„Całe życie harowałem i nie zbudowałem relacji z dziećmi. Po śmierci żony nie chcą mieć ze mną kontaktu, uważają za obcego”

Starszy mężczyzna w kryzysie fot. iStock by GettyImages, Ridofranz
„Pracę i karierę zawsze stawiałem na pierwszym miejscu. Jako mąż i ojciec trójki dzieci poczuwałem się do odpowiedzialności za materialną sytuację rodziny, chcąc zapewnić bliskim byt. Im więcej pracowałem i zarabiałem, tym bardziej się od nich oddalałem. Zrozumiałem to dopiero po latach”.
/ 07.11.2023 11:15
Starszy mężczyzna w kryzysie fot. iStock by GettyImages, Ridofranz

Nigdy nie zapomnę tego dnia. Było to piękne, październikowe popołudnie – polska złota jesień w najlepszym wydaniu.

Niewyleczone przeziębienie przerodziło się w zapalenie płuc, co zmusiło mnie do zrobienia nieplanowanej przerwy w pracy. Do obowiązków związanych z prowadzeniem firmy miałem wrócić w poniedziałek. Żona, pragnąc wykorzystać moją obecność w domu, wyciągnęła mnie na spacer.

Park zachwycał fantastycznymi kolorami. Żółte, czerwone i pomarańczowe liście tworzyły barwny dywan. Powiewał lekki, ciepły wiaterek. Jak za dawnych czasów trzymaliśmy się za ręce. Hania z wypiekami na twarzy opowiadała, jak bardzo cieszy się na nadchodzące Boże Narodzenie.

– Wreszcie przyjadą nasze bączki kochane – rozprawiała z entuzjazmem.

Bączkami nazywała wnuki, których mieliśmy piątkę. Kiedy tak o nich mówiła z nieskrywanym uwielbieniem, w jednej sekundzie uświadomiłem sobie, że ja nawet nie znam ich imion. Niby coś tam dzwoniło, ale nie wiedziałem dokładnie, w którym kościele. Zrobiło mi się strasznie głupio z tego powodu, lecz cóż mogłem uczynić, skoro byłem bardzo zapracowanym człowiekiem?

Niemniej jedna myśl pociągnęła za sobą drugą, trzecią i kolejne. Nie dość, że miałem problem z tym, żeby wbić sobie do głowy imion wnucząt, to na dodatek myliły się imiona własnych córek. Co gorsza, nie pamiętałem dat ich urodzin. Nie potrafiłem przypomnieć sobie ich pierwszych kroków i pierwszych wypowiedzianych przez nie słów.

Za nic w świecie nie mogłem przywołać w pamięci wielu rzeczy. Nie miałem pojęcia, jakie bajki lubiły oglądać, kiedy były małe, za jakimi potrawami nie przepadały, co sprawiało im największa trudność w szkole etc. Na wywiadówki chodziła Hania i także ona pomagała dziewczynkom w odrabianiu lekcji. Teraz gdy były już dorosłymi kobietami i miały swoje rodziny, były dla mnie praktycznie obcymi osobami.

Wspomnienie tamtego dnia często mi towarzyszy podczas wykonywania codziennych czynności. Jak się niestety okazało, był to mój ostatni spacer z żoną. Tydzień później Hania nagle zasłabła. Krzątała się w kuchni, kiedy niespodziewanie straciła przytomność. Na szczęście byłem akurat w domu i natychmiast zadzwoniłem po pogotowie. Zawieźli ją do szpitala, w którym niedługo potem później zmarła – pomimo że lekarze robili, co w ich mocy, żeby ją uratować.

Miała poważne problemy z sercem, o czym także nie wiedziałem. Być może mi o tym mówiła, ale byłem tak pochłonięty sprawami firmy, że nie odnotowałem tego faktu. Nie umiałem wyobrazić sobie, jak to teraz będzie. Byliśmy małżeństwem przez 35 lat. Obecność Hani była dla mnie czymś tak oczywistym jak to, że oddycham. Teraz jej zabrakło, a ja poczułem się pusty i samotny jak nigdy dotąd.

Nie byłem dobrym ojcem i mężem

Przez ponad trzy dekady małżeńskiego pożycia byłem święcie przekonany, że rodzina ma we mnie oparcie – przecież ciężko pracowałem i nieźle zarabiałem. Tymczasem na pogrzebie Hani pojąłem, że tak właśnie tłumaczyłem sobie notoryczny brak czasu dla najbliższych.

Patrząc z niedowierzaniem na urnę z prochami mojej małżonki, żałowałem, że to nie ja pierwszy odszedłem. Ona na to nie zasłużyła. Mój Boże, ani razu nie zapytałem jej, czy jest szczęśliwa, czego potrzebuje, co ją interesuje i czy ma jakieś pasje, na których realizację chciałaby mieć więcej czasu.

Niby żyliśmy pod jednym dachem, a w rzeczywistości funkcjonowaliśmy obok siebie. Zawodowa kariera zajmowała mnie do tego stopnia, że tak naprawdę nie poznałem żony i nie potrafiłem docenić tego, jak wspaniałym była człowiekiem. Sporo poświęciła, abym mógł się rozwijać na niwie biznesowej, a w zamian nie dostała nic. Nie byłem typem faceta, który przynosi kobiecie kwiaty i zaprasza ją na romantyczne kolacje. Słowa „kocham cię” padały z moich ust niezwykle rzadko.

Po uroczystościach pogrzebowych w naszym – moim i Hani – domu odbyło się małe spotkanie dla rodziny i przyjaciół. Wszystko zorganizowały córki, bo ja nie wiedziałem, jak w ogóle się za to zabrać. Znałem się na sprzedawaniu samochodów, a nie urządzaniu styp. Autentycznie chciałem być miły dla córek i pokazać im, że nie tylko ono straciły kogoś ważnego.

– Wszystkim nam będzie jej brakowało – powiedziałem, gdy znalazłem się z nimi sam na sam w kuchni.

No zwłaszcza tobie – w głosie najmłodszej córki wyraźnie pobrzmiewał sarkazm.

Miała twarz spuchniętą od płaczu i patrzyła na mnie z wyrzutem.

– Anka, daj spokój, nie dziś – Ewa zareagowała ściszonym tonem na słowa siostry.

– A właśnie, że dziś – odparła Ania z przekorą, po czym zwróciła się bezpośrednio do mnie. – Po tobie to pewnie spływa, co nie?

Nie wierzyłem w to, co usłyszałem.

– Jak możesz tak mówić… – wybełkotałem całkowicie zmieszany.

– Ciebie nie obchodziło, jak ona się czuje i z czym się zmaga – Ania stanęła dokładnie naprzeciwko mnie, jej wzrok był przepełniony gniewem. – Ty byłeś nieobecny i w jej, i naszym życiu, bo liczyła się tylko ta durna firma. Myślisz, że byłeś wzorowym tatusiem i mężem? No to cię rozczaruję, kiepsko w tych rolach wypadłeś.

– Nie, to wcale nie tak – miałem wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod stóp.

– To proszę, przypomnij mi, kiedy ostatnio zadzwoniłeś do którejś z nas? – pytanie było retoryczne, bo każde z nas znało na nie odpowiedź, która brzmiała: ani razu.

Ze wstydu pragnąłem zapaść się pod ziemię.

Wierzę, że nie jest za późno

Pół roku później dostałem zawału. Spędziłem w szpitalu trzy długie tygodnie. Żadna z córek mnie nie odwiedziła. Nie chciały mieć kontaktu z ojcem, który przez całe życie je zaniedbywał. Nie miałem prawa wymagać od nich, aby się mną zajmowały. Co z tego, że było mnie stać na opłacenie pielęgniarki i gosposi, skoro zostałem sam jak palec w wielkim, pustym domu.

Bardzo żałuję, że dopiero po śmierci Hani zrozumiałem, jak strasznym byłem egoistą. Zastanawiałem się, co mógłbym uczynić, aby to naprawić. Czasu cofnąć się nie da, lecz marzyłem o tym, żeby zrekompensować córkom brak ojca.

Na początek postanowiłem udać się do terapeuty – Hania niejednokrotnie mi powtarzała, że to byłoby dla mnie dobre. Wierzę, że nie jest za późno, aby przeprosić córki i udowodnić im, że wcale nie jestem złym człowiekiem.

Czytaj także:
„Zrzuciłam habit, żeby wychować dziecko. Liczę, że zdołam dotrzymać ślubów czystości”
„Nie wstydzę się, że karierę robię przez łóżko szefa. Daję mu swoje jędrne ciało, a on mi swoje karty kredytowe”
„Moje synowe zrobiły sobie z mojego domu przedszkole. Mam dość traktowania mnie jak niańkę i kucharkę, niech mi płacą”

Redakcja poleca

REKLAMA