„Gdy przystojniak z plaży zaczął ze mną flirtować, wściekłam się. Myśli, że jestem głupia? Przecież widziałam, że ma żonę”

zakochana para fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„– Słuchaj, nie mieszaj mnie w te wasze chore układy i zabawy! – wybuchłam. – Kręci was małżeństwo jako związek otwarty? Wasza sprawa. Dla mnie to po prostu niedopuszczalne! Plaża jest duża, znajdź sobie inne miejsce. Cześć, i raczej nie do widzenia!”.
/ 14.11.2022 21:00
zakochana para fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Zeszłego lata pojechałam sama na urlop. Nad polskie morze. Myślałam, że to będą najgorsze wakacje mojego życia. Miałam jechać z koleżanką, ale Majka pogodziła się ze swoim chłopakiem, z którym wcześniej zerwała, i wystawiła mnie do wiatru. Została, żeby „odbudować związek”.

Na szczęście do wyjazdu zostało jeszcze trochę czasu, więc udało mi się zmienić rezerwację pokoju – z dwuosobowego na jednoosobowy – bez dodatkowych opłat. Ale to nie zmieniało faktu, że czekały mnie samotne wakacje. Smutek i nostalgia. Po prostu dno.

Z nudów zaczęłam obserwować ludzi

Jakby chcąc mnie ugłaskać, pogoda nad Bałtykiem wyjątkowo dopisała. Chodziłam codziennie na plażę, opalałam się, pływałam w morzu i ogólnie całkiem miło spędzałam czas, choć… nie da się ukryć, było trochę nudno. Z braku partnera do rozmowy i ploteczek zaczęłam przyglądać się innym plażowiczom. Moje szczególne zainteresowanie wzbudziła jedna para. Dwoje pięknych młodych ludzi. Oboje szczupli, opaleni na brąz, z czarnymi jak heban włosami. Czyżby jakieś latynoskie korzenie? Na początku wzięłam ich nawet za obcokrajowców, ale potem usłyszałam, że rozmawiają po polsku.

Obserwowałam ich dyskretnie. Ona poważna i spokojna, głównie siedziała na ręczniku i czytała. Za to jego wręcz rozpierała energia: pływał, robił pompki na piasku, wygłupiał się. Nieco zdziwiło mnie, że nie zachowują się jak para: czasem spędzałam obok nich pół dnia, a nigdy nie widziałam, żeby się pocałowali albo przytulili.

Może to rodzeństwo? Pasowałoby, bo byli do siebie podobni. Ale kiedy usłyszałam, jak chłopak zwraca się do dziewczyny per „żono”, moje ciche nadzieje rozwiały się. Później jeszcze kilka razy słyszałam, jak on ze śmiechem wspomina coś o podróży poślubnej i apartamencie dla nowożeńców. Ona na takie teksty reagowała złością. Krzywiła się i zirytowana mówiła:

– Przestań! Bo naprawdę cię walnę.

– Musiałabyś mnie przedtem złapać – ripostował, wcale nieprzejęty.

Anioł, nie facet. Gdybym ja wyszła za taki wyjątkowy okaz, promieniałabym szczęściem jak piecyk ciepłem. A ona była ciągle skwaszona i wiecznie niezadowolona

Za to ty tak bardzo nudzisz się na swoich samotniczych, staropanieńskich wczasach, że zabrałaś się za ocenianie innych, jak stara baba pod kościołem– zreflektowałam się.

Przez kilka kolejnych dni nie przychodziłam na moje ulubione miejsce na plaży, żeby nie spotykać „pięknej pary” i nie snuć zakazanych mrzonek. Zajęłam się zwiedzaniem lokalnych atrakcji. Potrzebowałam czegoś takiego, aktywność dobrze mi zrobiła. 

Rozkręciłam się do tego stopnia, że postanowiłam pójść wieczorem do klubu i potańczyć. Wcześniej obawiałam się, że będę zaczepiana przez podpitych imprezowiczów, ale zmieniłam podejście. Przecież w klubach jest ochrona. No i skąd pewność, że ktoś w ogóle będzie chciał mnie podrywać? Więcej pokory. Najwyżej wyjdę, jak się zrobi niefajnie.

Natychmiast stracił w moich oczach

W trakcie drugiego tańca, poprzez hałas muzyki, usłyszałam męski głos:

– Cześć! Czy my się skądś znamy?

Rany, co za oklepany tekst. Chciałam posłać natrętowi lodowate spojrzenie… i odkryłam, że to przystojniak z plaży. Szok.

– Czasem plażujemy w tym samym miejscu – przypomniałam mu.

– Nie słyszę! Może usiądziemy, tu się nie da rozmawiać! – krzyczał.

– Dziękuję, ale wolę tańczyć!

– Co? Nic nie słyszę!

Przecież nie będziemy się tak drzeć. Chciałam uprzejmie wyjaśnić sytuację, więc poszłam z nim do stolika.

– Znamy się tylko z widzenia.

– Wiem – uśmiechnął się szelmowsko. – Ale nie miałem pomysłu, jak inaczej do ciebie zagadać. Przy pięknych kobietach zawsze paraliżuje mnie nieśmiałość.

Kłamczuch… – mruknęłam.

Był uroczy, fakt. Był też świeżo upieczonym mężem pięknej kobiety. Skwaszonej, ale widziały gały, co brały. Czyżby zrobił sobie wagary od jej marudzenia? A może za długo siedziała na słońcu i się przegrzała? A on, zamiast podawać jej mrożoną herbatę, flirtuje i szuka okazji do romansu. Oj, dużo stracił w moich oczach. Owszem, nie zaprzyjaźniłabym się z jego ponurą żonką, ale to nie znaczy, że bez skrupułów dam się poderwać żonatemu. Mam swoje zasady.

– Może się czegoś napijesz? – zdawał się nie zauważać mojego chłodu.

– Tak, poproszę piwo.

Powinnam go wykpić, zbesztać, ale pouczanie przygodnych znajomków to nie była moja misja dziejowa. Kiedy poszedł do baru po piwo, po cichu się ulotniłam. Wróciłam na kwaterę, położyłam się i… gapiłam w sufit. Byłam zbulwersowana przeżytą właśnie „wakacyjną przygodą”. I nie ukrywam, rozczarowana.

Anioł pokazał rogi i przestał mi się podobać. Więcej nie wrócę na tamto miejsce na plaży. Nie chciałam widzieć ani niewiernego bruneta, ani jego irytującej żony. A może powinnam do nich podejść i powiedzieć, co myślę o całej sytuacji? Poczucie kobiecej solidarności walczyło we mnie z niechęcią do mieszania się w cudze sprawy.

O nie! Nie dam się wmieszać w takie układy

Dopiero rano zdecydowałam, że jednak ostrzegę tę dziewczynę. Niech wie, że jej mąż szlaja się po klubach i stawia piwo obcym kobietom. Brałam pod uwagę, że mi nie uwierzy, a on się wszystkiego wyprze. Ale nawet jeśli narażę się na śmieszność i nieprzyjemności, przynajmniej będę mieć czyste sumienie.

Byłam tak zdenerwowana czekającą mnie „misją”, że nie przełknęłam ani kęsa śniadania. Długo zwlekałam z wyjściem, nie spieszyło mi się do konfrontacji. Kiedy wreszcie dotarłam na plażę, niemal od razu zobaczyłam piękną brunetkę, która… Namiętnie się z kimś całowała. I to wcale nie był jej mąż!

Stanęłam jak wryta. Wytrzeszczałam oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Wart pac pałaca, a ja się przejmowałam i gryzłam. Minęłam migdalącą się parę i poszłam dalej. Spacerowałam dłuższy czas, nim się uspokoiłam. Robienie grajdołka też pomogło mi w ochłonięciu. Postanowiłam, że będę plażować jak gdyby nigdy nic i zapomnę o niesmacznym zdarzeniu, którego byłam świadkiem. Weszłam do morza, trochę popływałam. Potem położyłam się na kocu, zamknęłam oczy i relaksowałam się, słuchając szumu fal.

– Cześć. Czemu wczoraj uciekłaś? – usłyszałam znajomy głos:

I cały relaks szlag trafił. Otworzyłam oczy. Tak, to był on. Uśmiechał się tym swoim chłopięcym, łobuzerskim uśmiechem. Może powinnam mu powiedzieć, co robi teraz jego żona? Ciekawe, czy dalej byłby taki zadowolony…

– Czy przypadkiem nie powinieneś teraz dotrzymywać towarzystwa pewnej pięknej brunetce?

Roześmiał się.

– O nie! Ona jest teraz zajęta kimś innym. Tylko bym im przeszkadzał.

Najpierw kompletnie mnie zatkało, a potem wybuchłam:

– Słuchaj, nie mieszaj mnie w te wasze chore układy i zabawy! Kręci was małżeństwo jako związek otwarty? Wasza sprawa. Dla mnie to po prostu niedopuszczalne! Plaża jest duża, znajdź sobie inne miejsce. Cześć, i raczej nie do widzenia!

Już niedługo naprawdę będzie żonaty

Teraz to on wydawał się zszokowany.

– Jakie małżeństwo, o czym ty, do cholery, mówisz? Że niby ja… i Luiza? Przecież to moja siostra!

– Tak? To ciekawe – zadrwiłam. – Bo kilka razy słyszałam, jak mówiłeś do niej „żono”.

– O Boże! – złapał się za głowę. – To były żarty. Jak widać, głupie. Luiza miała tu przyjechać z mężem. Darek jest lekarzem i w ostatniej chwili musiał wziąć dyżury za kolegę, Luiza oczywiście była zawiedziona. Na szczęście szwagier dziś dojechał. Dokuczałem jej, że spędza swój miesiąc miodowy z bratem, żeby nie siedziała taka smętna. Złość ją zawsze ożywia. W każdym razie uwielbiam ją, kocham i czasem mam ochotę zabić, ale nie jesteśmy parą! Przysięgam. Po prostu przyjechałem dotrzymać jej towarzystwa. W gruncie rzeczy dobry ze mnie chłopak… – posłał mi spojrzenie spaniela.

Zakręciło mi się w głowie od tych nowych informacji. Brzmiały wiarygodnie, ale wciąż byłam nieufna.

– Dlaczego mam ci wierzyć?

– Bo bardzo mi zależy, żebyś mi uwierzyła. Gdyż mianowicie… – czy on się zarumienił pod tą piękną opalenizną? – Chciałbym cię lepiej poznać. Chodź, Luiza potwierdzi, że to prawda. Możemy ci nawet pokazać nasze dowody osobiste.

Co za absurdalna sytuacja! Obcy facet chce, żebym go legitymowała. Parsknęłam śmiechem.

– Dobrze, więc chodźmy do niej.

– A jak już się przekonasz, że mówię prawdę, to pozwolisz sobie postawić piwo?

– Tak.

– I tym razem nie uciekniesz?

W odpowiedzi posłałam mu tylko wieloznaczny uśmiech. Byłam rozbawiona i pochlebiało mi, że przystojniak, który najwyraźniej nie jest żonaty, tak o mnie zabiega.

Luiza potwierdziła wersję brata, a ja dałam się zaprosić na piwo. A potem na lody, rejs statkiem, wejście na latarnię morską… Przez resztę urlopu byliśmy z Krystianem praktycznie nierozłączni. Za dnia… I nie tylko. Myślałam, że to wakacyjne zauroczenie, ulotne. Ale niepostrzeżenie zauroczenie zmieniło się w miłość i już wkrótce Krystian naprawdę będzie żonaty.

Czytaj także:
„Jestem dziadkiem, matką i ojcem w jednym. Córka zostawiła mi na wychowanie wnuczkę, ale ja już ledwo zipię”
„Byłam pracoholiczką, która poświęcała własne zdrowie dla kariery. Nigdy nie usłyszałam nawet głupiego >>dziękuję<<”
„Znam Marylę pół wieku, zawsze była tylko sąsiadką. Nie mogłem uwierzyć, gdy po śmierci męża zaczęła mnie podrywać”

Redakcja poleca

REKLAMA