– Mamo, a kiedy tata przyjdzie? – Zosia spojrzała na mnie dużymi, pełnymi nadziei oczami, trzymając w dłoni kredkę w kolorze malinowego różu.
Nie lubię tego pytania. Pojawia się zawsze, gdy akurat ledwo ogarniam dzień – pracę, zakupy, jej obiady i moje niedokończone sprawy. Ale nie odpowiadam jej w taki sposób. Zosia nie powinna znać tej frustracji. Jest za mała.
– Niedługo, kochanie. Tata mówił, że przyjedzie w weekend – odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć. Sama nie wierzyłam w to, co mówię. Bartek był mistrzem odkładania „niedzielnych odwiedzin”. Czasem zjawiał się dwa tygodnie później, czasem nie przychodził wcale. Ale nigdy nie mówiłam tego Zosi. To jej bohater. Jej tata.
Oparłam się o kuchenny blat, patrząc, jak Zosia maluje portret swojej małej rodziny. Na rysunku byliśmy wszyscy – ja, ona i Bartek, który, co mnie rozśmieszyło, trzymał w ręce coś, co przypominało wielkiego lizaka. Odłożyłam na bok złość, bo to przecież Zosia ma prawo do swojego świata. A ja? Powinnam znaleźć swój.
Chciał znów być jak rodzina
Telefon zadzwonił w środowe popołudnie, kiedy byłam w połowie pakowania Zosi do szkoły. Bartek. Na wyświetlaczu jego imię zawsze wzbudzało we mnie mieszane uczucia. Wiedziałam, że to nigdy nie jest zwykła rozmowa – zawsze coś za tym stoi.
– Cześć, Asia – powiedział, zanim zdążyłam się odezwać. Głos miał łagodny, niemal… wyćwiczony? – Masz chwilę?
– Tak, ale szybko, muszę zaraz wychodzić – odparłam chłodno, nie zatrzymując się nawet na moment w pakowaniu rzeczy.
– Myślałem, że może… – zawahał się na moment. – Wiesz, może spotkalibyśmy się w weekend. Na spokojnie. We troje.
Zamarłam. Bartek nigdy nie robił takich „propozycji”. Zazwyczaj wpadał na godzinkę, rzucał „co słychać, mała” i zmykał do swojego życia. Teraz zapraszał mnie i Zosię na coś, co brzmiało podejrzanie jak rodzinny obiad.
– Po co? – zapytałam prosto, odrzucając w głowie dziesiątki scenariuszy. Zaległości w alimentach? Kolejna wymówka?
– Po prostu chciałem, żebyśmy porozmawiali. I może... zaczęli od nowa? – W jego głosie było coś, co mnie zaniepokoiło. Brzmiał zbyt pewnie.
Zosia podskoczyła obok mnie. Słyszała.
– Tata chce się z nami spotkać? – Z jej twarzy biła radość, która sprawiła, że nie mogłam się wycofać.
– W porządku. Gdzie i kiedy? – zapytałam, ignorując dziwne uczucie w żołądku.
Restauracja była kameralna, z przygaszonym światłem i obrusami w kratę. Bartek już czekał przy stoliku, przeglądając menu. Jak zawsze ubrany nienagannie – koszula, marynarka. Nawet po tych latach wyglądał jak facet z okładki magazynu o modzie.
– Tatusiu! – Zosia rzuciła się w jego ramiona, zanim zdążyłam ją zatrzymać. Bartek odwzajemnił uścisk, a ja poczułam znajome ukłucie zazdrości. Był dla niej ideałem, choć dla mnie… już nie.
– Dobrze wyglądasz, Asia – rzucił, gdy Zosia usiadła przy stoliku. Wiedziałam, że to sztuczka. Jak zawsze.
– Mów, czego chcesz – odpowiedziałam, nie siląc się na grzeczność.
Bartek westchnął.
– Przyszedłem tylko porozmawiać. Nie o przeszłości, tylko o tym, co dalej – spojrzał na Zosię, która z zadowoleniem zajadała deser, choć dopiero co skubnęła obiad. – Chcę spędzać więcej czasu z Zosią. Z wami.
Moje serce zamarło. Nie wiedziałam, czy bardziej mnie to irytuje, czy... uraża. Po raz pierwszy od lat jego słowa nie były powierzchowne.
– Nie możesz tak po prostu wrócić i udawać, że wszystko jest w porządku – rzuciłam, choć w środku coś się we mnie łamało. – Nie po tym wszystkim.
– Wiem, że zawaliłem – odparł cicho, nie spuszczając wzroku. – Ale nie chcę już żyć bez was. Zosia mnie potrzebuje, a ja potrzebuję ciebie.
Milczałam. Siedziałam i analizowałam każde jego słowo, jego ton, jego spojrzenie. Wiedziałam, że nie mogę mu ufać – za dobrze go znałam. Ale też wiedziałam, że Zosia patrzy na mnie, pełna nadziei.
– To nie jest takie proste – powiedziałam w końcu, nie chcąc jej zawieść.
– Nic, co jest warte zachodu, nie jest proste – odpowiedział Bartek, uśmiechając się lekko. – Pomyśl o tym.
Coś w Bartku się zmieniło. Ale czy na lepsze?
Musiałam być czujna
Przez następne dni Bartek pojawiał się coraz częściej. Przynosił Zosi ulubione smakołyki, odprowadzał ją do szkoły, a nawet przychodził wieczorami, żeby poczytać jej bajki. Nie mogłam nie zauważyć, jak bardzo córka rozkwitała w jego obecności. Śmiała się głośniej, mówiła więcej, a w jej rysunkach coraz częściej pojawiała się figura ojca.
A ja? Czułam, że coś jest nie tak.
– To chyba dobrze, że on chce być częścią waszego życia – powiedziała Kasia, moja przyjaciółka, gdy spotkałyśmy się na kawie.
– W teorii – odpowiedziałam, mieszając bezmyślnie cukier w filiżance. – Ale wiesz, jemu zawsze coś przyświeca. Zawsze jest jakiś plan.
– Może przesadzasz? – Kasia wzruszyła ramionami. – Ludzie się zmieniają.
Ale ja znałam Bartka lepiej.
– Mamo, tata mnie dzisiaj zabrał do kina! – Zosia wpadła do domu z szerokim uśmiechem. – I mówił, że może w weekend pójdziemy na rowery, we troje.
„We troje”. Tak, to brzmiało, jakby próbował nas zbliżyć. Wbrew sobie, zgodziłam się na ten wyjazd.
Bartek przywiózł rowery dla nas wszystkich. Zosi różowy, z koszykiem i dzwonkiem, a dla mnie nowoczesny model, zupełnie inny od mojej starej damki.
– Co to za cyrki? – zapytałam, zerkając na błyszczący rower.
– Zasługujecie na coś lepszego – odparł z uśmiechem. – Poza tym, nie chciałem, żebyś została z tyłu.
Wycieczka była miła. Zosia piszczała z radości, jadąc z przodu, a Bartek nie odrywał ode mnie wzroku. Kiedy zatrzymaliśmy się przy jeziorze na piknik, znowu spróbował.
– Asia, widzisz? Możemy być rodziną – powiedział.
– Nie wiem, czy mi na tym zależy – odparłam szczerze.
Bartek nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową, jakby akceptował moje słowa. Ale w jego oczach widziałam coś więcej.
– Jak było na rowerach? – zapytała Kasia przez telefon wieczorem.
– Miło – przyznałam, ale dodałam szybko: – Może zbyt miło. Wiesz, on spędza czas z Zosią, ale między nami... nic nie buduje. To wygląda dobrze na zewnątrz, ale jest jakieś puste w środku.
– Daj mu czas – odparła.
Zastanawiałam się, ile czasu jeszcze mu dam.
Jednak miałam rację
Była sobota wieczorem, kiedy Bartek zostawił Zosię w domu po całym dniu wspólnych zabaw. Mała zasnęła niemal natychmiast, a ja zaczęłam sprzątać pokój. W pewnym momencie zauważyłam coś dziwnego – dokumenty wystające z torby, którą Bartek zostawił przy drzwiach.
Przez chwilę wahałam się, ale ciekawość wygrała. Wyciągnęłam te papiery i zamarłam. Były to wnioski sądowe – Bartek składał prośbę o zwiększenie praw rodzicielskich.
Czułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Każde jego ostatnie słowo, każdy gest, każda obietnica nagle nabrały innego znaczenia. Czy naprawdę chodziło mu o odbudowę naszej relacji? A może to wszystko miało być tylko pokazem na potrzeby sądu?
Nie spałam całą noc. Gdy tylko Zosia wyszła do szkoły, zadzwoniłam do Bartka.
Spotkaliśmy się w kawiarni. Gdy tylko usiadł naprzeciwko mnie, bez słowa położyłam dokumenty na stole.
– To była gra, prawda? Wszystkie te spotkania, wycieczki… chodziło tylko o Zosię.
Bartek odetchnął głęboko, jakby próbował zebrać myśli.
– Tak, chodzi o Zosię. Chcę być jej ojcem na poważnie. Nie tylko gościem raz na jakiś czas.
– A co z nami? – zapytałam, chociaż znałam odpowiedź. – Te rozmowy o odbudowie rodziny to były tylko puste słowa, tak?
– Chciałem… – zawahał się. – Chciałem, żeby to wszystko wyglądało dobrze. Zosia mnie potrzebuje.
– Nie – powiedziałam ostro. – To ty potrzebujesz, żeby wszystko wyglądało dobrze. Ale ja nie zamierzam grać w tę grę.
Wstałam, zanim zdążył coś powiedzieć.
Nie odpuściłam mu
W poniedziałek Bartek przyszedł do naszego domu. Bez zapowiedzi. Miał minę człowieka, który wie, że musi stawić czoła burzy, ale nie jest na nią gotowy.
– Asia, wiem, że się wściekasz. Ale naprawdę... Ja po prostu chcę być obecny w życiu Zosi.
– I dlatego próbowałeś mnie zmanipulować? – rzuciłam ostro. – Myślałeś, że jeśli dasz mi kilka złudnych nadziei, to będę udawać przed sądem, że jesteś idealnym ojcem?
Bartek westchnął.
– Nigdy nie powiedziałem, że jestem idealny. Ale chcę być lepszy.
– Nie chodzi o to, czego chcesz. Chodzi o to, jak to robisz – odpowiedziałam, wstając i zaczynając chodzić po pokoju. – Nie można budować relacji na kłamstwie. Nie możesz próbować przejąć kontroli nad Zosią, robiąc z siebie bohatera.
– A co mam zrobić? – rzucił, podnosząc głos. – Stać z boku i oglądać, jak ona dorasta bez ojca?
– Nie! – odwróciłam się gwałtownie. – Masz być ojcem, ale prawdziwym. Nie papierowym, nie na pokaz. A co do mnie? Nie używaj mnie jako narzędzia do osiągania swoich celów.
Bartek milczał, patrząc na mnie z mieszanką wstydu i frustracji.
– Asia… ja naprawdę chciałem, żeby to wszystko się udało.
– Chciałeś, żeby to wyglądało, jakby się udało – poprawiłam go.
Otworzyłam drzwi, dając mu jasno do zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca. Wychodząc, spojrzał na mnie jeszcze raz.
– Dla Zosi zrobię wszystko.
Nie odpowiedziałam. Zamknęłam drzwi i przez chwilę opierałam się o nie, próbując złapać oddech.
Wiedziałam, że to nie koniec tej walki, ale jednego byłam pewna – nie pozwolę Bartkowi znowu manipulować mną i naszym życiem.
Musiałam coś zrobić
Przez kolejne dni Bartek się nie odzywał. Było to dziwne, bo zazwyczaj nie pozwalał mi długo zapomnieć o swojej obecności. Zosia za to pytała o niego coraz częściej. Nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Nie chciałam tłumaczyć, dlaczego nagle zniknął, ale też nie zamierzałam budować iluzji, która później tylko ją zrani.
W czwartek, po pracy, odwiedziła mnie Kasia. Siedziałyśmy przy stole, pijąc herbatę, a ja opowiadałam jej o ostatnich wydarzeniach.
– Może teraz dasz mu spokój? – rzuciła nagle, patrząc na mnie z ukosa.
– Co masz na myśli? – zapytałam, marszcząc brwi.
– Przestań walczyć z Bartkiem. On i tak zawsze będzie w waszym życiu, choćby dlatego, że Zosia go uwielbia. Zastanów się, czy tobie nie byłoby łatwiej, gdybyś po prostu postawiła jasne granice, zamiast próbować go od siebie odciąć.
Przez chwilę milczałam, ważąc jej słowa. Kasia miała rację. Odsuwając Bartka, bardziej komplikowałam sprawy, zamiast je rozwiązywać.
W sobotę zadzwoniłam do Bartka. Umówiliśmy się w parku. Był chłodny dzień, ale Zosia uparła się, żeby zabrać hulajnogę. Biegała między alejkami, a ja usiadłam obok Bartka na ławce.
– Posłuchaj – zaczęłam. – Zosia cię kocha. I wiem, że ty ją też. Ale jeśli mamy jakoś ułożyć tę sytuację, musisz zrozumieć jedną ważną rzecz: to ja ustalam zasady.
Spojrzał na mnie, wyraźnie zdziwiony.
– Nie będę cię blokować w jej życiu, ale to, co robisz, musi być dla niej, a nie dla ciebie. Rozumiesz?
– Czyli mogę… – zaczął ostrożnie.
– Możesz być ojcem. Ale nie zamierzam udawać, że znowu jesteśmy rodziną – przerwałam mu.
Bartek skinął głową.
– Dobrze, Asia. Tylko to się liczy.
Patrzyłam, jak biega z Zosią, śmiejąc się z jej żartów i przewracając się teatralnie, kiedy próbowała go przejechać hulajnogą. Może Kasia miała rację. Może w tej nowej rzeczywistości znajdzie się miejsce, gdzie każdy z nas będzie mógł żyć na własnych warunkach.
Następne tygodnie przyniosły pewien spokój. Bartek zaczął odwiedzać Zosię regularnie, ale trzymał się zasad, które ustaliłam. Nie próbował zbliżać się do mnie ani nie snuł opowieści o odbudowie rodziny. Był po prostu ojcem, którego Zosia potrzebowała – i to wystarczyło.
Dla mnie to nie było łatwe. Wciąż nosiłam w sobie żal za wszystkie lata, które zmarnowaliśmy, za jego zdradę, za jego brak odpowiedzialności. Ale jednocześnie czułam ulgę. Przestałam toczyć z nim niekończącą się walkę.
Joanna, 36 lat
Czytaj także:
„Najstarszy syn za karę został na ferie zimowe w domu. Z nudów narobił głupot, a my najedliśmy się strachu”
„Boję się zostawić córkę na dłużej z teściową. Taka babcia w życiu nie wychowa mi dobrze dziecka”
„Mąż zrobił dziecko mojej koleżance, ale nie znienawidziłam go. Byłam mu wdzięczna, bo dzięki niemu zostałam matką”