„Były mąż nagle wparował w moje życie. Rzuciła go kochanka, czy znowu >>się zmienił<<? Mój nowy chłop utarł mu nosa”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, lizavetta
„– Tęskniłem za tobą… – wydusił w końcu, a ona omal nie upuściła czajnika. – Odejście do Jolki było największym błędem mojego życia. Ona do pięt ci nie dorasta! Tak bardzo bym chciał cofnąć czas…Jej serce zalała fala ciepła. Omal do niego nie podeszła i nie objęła! Tak długo nikt do niej w ten sposób nie przemawiał! Przez moment była niemal gotowa wybaczyć mu wszystko: łzy, odrzucenie, zdradę”.
/ 27.05.2023 18:30
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, lizavetta

Weronika była wściekła. Od pamiętnej nocy, kiedy wylądowali z Frankiem w łóżku, minęło już półtora miesiąca. I nic! Franek znikł z horyzontu na amen. Jasne, wiedziała, że facet walczy z różnymi traumami z przeszłości, i doceniała, że jej o nich opowiedział.

Ale milczeć przez sześć tygodni?! To już przesada. I mimo że kiedy brał ją w ramiona, czuła wyraźnie, że to dla niego coś więcej niż zwykła, seksualna przygoda, zaczynała już podejrzewać, że tym razem intuicja ją zawiodła. Czyżby dała się mu wykorzystać jak nastolatka naciągnięta przez kolegę z klasy na „dowód miłości”? Wściekała się więc podwójnie. Złamane serce plus przeczucie, że wystrychnięto ją na dudka, sprawiało, że nie mogła znaleźć sobie miejsca.

A jeszcze ta Gośka! Przyjaciółka, wbrew wszelkiej logice i zasadom prawdopodobieństwa, wciąż przeżywała upojny romans z tym prostackim i zadufanym w sobie Jędrkiem. Co prawda nawet Werka musiała przyznać, że ten przywódca klanu Betków bardzo pod wpływem Gośki wydoroślał. Nie zmieniało to jednak faktu, że widok szczęścia tych dwojga dodatkowo przybijał Weronikę. Czuła się odtrącona, upokorzona. I nikt nie mógł tego zmienić. Ani pocieszająca ją na wszelkie sposoby Gosia, ani zapatrzony w nią amstaf, ani Stasiek K., który zdobył się w końcu wobec niej na szczerość i wyznał, że faktycznie mecenas przekonał go swego czasu do odsprzedania mu ziemi.

Transakcję w ostatniej chwili zablokowali rodzice Weroniki, a nawet przekonali go do złożenia w krakowskiej prokuraturze doniesienia o popełnieniu przez adwokata przestępstwa. O co jednak dokładnie chodziło? Do czego mecenasowi były potrzebne grunty Kłonicy? Jakie paragrafy złamał i dlaczego? O tym poczciwy wioskowy głupek nie miał pojęcia. To były sprawy nie na jego rozum, więc Weronika nadal wiedziała w zasadzie tyle co wcześniej. W dodatku policji nadal nie udało się ustalić, kto staranował na zakopiance jej fiacika.

– Same pytania, las znaków zapytania, oszaleć można! – wzdychała.

I żeby nie myśleć za dużo, koncentrowała się na prowadzeniu pensjonatu, który nareszcie przynosił godziwy dochód. W czasie ferii zimowych przeżywała wręcz oblężenie! Mimo to nie uśmiechała się. Stała się ponura i smutna.

A wszystko przez Franka!

Był ranek, słońce coraz śmielej przebijało się przez chmury, kiedy odezwał się jej telefon. Westchnęła. Pewnie kolejne pytanie o nocleg. Już teraz ludzie zaczynali rezerwować pokoje na Wielkanoc.

Większość jednak tylko zawracała głowę, dopytując o ceny i zaraz się rozłączając. Jakby nie mogli sprawdzić w internecie!

– Halo?

– Cześć, Weronika! – usłyszała dobrze znany, lecz dawno niesłyszany męski głos.

– Janek? – nie mogła uwierzyć własnym uszom.

Ostatnia rozmowa z byłym mężem, jaką pamiętała, miała miejsce dobrze ponad rok temu pod salą, w której odbywała się ich sprawa rozwodowa. Obrzucali się wtedy inwektywami, a ona próbowała nawet wydrapać mu oczy. Teraz jednak jego głos brzmiał ciepło i uprzejmie.

– Pomyślałem, że zapytam, co u ciebie słychać.

– Wszystko w jak najlepszym porządku – gładko skłamała. – A u ciebie? Jak miewa się Jolka?

Wymówienie imienia byłej przyjaciółki, która podstępnie odbiła jej męża, wiele ją kosztowało. Nie chciała jednak wyjść na pamiętliwą zołzę, która wciąż nie pogodziła się z przeszłością. W oczach byłego wolała uchodzić za panującą nad wszystkim kobietę sukcesu. A niech skiśnie z zawiści!

– Z Jolką to już przeszłość – odpowiedział szybko. – Rozstaliśmy się.

– Tak mi przykro! – Weronika wzniosła się na wyżyny hipokryzji. – Musiało cię to strasznie zranić.

– A wiesz… przyszło mi do głowy, że może wpadłbym do tego twojego pensjonatu? – Janek zmienił temat. – Co ty na to?

W pierwszej chwili chciała kategorycznie odmówić. I poradzić mu, żeby puknął się w czoło! Zaraz jednak sobie przypomniała, że jest samotna i sromotnie oszukana przez Franka. Prawda była taka, że bardzo brakowało jej mężczyzny. Choćby do usłyszenia kilku komplementów. Nawet takiego zdradzieckiego drania, jak były mąż. Wiadomo: z braku laku i kit dobry.

– Chyba oszalałaś?! – zareagowała Gośka, kiedy usłyszała, że Janek przyjeżdża za dwa dni. –

Naprawdę aż tak cię przypiliło, żeby wpuszczać do łóżka tego gada?

Weronika się zaczerwieniła. Łóżko? Nawet o tym nie pomyślała! No, może tylko przelotnie…

Jest ciekaw, jak mi idzie, to jeszcze nic złego – odparła. – Przecież jesteśmy dorośli. Nie będziemy się gniewać na siebie przez całe życie.

– To najgorszy ze wszystkich złych pomysłów, na jaki kiedykolwiek wpadłaś! – oznajmiła Gośka i wyszła bez pożegnania.

„Co w nią wstąpiło?” – pomyślała Weronika. „Ona naprawdę myśli, że w ogóle rozważam powrót do Janka?”. Po chwili namysłu musiała jednak przyznać, że oszukuje samą siebie. Rzeczywiście, podświadomie ucieszyła się z rozstania Janka i Jolki. I chyba jednak faktycznie – wstyd przyznać – liczyła po cichu, że coś więcej z ich spotkania wyjdzie. Czy to jednak powód, żeby trzaskać drzwiami?

Weronika czuła się przecież ostatnio tak rozpaczliwie samotna!

Janek zajechał pod pensjonat taksówką spod dworca kolejowego. Weronika zobaczyła go z okna na piętrze i od razu ruszyła po schodach, żeby otworzyć mu furtkę. Zbiegając, zastanowiła się, co się stało z jego terenowym bmw. Były mąż zawsze przywiązywał wielką wagę do oznak luksusu. Był strasznym snobem, krótko mówiąc. Aż tak się zmienił?

Wychodząc na podwórko. doświadczyła déjà vu. Bo ujrzała niemal identyczną scenę jak ta sprzed kilku miesięcy, kiedy do pensjonatu zawitał oszust matrymonialny! Janka do bramy przypierał pies Staśka Kłonicy – Albin, którego jego właściciel nijak nie mógł odciągnąć. A przecież Albin jest łagodny jak baranek. Tylko wtedy chciał pogryźć oszusta…

Ich powitanie siłą rzeczy było więc krótkie i dość nerwowe. Weronika uchyliła Jankowi furtkę, a ten czym prędzej wślizgnął się przez nią jak węgorz. Pies wciąż ujadał, szczerząc kły i tocząc pianę z pyska. Robił taki harmider, że nie dało się usłyszeć własnych myśli! Poprowadziła więc nieco zdezorientowanego byłego do środka, a potem cofnęła się po jego porzuconą na ulicy walizkę, którą Albin zdążył już obsikać. Cholera! Niezły początek renesansu ich znajomości!

– Naprawdę mógłbyś lepiej pilnować psa! – pogroziła palcem Kłonicy.

– A po co? – zadziornie odpowiedział cudak. – Ten panocek to i mnie się nie podoba!

I gadaj tu z takim! Weronika tylko machnęła ze złością ręką i zaciągnęła walizę do środka. A po zamknięciu za sobą drzwi od razu poprowadziła Janka do kuchni, gdzie posadziła go przy stole i nastawiła kawę. Zalewając ją w kubku, a potem sięgając do lodówki po mleko, obserwowała go ukradkiem. Ledwo poznawała byłego męża! Kiedyś tryskał wigorem i pewnością siebie. Zawsze opalony, z modnie przystrzyżonymi włosami i ciałem wyrzeźbionym na siłowni, w markowych ciuchach – wyglądał jak skrzyżowanie Bonda z Elonem Muskiem. Teraz jednak patrzyła na zaledwie cień tamtego mężczyzny. Wychudły, blady, w nijakim swetrze. Wyłysiał i osiwiał, wzrok miał jakiś wypłoszony i rozbiegany.

– Jesteś chory? – spytała bez ogródek.

– Nie! Dlaczego pytasz? – zdziwił się, odruchowo prostując zgarbione plecy.

– Nic, nic. Ja tak tylko…

Janek siorbnął kawę, zmarszczył brwi, zacisnął i rozprostował palce. Znała go na tyle dobrze, że od razu poznała, że chce jej coś ważnego powiedzieć.

– Tęskniłem za tobą… – wydusił w końcu, a ona omal nie upuściła czajnika. – Odejście do Jolki było największym błędem mojego życia. Ona do pięt ci nie dorasta! Tak bardzo bym chciał cofnąć czas…

Jej serce zalała fala ciepła. Omal do niego nie podeszła i nie objęła! Tak długo nikt do niej w ten sposób nie przemawiał! Przez moment była niemal gotowa wybaczyć mu wszystko: łzy, odrzucenie, zdradę.

Zanim jednak zdążyła się odezwać, Albin znów się rozszczekał za oknem

Tym razem w jego głosie nie było jednak złości, lecz radość. On kogoś witał! I to dobrego znajomego!

Zdążyła akurat podejść do szyby, kiedy z dworu buchnęła góralska muzyka. Wesoła, skoczna, energetyczna. Nie emitował jej żaden głośnik – o tym przekonała się, patrząc na ulicę, na której zatrzymały się dwie bryczki. W jednej siedzieli muzycy, a w drugiej ubrany w garnitur, niemal zasłonięty przeogromnym bukietem czerwonych róż…

– Franek! – aż klasnęła w dłonie i już nie oglądając się na byłego męża, popędziła do furtki.

Zanim do niej dobiegła, Niedzielski zdążył szeroko otworzyć bramę i muzykanci weszli na podwórko. Wciąż grali, wokół nich podskakiwał Albin, do którego natychmiast dołączył jej amstaf Arni i… Stasiek Kłonica. W jednej chwili zrobiło się gwarno, rojno i radośnie. Na ulicy zaczęły się zatrzymywać samochody, z których wyglądały uśmiechnięte twarze. Jednym z aut było, zdaje się, stare bmw Jędrka Betki, Weronika jednak nie zdążyła mu się przyjrzeć, bo oto już stał przed nią Franek.

– To dla mnie? – spłonęła rumieńcem, odbierając kwiaty.

Zamiast odpowiedzieć, mężczyzna sięgnął do kieszeni marynarki i wydobył z niej pudełeczko, w którym błyszczał pierścionek z brylantem.

– Wybacz, że tak długo się nie odzywałem – szepnął. – Potrzebowałem czasu, żeby zrozumieć, że na zabój się w tobie zakochałem. Wyjdziesz za mnie?

Mówiąc to, klęknął w nowiutkim garniturze prosto w kałużę. Orkiestra umilkła i cały świat zdawał się czekać w milczeniu na jej werdykt.

Zanim jednak zdążyła się odezwać, usłyszała tłumiony złością głos byłego męża:

Widzę, że szybko się pocieszyłaś! Czy on wie – wskazał na Franka – że kiedy ci powiedziałem, że z nami koniec, ryczałaś jak bóbr, błagając, żebym cię nie porzucał?

Twarz Niedzielskiego poszarzała. Powoli podniósł się z kolan.

Zanim jednak zdążył podejść do krzykacza, obok Janka zmaterializowała się wysoka i żylasta postać Jędrka Betki. Złapał natręta pod pachy, podniósł lekko jak piórko i cisnął w największą i najgłębszą połać mokrego, zmieszanego z błockiem śniegu. Janek wpadł w nią z donośnym plaśnięciem, co muzykanci skwitowali wybuchem śmiechu.

A były mąż Weroniki? Od razu zmienił strategię! Jego usta wygięły się w podkówkę i zawołał łamiącym się głosem:

– To tak mnie traktujesz po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem? Taka jesteś? A ja liczyłem, że mi pomożesz w potrzebie! Jesteś mi to winna! Ta twoja Jolka okazała się wredna i zdradziecka! Zostawiła mnie! Odeszła z pieniędzmi, za które mieliśmy otworzyć wspólny biznes! Jestem bez grosza, rozumiesz? A tobie dobrze się wiedzie! Odpal coś! Oddam ci, kiedy…

Więcej nie powiedział, bo zobaczyły go psy, które zgodnie pognały go ulicą w stronę przystanku na Zakopane.

To na czym skończyliśmy? – Weronika zwróciła się do Niedzielskiego.

– Nie zmuszaj mnie, żebym jeszcze raz klękał w błocko!

Wtedy się roześmiała. Radośnie, na całe gardło – tak jak już nie śmiała się od dawna. A potem zarzuciła mu ramiona na kark i przywarła do jego warg ustami.

– Moja odpowiedź brzmi: tak!

Czytaj także:
„Myślałem, że mamy szansę na wspólną przyszłość, ale ona wykorzystała mnie, by odegrać się na swoim chłopaku”
„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”
„Syn narzeka, że go kontroluję. Mam do tego prawo, bo całe życie od ust sobie odejmowałam, by jemu nic nie zabrakło”
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”

Redakcja poleca

REKLAMA