„Całe życie słyszałem, że nic nie muszę, bo tatuś mi wszystko kupi. Nikt nie dostrzegał, że sam ciężko pracuję”

Upokorzyłem dziewczynę, która była we mnie zakochana fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Wszystkim zawsze się wydawało, że mam łatwo. Nie muszę mieć dobrych stopni, bo ojciec i tak opłaci mi dobre studia. Na tych studiach nie muszę się wcale dobrze uczyć, bo pracę i tak znajdę w firmie ojca. I to od razu na jakimś wysokim stanowisku. Oburzało mnie to, bo nikt nie wiedział, że ojciec nie stosuje wobec mnie taryfy ulgowej”.
/ 12.04.2023 20:30
Upokorzyłem dziewczynę, która była we mnie zakochana fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Mogłem spocząć na laurach, bo miałem skończone studia i dobrą, bezpieczną pracę. Ale coś mnie podkusiło, czułem, że muszę pokazać, jaki jestem samodzielny. No i pokazałem...

– Nie rozumiem. Jak to, odchodzisz z naszej firmy? – zdenerwował się tata. – Daniel, czy ty wiesz, co mówisz?!

– Tak, tato, wiem.

– Dobrze to sobie przemyślałeś?

– Bardzo dobrze. I bardzo długo…

To była bardzo trudna rozmowa

Starannie musiałem się do niej przygotować. Wszystkim zawsze się wydawało, że mam łatwo i niczym się nie muszę martwić. Nie muszę mieć dobrych stopni, bo ojciec i tak opłaci mi dobre studia. Na tych studiach nie muszę się wcale dobrze uczyć, bo pracę i tak znajdę w firmie ojca. I to od razu na jakimś wysokim stanowisku. I choć oburzało mnie takie myślenie, to rozumiałem je. Bo taka była prawda i nie było w tym myśleniu nic złego. Problem polegał na tym, że nikt nie doceniał tego, do czego udało mi się dojść własną pracą. Wszyscy uważali, że mój ojciec na pewno kupił mi te wszystkie sukcesy, do których doszedłem. Cokolwiek bym zrobił i tak nie było to moją zasługą. Zwierzyłem się kiedyś z tego tacie, a on poradził mi, żebym się z tego śmiał. Bo najważniejsze jest, że ja wiem, że to wszystko zawdzięczam sam sobie. Tata miał pewnie rację. Tylko co z tego, jak i tak czułem się z tym źle? Byłem jednak mu wdzięczny za wszystko, co mi dał i zapewnił, i nie próbowałem się przeciw temu buntować. Jeszcze w trakcie studiów rozpocząłem pracę w należącej do naszej rodziny dużej odlewni żeliwa. Zaczynałem od bardzo niskiego stanowiska, ale tuż po otrzymaniu dyplomu magistra zostałem dyrektorem do spraw rozwoju.

Wiedziałem, że ten błyskawiczny awans zawdzięczam temu, że ciężko pracuję, bo ojciec nigdy wobec mnie nie stosował żadnej taryfy ulgowej. Jako dziecko kieszonkowe dostawałem symboliczne, resztę musiałem sam zarobić. Ale wciąż jakoś podświadomie czułem, że pozostali pracownicy mają na ten temat inne zdanie. Nawet kiedyś przypadkiem podsłuchałem, że śmieją się z mojej szybkiej kariery w firmie. I właśnie od tej chwili zaczęła we mnie dojrzewać myśl, że powinienem coś zrobić na własny rachunek. Dlatego też tamtego dnia powiedziałem ojcu, że składam rezygnację i przechodzę do konkurencji…

Co ci wpadło do głowy?! – krzyczał na mnie. – Przecież ty byłeś zawsze taki rozsądny, a teraz kompletnie ci odbiło! Przecież z naszą rodzinną firmą możesz osiągnąć szczyty! Robisz to tylko dlatego, że ludzie mówią, że wszystko zawdzięczasz mnie?

– Nie tylko. Ty nie pozwalasz mi wprowadzać pewnych zmian…

– Bo są głupie! Z czasem zrozumiesz to i przyznasz mi rację. Nie można się pozbywać starych pracowników tylko dlatego, że nie mają już tyle sił co młodsi…

– Sentymenty, tato…

– Nie, synu, doświadczenie. I pomyśleć, że już się wybierałem na emeryturę, myślałem, że będę ci mógł wszystko zostawić, a teraz co? Ile mam jeszcze harować? I będę musiał walczyć z tą twoją „konkurencją” – wydął pogardliwie wargi.

Tata oczywiście nie uważał mojej nowej firmy za prawdziwą konkurencję. Nasza rodzinna odlewnia, wraz z kilkoma spółkami zależnymi, zatrudniała blisko sto osób.

Nowy pracodawca miał pięciu robotników

I wciąż nie mógł się nadziwić, dlaczego zgodziłem się harować u niego właściwie za darmo, żądając jedynie pewnych udziałów w jego odlewni. Ale ponieważ była ona w opłakanym stanie i na skraju bankructwa, te udziały w zasadzie były bezwartościowe. Ojciec już więcej mnie nie przekonywał. Za to kilka dni później na moją decyzję próbowała wpłynąć mama. Robiła to jednak bez większego entuzjazmu. W końcu znała dobrze swoich mężczyzn i wiedziała, że upór to jedna z naszych podstawowych cech. W nowej odlewni, tak jak w rodzinnej, wciąż pracowałem na stanowisku dyrektora do spraw rozwoju, choć w tym miejscu brzmiało to nieco humorystycznie. Ale nie dla mnie. Poświęcałem tej firmie dzień i noc, i wkrótce zdobyłem dwóch niewielkich odbiorców, dzięki czemu mogliśmy zatrudnić kilka następnych osób. Po paru miesiącach postanowiłem też dokupić więcej udziałów w odlewni, żeby nie przejadać bezsensownie swoich oszczędności. Przez to zostałem właściwie bez grosza, co jeszcze bardziej zmotywowało mnie do ciężkiej pracy. A efekty tej pracy stawały się coraz bardziej widoczne.

Po dwóch latach zatrudnialiśmy już trzydzieści osób i stawaliśmy się rzeczywiście poważną konkurencją dla firmy mojego ojca. I nikt już nie mówił, że zawdzięczam wszystko komuś innemu niż samemu sobie. Mój tata od dłuższego czasu starał się mnie ignorować. Nie mógł tego jednak robić w nieskończoność, bo zacząłem zagrażać naszemu rodzinnemu biznesowi. W końcu dwóch jego stałych odbiorców zgłosiło się do mnie, bo moja firma miała do zaoferowania konkurencyjne ceny. Wiedziałem od mamy, że ojciec to ciężko zniósł. Mama powiedziała mi to, żeby spróbować namówić mnie na powrót do jego firmy. Ale ja byłem zbyt dumny z mojego sukcesu, żeby myśleć o powrocie.

Aż do chwili…

– Przyjeżdżaj do szpitala – usłyszałem w komórce głos mamy. – Tata miał zawał!

Pół godziny później byłem już przy mamie w szpitalu. Z tatą było naprawdę kiepsko. To był wprawdzie jego dopiero pierwszy zawał, ale bardzo rozległy.

– Ale jak to się stało?

– Ostatnio za dużo pracował… Wiesz, w firmie nie działo się najlepiej…

– O Boże… to moja wina?!

To wina waszych ambicji i uporu. Odziedziczyłeś to po nim. Mówiłam mu, nie ścigaj się z Danielem, to bez sensu – uśmiechnęła się smutno. – Ale on chciał ci udowodnić, że mimo wieku, wciąż jest cię w stanie pokonać…

Tata powoli wracał do zdrowia. Ja zaś w pierwszym odruchu chciałem sprzedać udziały w firmie i wrócić do naszej rodzinnej odlewni. Ale doszliśmy z mamą do wniosku, że tata potraktuje to jako swoją przegraną i nie będzie z tego zadowolony. A ponieważ wiedziałem, że mój wspólnik, osoba dobrze po sześćdziesiątce, też już najchętniej odszedłby na emeryturę, wymyśliłem co innego. Tata kupił jego udziały i został moim nowym wspólnikiem. Dzięki temu ja powoli dokonywałem połączenia obu firm i zastępowałem we wszystkim swojego rodzica. Często jest tak, że dzieci płacą za ambicję swoich rodziców. W moim wypadku było odwrotnie i rachunek za moje ambicje zapłacił tata. Mogę tylko dziękować losowi, że nie był to najwyższy rachunek. 

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA