„Były mąż chciał zrobić mi na złość, a nieświadomie wyświadczył mi przysługę. Zemsta mu nie wyszła”

uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Byłam szczęśliwa... do momentu, kiedy zobaczyłam jego prezent. To był szczeniaczek! Uroczy, puszysty maluch, który w okamgnieniu zdobył serce Franka. A ja poczułam, jak robi mi się słabo”.
/ 25.11.2024 20:00
uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, Westend61

Były mąż doskonale wiedział, że od dziecka cierpię na alergię. Mimo to, bez porozumienia ze mną, postanowił podarować naszemu synowi psa. Wiem, że chciał mi zrobić na złość. Na szczęście mu to nie wyszło.

Nie było takiej możliwości

– Mamo, Kacper na urodziny dostał małego pieska! Dlaczego ja też nie mogę dostać psa? Przecież wszyscy już mają – wykrzyknął Franek, patrząc na mnie z żalem, a w jego głosie wyczuwałam rozżalenie.

Jego argument był prosty i przekonujący dla każdego dziecka w jego wieku: skoro najlepszy przyjaciel dostał pieska, to i on powinien mieć podobną możliwość.

– Kochanie, mówiłam ci to już wiele razy: jestem alergiczką – westchnęłam, kolejny raz próbując wyjaśnić. – Przecież wiesz, że...

Franek niby rozumiał, czym jest moja alergia, że obecność psa wywołuje u mnie kichanie, kaszel, a nawet trudności z oddychaniem. Ale choć to wiedział, wracał do tematu przy każdej okazji, jak to dziecko, które nie umie przestać marzyć. W jego świecie nie było żadnych przeszkód, które mogłyby uniemożliwić posiadanie psa. Był pewien, że to tylko kwestia mojego „nie, bo nie”. I znów mnie męczył. Ciągle z bólem serca zmuszona byłam mu odmawiać.

Wiedziałam jednak, że na alergeny psa nie da się odczulić. Leki, które miałam przepisane, działały ledwo na 20% osób cierpiących na taką alergię, a mnie niestety prawie nie pomagały. Nawet mój lekarz sugerował, że nie warto sięgać po kolejne środki, bo to nic nie zmieni, a wydatki byłyby tylko kolejnym obciążeniem. Na dodatek, moja alergia zawsze pogarszała się, gdy byłam zestresowana, a ostatnio miałam mnóstwo powodów do stresu.

Nie potrafił się powstrzymać

Moje małżeństwo z Grzegorzem nie należało do udanych. Już niedługo po ślubie zaczęłam zauważać, że mój mąż to „Piotruś Pan” – przystojny, czarujący, ale nieodpowiedzialny i podatny na pokusy. Był jednym z tych mężczyzn, którzy wzbudzają zainteresowanie kobiet i... nie potrafią tego zignorować.

Kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o jego zdradzie, poczułam, jakby grunt osunął mi się spod nóg. Myślałam, że to koniec świata. Ale zamiast zająć się naszym związkiem, Grzegorz coraz częściej dawał się uwieść innym kobietom.

– Te kobiety nie znaczą dla mnie tyle co ty! – tłumaczył się, kiedy tylko odkrywałam jego kolejne romanse. – Kocham tylko ciebie i Franka, nie rozumiem, dlaczego jesteś taka zła.

– Skoro to tylko „nic nieznaczące” znajomości, to przestań ich szukać! – mówiłam ze łzami w oczach. – Wiesz przecież, jak mnie ranisz…

Grzegorz nie potrafił jednak tego zrobić. Jego przygody stały się naszym codziennym problemem, aż któregoś dnia usłyszałam, że jedna z jego nowych znajomych spodziewa się dziecka. Byłam zszokowana, ale i jednocześnie pewna – musiałam to zakończyć. Złożyłam pozew o rozwód, wymogłam, by to on wziął na siebie całkowitą winę za rozpad małżeństwa, i zaczęłam odbudowywać swoje życie. 

Zapomniał o swoim dziecku

Niestety, Grzegorz szybko związał się z nową rodziną i z czasem zaczął coraz bardziej zaniedbywać Franka. Wszystkie moje prośby, aby pomimo naszej rozłąki pozostał dla syna obecnym i kochającym ojcem, trafiały jak groch o ścianę. Grzegorz zawsze miał wymówkę: dużo pracy, obowiązki, problemy finansowe – zawsze coś. Co gorsza, zaczął przekonywać Franka, że powodem jego nieobecności są alimenty, które musiał płacić.

Z czasem Franek uwierzył w tę wersję wydarzeń, co sprawiało mi ból. Chciałam, żeby miał dobre zdanie o swoim tacie, a nie żeby czuł się rozdarty między naszą dwójkąByłam gotowa dalej walczyć o to, by syn nie stracił relacji z ojcem, choć Grzegorz nie miał w sobie krzty lojalności wobec mnie.

W dniu dziesiątych urodzin Franka znienacka pojawił się w naszym domu. Poczułam ulgę – obawiałam się, że o tym zapomni lub celowo nie przyjdzie, żeby mi dokuczyć. Ale pojawił się, a ja byłam szczęśliwa... do momentu, kiedy zobaczyłam jego prezent. To był szczeniaczek! Uroczy, puszysty maluch, który w okamgnieniu zdobył serce Franka.

A ja poczułam, jak robi mi się słabo. Grzegorz przecież wiedział, że mam uczulenie na psy! Dał Frankowi tego psa tylko po to, by utrudnić mi życie, tego byłam pewna. Patrzyłam, jak Franek tuli się do szczeniaka z szerokim uśmiechem, a mi w głowie zaczęły kołatać się myśli: „Co teraz? Jeśli powiem Frankowi, że nie możemy zatrzymać psa, znienawidzi mnie!”

Czułam się jak w potrzasku 

Byłam w kropce – wiedziałam, że pozostawienie psa w domu będzie dla mnie uciążliwe, ale jak miałam mu odmówić tego szczęścia? Zacisnęłam zęby i zdobyłam się na uśmiech.

– Jakie imię mu nadasz? – zapytałam syna.

– Ja? – Franek popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Jasne, to twój piesek – odpowiedziałam, przełykając ślinę, bo czułam ścisk w gardle.

– A może Bąbel? – zasugerował Franek z błyskiem w oku.

Grzegorz przewrócił oczami.

– No przecież Bąbel to śmieszne imię, jak możesz... Może coś bardziej poważnego?

– Ale Bąbel mi się podoba! – upierał się Franek.

– Dla mnie też jest świetne – poparłam syna.

Grzegorz wzruszył ramionami, najwyraźniej niezadowolony, że nie wywołał reakcji, której się spodziewał. Pożegnał się szybko, znikając z imprezy przed podaniem tortu. Franek tymczasem był tak zajęty futrzastym przyjacielem, że nawet nie zauważył, kiedy jego tata wyszedł. Zostałam więc sama z problemem – słodkim, przyznaję, ale jednak dla mnie dużym wyzwaniem. Miałam świadomość, że za chwilę mogę dostać ataku alergii i nie byłam pewna, jak sobie z tym poradzę. Na wszelki wypadek przyjęłam tabletkę, którą zawsze miałam przy sobie.

Od razu go pokochał

Przez kilka kolejnych dni nic się nie wydarzyło, co wprawiło mnie w zdumienie i jednocześnie w nadzieję. Patrzyłam z ciepłem w sercu, jak Franek troszczy się o swojego Bąbla – przygotował mu legowisko przy łóżku, bo wiedział, że pies nie powinien spać z nim na łóżku, i regularnie karmił go oraz wyprowadzał na spacery. Franek już nie marnował godzin przed komputerem, teraz najważniejsze były spacery i zabawy z pupilem.

Cieszyłam się, choć cały czas spodziewałam się, że w końcu pojawią się u mnie objawy mojej alergii. Tymczasem zapasy leków się skończyły, a wizytę u alergologa miałam zaplanowaną za kilka dni. Zaczęłam się niepokoić.
Ku mojemu zdziwieniu, nic się nie działo.

– Czy jest możliwe, że już nie jestem uczulona na psy? – zapytałam podczas wizyty u lekarza.

– To możliwe. Zdarza się, że alergie czasami ustępują, choć nie zawsze wiadomo dlaczego. Ale bardziej możliwe jest, że pani organizm przyzwyczaił się do tego konkretnego psa – wyjaśnił lekarz. – Tym bardziej że Bąbel to szczeniak, więc jego alergeny nie są jeszcze tak silne.

– Czy kiedy Bąbel dorośnie, objawy mogą wrócić? – zapytałam z niepokojem.

– Nie jest to wykluczone, ale możliwe, że pani organizm już się zaadaptował. Czas pokaże – odpowiedział.

Miał rację. Minęły dwa lata, a Bąbel nadal z nami mieszka, a ja nie mam żadnych objawów alergii. Wciąż reaguję na inne psy, ale wobec Bąbla mój organizm pozostaje obojętny. Plan Grzegorza, by zrobić mi na złość, zakończył się zupełnie inaczej, niż zamierzał. Franek zyskał przyjaciela, którego pokochał całym sercem.

Dzięki Bąblowi Franek stał się bardziej odpowiedzialny i pewny siebie. Jest teraz bardziej skupiony, mniej wycofany i bardziej radosny. Pies wypełnił mu czas i dał poczucie bliskości, którego nie mógł już otrzymać od ojca. Kiedy widzę ich razem, wiem, że chociaż Grzegorz chciał mnie zranić, sprawił, że nasze życie nabrało ciepła i spokoju.

Dorota, 39 lat

Czytaj także:
„Śpię na kasie, ale w zimnej sypialni. Kobiety widzą tylko mój portfel i drogie auto, a ja szukam prawdziwej miłości”
„Współlokatorka urządziła sobie hotel pod moim dachem. Przymykałam oko, póki nie odkryłam prawdy w internecie”
„Wspierałam przyjaciółkę w szukaniu faceta. Nie sądziłam, że wskoczy do łóżka mojemu synowi i złapie go na dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA