„Kochałem moją siostrę i zawsze stałem za nią murem. Aż do chwili, gdy rodzice podarowali jej 100 tys., które należały się mnie"

rodzina załamana kłótniami o podział majątku fot. Adobe Stock
„Czułem się oszukany. Nie umiałem powiedzieć nic wprost, a jednocześnie nie umiałem się powstrzymać przed puszczaniem w kółko kąśliwych uwag. – Jak tam, Kasia, co zrobiłaś z prezentem od rodziców? – dopytywałem, kładąc nacisk na słowo „prezent” i robiąc przy tym znaczącą minę".
/ 07.09.2022 09:44
rodzina załamana kłótniami o podział majątku fot. Adobe Stock

Wychowałem się w blokowisku w podwarszawskim Piasecznie, w czasach, gdy dzieciaki całe dnie spędzały na podwórku. Było świetnie, dopóki moja młodsza o pięć lat siostra Kasia nie podrosła. Bo wtedy mama kazała mi zabierać ją na podwórko ze sobą. Kasia snuła się za nami wszędzie. Przeszkadzała. W końcu znalazłem na nią sposób. Zbierałem od kolegów po 20 groszy, kupowałem jej ćwiartkę chleba i kazałem siedzieć na ławce, dopóki jej nie zje.

– To taka zabawa – wmawiałem jej.

Siostra była zmorą mojego dzieciństwa

Zabierała mi zabawki, kiedyś pomazała mi zeszyt z wypracowaniem z polskiego. Wojowaliśmy przez całą podstawówkę. W drugiej klasie liceum udało mi się przekonać rodziców, żeby pozwolili mi zamontować w pokoju zasuwkę. Od tamtej pory miałem trochę spokoju. Jasne, że kochałem Kasię. Zawsze uważałem, że to ja mam prawo na nią krzyczeć, ale już moi koledzy nie. Gdy tylko któryś się jej czepiał – natychmiast stawałem w jej obronie.

Do podstawówki chodziliśmy razem tylko przez trzy lata. Ale przynajmniej w tym czasie żaden chłopak nie odważał się jej dokuczać.

– Zrób to jeszcze raz, a powiem Wojtkowi – Kasia nauczyła się grozić każdemu, kto ją zaczepiał.

Ale prawdziwą sztamę zaczęliśmy trzymać, dopiero gdy Kasia poszła do liceum i okazało się, że dorosły brat to skarb. Kupowałem jej na imprezy papierosy i wino, a w zamian ona przepisywała notatki z wykładów, które pożyczałem od koleżanek. Jeszcze zanim się obroniłem, znalazłem pracę w filii wielkiej międzynarodowej agencji reklamowej. To było świeżo po upadku komunizmu, wtedy wystarczyło znać angielski, być wygadanym i mieć trochę szczęścia, żeby na starcie zarabiać trzy razy więcej od rodziców na państwowych posadach.

Kasia zaczęła wtedy studia. Pomagałem jej

Miałem więcej kasy, niż umiałem wydać, więc dawałem siostrze na ciuchy, na wakacje. Zafundowałem rodzicom na rocznicę ślubu wycieczkę do Rzymu. W Edycie zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Przyszła na urodziny mojego kumpla z koleżanką. Poprosiłem ją do tańca i resztę wieczoru spędziliśmy razem. Dwa miesiące później przedstawiłem Edytę rodzicom. Potem zamieszkaliśmy razem, a w następne Boże Narodzenie wzięliśmy ślub.

Przez dwa lata mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu. Ale kiedy Edyta zaszła w ciążę, zaczęliśmy się rozglądać za własnym lokum. Moja żona dobrze zarabiała. Kupiliśmy trzy pokoje z wielkim tarasem na nowym osiedlu. Zdążyliśmy je urządzić tuż przed przyjściem Marcela na świat.

Matką chrzestną naszego pierworodnego została oczywiście Kasia. A moja mama uznała, że narodziny wnuka to doskonały pretekst, żeby przejść na emeryturę.

– Nie ma mowy, nie oddam wnuka jakiejś obcej kobiecie! – mówiła.

Nie chciała też słyszeć o zapłacie. – Nie wracajmy do tego, bo się obrażę – ucięła dyskusję raz i drugi.

Marcel kończył przedszkole, gdy moja siostra przedstawiła nam narzeczonego. Kacper był rajdowcem. Bardzo sympatycznym, ale od razu podejrzewałem, że to ona zostanie głównym żywicielem rodziny. Kasia skończyła farmację i pracowała w aptece. Kacper miał dom po rodzicach w Zalesiu. Wprowadzili się do niego po ślubie. Rok później na świat przyszła moja siostrzenica Zosia. Kasia po pół roku wróciła do pracy, a małą zajęła się mama. Czasem odbierała też po szkole Marcela i opiekowała się obojgiem. I ciągle nie chciała słyszeć, żebyśmy cokolwiek jej płacili.

Odwdzięczałem się jak mogłem – fundowałem rodzicom luksusowe wakacje, bilety do opery. Mamie mówiłem, że to ode mnie i od Kasi – wiedziałem, że mojej siostry nie stać, żeby naprawdę się dokładać.

Marcelek miał 10 lat, a ja zostałem dyrektorem

To był doskonały rok dla firmy. Wiedziałem, że mogę się spodziewać bardzo solidnej premii. Nasze mieszkanie już dawno było spłacone. Zaczęliśmy z Edytą rozmawiać o kupnie domu. Idealny znaleźliśmy na obrzeżach Piaseczna. Nie był duży, ale miał piękny ogród. Spodobał nam się od razu. Premia starczyła na połowę domu. Na resztę mieliśmy wziąć kredyt. A gdy sprzedamy nasze mieszkanie, to część pieniędzy pójdzie na remont domu, a reszta na spłatę pożyczki – planowałem.

Kiedyś mama zadzwoniła w środku nocy, była zapłakana.

– Wojtek, tata zasłabł! Zabrało go pogotowie. Jadę na SOR. Przyjedź!

Narzuciłem kurtkę na piżamę i pojechałem. Tata czuł już się dobrze, ale lekarze zasugerowali, że może będzie potrzebował rozrusznika. Dwa tygodnie później tata był już po zabiegu. Czuł się dobrze.

– Wojtek, wiem, że ten rozrusznik to nic takiego, ale jednak się martwię. To nasze trzecie piętro bez windy. Ja czasem ledwie się wdrapuję, ale tata to może mieć kłopot – mama była naprawdę zmartwiona. Wtedy mnie olśniło.

– Edyta. Mam taki pomysł, ale musisz się zgodzić. Jak powiesz nie, to wymyślę coś innego – wieczorem przedstawiłem żonie plan. – Rodzice wprowadzą się do naszego mieszkania, a sprzedamy ich. Jest warte trochę mniej niż nasze. I wiem, zostaniemy z kredytem na dłużej, niż planowaliśmy. Ale przynajmniej oni będą mieć windę i taras.

Edyta się zgodziła

Rodzice najpierw nie chcieli słyszeć o tej zamianie, ale udało nam się ich przekonać. Minęły trzy miesiące. My przeprowadziliśmy się do domu i powoli go remontowaliśmy. Rodzice urządzili się w naszym mieszkaniu i zaczęli szukać kupca na swoje. Chętni znaleźli się przed wakacjami. I wtedy wydarzyło się coś, czego za nic nie mogłem zrozumieć. Dla mnie było oczywiste, że rodzice oddadzą nam pieniądze ze sprzedaży swojego mieszkania. I tak była to suma mniejsza o 200 tysięcy, niż dostalibyśmy za nasze. Ale rodzice mieli inny plan.

– Kochani. Sprzedaliśmy mieszkanie. Dobrze wiecie, że nam nic nie potrzeba. Dlatego uznaliśmy, że pieniądze podzielimy między was oboje. Po połowie – oznajmiła nam na rodzinnym obiedzie mama.

O mało nie zakrztusiłem się kością z kurczaka. Spojrzałem na Edytę. Też wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Za to Kasia zerwała się z krzesła i pobiegła ucałować mamę i tatę. Była szczęśliwa i bardzo przejęta.

– Jezu, dzięki, jesteście najlepsi!

Bardzo kochałem rodziców. I siostrę. I zawsze byłem pewien, że nigdy się nie poróżnimy. A już na pewno nie o pieniądze. Może dlatego nic nie powiedziałem? Wybuchnąłem dopiero, gdy wsiedliśmy z Edytą do samochodu:

– Czy oni mają demencję? Już nie pamiętają, jaka była umowa?

– Umowa? Jesteś pewien, że wyraźnie powiedziałeś rodzicom, jak to sobie wyobrażasz? – Edyta jak zwykle panowała nad emocjami.

– Jezu, nie wiem, ale to chyba oczywiste, nie? Ja nie żałuję Kasi pieniędzy, przecież wiesz, ile razy jej pomagałem, ale to już przesada. A ona przyjęła tę kasę bez mrugnięcia okiem!

Dziś żałuję, że nie powiedziałem od razu, co myślę. Bo to o mały włos nie zniszczyło naszej rodziny.

Bez tych pieniędzy jakoś sobie poradziliśmy

Czułem się oszukany. Nie umiałem powiedzieć nic wprost, a jednocześnie nie umiałem się powstrzymać przed puszczaniem w kółko kąśliwych uwag.

– Jak tam, Kasia, co zrobiłaś z prezentem od rodziców? – dopytywałem kładąc nacisk na słowo „prezent” i robiąc przy tym znaczącą minę. Jak sprzedałem samochód, to pytałem mamy, czy mam połowę pieniędzy oddać siostrze.

– Daj spokój, nikt nie wie, o co ci chodzi – strofowała mnie Edyta. – Jak nie masz odwagi powiedzieć wprost tego, co uważasz, to odpuść. Bo tylko robi się niemiło.

Kasia pieniądze od rodziców zainwestowała we własną aptekę. Interes kręcił się świetnie. A im lepiej – tym mnie bardziej zalewała krew.

– Jestem z ciebie dumna, córuś – chwaliła Kasię mama. – Zrobiłaś z tych pieniędzy wspaniały użytek.
– Z moich pieniędzy – syczałem pod nosem w kącie.

Dopiero po pięciu latach okazało się, że tych moich złośliwości i mruczanych pod nosem komentarzy słuchała uważnie jedna osoba – mój szwagier Kacper. To było w Wigilię. Siedzieliśmy wszyscy razem przy stole u rodziców. Dzieciaki nie mogły się już doczekać, więc zabraliśmy się za rozpakowywanie prezentów. Od nas rodzice dostali książki i bilety na premierę w Teatrze Wielkim. Wtedy z sąsiedniego pokoju Kacper przytargał wielkie pudło.

– A to prezent specjalny. Za wszystko, co dla nas zrobiliście – zwrócił się wprost do rodziców.

W środku był gigantyczny telewizor plazmowy. Mama aż zakryła usta dłonią. Tata poklepał Kacpra po ramieniu.

– No, piękny, ale nie trzeba było, przecież to majątek.

– Tato, będę wpadał mecze oglądać – Kacper pęczniał z dumy.

A ja poczułem się jak ubogi krewny. Zobaczyłem, że rodzice nawet nie odpakowali książek od nas. I nie wytrzymałem.

– Jak to dobrze, że chociaż jedno z waszych dzieci jest takie zaradne, do czegoś doszło i teraz może wam kupować wypasione prezenty – wypaliłem. Zapadła cisza.

– Szwagier, chodź, pójdziemy na taras się przewietrzyć – Kacper złapał mnie za łokieć i wyciągnął na zewnątrz. – Wojtek. Ok. Mam dość słuchania od kilku lat, jak się czepiasz i nam przysrywasz. Rozumiem, że chodzi ci o pieniądze od waszych rodziców. Ale nie rozumiem, dlaczego masz wszystkim za złe, że Kasia dostała swoją część. Więc albo mi wyjaśnisz tu i teraz, o co chodzi i spróbujemy coś temu zaradzić, albo mi obiecaj, że przestaniesz się w kółko przyp…ać!

Spojrzałem na niego, jakby się z choinki urwał. Ale on naprawdę wyglądał na człowieka, który nie wie, co jest grane. Powiedziałem mu. Gdy kończyłem, kiwał z niedowierzaniem głową.

– Stary, rany, to rzeczywiście bez sensu – wydusił z siebie. – Wiesz, ja naprawdę nie miałem pojęcia. Wszystko wydawało się tak naturalne. Uznałem, że to mieszkanie też należało do twoich rodziców i tylko w nim mieszkaliście. Albo że je kupiliście za pieniądze od nich. Nawet się zastanawiałem, czy Kasia nie powinna dostać w takim przypadku większej części. Ale machnąłem na to ręką. Ale teraz to sam nie wiem, jak Kasia mogła tak po prostu wziąć tę kasę. Bez mrugnięcia okiem.

Teraz to oczywiście mnie się zrobiło głupio i zacząłem go przekonywać, żebyśmy dali spokój. Ale Kacper nie chciał o tym słyszeć.

– Musimy to wyjaśnić, pogadać o tym. Ale może nie w święta. Wrócimy do tej rozmowy, ok?

Dopiero po spotkaniu u notariusza odetchnęliśmy

Wróciliśmy w styczniu. Siedzieliśmy wszyscy przy stole. Dzieci bawiły się w innym pokoju. Zagaił Kacper. Opowiedział o naszej wigilijnej rozmowie.

– Moim zdaniem Wojtek i Edyta mają prawo czuć się, łagodnie mówiąc, wyrolowani. Nie mam pomysłu, jak to rozwiązać, ale zróbmy coś, zanim się wszyscy znienawidzimy.

Mama wbiła wzrok w talerz. Tata nerwowo zaciskał pięści. Zaś Kasia zaczęła nerwowo chichotać.

– Ojej, braciszku, mam ci teraz oddać te pieniądze? Ale ja ich nie mam.

– Cicho, Kasia. Dajmy coś powiedzieć rodzicom – poprosił szwagier. W końcu odezwała się mama. Była bliska płaczu.

– Wojtek, no dlaczego ty nic nie powiedziałeś? Ja w ogóle nie pomyślałam. To mieszkanie to był cały nasz majątek. Zawsze wiedziałam, że zostawię go wam obojgu. Więc jak je sprzedaliśmy, to wydało mi się normalne…

– Ale mamuś, przecież to mieszkanie jest teraz waszą własnością. Będziecie mogli z nim zrobić, co chcecie. Nawet zapisać schronisku dla zwierząt – zażartowałem.

– Ale ja… my… No nie pomyśleliśmy. Ale przecież trzeba było powiedzieć, wyjaśnić… – mama zaczęła płakać. Tata głaskał ją po ręce i coś mruczał. Zrobiło mi się głupio.

– Dobrze, dajmy już spokój. Było, minęło. My już kredyt spłaciliśmy, mamy co do garnka włożyć. Zapomnijmy o tym. Prawda, Edyta?

Moja żona przytaknęła. Chyba i ona miała już dość tej całej sytuacji.

– Jezu, Wojtek. Ja też powinnam się mądrzej zachować. Ale mi się tak bardzo marzyła własna apteka. I jak mama powiedziała o tych pieniądzach, to się tak ucieszyłam, że w ogóle się nie zastanowiłam, czy one mi się należą – Kasia też wreszcie spoważniała. – Przepraszam cię.

Okazało się, że sam fakt głośnego uznania przez wszystkich moich racji sprawił, że ta sprawa przestała mi ciążyć. I poczułem się lepiej. Jednak moja siostra uznała, że sprawa nie jest załatwiona. Tydzień temu poprosiła, żebyśmy przyjechali z Edytą do notariusza.

– Wszystkiego się dowiecie na miejscu, proszę – stwierdziła.

Okazało się, że Kasia w ciągu ostatnich miesięcy spłaciła swojego wspólnika. I teraz postanowiła 30 procent udziałów w aptece przekazać nam.

– To wasza część. Wszystko obliczyłam. Sami zdecydujecie, co z nimi zrobicie, może kiedyś mi je sprzedacie albo co roku waszą część zysków będę wam oddawać, wpłacać na lokatę dla Marcela. Jak coś wymyślicie, to mi powiecie. A teraz musicie się podpisać – Kasia była bardzo dumna z siebie.; pojąłem, że nie przyjmie odmowy. – Mama i tata bardzo się ucieszyli. Wiesz, im ta sprawa bardzo ciążyła od kilku miesięcy – dodała Kasia.

Popatrzyliśmy na siebie z Edytą. Uśmiechnęliśmy się do siebie i podpisaliśmy dokumenty. A wieczorem całą rodziną poszliśmy na wypasioną kolację. 

Czytaj także:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie

Redakcja poleca

REKLAMA