„Były mąż żony był zazdrosnym egoistą. Mieszał w głowie swojemu dziecku, byle tylko mały mnie znienawidził”

smutny syn ojciec fot. Adobe Stock, Maria
„To wszystko, co teraz czuł w swoim serduszku, to była wina głupoty jego ojca. Zdawałem sobie sprawę, że ten mały człowieczek był kartą przetargową w głupiej, bezmyślnej rozgrywce Piotra, który odreagowywał na dziecku własne złe emocje”.
/ 25.08.2023 09:43
smutny syn ojciec fot. Adobe Stock, Maria

Nie wolno wciągać dziecka w rozgrywki dorosłych. Jego świat powinien być prosty, bezpieczny, z jasnymi zasadami.

Dlaczego Piotr tego nie rozumie? Dlaczego chce wszystko zniszczyć? Po co to robi?

Traktowałem go jak własnego syna

Spojrzałem na zegarek, dochodziła dziewiąta wieczór. Mój niepokój wzrastał, Maciek od godziny miał być już w domu. Właściwie, to powinienem zadzwonić do Piotra, zapytać go, dlaczego jeszcze nie odwiózł dziecka, ale wiedziałem, że zacznie się wymądrzać, ironizować, że to jego syn, nie mój, i żebym nie był nadgorliwy. Więc na razie odpuściłem.

Jednak pół godziny później sięgnąłem po komórkę, wystukałem numer Piotra. Usłyszałem tylko melodyjny kobiecy głos, że abonent jest niedostępny…

Piotr, były mąż mojej żony, zabierał Maciusia do siebie co drugi weekend. Mały bardzo kocha ojca, chętnie spędza z nim czas, więc nie było powodów, żeby ograniczać te kontakty. Problem w tym, że Piotr jest nieodpowiedzialnym facetem.

Choć wiedział o tym, że mały musi wcześnie wstawać do przedszkola, często odwoził go późno, czasem nawet po dziesiątej wieczorem, a nie tak, jak było w umowie, o dwudziestej. I zawsze się głupio tłumaczył, że się zagapił, nie zorientował, że już tak późno, bo świetnie bawili się razem.

A gdy Eliza zwracała mu uwagę, odwracał kota ogonem i zarzucał jej, że żałuje mu czasu dla jego własnego dziecka. Tymczasem to dziecko o tak późnej porze leciało mu przez ręce ze zmęczenia, a nazajutrz był doprawdy wielki kłopot z dobudzeniem Maciusia. A przecież oboje wychodziliśmy do pracy na siódmą rano, więc mały musiał bardzo wcześnie wstawać.

Starałem się nie wtrącać zanadto, bo to nie była moja sprawa. Gdy poznaliśmy się trzy lata temu, Eliza była już po rozwodzie, jednak ta nowa sytuacja, gdy sama musiała się opiekować rocznym synkiem, pracując jednocześnie na pełen etat, trochę ją przerastała. I nie za bardzo umiała odnaleźć się w sytuacji z innym mężczyzną przy swoim boku, czyli ze mną.

Miała na uwadze przede wszystkim dobro dziecka, zależało jej na tym, by Maciuś jak najmniej boleśnie odczuł rozstanie rodziców, i długo się wahała, zanim zgodziła się wyjść za mnie. Jednak nawet po ślubie synka stawiała na pierwszym miejscu, i ja to rozumiałem, starając się zawsze szanować jej decyzje. Dlatego też nie wtrącałem się, gdy Piotr przywoził zmęczone i senne dziecko późnym wieczorem.

Zacząłem się martwić

Ale tamtego dnia Elizy nie było w domu, wzięła jakieś nadgodziny w firmie i nie wiadomo było dokładnie, kiedy wróci. Toteż na mnie spoczął obowiązek odebrania małego z rąk jego ojca. I coraz bardziej niepokoiła mnie ich nieobecność. Chociaż więc Piotr miał wyłączoną komórkę, wciąż uparcie wybierałem jego numer. Bez skutku. Telefon milczał, a mój niepokój wzrastał.

Dzwonek domofonu odezwał się dopiero kilkanaście minut po dwudziestej drugiej. Otworzyłem drzwi i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to niemal śpiący Maciuś, wtulony w nogę ojca. Popatrzyłem na Piotra
z wyrzutem, głową wskazując przemęczone dziecko.

– Miałeś go odwieźć dwie godziny temu – powiedziałem, bardzo starając się zachować spokój.

– Oj, sorry, nie czepiaj się, mieliśmy awarię – zaśmiał się Piotr. – Wracaliśmy z kina, Magdzie zepsuł się samochód, musiałem dzwonić po kumpla, żeby nas tu przywiózł, no i trochę nam zeszło na czekaniu.

Magda to partnerka Piotra.

– Jest komunikacja miejska, mogliście wrócić autobusem – wziąłem Maciusia na ręce, zaniosłem go prosto do łóżka. – Zobacz, dziecko ledwie się trzyma na nogach ze zmęczenia, już dawno powinien spać.

– Autobusem to możesz sobie ty sam jeździć – odparł kpiąco Piotrek.
– I nie bądź taki przemądrzały, nie baw się w troskliwego tatusia, bo ojcem Maćka jestem ja, i wiem, co dla niego dobre – popatrzył na mnie niechętnie. – Jak ty go mordujesz na lodowisku, na treningach, to jest ok, tak? A ze mną do kina nie może iść, bo od razu jest zmęczony…

– Mogłeś zadzwonić, martwiłem się – powiedziałem jeszcze.

– Telefon mi się rozładował – odparł beztrosko. – Zresztą, ty się o małego nie musisz martwić, nie twój syn.

Coś tam jeszcze gadał, ale ja nie zwracałem już na niego uwagi, musiałem przebrać Maciusia w piżamkę.

Był zazdrosny o naszą relację

Gdy Piotrek wyszedł wreszcie, pomyślałem, że chyba nie powinienem mówić Elizie o tym nocnym powrocie, zdenerwuje się tylko niepotrzebnie. A ja naprawdę nie chciałem żadnych niesnasek w domu, chociaż nie podobało mi się to, co robił Piotr. Był nieodpowiedzialny i jeszcze nastawiał Maciusia przeciwko mnie…

Moją wielką pasją jest hokej, jeżdżę na łyżwach od wczesnego dzieciństwa, wiele lat trenowałem w klubie. Zostało mi to do dzisiaj, często z dawnymi kumplami rozgrywamy towarzyskie mecze. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zabrałem ze sobą na mecz Maciusia, bardzo mu się to spodobało.
Zainteresowałem go łyżwami, hokejem, a na piąte urodziny kupiłem mu prawdziwe panczeny.

Mały był zachwycony i nieraz spędzaliśmy na klubowym, sztucznym lodowisku całe godziny. Chciałem zapisać go też do klubu, do dziecięcej sekcji, ale wtedy właśnie wszystko się zaczęło…

– Czy ten wasz hokej jest aby na pewno bezpieczny dla dziecka? – spytała którejś niedzieli Eliza, gdy wróciliśmy z Maćkiem po meczu.

– Jasne – odparłem. – Tam przychodzą na mecz całe rodziny, a potem wszyscy sobie jeżdżą na łyżwach, mogłabyś i ty się z nami wybrać.

– Dobrze wiesz, jak nie lubię łyżew – żona pokręciła głową. – I właściwie ja nie mam nic przeciwko lodowisku, ale Piotr uważa, że nie powinnam Maćkowi pozwalać grać w hokeja, bo to niebezpieczne. On się nie zgadza, żebyś go zabierał ze sobą.

– No to mów tak od razu – pokiwałem głową. – Nie o żadne bezpieczeństwo chodzi, tylko o to, że mały tam chodzi ze mną.

– Wiesz, jaki jest Piotr – żona popatrzyła na mnie bezradnie. – Jest zazdrosny, że nam się ułożyło.

– To nie jego sprawa – żachnąłem się. – Sam żyje teraz z tą Magdą, przed nią były inne, i ty się nie czepiasz, że do jakichś obcych kobiet Maciek mówi ciociu.

– Maciuś jest do ojca bardzo przywiązany – westchnęła. – No a Piotr ma do niego pełne prawa rodzicielskie i jeżeli nie zgodzi się, abyście razem chodzili na lodowisko, to…

– …ty zaczniesz chodzić razem z nami – przerwałem jej. – Na Gwiazdkę kupię ci łyżwy, święta na szczęście niedługo – pocałowałem ją za uchem, tak jak lubiła. – Już nie będziesz miała żadnych wymówek.

Eliza ze śmiechem zgodziła się, ale jak się wkrótce przekonałem, to nie tylko o mecze chodziło.

Ojciec buntował Maćka przeciwko mnie

Coś zaczynało się psuć miedzy mną a Maćkiem. Czasem patrzył na mnie tak dziwnie, zwłaszcza gdy wracał z tych weekendów u ojca, często milczał, na moje pytania odpowiadał półsłówkami albo wzruszeniem ramion. Ale mnie zależało bardzo na tym, żeby małemu było ze mną dobrze, żeby czuł się bezpieczny i miał do mnie zaufanie, więc takie sytuacje niepokoiły mnie. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego Maciuś tak się zmienia…

Następnego dnia po tym niefortunnym, późnym powrocie do domu, odebrałem Maćka z przedszkola sam, Eliza znowu musiała dłużej zostać w biurze. Gdy mały zobaczył, że to ja na niego czekam, posmutniał.

– A gdzie mama? – spytał, odwracając ode mnie wzrok.

– Wróci wieczorem, więc mamy całe popołudnie dla siebie – uśmiechnąłem się do niego. – I wiesz co, mam propozycję, pojedziemy na lodowisko, urządzimy sobie prawdziwy trening, a może mecz, jeden na jednego.

Maciek skinął głową, lecz nie widziałem w jego oczach entuzjazmu.

– Mecz będzie prawdziwy – starałem się go rozruszać. – Weźmiemy krążek i kije od pana trenera, dobrze?

– Nie wiem – odparł cicho, chociaż widziałem, że oczy mu się zaświeciły na moją propozycję.

– A coś ty taki nie w humorze? – zagadnąłem. – Ciężko było w przedszkolu? – spytałem, puszczając do małego oczko. – Bo ja miałem okropny dzień w pracy, zupełnie wykończony jestem, więc taki relaks na lodzie obu nam się przyda.

– Mój tatuś nigdy nie jest zmęczony – odparł na to Maciek, patrząc na mnie z satysfakcją.

Na moment mnie zatkało, nie bardzo wiedziałem, co mam odpowiedzieć na taki argument.

– Pewnie tak – odparłem niepewnie, bo jednak mały zagiął mnie zupełnie. – Ale wiesz, ja sporo teraz pracuję, więc czasem jestem zmęczony… Jednak jak wreszcie skończę ten projekt, może już za miesiąc, to dostanę sporą nagrodę. A pieniążki nam się przydadzą, pojedziemy na święta w góry albo może na ferie zimowe? Nauczę cię szusować na stoku na nartach, chciałbyś chyba, prawda?

– Nie musisz wcale kupować mi nart ani na mnie pracować, ja mam swojego tatę! – powiedział Maciek, nie patrząc na mnie. – To mama albo tata pracuje na swoje dziecko, a ty nie jesteś przecież moim tatą…

Aż przystanąłem, bo poczułem się tak, jakby mnie ktoś w głowę palnął.
Co ten maluch wygadywał, w ogóle skąd u niego takie pojęcia? Że ja na niego pracuję… Nic innego, tylko mu Piotr musiał nagadać, jak chłopiec był u niego. Ale żeby takie rzeczy czterolatkowi mówić! Nie rozumiałem zupełnie, dlaczego Piotr tak straszliwie miesza synkowi w głowie, nastawia go przeciwko mnie, nie zdając sobie sprawy, jaką mu tym robi krzywdę.

Przecież stanowiliśmy rodzinę, kochałem matkę Maciusia, a jego samego traktowałem jak własne dziecko. Czy ten durny facet nie potrafił tego zrozumieć? Musiałem o tym pogadać z Elizą.

Wyrządza małemu tylko krzywdę – powiedziałem, zdając jej wieczorem relację z popołudniowej rozmowy z Maćkiem. – Musisz z nim pogadać, przekonać go, żeby przestał.

– Już mu to mówiłam – szepnęła ze łzami. – Ale on powiedział, że rządzić to ty sobie możesz, jak będziesz miał własne dziecko, a Maciek jest jego synem, i nic ci do niego.

– Chyba obiję mu gębę, jak nic mu skuję twarz! – wkurzyłem się wreszcie. –Przecież Maciek mnie lubił i układało nam się, dopóki ten idiota nie zaczął mieszać – pokręciłem głową. – Cholera… Może pójdę teraz do małego, poczytam mu trochę na dobranoc jak dawniej.

Maciek oglądał swoją ulubioną książeczkę, właściwie to powtarzał treść bajki z pamięci. Był bardzo bystry, szybko wszystko zapamiętywał, wystarczyło mu tylko kilka razy coś przeczytać. Znał swoje bajki prawie na pamięć i tylko udawał, że je czyta.

– Co czytasz? – przysiadłem przy jego łóżku. – Może teraz cię zmienię?

– Już skończyłem – zamknął książkę, schował ją pod poduszkę i oznajmił ze smutną minką: – Nie chcę, żebyś ty czytał mi bajki, tylko mamusia albo tatuś – pociągnął noskiem.

Naprawdę mocno go kochałem

Żal mi się zrobiło tego dziecka. Jego mina, smutek w oczach, skrzywiona buzia i to wszystko, co teraz czuł w swoim serduszku, to była wina głupoty jego ojca. Zdawałem sobie sprawę, że ten mały człowieczek był kartą przetargową w głupiej, bezmyślnej rozgrywce Piotra, który odreagowywał na dziecku własne złe emocje.

– Maciuś, ja wiem, że ty masz swojego tatusia i bardzo go kochasz, to bardzo dobrze. Ale ja jestem twoim drugim tatą i nigdy nie chciałbym zawieść twojego zaufania – delikatnie pogłaskałem go po włosach.

Nie uchylił się, tylko opuścił głowę.

– Kocham cię i czasem chciałbym ci poczytać, więc dlaczego mi nie pozwolisz, tak jak dotąd?

– Bo ty jesteś obcy, tatuś mi to wczoraj wytłumaczył – wyszeptał mały po chwili. – Nie możesz być moim tatą, bo jesteś tylko mężem mamusi, i ja nie chcę, żebyś mi czytał ani żebyś na mnie pracował, tylko mamusia. Bo ja… bo… ja nie chcę twojej łaski.

Tego dziecko samo nie wymyśliło, mówiło o czymś, o czym nigdy nie powinno mówić, czego w ogóle nie powinno mieć w swojej świadomości! Musiałem pomyśleć, zastanowić się poważnie, żeby swoją odpowiedzią nie skrzywdzić go bardziej, jak to zrobił już jego własny ojciec.

– Nie możesz mi kupować zabawek ani jedzenia – Maciek mówił dalej, nie patrząc na mnie. – Bo nie można utrzymywać obcych dzieci, tylko swoje – dodał i zamilkł.

Słysząc, co ten dzieciak mówi, nie mogłem się powstrzymać, nagłym ruchem przytuliłem go mocno do siebie. O dziwo, mnie nie odepchnął.
Zacząłem mu więc tłumaczyć, że rzeczywiście nie jest moim rodzonym synkiem, ale obcym też nie jest, bo jest dzieckiem mamy, a ja jego mamę bardzo kocham i jej dziecko też. I że teraz razem stanowimy rodzinę: on, jego mama i ja.

Powiedziałem też, że ja jestem dorosłym mężczyzną, i moim obowiązkiem jest zarabiać na swoją rodzinę, na jej utrzymanie. I że czytamy mu bajki wszyscy, tatuś, i ja, i mamusia, jak tylko mamy czas.

– Ale ja bym wolał teraz mamusię, nie ciebie – szepnął wciąż nieprzekonany Maciuś, patrząc ukradkiem na schowaną pod poduszką książkę.

– Mama ma strasznie dużo pracy, prasuje teraz nasze stroje sportowe, żebyśmy jutro wyglądali porządnie na treningu – powiedziałem.

– A ty nie mógłbyś ich uprasować? – spytał mały.

– Maciuś, ty wiesz, że ja wiele rzeczy potrafię, wbić gwoździe w ścianę, pomalować półki, obronić bramkę też czasem mi się udaje, nawet jak mi ją strzela taki superhokeista jak ty – zwichrzyłem Maciusiowi jasne włoski. – Ale porządnie uprasować nasze koszulki to potrafi tylko mamusia, ja nie… – westchnąłem ciężko. – To dla mnie zbyt trudne.

– Aha… – Maciuś pokiwał głową. – A czytać każdy potrafi, no nie?

– No pewnie, nawet ja umiem, wiesz przecież dobrze – roześmiałem się. – Może kiedyś nauczę się prasować, jednak dopóki tego nie będę umiał robić, to umawiamy się, że jak mamusia prasuje, to ja ci czytam, dobrze? To będzie taka nasza kumpelska umowa, taka prawdziwie męska, i nasza tajemnica, ok?

Po minie chłopca widziałem, że spodobała mu się ta propozycja.

– Nikomu o tym nie powiemy, nawet mamie, będziemy trzymać taką męską sztamę, dobrze? – spytałem, a Maciek uśmiechnął się, popatrzył mi w oczy i kilka razy skinął głową.

– Super – uścisnęliśmy sobie po męsku dłonie, a potem sięgnąłem pod poduszkę i wyciągnąłem książkę.

– To jaką bajkę teraz czytamy?

– O Kaju i Królowej Śniegu – szepnął mały i wyraźnie odprężony ułożył się wygodnie pod kołdrą.

Zacząłem czytać, wolno, spokojnie, bo wciąż mi się wydawało, że głos mi drży. Zdawałem sobie sprawę, że kawałek lodu, który wbił w serce Maćka ojciec, właśnie zaczynał topnieć. Dzięki moim słowom, pełnym rzeczywistego uczucia do tego wrażliwego chłopaczka.

A gdy chwilę potem Eliza zajrzała do pokoju, Maciuś właśnie zasypiał, wciąż wpatrzony w moje usta. Żona patrzyła na nas z uśmiechem, ja czytałem coraz ciszej, do momentu, kiedy powieki dziecka całkiem opadły.

Czytaj także:
„Były mąż po rozwodzie zapomniał, że ma syna. Nie dawał na niego złamanego grosza, a ja nie mogłam nic zrobić”
„Zeswatałam swojego byłego męża z byłą żoną obecnego męża. Nie wiem, co w tym złego, przynajmniej nie jest sam”
„Mój były mąż zapewniał synowi rozrywki, ja byłam od wychowania i obowiązków. Bolało mnie, że woli ojca”

Redakcja poleca

REKLAMA