„Całe życie poświęciłam sobie i swojej pasji. Nie chciałam tracić czasu na dziecko i całą tę zabawę w dom. Dziś tego żałuję"

Kobieta rozczarowana swoim życiem fot. Adobe Stock
„Całe swoje życie poświeciłam pasji. Bo – jak mówiła mama – pasja miała mnie nigdy nie opuścić. A teraz czułam się samotna. Bardzo samotna. Zrozumiałam, że gonię za czymś zupełnie nieważnym…".
/ 06.03.2023 07:45
Kobieta rozczarowana swoim życiem fot. Adobe Stock

– Pamiętaj, najważniejsza dla człowieka jest jego pasja i ciężka praca – powtarzała moja mama. Sama była artystką. Więcej czasu spędzała w pracowni niż w domu, zapominając w niej o realnym świecie.

Moja mama żyła po swojemu

Koleżanki miały normalne mamy, a ja musiałam sobie radzić sama. Biegałam z kluczem na szyi od podstawówki. Ojca nawet nie pamiętam. Mama mówiła o nim, że był sztywniakiem. Chciał normalny dom, rodzinę, żonę czekającą z pachnącym obiadem. A moja mama nie pozwalała wtłoczyć się w żadne ramy. Była kolorowym, wolnym ptakiem. Tato nie bardzo mógł pogodzić się z jej egoistycznym podejściem do życia.

Zazdrościłam koleżankom normalnej rodziny, matek mających czas na wspólne odrabianie lekcji, wyjścia na zakupy czy uczestniczenie w szkolnych akademiach. Jednak wszystkie te matki były jakieś… bezbarwne. Moja natomiast była inna. Pamiętam, jak raz przyszła na szkolny występ z okazji Dnia Nauczyciela. Wszystkie matki były ubrane w czarne spódniczki i dopasowane białe bluzeczki. A moja mama włożyła krzykliwą spódnicę z mnóstwem fałd. Do tego różową, koronkową bluzeczkę z ogromnym dekoltem. Wszyscy patrzyli na nią z potępieniem, ale ona nic sobie z tego nie robiła. To była pierwsza lekcja życia.

Zapamiętałam, aby nie przejmować się tym, co myślą sobie o mnie inni… Jedyną wyrocznią ma być moje sumienie.

Pamiętaj o znalezieniu w sobie jakiejś pasji – powtarzała mi mama. – Małżeństwo nie jest ważne. Oddasz mu sporą część swojego życia, a i tak nie ma pewności, jak się potoczy. Dzieci? Dorastają i odchodzą z domu. Jak nie masz pasji, to zostajesz sama!

Posłuchałam się. Biegałam pilnie na lekcje tańca, śpiewu, uczyłam się gry na fortepianie. Żyłam w ciągłym strachu, że coś może mi się nie udać. Pod koniec liceum miałam opracowany plan na dalsze życie. Chciałam zdawać do szkoły teatralnej. Dostałam się za pierwszym razem. Ten świat wciągnął mnie bez reszty! Zachłysnęłam się nim! Biegałam na każde przedstawienie w naszym teatrze.

Niby założyliśmy rodzinę, ale...

Na którymś ze spektakli poznałam Roberta. On studiował prawo, był poukładany i rzeczowy. Ja – żyłam jak moja mama. Zakochałam się bez pamięci…

– Gratuluję, jest pani w trzecim miesiącu ciąży – usłyszałam od lekarza podczas rutynowych badań. Tego nie było w moich planach. Ciąża była przeszkodą na drodze mojej kariery, mojej pasji. To jej miałam się poświęcić, a nie dziecku. Poprosiłam mamę o pieniądze na pozbycie się kłopotu. Odmówiła.

– Urodzisz to dziecko – zadecydowała za mnie. – Ja się nim zajmę.

Na zajęcia chodziłam do ostatniego dnia. Poród przeszedł gładko. Po trzech tygodniach od narodzin synka, wróciłam na studia. Skończyłam szkołę i z dyplomem w ręku zgłosiłam się do jednego z teatrów. Właściwie od ręki dostałam angaż. Małym Karolkiem opiekowała się moja mama i mąż. Prał, gotował, zmieniał pieluchy, wychodził na spacerki.

Robert był świeżo upieczonym prawnikiem. Miał zamiar robić aplikację. Kochałam go, ale nie dałam mu żadnych szans.

– Mowy nie ma, abym teraz zrezygnowała z pracy, bo ty chcesz kontynuować naukę! – krzyczałam, brałam torebkę i biegłam do teatru. Kochał mnie, dlatego akceptował taką, jaką byłam. Egoistką, która nie powinna nigdy wiązać się z nikim, ani zakładać rodziny. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczął coraz częściej skarżyć się na złe samopoczucie i bóle brzucha.

Po raz pierwszy poczułam wyrzuty sumienia, gdy Robert trafił do szpitala.

– To złośliwy nowotwór. Pani mąż nie ma żadnych szans na przeżycie. Dziwię się, że do tej pory jeszcze się trzyma na nogach – lekarz nie ukrywał przede mną brutalnej prawdy. A ja? Szykowałam się wtedy do głównej roli w spektaklu. Reżyser, co prawda, wziął dublerkę, abym mogła częściej jeździć do męża, ale rzadko z niej korzystałam. Zbierałam gromkie brawa za premierowe przedstawienie. Robert w tym czasie samotnie umierał w szpitalu…

Dopiero na pogrzebie uświadomiłam sobie, że … właściwie nie znałam mojego męża. Zawsze głównym tematem naszych rozmów byłam ja… Chciałam wyruszyć na podbój świata, angaż w polskim teatrze przestał mi wystarczać. Karolek został z moją mamą. Zamierzałam swoim talentem podbić inne kraje. Bo że talent miałam, nie wątpiłam ani przez chwilę. Złożyłam dokumenty do wszystkich liczących się europejskich teatrów. Żaden nie odpowiedział…

– Osób składających podania o angaż każdego dnia mamy całe mnóstwo. Kontaktujemy się z wybrańcami – usłyszałam, gdy zadzwoniłam do jednego z nich.

Chciałabym cofnąć czas

Całe swoje życie poświeciłam pasji. Bo – jak mówiła mama – pasja miała mnie nigdy nie opuścić. A teraz czułam się samotna. Bardzo samotna. Zrozumiałam, że gonię za czymś zupełnie nieważnym… W jednej chwili postanowiłam wrócić do domu i zamieszkać z synem. Karol kończył właśnie piętnaście lat. Czego oczekiwałam, wracając do domu i próbując nadrobić stracony czas? Sama nie wiem. Czasu cofnąć się nie dało.

Narastające gdzieś w głowie wyrzuty sumienia próbowałam zagłuszać tłumaczeniem, że w tym wszystkim nie ma absolutnie mojej winy. Przecież ja tylko chciałam być najlepsza w tym, co wydawało mi się najważniejsze. Karol przyjął mnie obojętnie. Jak obcą sobie osobę. Rozmowa z mamą pogrążyła mnie całkowicie.

– To przecież ty mówiłaś, żebym skupiła się na swojej pasji! Twierdziłaś, że tylko ona da mi szczęście i spełnienie w życiu! – wołałam.

– Jak widać, niezbyt dobrze się starałaś – mama wylała na mnie kubeł zimnej wody. – Nie odniosłaś wielkich sukcesów na scenie. Nie zrobiłaś olśniewającej kariery. A teraz popatrz w lustro.

Spojrzałam. Dostrzegłam zmęczoną twarz, na której czas odcisnął swoje piętno. Karola widuję codziennie przed jego wyjściem do szkoły. Nie rozmawiamy prawie ze sobą. Zresztą, ja nie mam żadnego prawa doradzać mu w życiu. Tyle lat przecież tego nie robiłam. Urodziłam go i na tym zakończyła się moja rola. Na pewno czuł się porzucony. Nigdy się nie skarżył, ale ja to czuję. Jako matka. Tylko czy rzeczywiście mogę nazywać samą siebie matką? Wydaje mi się, jakbym w swoim życiu popełniła same błędy… Byłam potworną egoistką, syn prawie mnie nie widywał…

Czytaj także:
Nie byłam zazdrosna o Agnieszkę. Była brzydsza ode mnie...
Jestem samotnym ojcem. Związałem się z byłą uczennicą, a ona potem zostawiła mnie i córkę
Nie mogłam się pozbierać po rozwodzie. Chciałam poznać fajnego faceta, a zyskałam... adoratorkę

Redakcja poleca

REKLAMA