„Całe życie miałam Maćka za niedojdę. Musiałam się rozwieść i swoje przeżyć żeby dostrzec, jaki skarb mam pod nosem”

Kobieta, która odnalazła miłość fot. Adobe Stock, bnenin
„Z chwili na chwilę czułam się lepiej z chłopakiem, którego znałam od zawsze. Miłość od drugiego, może nawet trzeciego wejrzenia nie jest mniej cenna niż nagłe zauroczenie. Całe życie miałam Maćka pod bokiem, a dostrzegłam dopiero teraz to, co jest niewidoczne dla oczu”.
/ 27.12.2021 08:49
Kobieta, która odnalazła miłość fot. Adobe Stock, bnenin

– Rozwód po pięciu latach małżeństwa? Kto to słyszał, jak ja proboszczowi w oczy spojrzę? Rozdziobią nas we wsi, jak się tylko dowiedzą! – biadoliła mama. – Nie postarałaś się, Żaneta, o męża trzeba dbać, pilnować, a nie zajmować się paznokciami i innymi duperelami… Właściwie o co wam poszło? – stanęła przede mną w zdecydowanej pozie. – Może ojciec mógłby przemówić Jarkowi do rozsądku, chłop z chłopem szybciej się dogada. Rozwód cywilny nie jest ważny, a ślub kościelny macie. Wszystko się odkręci, będzie dobrze, Żanetko.

Jak miałam jej wytłumaczyć, żeby nie robiła sobie nadziei? Było pozamiatane. Jarek chciał odejść, ja mu na to pozwoliłam, i tyle. Nikogo nie można zmusić do miłości. Uratował mnie brat, Lucek, wchodząc do domu z wielkim przytupem.

– Żaneta, nie ty jedna wróciłaś do domu z podkulonym ogonem – ściągnął buty, porzucając je w sionce, strzelił drzwiami i dołączył do nas. – Widziano dziś Maćka, tego sierotę w spodniach na gumce, pamiętasz?

Lucek i ja chodziliśmy z Maćkiem do szkoły, mama doskonale go zidentyfikowała.

– Młodszy Marciniak wrócił? Chyba tylko do rodziców zajrzeć, bo słyszałam, że ma dobrą pracę i karierę w Warszawie robi.

– To źle mama słyszała – huknął Lucek, zadowolony, że nie tylko w jego rodzinie znalazła się taka czarna owca jak ja. – Maciuś popylał od przystanku z plecakiem, nawet samochodu nie ma, taki z niego wielki pan. Przeprowadza się do domu po dziadkach, tym na końcu wsi.

Mama aż usiadła z wrażenia, mój upadek poszedł chwilowo w odstawkę.

– Przecie to ruina. Ściany całe, ale reszta do wymiany. Co on, nie ma gdzie mieszkać?

– Pewnie żona wywaliła go na zbity pysk, jak Jarek naszą Żanetkę.

– Nie pozwalaj sobie!

Lucek wyszczerzył zęby w poczuciu bezkarności przyszłego gospodarza.

– A co? Może nieprawdę powiedziałem?

Zaczęliśmy się kłócić.

Jarek zachował się jak palant, ale nie do tego stopnia, żeby eksmitować byłą żonę na bruk. Wynajmowaliśmy kawalerkę, nie było o co się spierać.

– A tak się dobrze zapowiadał – myśli mamy wciąż były przy Maćku.

– Jak widać, książki to nie wszystko, trzeba jeszcze mieć trochę sprytu życiowego i zaradności – Lucek odczepił się ode mnie, zadowolony, że na jego wyszło.

Maciek był klasowym kujonem, nawet na olimpiadę matematyczną pojechał do województwa, a mój braciszek… Miał spryt.

– Zajadę jutro do niego, dowiem się, co go przygnało. Żaneta też by mogła ruszyć się z domu, bo inaczej przyrośnie do krzesła.

– Jedź, Żanetko, kiedyś będziesz musiała pokazać się ludziom – poparła go mama.

Oboje byliśmy pokrzywdzeni przez los

Rano wsiadłam do zdezelowanej toyoty, z której Lucek był bardzo dumny, mówił, że ma potężnego kopa. Zaraz też pokazał co potrafi. Kiedy zatrzymał się na podwórku Maćka, było mi niedobrze.

–  Spalasz olej, musisz wyregulować silnik, strasznie kopci – nasz szkolny kolega krzywił się, patrząc na trujące kłęby spalin wydobywające się z rury wydechowej.

– Cześć – wysiadłam z gracją z wozu.

– Żanetka – uśmiechnął się samymi oczami. – Nic się nie zmieniłaś, taką cię zapamiętałem. Śliczna jak zawsze.

– Za to ty wyglądasz inaczej, trochę lepiej – zrewanżowałam się.

Rzeczywiście, Maciek nie nosił już spodni na gumce, tylko zwykłe dżinsy, które leżały na nim tak jakoś… wyjątkowo dobrze.

– Jak już przestaniecie sobie kadzić, to przypominam, że ja też tu jestem – przerwał nam Lucek, upiorny braciszek, zakała moich młodych lat. – Co tu robisz, Maciek? Wywalili cię ze stolicy?

– Sam się wywaliłem, będę tu mieszkał.

– W tej ruderze?

– Przerobię ją, oko ci wyjdzie, jak skończę. Projektuję domy ekologiczne, ten będzie pierwszy, który przerobię od podstaw, będzie całkowicie samowystarczalny, energia słoneczna z paneli, biologiczna oczyszczalnia ścieków i takie tam. Zobaczycie.

– Nie mów, że jesteś rąbniętym ekologiem. To dlatego przyszedłeś na piechotę?

– Mam samochód, ale z niego nie korzystam, przerobię go na elektryczny, napęd będzie zasilany prądem wyprodukowanym w przydomowej elektrowni.

Lucek zaczął rechotać.

– Mówiłem, że książki padły mu na mózg.

Maciek nie miał mu za złe tej uwagi. Wyjaśnił, że on po prostu myśli inaczej, a jeśli Lucek uważa, że cel jest nieosiągalny, to się myli. Chcieć to móc, wystarczy mieć trochę sprytu życiowego. Tym zamknął usta Luckowi, a mnie rozbawił, zręcznie sięgając po ulubione powiedzonko brata. Chyba właśnie od tego momentu na poważnie zainteresowałam się Maćkiem.

– Wpadnijcie do mnie jutro, pokażę wam plany domu – zaprosił nas, patrząc wyłącznie na mnie.

– Żaneta znalazła nowego narzeczonego! – krzyknął Lucek, gdy wróciliśmy do domu.

Chciał mi zrobić obciach, ale nie trafił, bo mama bardzo się ucieszyła.

– Należy się dziewczynie trochę szczęścia po przejściach z Jarkiem.

– Właśnie – przytaknął ojciec.

– Maciek nie jest moim narzeczonym! – wrzasnęłam, jakbym wróciła do dawnej, nastoletniej skóry.
Lucek się nie przejął.

– Kochał się w tobie przez całą szkołę, nie wiedziałaś? Mieliśmy z niego niezły ubaw.

– Coś tam obiło mi się o uszy, ale to było już jakiś czas temu. Dorośliśmy, Lucjanku, wszyscy, z wyjątkiem ciebie.

– Dzieci, nie kłóćcie się – poprosiła słabym głosem mama; jak kiedyś.

Na złość bratu wybrałam się do Maćka

Pierwszy raz spotkaliśmy się tylko we dwoje. Myślałam, że będzie niezręcznie, ale rozmowa potoczyła się wartko. Z chwili na chwilę czułam się lepiej z chłopakiem, którego znałam od zawsze, a który tak bardzo się zmienił. Nieważne, że jego pomysły wydawały się nierealne, kiedy o nich mówił, w jego oczach zapalały się światła, ciepłe płomyki, które i mnie obejmowały. Cieszył się, że spędza ze mną czas i nie ukrywał tego, nie grał, nie był nachalny.

Traktował mnie grzecznie, ale z zainteresowaniem. Tajałam przy nim, skorupa zmartwień kruszyła się i odpadała, odsłaniając dawną Żanetę, wesołą, otwartą, gotową podjąć każde wyzwanie.

– Dobrze się czuję przy tobie – powiedziałam szczerze.

– To zostań ze mną.

Powiedział to zwyczajnie, nie próbując mnie uwodzić. Roześmiałam się.

– Dopiero co się spotkaliśmy.

– Znamy się wiele lat, ty wiesz wszystko o mnie, ja o tobie… Ale dobrze, dam ci więcej czasu. Powiedzmy, do jutra?

Powoli oswajałam się z myślą, że Maciek może być kimś więcej, niż kumplem z tej samej wsi. Czy miłość od drugiego, może nawet trzeciego wejrzenia jest mniej cenna niż nagłe zauroczenie? Całe życie miałam Maćka pod bokiem, a dostrzegłam go dopiero teraz. Nie umiałam zobaczyć tego, co jest niewidoczne dla oczu. Dał mi czas do jutra, ale potrzebowałam go znacznie więcej, żeby – ku oburzeniu wiejskich plotkar oraz mojej mamy – zamieszkać z nim w zrujnowanym domu na skraju wsi. Było wspaniale, z właściwym człowiekiem nawet poważne niewygody stają się niewartymi wzmianki przeszkodami.

Powoli remontowaliśmy dom według planów Maćka. Brat i reszta znajomych naśmiewali się z naszych wysiłków, ale kiedy zobaczyli pierwsze efekty, przestali się wyzłośliwiać. Budowa idzie powoli, mamy już własny prąd, ujęcie wody, oczyszczalnię, ale wciąż brakuje wielu rzeczy. Mimo to zdecydowałam się przyjąć latem pierwszych gości, oczywiście tylko takich, którzy będą przestrzegać ekologicznego stylu życia.

Maciek mówi, że jestem cudowna i nie mógł lepiej trafić, która kobieta nie chciałaby słyszeć czegoś takiego? Jestem szczęśliwa. Jest też i drobna chmurka na naszym lazurowym nieboskłonie, tworzą ją plany obu naszych rodzin, Maćka i mojej. Rodzice postanowili wyprawić nam zgoła nieekologiczne wesele, co oznacza że będziemy musieli wziąć ślub. Świniaki już się tuczą, wujek przeprowadza tajemnicze eksperymenty z czymś, co nazywa nalewką. Maciek śmieje się, że wszyscy razem wytwarzają niepotrzebny ślad węglowy zagrażający naszej planecie i że nie mamy wyjścia, musimy się poddać. Ślub weźmiemy na wiosnę, chociaż nie jest nam potrzebny. I tak się kochamy.

Czytaj także:
„W Wigilię odkryłam, że narzeczony ma kochankę. Znalazłam ich wspólne zdjęcie, które >>mówiło<< więcej niż tysiąc słów”
„Po 28 latach odnalazłam siostrę bliźniaczkę, z którą rozdzielono mnie w czasie porodu. Matka oddała nas do adopcji”
„Popełniłam świętokradztwo. Zostawiłam dzieci same w święta, by spotkać się z ukochanym”

Redakcja poleca

REKLAMA