„Były mąż to Adonis, który w łóżku zamienia się w zwierzaka. Inna szalałaby ze szczęścia, jednak ja miałam dość tej perfekcji”

załamana kobieta fot. iStock, Siarhei Khaletski
„W łóżku >>nie, dziękuję<< nie załatwiało sprawy. A nawet jeśli, to tylko na chwilę. Bo on chciał. Nie tyle nawet chciał, ile MUSIAŁ. Bo tak mnie pragnie, bo jestem taka piękna, bo jak tylko sobie o mnie pomyśli, to już… A jeśli mu nie ulżę, to potem będzie go bolała głowa. Chyba nie chcę, żeby cierpiał przeze mnie?”.
/ 15.11.2022 15:15
załamana kobieta fot. iStock, Siarhei Khaletski

Przystojny, bogaty, szarmancki, dowcipny, a do tego sławny. Taki jest mój były mąż. Ideał? Nie. Miał jedną wadę, ale za to taką, której dłużej nie mogłam znieść. Wychodzę z sądu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony – szczęśliwa, bo wreszcie oficjalnie wolna; z drugiej – dręczy mnie poczucie porażki. Bo rozwód to przecież porażka, prawda? Dowód na to, że nam się nie udało.

– Idziemy coś zjeść? – proponuje Tomek, podając mi płaszcz.

– Naszą ostatnią wieczerzę – staram się żartować.

– Raczej obiad – Patrzy na zegarek. – W porze wieczerzy będę grał.

Zapomniałam, że ma dziś przedstawienie. Ale jestem usprawiedliwiona, nie mieszkamy razem od ponad pół roku.

– Wolisz Włocha czy Hindusa? – pyta, gdy wychodzimy na ulicę.

To też jest w nim ujmujące. Nawet teraz bierze pod uwagę moje preferencje; wie, że z kuchni azjatyckich uznaję tylko indyjską, włoską przedkładam nad francuską.

– Zjedzmy u Włocha – decyduję. – Mam ochotę na kieliszek czerwonego wina, a to jednak bardziej pasuje do makaronu niż do ryżu.

Zgodnym krokiem kierujemy się w stronę centrum. Klik, klik – stukają po chodniku moje szpilki. Potknąwszy się na jakiejś nierówności, odruchowo ujmuję go pod ramię. W oczach mijających nas przechodniów z pewnością wyglądamy na parę. Sędzia też nie mogła wyjść ze zdumienia, widziałam to w jej spojrzeniu.

„Czego ty od niego chcesz, kobieto? – pytała, bo to ja złożyłam pozew. „Nie pije, nie bije, na boki nie lata. Inna to by płakała ze szczęścia, że taki facet jej się trafił, przystojny, kasiasty, i do tego jeszcze znany aktor.” Ale ponieważ cała rzecz była z góry ustawiona przez naszego adwokata, kolegę owej sędzi, przyjęła bez komentarza, że „rozchodzimy się ze względu na niezgodność charakterów”. Rozprawa była tylko formalnością.

Mój były mąż to dobry i czuły partner

Bogu dzięki za znajomości naszych adwokatów! Gdyby przyszło mi szczerze odpowiedzieć, dlaczego wnoszę o rozwód, prędzej bym wycofała pozew, niż wyznała prawdę. Bo jaką korzyść przyniosłoby sędzi poznanie najintymniejszych szczegółów naszego życia? A te dla Tomka są potwornie upokarzające i bez dodatkowych atrakcji. Nie zasłużył sobie na coś takiego. Bo mój „eks” jest naprawdę fajnym facetem. Czułym, kochającym, dowcipnym, inteligentnym, wspaniałym kompanem do zabawy. A jednak zdecydowałam się odejść. Dlaczego?

Bo przy wszystkich swoich zaletach Tomek ma też wadę. Jedną, za to taką, której dłużej nie jestem w stanie akceptować. Niepohamowany apetyt na seks. Nie, nie chodzi o to, że nie umie odmówić sobie „towarzystwa” innych kobiet. Gdyby tak było, gdyby rzeczywiście znalazł sobie kochankę, albo nawet i dziesięć kochanek, nasze małżeństwo być może by ocalało. Niestety, on chciał tylko mnie.

Wiem, jak to idiotycznie brzmi – rozstałam się z facetem, bo… był mi wierny. Ale jestem przekonana, że każda (no dobrze, prawie każda) kobieta na moim miejscu prędzej czy później zapragnęłaby przespać w całości choć jedną noc, nie będąc budzoną słowami:

– Może miałabyś ochotę na małe co nieco?

– Masz ochotę na deser? – pyta teraz, a ja aż podskakuję na krześle.

„Ale się wbił z tym tekstem!” Kręcę głową.

– Nie, dziękuję. Tylko wino.

W łóżku „nie, dziękuję” nie załatwiało sprawy. A nawet jeśli, to tylko na chwilę. Zresztą niekoniecznie musiało być łóżko. Nie zliczę, ile razy kochaliśmy się w tak przypadkowych miejscach, jak toaleta w biurowcu, klatka schodowa, winda, parking, nawet balkon! Bo on chciał. Nie tyle nawet chciał, ile MUSIAŁ. Bo tak mnie pragnie, bo jestem taka piękna, bo jak tylko sobie o mnie pomyśli, to już… A jeśli mu nie ulżę, to potem będzie go bolała głowa. Chyba nie chcę, żeby cierpiał przeze mnie?

Chciałam wreszcie odpocząć od seksu

Nie powiem, na początku nawet mi się podobało, że jest taki gorącokrwisty, że wystarczy zalotnie spojrzeć, zahuśtać sandałkiem na opalonej stopie, i już, gotowy. Plus ten dreszczyk emocji – zobaczy nas ktoś czy nie? Ale prawda jest taka, że u normalnego człowieka libido z czasem spada. Rok, góra dwa, i miejsce pożądania zajmują inne uczucia – potrzeba bliskości, bezpieczeństwa, akceptacji.

A Tomek pragnął mnie tak samo jak na początku, tylko… coraz częściej. Powinnam być dumna? Może. Ale przede wszystkim byłam zmęczona. No bo ile można – dwa, trzy razy dziennie? Na pewno nie dziesięć! Zaczęłam wykręcać się bólem głowy, brakiem nastroju, katarem, każdy pretekst był dobry.

– Chodź, kotku, rozgrzeję cię do czerwoności i zaraz będzie po przeziębieniu – zachęcał.
Bywało, że robił minę zbitego psa i pytał grobowym tonem: – Już mnie nie kochasz, tak?

No to rzucałam się zapewniać, że kocham, bo przecież kochałam. Tylko ta miłość mnie przy nim trzymała. Nie dzieci (tych nie mamy), nie kredyt na wspólny dom (kupił swój, zanim zostaliśmy parą), nie wiara w nierozerwalność małżeństwa (oboje zdeklarowani ateiści, mieliśmy tylko ślub cywilny).

W końcu zdecydowałam się na szczerą rozmowę. Powiedziałam, co i jak, że dłużej tak nie mogę, że musi dać mi trochę wolnego, bo inaczej oszaleję. Że znów chciałabym czerpać z seksu przyjemność, cieszyć się nim, a nie chodzić do łóżka jak na ścięcie.

– Spróbujmy naprawić nasze relacje, dopóki jeszcze pamiętam, że TO może sprawiać frajdę – proponowałam. – Może poszukajmy pomocy u seksuologa?

Obruszył się. On nie musi szukać pomocy, bo to nie on ma problem, tylko ja. On jest zdrowym, prawidłowo reagującym na kobiece wdzięki mężczyzną, z normalnymi, no może nieco większymi niż przeciętna potrzebami ! Skoro jednak już chcę do tego seksuologa, to proszę bardzo, niech idę; jest viagra dla facetów, więc może i dla kobiet coś wymyślili.

Zrozumiałam, że nie da się tego uratować

Z trudem, ale przekonałam go, że problem jest nasz wspólny, bo dotyczy naszego związku, bo oboje nie mamy z niego takiej satysfakcji, jaką moglibyśmy mieć. Każde cierpi z innego powodu, ale to strony tej samej monety. Koniec końców umówiliśmy się na wizytę. I co powiedział specjalista? Że tak już musi być! Jak świat światem kobiety poświęcały się „w tych sprawach” i taka ich rola! Muszę to zaakceptować, bo nic się nie da zrobić, koniec, kropka.

– Konował od siedmiu boleści! Kto mu dał dyplom?! – wściekałam się, podczas gdy na twarzy Tomka widziałam minę: „A nie mówiłem, że ta wizyta nie ma sensu?”.

Kiedy furia minęła, wpadłam w przygnębienie. „Więc jestem skazana na rolę dmuchanej lali w łóżku? – myślałam. – „Na zawsze, do końca życia?” Przerażająca perspektywa. Lepiej byłoby odejść...?

Tomek nie chciał słyszeć o rozstaniu. Mnie zresztą też na myśl o takiej ewentualności stawały łzy w oczach. Przez następne tygodnie wiele godzin spędziliśmy, zastanawiając, co z tym fantem począć. Może powinien znaleźć sobie kogoś na boku? Może korzystać z usług profesjonalistek?

To dla mnie upokarzające, ale gotowa byłam dzielić się nim z inną. Tomasz jednak odrzucił ten pomysł. Uradziliśmy, że on trochę przystopuje, a ja się bardziej postaram. Kochamy się, musi się udać. Starałam się ze wszystkich sił. On początkowo też. Potrafił nawet kilka dni wytrzymać. Ale w dzień często korzystał z łazienki, a w nocy robił to sam, pod kołdrą. Czułam się winna. I coraz bardziej nieszczęśliwa. A potem jemu przestała wystarczać „samoobsługa”.

– Koteczku, taki jestem wyposzczony... – mówił. Albo: – Wiem, że jesteś zmęczona, ale to zajmie tylko chwilę i nic nie musisz robić.

Najpierw znielubiłam jego dotyk. Gdy miał ciepłe dłonie, wydawały mi się za ciepłe; kiedy znów były zimne – czułam, że są lodowate. Potem zaczęło mi przeszkadzać, jak szura kapciami po parkiecie, że w łazience zawsze zostawia niezakręconą tubkę pasty do zębów, że rzuca koszulę na oparcie krzesła.

Drobiazgi, głupotki, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, teraz urosły do rozmiaru niewybaczalnych przewin. W końcu nabrałam awersji do jego zapachu… Wreszcie dotarło do mnie, że tego nie da się już uratować. Cokolwiek przyjdzie mi do głowy,  wszystko pokrzyżują odruchy mojego ciała. Ono nie kłamie. A ja nie mam już sił, by się zmuszać.

Rozstaliśmy się kulturalnie i bezproblemowo

Któregoś wieczoru, kiedy Tomasz grał spektakl, spakowałam się i wyprowadziłam się do wynajętej kilka dni wcześniej kawalerki. Zostawiałam mężowi starannie przemyślany list. Następnym razem spotkaliśmy się dopiero u adwokata, który w moim imieniu złożył pozew o rozwód. Uzgodniliśmy, że nie będziemy domagać się orzeczenia winy, a co do podziału majątku, mieszkanie pozostanie Tomka, ja wezmę samochód.

Tak też się stało. A teraz siedzimy sobie u „Włocha” i przerzucamy się najświeższymi ploteczkami i wymieniamy niezobowiązujące uwagi o pogodzie, przeczytanych ostatnio książkach. Ale nie zadajemy sobie pytań, które mogłyby okazać się kłopotliwe, w rodzaju: „A pamiętasz jak…?” czy „Masz kogoś?” Rozstaliśmy się kulturalnie i bezproblemowo.

– Niech ci się wiedzie – wznosi toast Tomek.

– I tobie też – odpowiadam, stukając kieliszkiem o kieliszek.

Czytaj także:
„Żona nagoniła mi kochankę, żeby nie musieć ze mną sypiać. W zamian zaoferowała jej posadę w naszej firmie”
„Gdy przystojniak z plaży zaczął ze mną flirtować, wściekłam się. Myśli, że jestem głupia? Przecież widziałam, że ma żonę”
„Mama całe życie wmawiała mi, że ojciec porzucił mnie i nie chce mnie więcej znać. Po latach odkryłam, że to ona mi go zabrała”

Redakcja poleca

REKLAMA