„Byliśmy z Kubą świetną parą, dopóki jakaś modliszka nie wzięła go na celownik. 3 lata później się z nią ożenił”

Wmówiła sobie, że Paweł jest w niej zakochany fot. Adobe Stock, Gennadiy Poznyakov
„– Alek zrezygnował z wyjazdu, zabieramy więc Monię, żeby się miejsce nie zmarnowało – powiedział mi z niewinną miną Kuba na trzy dni przed wyjazdem. Monia. No tak. Od dawna widziałam, że robi słodkie minki do mojego faceta. – Wiesz, Kuba, ja jednak też pojadę – powiedziałam. Wydawało mi się, że Kuba się skrzywił. Ale szybko się opanował”.
/ 04.12.2022 08:30
Wmówiła sobie, że Paweł jest w niej zakochany fot. Adobe Stock, Gennadiy Poznyakov

W mojej rodzinie nikt nie jeździł na nartach. Ferie zimowe spędzałam u babci na Podlasiu. Tam zazwyczaj zimy bywały jeszcze mroźne. Z dzieciakami lepiliśmy bałwany, toczyliśmy walki na śnieżki, jeździliśmy na sankach. Dopiero kiedy poszłam na studia, okazało się, że umiejętność jazdy na nartach by mi się przydała. Bo Kuba, chłopak, który mi się spodobał, był zapalonym narciarzem. Kiedy mieliśmy przerwę w zajęciach, zaczął organizować wyjazd w góry.

– Hej, Klaudia, dołączysz się? Jedziemy na Chopok, warunki są świetnie – zaczepił mnie na korytarzu.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć

Taka okazja ma mi przejść koło nosa? Ale jak skłamię, to niestety szybko się wyda, że nie mam pojęcia o nartach.

– Byłoby fajnie, ale wiesz, ja nie jeżdżę na nartach. Jakoś nie było okazji się nauczyć – przyznałam się.

Okazało się, że to nie była zła strategia.

– To najwyższa pora! Mam papiery instruktora. Chętnie cię pouczę…

O mało nie zemdlałam ze szczęścia, ale jeszcze się trochę pokrygowałam.

– Byłoby super, ale nie chcę ci psuć wyjazdu. Przecież sam chcesz poszaleć.

Spokojnie, nauczysz się w kilka godzin. A ja lubię uczyć. Jesteśmy umówieni?

Następne dwa dni spędziłam w sklepach sportowych. Kurtka, spodnie, rękawiczki, kask. Buty i narty miałam wypożyczyć, tak mi doradził Kuba. Na dwa dni przed wyjazdem byłam gotowa. Czy wyjazd był udany? Chyba tak, choć nie nauczyłam się jeździć na nartach. Za to zostałam dziewczyną Kuby. Pierwszego dnia na stoku okazało się, że nie jestem samorodnym talentem narciarskim. Nie byłam w stanie utrzymać się w pionie. Po półgodzinie Kuba zaczął tracić cierpliwość. Ale kiedy w pewnej chwili próbował mnie podnieść ze śniegu, też stracił równowagę i przewrócił się tuż koło mnie. Zaczęliśmy się śmiać i tarzać w śniegu. I tak jakoś wyszło, że także całować. Do końca wyjazdu już na narty nie wyszliśmy. Okazało się, że wysiłek fizyczny w pokoju podobał nam się bardziej.

Na zimową przerwę pojechaliśmy w Alpy

Ale ja na kolejne podejście do nauki nie dałam się namówić. Spacerowałam, zjeżdżałam na sankach, czytałam. Było fajnie, choć trochę się wynudziłam. Kolejny wyjazd chciałam już odpuścić. Ale okazało się, że nie mogę sobie na to pozwolić.

– Wiesz, Alek zrezygnował z wyjazdu, zabieramy więc Monię, żeby się miejsce nie zmarnowało – powiedział mi z niewinną miną Kuba na trzy dni przed wyjazdem.

Monia. No tak. Od dawna widziałam, że robi słodkie minki do Kuby. A na swój Instagram wrzucała mnóstwo zdjęć z alpejskich kurortów. Już widziałam oczami wyobraźni, jak śmigają razem po stoku, wjeżdżają razem na krzesełku. Jak on pomaga jej dopiąć buty czy oczyścić gogle ze śniegu. Po moim trupie!

– Wiesz, Kuba, ja jednak też pojadę. Chyba miejsce w twoim łóżku nie jest zajęte?

Wydawało mi się, że Kuba się skrzywił. Ale szybko się opanował.

– Naprawdę? Super, tak się cieszę. Bo przecież bardzo bym tęsknił!

Pojechaliśmy.

– Wiecie, zabiorę się dziś z wami. Nigdy nie byłam na 3 tysiącach metrów. Pospaceruję, porobię fotki – oświadczyłam pierwszego dnia.

Miałam nadzieję, że będę miała szansę podpatrzeć, jak zachowują się Kuba i Monia. Nic z tego. Prosto z gondolki cała grupa ruszyła w dół i tyle ich widziałam. W drodze do pensjonatu wszyscy przerzucali się anegdotkami z dnia. Siedziałam jak piąte koło u wozu. I robiłam się coraz bardziej wściekła. Dotrwałam jakoś do końca tego wyjazdu. I postanowiłam, że jak tylko wrócę do Polski, nauczę się się jeździć na tych cholernych nartach. Okłamałam Kubę, że jadę do babci, i pojechałam do Bukowiny Tatrzańskiej. Znalazłam pierwszą z brzegu szkółkę narciarską i wynajęłam instruktora.

– Nóżki równolegle, rączki wysoko, ugiąć kolanka – Bartek przemawiał do mnie jak do dziecka.

Ale niestety, nie poszło mu lepiej niż Kubie. Ile razy odepchnęłam się kijkami i nabrałam ciut prędkości, wywracałam się w śnieg. Po 45 minutach mój instruktor nie wytrzymał.

– Ja się poddaję. Pani jest niewyuczalna! – wykrzyczał mi w twarz.

Wcisnął mi do ręki stówę, którą mu dałam, i sobie poszedł. Usiadłam na śniegu i popłakałam się ze wściekłości. Kolejnej próby już nie podjęłam. Uznałam opinię Bartka za wyrok.

Mój związek z Kubą nie dotrwał do kolejnej zimy

Wiem, że trzy lata po studiach wziął ślub z Monią. Przez kilka lat góry omijałam szerokim łukiem. Ciągle nosiłam w sercu do nich urazę. I dlatego kiedy szefowa zaproponowała mi kilkudniowe szkolenie w ośrodku na Podhalu, zdecydowanie odmówiłam.

– Ale wiesz, tam oprócz wykładów ma być trochę atrakcji. Kulig, ognisko, szkolenie narciarskie… – kusiła szefowa.

– Nie, Baśka, naprawdę nie mam ochoty – upierałam się.

Ale wieczorem zaczęłam mieć wątpliwości. Może to jest szansa? Żeby odczarować to narciarstwo? Czy na pewno wyrok jakiegoś Bartka ma zdecydować, że akurat ja nigdy nie zasmakuję białego szaleństwa? Kurczę, przecież nigdy w innych sprawach się nie poddawałam. Może pora się przemóc? I jak fajnie będzie wrzucić fotki ze stoku na Instastagram. Kuba ciągle mnie obserwował. Taka mała zemsta…

– Baśka, znalazłaś kogoś na to szkolenie w górach? Bo jak nie, to ja jednak zmieniłam zdanie. I chętnie pojadę.

– Wiesz, tak mi się zdawało, że możesz jednak się zdecydować. Opowiadałaś mi kiedyś o tych nartach. A ja cię znam. Nie jesteś osobą, która łatwo się poddaje.

Pojechałam. Hotel był pięknie położony. Z okna widziałam Tatry, a na pierwszym planie piękny świerkowy las. Bajka. Zrezygnowałam z kuligu i ogniska. I od razu zapisałam się na lekcje narciarstwa. Okazało się, że mogę sobie nawet wybrać instruktora. Zdecydowałam się na Olę. Na zdjęciu wyglądała niezwykle sympatycznie. I uznałam, że skoro panowie nie umieli mnie nauczyć tej sztuki, to może kobieta da radę. Umówiłyśmy się z samego rana. Zanim przypięłam narty, opowiedziałam jej o moich doświadczeniach.

– Co powiedział? Niewyuczalna? Ale palant. Jeżeli ten koleś w ogóle ma jakieś papiery instruktorskie, to powinien je oddać. Bo to znaczy, że się do tej roboty totalnie nie nadaje – Ola była naprawdę wkurzona tym, co jej powiedziałam. – Bierzemy się do roboty.

Nie będę czarować

To nie tak, że pod okiem Oli już po pięciu minutach zostałam królową stoku. Ale już po pierwszej godzinie zajęć dawałam radę powolutku zsuwać się w poprzek bardzo płaskiego stoku. Umówiłyśmy się na wieczór. Przy sztucznym świetle trochę mi szalał błędnik, ale nauczyłam się zatrzymywania w miejscu. Drugiego dnia rano opanowałam sztukę wjeżdżania na górę orczykiem. Owszem, zanim mi się udało, spadłam z niego siedem razy. Ale do ośmiu razy sztuka, prawda? Czwartego dnia, na ostatnich zajęciach, Ola namówiła mnie, żebyśmy pojechały na wyciąg krzesełkowy. Byłam przerażona. Góra, na którą wjeżdżał, wydawała mi się wielka i stroma.

– Klaudia, spokojnie, to jest taka sama łączka jak przy orczyku, tylko dwa razy dłuższa i szersza. Dasz radę. Zobaczysz, spodoba ci się.

Miała rację. Wprawdzie zjazd zajął mi dwadzieścia minut i zatrzymałam się ze sto razy, ale udało mi się dojechać na sam dół bez ani jednego upadku.

Ale czad! To było świetne! Powtórzymy to? Wiem, że czas lekcji już minął, ale proszę… Tym razem postaram się szybciej.

Ola oczywiście się zgodziła. Tym razem zjechałam dwa razy szybciej.

– Super, jestem z ciebie dumna – moja trenerka poklepała mnie po plecach.

A ja natychmiast zapytałam, czy w następny weekend ma czas, bo jak tak, to przyjeżdżam. Baśka o nic nie musiała pytać. Wystarczyło, że na mnie spojrzała.

– Widzisz? Wiedziałam, że tego ci trzeba. Jestem pewna, że ci to pomoże. Bo jedyne, czego ci brakuje, to odrobimy wiary w siebie. Chociaż… Czy ja nie przesadziłam? Może powinnam się zacząć bać o moją posadę…

Hm. Wiedziałam, że żartuje, ale jednak ulżyło mi, kiedy po kilkunastu sekundach w końcu się uśmiechnęła.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA