„Moja dziewczyna zdradziła mnie z moim najlepszym przyjacielem. Płakałem na myśl, że mam 30 lat i znów jestem sam”

Moja żona przestała o siebie dbać fot. Adobe Stock, AVAVA
„– Spójrz na siebie, chłopie – powiedział z troską w głosie. – Nikt na świecie nie potrzebuje teraz bardziej przyjaciela niż ty. Nie mogę cię zostawić samego w takim stanie, o nie, za bardzo się zżyliśmy – powiedział, ale przecież poznaliśmy się zaledwie pół godziny wcześniej. Z jakiegoś powodu jednak mu uwierzyłem”.
/ 19.12.2022 13:15
Moja żona przestała o siebie dbać fot. Adobe Stock, AVAVA

Mogłem wstąpić do monopolowego, kupić flaszkę i napić się w pustym mieszkaniu. Wyszłoby na pewno taniej. I co z tego? Chciałem, by użalanie się nad sobą zyskało stosowną oprawę. Było wczesne popołudnie i bar świecił jeszcze pustkami. Jazzowa muzyka sącząca się z głośników i przyćmione światło sprawiały, że atmosfera wydawała się kameralna, czyli akurat taka, jakiej potrzebowałem. Znałem ten bar, choć nieczęsto w nim bywałem. Na przykład zaledwie tydzień wcześniej po seksualnym maratonie wpadliśmy tam z Justyną na małe piwo. Ciekawe, z kim i do jakiego lokalu chodzi teraz moja dziewczyna, by ugasić pragnienie?

Niech to szlag!

– Na początek szkocką z lodem – powiedziałem do barmana.

– Co za banał – odezwał się facet siedzący kilka hokerów dalej. – Gusta ukształtowane przez amerykańską kinematografię.

Podniosłem szklankę do ust i skosztowałem trunku. Byłem skłonny zgodzić się z malkontentem. Nigdy nie piłem whisky i nie za bardzo mi podchodziła.

– Co proponujesz? – spytałem zatem.

– Zależy, co to za okazja – uśmiechnął się. Przez chwilę zastanawiałem się, czy odpowiadać na to pytanie – było zbyt osobiste.

Zdałem sobie jednak sprawę, że przyszedłem tutaj, by nie trawić porażki w samotności. Może po to Bóg wymyślił bary?

Rzuciłem dziewczynę. Przyprawiała mi rogi z najlepszym kumplem.

– A więc zdrada – mruknął facet. – Zatem powinniśmy się napić absolutu.

Przy trzeciej kolejce przeszliśmy na ty, a ja bez szczególnych zahamowań opowiedziałem Mirkowi historię nieszczęśliwej miłości zakończonej spektakularną zdradą.

– Trzydziecha na karku – zakończyłem łzawo. – I wciąż nie potrafię stworzyć trwałego związku.

– Szukasz wiernego towarzysza? – zapytał mój kompan. – Spraw sobie psa.

W głowie mi szumiało, język trochę się plątał. No cóż, nie nawykłem do mocniejszych trunków.

– W dzieciństwie – zwierzyłem się, serdecznie obejmując Mirosława – bardzo chciałem mieć psa, ale stary się nie zgadzał.

– No nie! – oburzenie mojego towarzysza wydawało się autentyczne. – To podłe. Cholera, chłopie, współczuję ci, naprawdę, ale czekaj… Coś mi wpadło do głowy. Mój szwagier ma szczeniaki na zbyciu. Zaraz do niego zadzwonię.

– Zaraz, zaraz – starałem się ostudzić emocje. – Nie jestem pewien, czy potrzebuję psa.

Spójrz na siebie, chłopie – powiedział z troską w głosie. – Nikt na świecie nie potrzebuje teraz bardziej przyjaciela niż ty. Nie mogę cię zostawić samego w takim stanie, o nie, za bardzo się zżyliśmy.

W telefonie zaszemrał głos, najprawdopodobniej szwagra. Mirek uniósł komórkę do ucha i odszedł na koniec baru.

Rozmawiał przez chwilę i wrócił rozpromieniony

– Udało się – klepnął mnie w ramię i pokazał barmanowi puste kieliszki. – Ktoś już zarezerwował psiaka, ale ubłagałem szwagra i obiecał, że odmówi gościowi. Za chwilę dostarczy twojego nowego kumpla pod bar. Napijmy się za to!

Wypadki toczyły się w tempie zapierającym dech w piersi. Nie nadążałem za nimi. Nie nadążałem już za własnymi myślami… Chyba ciut przeholowałem z tym alkoholem. Zacząłem gorączkowo tłumaczyć Mirkowi, że nie mam warunków, by trzymać czworonoga, bo praca, brak czasu, obowiązki…

– Nie możesz się teraz wycofać – zaprotestował mój nowy znajomy. – Wszystko już załatwione. Szwagier odmówił klientowi, wycofując się, wyszedłbyś na oszołoma lub, co gorsza, nieuczciwego kontrahenta. Poza tym pies jest ci niezbędny, zapomniałeś?

Cholera, chyba rzeczywiście zapomniałem. Mirek tak się zaangażował w moje sprawy, a ja schlałem się jak świnia i robię mu obciach. No cóż, jeśli pies jest mi niezbędny, to trzeba załatwić sprawę do końca i odebrać go od szwagra. Zaraz, zaraz, przecież to miał być szczeniaczek!

– Już jest – Mirosław klepnął mnie w ramię, kiedy z jego kieszeni odezwał się sygnał komórki. – Zapłać i wychodzimy.

Wyciągnąłem portfel, a z niego jakieś banknoty, które wręczyłem barmanowi. Spojrzał na nie i skinął głową w podzięce. Sympatyczny gość. Mirosław pomógł mi zsunąć się z wysokiego stołka i wyszliśmy. Szwagier czekał za kierownicą podniszczonej furgonetki.

Wysiadł, kiedy nas zobaczył

Potężny gość z wielkim brzuchem i plamami potu na podkoszulku. Podszedł do bocznych drzwi, rozsunął je i wystawił na ulicę beżowego psa ze smutnymi oczyma. Zwierzak przyjaźnie zamachał ogonem, kiedy się zbliżyliśmy.

To nie jest szczeniak – zauważyłem.

– Nie – zgodził się ze mną szwagier.

Czworonóg podniósł na mnie wzrok, jakby mu się zrobiło przykro, że oczekiwałem jakiegoś gówniarza, a nie jego.

– Co to za rasa? – spytałem, zręcznie zmieniając temat.

Szwagier spojrzał na swojego podopiecznego, jakby pierwszy raz go widział. Pociągnął lekko za smycz, żeby psiak zmienił pozycję, podrapał się w zamyśleniu po brzuchu, po czym rzucił z pewnym wahaniem:

– Labrador?

Jasne, że labrador – Mirosław schylił się i pogłaskał psa. – Rasa odznaczająca się bezgranicznym przywiązaniem i lojalnością. Trudno by ci było trafić na lepszego przyjaciela, Januszku. Podwieźć was do domu?

Podziękowałem. Powiedziałem, że mieszkam przecznicę dalej i z chęcią się przespaceruję. Z ręki szwagra odebrałem smycz i zacząłem się żegnać z chłopakami.

Dwie stówy się należą – przypomniał szwagier, kiedy podałem mu rękę.

Spojrzałem pytająco na Mirosława.

– Co ty chcesz? – rozłożył ręce.

– Nie kupisz taniej rasowego psa.

– Chyba nie – zgodziłem się i wyciągnąłem coraz lżejszy portfel.

Zacząłem przeliczać gotówkę, ale ciągle wychodziło, że zostało mi raptem sto sześćdziesiąt złotych i parę monet. Szwagier trochę się zżymał, że straci na transakcji, ale ostatecznie machnął ręką i wziął to, co miałem. Wsiedli do furgonetki, zatrąbili na pożegnanie i odjechali, a ja zostałem z psem. Zorientowałem się, że nie znam jego imienia, lecz było za późno, by kogokolwiek spytać.

– Będę cię nazywał „Kumpel” – powiedziałem, a pies pomachał ogonem.

Kumpel okazał się miłym współlokatorem, choć stanowczo miał za dużo energii.

Diametralnie zmienił mój rozkład dnia

To w pierwszym okresie wydawało się dosyć upierdliwe. Z czasem zacząłem przywykać, a nawet wmówiłem sobie, że tęskniłem do takiego życia. Na przykład bieganie. Od lat obiecywałem sobie popracować nad kondycją, ale nigdy nie posunąłem się dalej niż planowanie trasy, którą miałbym przebiec. A tu proszę, jeszcze przed świtaniem zaczęliśmy z Kumplem uskuteczniać ostre przebieżki. Za to wieczorkiem miałem luz, bo w ramach odpoczynku mogłem potrenować rzucanie frisbee, które Kumpel z finezją łapał.

Z czasem dorobiliśmy się oddanych wielbicieli i stałej publiczności oklaskującej co bardziej karkołomne skoki Kumpla. Najwierniejszą jego fanką była Gosia. Co dzień spotykaliśmy ją w parku i z czasem zaprzyjaźniliśmy się na tyle, że mogliśmy trochę pogadać.

– Co ci się tak podoba w tym psie? – spytałem kiedyś, siadając przy niej na ławce.

– Oczy – odpowiedziała bez wahania. – Ma takie smutne oczy, że człowiek chciałby go od razu przytulić.

– Nie krępuj się – zachęciłem ją. – Kumpel bardzo lubi przytulanie.

Gosia spojrzała na mnie, a kiedy z uśmiechem kiwnąłem głową, schyliła się i przygarnęła do piersi psi łeb. To nie był jeszcze ten moment, by usłyszała, jak bardzo mnie podobają się jej oczy i jak zazdroszczę Kumplowi podobnych czułości. Myślę jednak, że niedługo będę w stanie jej to powiedzieć, tym bardziej że wyraziła chęć biegania z nami co rano, więc okazja się znajdzie. Mirka nigdy już nie spotkałem, ale jestem mu wdzięczny za to, co dla mnie zrobił. I pomyśleć– zupełnie obcy facet! Ludzie nie są jednak tacy źli. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA