W moim życiu spełnił się scenariusz kiepskiego melodramatu. Mąż stracił głowę dla sekretarki. Odszedł, nie oglądając się za siebie. Nie ma sensu wspominać, ile się przez to nacierpiałam, ile łez wylałam. Kochałam go i byłam pewna, że będziemy razem do końca swoich dni. A tu któregoś dnia Jarek się spakował i oświadczył, że składa pozew o rozwód i się wyprowadza.
Bo już nic do mnie nie czuje…
Choć nie było łatwo, jakoś się z tym pogodziłam. Błagałam tylko o jedno: żeby nie zapominał o synu, Kajtku. Mały miał wtedy niespełna sześć lat i bardzo przeżywał nasze rozstanie. Nie chciałam, by myślał, że tatuś go już nie kocha, że jego także opuścił. Jarek obiecał, że będzie mu poświęcał wiele czasu. I postara się wynagrodzić dziecku to, że ojca nie ma już na co dzień w jego życiu.
Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że były mąż dotrzyma słowa. Kiedy jeszcze byliśmy razem, rzadko zajmował się synem. Pochłaniała go praca. Ale po rozstaniu mile mnie zaskoczył. Spotykał się z Kajtkiem dwa, a nawet trzy razy w tygodniu.
Najpierw trzeba było powiedzieć o tym mnie!
Początkowo zabierał go gdzieś do miasta – na pizzę, do zoo, do kina. Potem zaczął zapraszać do siebie, do nowego domu. W środku aż mnie skręcało, bo wcale nie chciałam, żeby syn spotykał się z Iwoną, ale tego po sobie nie pokazywałam. Jeszcze przed rozwodem obiecałam sobie, że nie będę używać dziecka jako karty przetargowej w walce z niewiernym mężem, że nie będę się mścić, ograniczając mu widzenia lub stawiając jakieś nonsensowne warunki. Kiedy więc przychodził po Kajtka i mówił, że zabiera go do siebie, nie protestowałam.
Uważałam, że mają prawo spędzać czas we trójkę. Ale po ostatniej wizycie Jarka ogarnęły mnie wątpliwości. To było dwa tygodnie temu. Jak zwykle przyjechał po Kajtka wczesnym rankiem i odwiózł po południu. Nie pożegnał się jednak od razu.
– Czy mogę na chwilę wejść? Chciałbym z tobą pogadać – powiedział.
– Chodzi o Kajtka? Coś się stało? Źle się poczuł? – przeraziłam się.
– Nie, wszystko w porządku. Chcę ci po prostu powiedzieć, że zamierzamy z Iwoną zabrać go na całe ferie zimowe w góry. O ile oczywiście się zgodzisz – uśmiechnął się.
Nie ukrywam, byłam zaskoczona tą propozycją. Przez trzy lata które minęły od naszego rozstania, były mąż ani razu nie zapytał, czy może zabrać syna na jakiś dłuższy wyjazd. Zawsze spotykali się na kilka godzin dziennie. A teraz mieli spędzić razem całe dwa tygodnie. I to w towarzystwie kobiety, która złamała mi życie. Jak to do mnie dotarło, to aż mnie coś w sercu ukłuło.
W pierwszym odruchu chciałam krzyknąć, że nie ma mowy, ale się powstrzymałam. Przypomniałam sobie o swojej obietnicy. Zaprosiłam więc Jarka do środka i zaczęłam wypytywać o szczegóły wyjazdu. Okazało się, że mój były mąż i jego nowa żona wszystko już zaplanowali. Zarezerwowali dwupokojowy apartament niedaleko stoków narciarskich, wykupili dla Kajtka lekcje jazdy na nartach, zabukowali kulig i jeszcze kilka innych atrakcji.
– Mówię ci, nasz syn będzie się świetnie bawił. Już cieszy się na ten wyjazd – uśmiechnął się Jarek.
– Kajtek już o tym wie? Nie podoba mi się to. Najpierw powinieneś ustalić wszystko ze mną – oburzyłam się.
– I tak chciałem zrobić. Ale mały zobaczył u nas na stole foldery z Zakopanego. Zaczął cisnąć, no i się wygadałem. Mówię ci, aż podskoczył z radości. Chyba go nie pozbawisz takiej przyjemności…
– Nie pozbawię – odparłam po chwili. – Ale następnym razem nie stawiaj mnie tak pod ścianą. Najpierw przedstawiasz pomysł mnie, a gdy się zgodzę, Kajtkowi. Rozumiesz?
– Tak jest. I nie martw się. Nasz syn wróci z gór wypoczęty i szczęśliwy – zapewnił gorąco.
Przez pierwsze dni po tej rozmowie rzeczywiście się nie martwiłam. Ba, nawet się cieszyłam, że synek fajnie spędzi ferie. Ale potem zaczęły mnie ogarniać wątpliwości. Nie chodzi o to, że nie ufam Jarkowi. Wiem, że kocha Kajtka i chce dla niego jak najlepiej. Boję się jednak, że ten wyjazd nie będzie przebiegał tak wspaniale, jak to sobie wszyscy wyobrażają.
Zacznę od tego, że Kajtek jest uczuciowy i wrażliwy
Bardzo łatwo go zranić. Nie wiem, jak się zachowa, gdy zobaczy, że jego tatuś przytula się do Iwony. Teraz pewnie nie okazują sobie przy nim czułości. Ale wierzyć mi się nie chce, że powstrzymają się od tego przez dwa tygodnie. A wtedy co? Nie mam gwarancji, że syn się nie zdenerwuje, nie będzie zazdrosny, zły. Mój syn będzie tak daleko, a ja mam się relaksować?
Poza tym myślę, że Kajtek spodziewa się, iż ojciec przez całe ferie będzie spełniał jego życzenia, stawiał go na pierwszym miejscu. Tak jak w czasie tych jednodniowych spotkań. Ale ta Iwona na pewno nie pozwoli zepchnąć się na drugi plan. Będzie forsować swoje zachcianki, Jarek jej ulegnie i nieszczęście gotowe. Kolejny problem to zdrowie Kajtka. Syn jest bardzo chorowity. Wystarczy, że zmarznie albo się spoci i przewieje go wiatr, już ląduje z gorączką w łóżku. A przecież w górach na takie niebezpieczeństwa jest narażony na każdym kroku.
Nie chodzi o to, że nie chcę, by uczył się jeździć na nartach, chodził na wycieczki, wsiadł do sań. Oczywiście, że chcę! Zamierzam wychować go na silnego i sprawnego mężczyznę. Ale martwię się, że Jarek nie ubierze go odpowiednio, nie zmieni mu ubrania, gdy mały się spoci, nie przypilnuje, żeby miał naciągniętą czapkę na uszy i rękawiczki na dłoniach… A wtedy… Na samą myśl, że synek może nawet wylądować w szpitalu z zapaleniem płuc, ciarki przechodzą mi po plecach.
Podzieliłam się swoimi wątpliwościami z przyjaciółką. Myślałam, że mnie poprze, powie, że na moim miejscu też by się zamartwiała. Tymczasem ona popukała się w głowę. Stwierdziła, że szukam dziury w całym, że powinnam być szczęśliwa, że dzięki Iwonie i Jarkowi będę miała dwa tygodnie tylko dla siebie. I że na moim miejscu pojechałaby w tym czasie do spa… Zwariowała?
Czytaj także:
Namolnej sąsiadce przeszkadzało nawet, że używam dużo czosnku
Miałam być włoską księżniczką, a zostałam workiem treningowym
Siostra ukochanego zginęła w wypadku, więc zaopiekowałam się jej córką