Przez kilka lat tworzyliśmy zgrany zespół, dopiero jakoś tak po narodzinach Jasia zaczęło się psuć. Aż pojawiła się niejaka Natalia. Rozstaliśmy się z Konradem bez rozdzierania szat, przekonani, że będzie nam bez siebie lepiej.
On był o tym bardziej przekonany niż ja, ale po co do tego wracać. Trzeba żyć dalej, patrzeć w przyszłość i starać się być szczęśliwą, dla siebie i dzieci. Kiedy Konrad zawiadomił mnie, że wynajął mieszkanie na sąsiedniej ulicy, nie wiedziałam, co o tym myśleć. Będzie blisko, to dobre dla sześcioletniego Jaska i ośmioletniej Zosi, ale przecież nie sam. Razem z nim zamieszkała Natalia, długonogi powód naszego rozstania. Zdenerwowałam się. Wygarnęłam byłemu, co myślę, nie przebierając w słowach. Dzieci spały, mogłam sobie pozwalać.
– Daj spokój, Klaudia, nie bądź małostkowa – Konrad wyglądał nie wiedzieć czemu na zadowolonego. – Wszystko przemyślałem. Będzie mi łatwiej ogarnąć dzieci, ja podwiozę Zosię do szkoły, ty zaprowadzisz Jaśka do przedszkola.
– Albo odwrotnie – zaznaczyłam, żeby chociaż tyle było mojego.
– No, widzisz, zaczynasz rozumieć.
– A Natalia?
– Co Natalia?
– Nie udawaj głupiego, nie mam zamiaru natykać się na nią wszędzie, gdzie się ruszę.
– To się nie natykaj – zgodził się Konrad. – Najważniejsze jest dobro dzieci, zgadzasz się ze mną? Będę niedaleko mieszkał, wpadał do nich jak najczęściej, żeby nie odczuły braku ojca. Uważam, że to dobry układ. Miałam mnóstwo wątpliwości, ale przecież nie tylko ja się liczyłam. Najważniejsi byli Zosia i Jasiek.
Konrad nie zdał egzaminu jako mąż
Był jednak dobrym tatą, dzieciaki go uwielbiały. Spędzał z nimi dużo czasu, prawie tyle co przed rozwodem, a to, niestety, znaczyło, że w pewnym sensie nadal byliśmy razem.
Wracałam z pracy i zastawałam Konrada, wychodziłam z łazienki i natykałam się na Konrada, robiłam obiad na następny dzień, po kuchni pętał się Konrad, zaczynałam powoli mieć dość jego ciągłej obecności.
Zbierałam się, żeby z nim porozmawiać, ustalić nowe zasady, tylko wciąż nie mogłam znaleźć dobrej okazji.
– Natalia nie tęskni za tobą? – spytałam raz, kiedy wszedł do sypialni.
– To nie jest pokój dzieci, chciałabym mieć trochę prywatności – zaznaczyłam świeżo odzyskane terytorium.
– Sorry, szukam książeczki Jaśka. Gdzieś się zawieruszyła. O co ci chodzi z tą prywatnością? Chyba nie jestem ci obcy – spojrzał wymownie na szerokie łóżko, które dzieliliśmy przez kilka ładnych lat.
– Zjeżdżaj, ale już! – rzuciłam w niego książką, a on się roześmiał.
– Dziękuję – zręcznie złapał książkę w locie i wymaszerował. No nie, dłużej tego nie wytrzymam – pomyślałam. Byłam w pułapce. Ustalając z Konradem, że może i powinien swobodnie bywać u dzieci, nie spodziewałam się takiego efektu. Cieszyłam się, że Zosia i Jasiek są zadowoleni z obecności taty, ale ja chyba też miałam jakieś prawa? Pod wpływem buntowniczych myśli przyjęłam zaproszenie kolegi z pracy na koncert na błoniach.
– To nie randka, a zwykłe wyjście – zaznaczyłam, bo lubię jasne sytuacje. Po szczęśliwym rozwodzie zareagowałam jak zranione zwierzę, musiałam zaszyć się na uboczu i dojść do siebie. Chwilowo miałam dość mężczyzn, nawet tych atrakcyjnych.
– Nie ma co płakać po tym dupku. Gdybym miała takie powodzenie jak ty, na drugi dzień znalazłabym nowego faceta – powiedziała Aga, moja przyjaciółka. – Dlaczego nie chcesz umówić się z Radkiem? Chłopak wzroku od ciebie nie odrywa.
– A kysz, przyjaciółko, z takimi radami. Daj mi ochłonąć, na razie nie mam głowy do spojrzeń Radka. Jednego dnia zgodziłam się na koncert, drugiego już żałowałam. Nie mogłam jednak zrobić zawodu Radkowi, był typem faceta miłego i solidnego, a ja takich cenię i do wiatru nie wystawiam.
– Wpadnij po mnie przed koncertem, poznasz moje dzieci – zaproponowałam, by naświetlić sytuację. Chyba miałam nadzieję, że widok dwojga bezwzględnie absorbujących uwagę skarbów przepłoszy potencjalnego amanta, naprawdę nie miałam ochoty ranić jego ambicji, opędzając się od zalotów. Pokażę Zosię, Jaśka i wszystko będzie jasne – myślałam. Robiłam w łazience makijaż, kiedy Radek zadzwonił do drzwi. Otworzył mu Konrad.
– Pan do kogo?
– Chyba do mamy – odgadł Jasiek, wychylając się zza nogi taty i majstrując coś przy jego kostkach.
– Nie wiąż mnie teraz, synku, rozmawiam z panem – Konrad strząsnął z siebie skakankę Zosi.
– Nie możesz zdejmować kajdanek, jesteś aresztowany – rozżalił się mały. – Przepraszam, czy zastałem Klaudię? – przebił się z pytaniem Radek.
– No pewnie, to nasza mama – poinformowała go Zosia, dołączając do towarzystwa. – Ale chyba jest w łazience, nie wiem, co ona tam tak długo robi. Mama! Krzyk córki wywabił mnie w samą porę, by zażegnać nieporozumienie. Poprosiłam opornego Konrada, by się odsunął i wpuścił gościa, przedstawiłam Radkowi Zosię i Jasia.
– A to jest – zawahałam się, patrząc na Konrada – ojciec tych szkrabów. Zostaje dzisiaj z dziećmi, żebyśmy mogli wyjść.
– Już się poznaliśmy – uśmiechnął się niewyraźnie Radek. Konrad kiwnął chłodno głową i spojrzał na mnie zmrużonymi oczami, co w czasach przed Natalią zinterpretowałabym jako niezadowolenie i się przejęła. A teraz szłam na koncert i miałam wszystko w nosie.
– Rany, myślałem, że mnie przewierci wzrokiem. Często bywa u ciebie? – spytał Radek, jak tylko udało nam się wyjść z domu.
– Zbyt często – westchnęłam szczerze. – Zgodziłam się na taki układ tylko ze względu na dzieci, więc nie ma co narzekać.
– Wyglądał na zazdrosnego, znam się na tym – stwierdził Radek.
– Wierzę twojemu bogatemu doświadczeniu, ale pozwolę sobie zwątpić. Ten typ tak ma. Konrad jest rodzajem właściciela, przyzwyczaił się, że należę do niego, i nie zauważył, że rozwód wszystko zmienia. Będzie musiał przywyknąć.
– To musi być dla ciebie trudne. On wciąż jest dla ciebie ważny? Zastanowiłam się uczciwie.
– Chyba już nie. W jakimś sensie zawsze będzie, jest ojcem moich dzieci, ale powoli zaczynam przywykać do myśli, że jestem singlem z odzysku.
– No i fajnie – skwitował koleżeńsko Radek, nie próbując mnie podrywać. Jego akcje momentalnie wzrosły o kilka punktów. Mężczyźni, których spotykałam, zwykle zakładali, że kilka lepkich komplementów załatwi sprawę i zachęci mnie do czegoś więcej, bo skoro nie miałam już męża, na pewno potrzebowałam kolejnego faceta i to jak najszybciej. Może i potrzebowałam, ale nie tak, jak sobie wyobrażali. Na koncercie pierwszy raz od rozwodu naprawdę dobrze się bawiłam, Radek był doskonałym towarzyszem, powiedziałam mu to.
– Cieszę się, należała ci się odrobina przyjemności – spojrzał na mnie ciepło, lecz nie próbował pocałować; dołożyłam mu kolejne kilka punktów. Przypominam, że nie ja rozwaliłam tę rodzinę Do domu weszłam prawie szczęśliwa, tymczasem już w przedpokoju natknęłam się na Konrada.
– Późno wróciłaś, mam nadzieję, że to jednorazowy wyskok – powiedział surowym tonem. – Nie zapomniałaś czasem o dzieciach?
– Zawsze o nich pamiętam, dlatego znoszę twoją obecność – zapewniłam. – A co do wyskoków, to nie ja zmieniłam nasze życie. Wracaj do nowego domu i pozdrów ode mnie Natalię. Podziwiam jej cierpliwość, ale chyba wiedziała, co robi, wiążąc się z ojcem dwójki dzieci.
– Zrobiłaś się złośliwa – Konrad położył rękę na klamce.
– Tylko szczera – uśmiechnęłam się zadowolona, że nie czuję niczego, ani zazdrości, ani bólu odrzucenia. Widziałam tylko ojca Zosi i Jaśka, który za dużo sobie pozwalał.
– Mam nadzieję, że on nie będzie przychodził do domu moich dzieci – nadął się Konrad. Natychmiast zareagowałam.
– Zaprosiłam go na jutro – zrobiłam bezradną minę i rozłożyłam ręce. Teraz jeszcze tylko będę musiała poprosić Radka, by zechciał zagrać w tym moim dziwnym teatrze.
– Nie ma sprawy, wpadnę na kawę i przyniosę jakieś owoce, bo przecież ciastka są dla dzieci niezdrowe – ucieszył się kolega.
– Dziękuję, odwdzięczę ci się jakoś – zapewniłam. – Nie musisz, chętnie pomogę ci przekonać męża, że masz takie same prawa jak on.
– Eksmęża – mruknęłam.
– Nie oszukuj się, eks to on jest na papierze. Zrobił, jak mu było wygodniej, ma teraz dwie kobiety, każdą od czego innego, i dwójkę udanych dzieci. Łebski facet.
– Od niedawna też to widzę, ale muszę się z tym godzić. Wiesz, chodzi o dobro dzieci.
– Jasne, rozumiem.
– No, sam widzisz – powiedziałam bezradnie.
– Nie łam się, jakoś się poukłada. To co, o której mam być?
Ostatecznie wróciliśmy razem z pracy samochodem Radka, po drodze wstępując do szkolnej świetlicy po Zosię. Jaśka miał odebrać tata.
Stało się jasne, że Konrad już tu nie pasuje
– Jestem głodna – oznajmiła Zosia, zaglądając do lodówki.
– Ja też – oświadczył Konrad, wkraczając znienacka do kuchni.
– I ja – Jasiek był niejadkiem, ale nie chciał być gorszy.
Miła rodzinna scenka, w której Radek stanowił zbyteczny element i tak też się poczuł.
– Siadaj – popchnęłam go na krzesło. – Zaraz odgrzeję gulasz.
– Wołowy? – zainteresował się odruchowo Radek. Z oczu mojego byłego wystrzeliły zabójcze błyski.
– Wołowy, czyli z krowy? – Jasiek przysiadł się bliżej Radka, rozpoczynając krzyżowy ogień pytań.
– On się brzydzi mięsa – zwierzyła się Zosia, siadając z drugiej strony.
– To ja już pójdę, pa, dzieciaki – powiedział w przestrzeń Konrad. Odpowiedział mu niezgrany chórek dwóch głosików. Konrad tak trzasnął drzwiami, że o mało nie wyleciały z futryny. Radek ani drgnął, zajął się odpowiadaniem na trudne pytania dzieci. Postawiłam gulasz na gazie i pomyślałam, że fajnie jest mieć przyjaciela.
Czytaj także:
„Moja babcia w trakcie wojny zdradziła dziadka z Niemcem. To dlatego on nigdy nie akceptował mojego ojca i mnie”
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem”
„Nic nas nie łączyło, ale on i tak ukrywał naszą znajomość przed żoną. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze”