzo sensowny, a na pewno sympatyczny i zabawny. Nie wypatrzyłam na jego palcu serdecznym podejrzanych „objawów”, jak to kilka razy mi się zdarzyło, więc myślałam, że coś z tego będzie. Mój niepokój wzbudziło jednak to, że parę razy odbierał telefon i czasem odchodził gdzieś na bok, a czasem rozmawiał przy mnie. Prowadził niewielki biznes, więc musiał wciąż być na łączach.

Tylko co miał do ukrycia?

Tak, jestem podejrzliwa, ale też – jak chyba każda kobieta – przede wszystkim ciekawa. Co takiego miał do ukrycia? Nie mogłam wykluczyć, że nie o wszystkich sprawach związanych z interesami może swobodnie rozmawiać, ale ten przyciszony głos, upewnianie się, że nie usłyszę… Nie podobała mi się taka konspiracja.

To było na czwartym spotkaniu. Szczerze mówiąc, byłam już gotowa na rozluźnienie gorsetu, jak mawiały nasze prababki, i przejście do bliższego poznawania drugiej osoby. Może jeszcze nie tak od razu przez łóżko, ale… kto wie? Nie wykluczałam niczego. W końcu dwoje dorosłych, wolnych ludzi może sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Ja jeszcze panna, on po jakichś nieudanych związkach. Wziął wprawdzie kiedyś ślub, ale zapewniał, że tylko cywilny, czyli po rozwodzie, technicznie rzecz biorąc, pozostawał kawalerem.

W każdym razie odszedł wtedy i zniknął za załomem muru. Siedzieliśmy w ogródku kawiarnianym, a mój towarzysz wyszedł aż na zewnątrz. Co tu dużo gadać, poszłam za nim, żeby zwyczajnie podsłuchać rozmowę. I bardzo dobrze, bo kiedy znalazłam się blisko rogu, usłyszałam, jak mówi:

– Wrócę później, przecież mówiłem. Kochanie, nie wściekaj się, taką mam pracę. Tak, pojadę jutro z psem do weterynarza…

Dalej nie słuchałam. Wróciłam do stolika, a kiedy mężczyzna przyszedł, powiedziałam:

– Mam nadzieję, że pozdrowiłeś ode mnie żonę. Na pewno wie, że się spotykamy, prawda?

– Jaką żonę? – zrobił wielkie oczy, a ja mogłam docenić, jak znakomitym jest aktorem. – Co ty znowu wymyślasz?

Wstałam, rzuciłam na stolik należność za moją część rachunku. Próbował protestować, ale syknęłam i uniosłam rękę, żeby go uciszyć.

– Możesz również pozdrowić psa i weterynarza – zakończyłam tę marną znajomość.

Zostawiłam go, niebotycznie zdziwionego. Po raz pierwszy, odkąd go znałam, nie wiedział, co powiedzieć.

Chyba go trochę rozdrażniłam

Mateusz jadł nieśpiesznie, rzucał mi od czasu do czasu spojrzenie.

– Mam wrażenie, że nie do końca mi pani wierzy – powiedział po jakimś czasie.

– To nie jest tak, że akurat panu nie wierzę – odparłam.

– Nikomu? – pokiwał głową. – Zdaje się, że większość wdowców, na jakich pani trafiła, uśmierciła żonę tylko na potrzeby podrywu. Spokojnie, ja swoją zabiłem osobiście, więc mam pewność, że nie żyje. 

Zmartwiałam i popatrzyłam na niego spłoszona.

– Żartuję! – roześmiał się, a potem spoważniał. – Zginęła w wypadku.

Teraz ja pokiwałam głową. Żart był dość makabryczny, ale mogłam zrozumieć, że moja nieufność cokolwiek go rozdrażniła i postanowił się zrewanżować.

– Musi mieć pani sporo tych złych doświadczeń – mruknął po chwili. – Ja w każdym razie nikogo nie udaję.

– Mam nadzieję – powiedziałam. Może zabrzmiało to niegrzecznie, ale też w moim głosie wyraźnie dźwięczała nadzieja. W każdym razie Mateusz nie zamierzał się obrażać.

– Jeśli oszukuję, prędzej czy później to wyjdzie na jaw.

– To prawda – potwierdziłam. – Tylko proszę zrozumieć, nie chciałabym się znów rozczarować.

Patrzył na mnie długo, a potem się uśmiechnął.

– Życie to właściwie jedno wielkie pasmo rozczarowań. Najważniejsze to nie przejmować się porażkami, tylko iść do przodu. Nie marnować dobrych okazji, ale też nie chwytać się tych marnych.

To było mądre i uznałam, że z takim mężczyzną można postawić sprawę jasno.

– Powiem szczerze. Szukam tego jednego człowieka na resztę życia. Nie interesują mnie przelotne znajomości.

– Mnie również – zapewnił. – Mam już dość samotnego życia. Dzieci praktycznie wyszły z domu, a dalsza rodzina to tylko dalsza rodzina. Nie mam nawet z kim iść w niedzielę do kościoła.
Coś we mnie drgnęło. Do kościoła? Żaden z mężczyzn, z którymi się dotąd spotykałam, nawet się o tym nie zająknął.

– Chodzi pan do kościoła? – dopytałam.

– Chodzę – potwierdził. – Nie tylko dlatego, że taka jest tradycja, ale przede wszystkim z potrzeby serca.

Poczułam błogie ciepło rozlewające się w piersi. Czyżby to naprawdę był właśnie ten? Aż się przestraszyłam tej myśli.

Jak pech, to pech!

O mały włos nie dotarłabym na spotkanie autorskie mojego ulubionego polskiego pisarza. Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie – musiałam zostać dłużej w pracy, potem spóźnił się autobus, a na koniec tenże pojazd nabawił się jakiejś awarii i prawie kilometr zasuwałam piechotą.

Na szczęście zdążyłam, chociaż ominął mnie sam początek. Podwójnie na szczęście… Bo spotkanie było bardzo interesujące, a do tego od chwili, kiedy weszłam, zaczął na mnie popatrywać pewien mężczyzna. Odpowiedziałam mu kilkoma spojrzeniami, ale nie zamierzałam go absolutnie zachęcać. Takie rzeczy powinny się rozwijać same, a inicjatywa należy do płci tak zwanej brzydszej. I ta brzydsza płeć doskonale o tym wiedziała. Po rozdaniu autografów autor zniknął, ale mężczyzna wręcz przeciwnie.

– Bardzo przepraszam za śmiałość – powiedział, gdy miałam już wychodzić. – Wygląda na to, że mamy podobny gust.

– Niewykluczone – odparłam. – Ale nie tylko my dwoje. Sporo osób było na tym spotkaniu.

Roześmiał się i pochwalił mnie za ciętą ripostę. A potem zaczęliśmy omawiać twórczość naszego ulubionego autora, okazało się przy okazji, że słuchamy też podobnej muzyki… I zanim się obejrzałam, byłam już umówiona na kawę. Chciał mnie wprawdzie zaciągnąć do lokalu już tego samego wieczoru, ale byłam zbyt zmęczona, a do pracy następnego dnia musiałam wstać wpół do szóstej.

Przez następne dwa dni zastanawiałam się, czy umówiłam się z uczciwym człowiekiem czy raczej z kolejnym księciem czarusiem. Postanowiłam się przekonać. Miałam przygotowany zestaw podstępnych pytań, opartych na dotychczasowych doświadczeniach, ale nie musiałam nawet się wysilać.

– Lubię jasne sytuacje – oznajmił Mateusz. – Jestem wdowcem od sześciu lat, nie żadnym podrywaczem z obrączką w portfelu. A pani wydaje mi się niezmiernie interesująca.

Zastrzelił mnie i przez chwilę zbierałam, jak to się mówi, szczękę z podłogi. A potem mu podziękowałam i przyznałam się, że jestem jeszcze panną. To go bardzo zaskoczyło, myślał, że ma do czynienia również z wdową albo rozwódką.

– Jak taka piękna kobieta uchowała się w stanie panieńskim? – prawie zawołał i zaraz ściszył głos: – Przepraszam najmocniej…

– Nie ma za co – roześmiałam się. – Ale muszę zauważyć, że umie pan prawić komplementy.

– Nie komplementy. Zawsze mówię tylko prawdę – odparł poważnie. – Jeśli kobieta ładnie wygląda, mogę jej to powiedzieć, ale jeśli nie, po prostu milczę.

Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Był uroczy. Dlatego nie wahałam się, kiedy zaproponował następne spotkanie.

W tej chwili byłam szczęśliwa

– Jeszcze szarlotki? – zapytał Mateusz, widząc, że skończyłam swoją porcję.

– Nie ma mowy! – zaprotestowałam. – Muszę dbać o linię.

Odchylił się na oparcie krzesła i zmierzył mnie wzrokiem.

– Nie musi pani. Ale nie namawiam. Na dworze jest całkiem przyjemnie. Może przejdziemy się nad rzekę, zanim zrobi się całkiem ciemno?

Zgodziłam się bez wahania. Mnie też już znudziło się siedzenie w kawiarni. Poszliśmy pięknym, niedawno odnowionym deptakiem. Zapadał zmrok, zapalały się latarnie. I jakoś tak wyszło, że pocałowaliśmy się po raz pierwszy… A potem drugi…

– Może to ty będziesz tym jedynym – szepnęłam bardziej do siebie niż do niego, bardzo, bardzo cicho. Usłyszał.

– Bardzo bym chciał.

Pomyślałam, że ja też bardzo bym chciała. W tej chwili byłam szczęśliwa. To poczucie szczęścia towarzyszyło mi przez następne dni. Towarzyszy zresztą do dzisiaj. I mam nadzieję, że tak już zostanie.

Czytaj także:
„Mój mąż zdradził mnie z sąsiadką, a ja mu wybaczyłam. Nie dziwię się, że wskoczył do łóżka innej. Byłam soplem lodu"
„Moja dziewczyna zdradziła mnie z moim najlepszym przyjacielem. Płakałem na myśl, że mam 30 lat i znów jestem sam”
„Odrzuciłam romantyka, bo zachciało mi się ogiera. Drań zdradził mnie z pierwszą lepszą kochanką i zostałam na lodzie”

Redakcja poleca

REKLAMA