„Byłem zazdrosny o córkę, a jej chłopaka traktowałem jak konkurencję. Chciałem się go pozbyć i prawie straciłem Martynkę"

Mężczyzna, który kocha córkę fot. Adobe Stock, hetmanstock2
„Moja żona zmarła na raka, gdy Martyna miała cztery lata. Córka była moim oczkiem w głowie. Gdy usłyszałam, że spodziewa się dziecka, prawie dostałem zawału. Miała dopiero 24 lata, jeszcze ten jej chłopak... Wyglądał, jakby go wyciągnęła ze śmietnika. Bardzo mnie irytował i chciałem się go pozbyć...”.
/ 25.08.2021 15:41
Mężczyzna, który kocha córkę fot. Adobe Stock, hetmanstock2

Moja żona zmarła na raka, gdy Martyna miała cztery lata. To był mroczny czas, pełen bólu, łez i nieprzespanych nocy. Córeczka strasznie tęskniła za mamą, bo do tej pory tylko ona się nią zajmowała. Ja pracowałem i zarabiałem na dom.

Małgosia na szczęście nie chorowała długo – od diagnozy do śmierci upłynęły zaledwie dwa miesiące. I była pod opieką mądrych lekarzy, którzy nie pozwolili, by cierpiała. Po śmierci żony teściowie zaproponowali, że zajmą się małą. Żebym mógł pracować, awansować, żyć dalej.

– Jesteś jeszcze młody – mówił teść. – Nie oczekujemy, że będziesz wierny Małgosi do końca życia. Założysz może nową rodzinę…

Wyobraziłem to sobie – moja córeczka u dziadków, a ja odwiedzający ją od czasu do czasu. Jak szybko stalibyśmy się sobie obcy? Poza tym w tamtym czasie cierpiałem i tęskniłem za żoną. Sama myśl o innej kobiecie wywoływała u mnie mdłości. No i jeszcze jedno – nigdy specjalnie nie lubiliśmy się z teściami. A jak zaczną nastawiać Martynę przeciwko mnie?

Nie oddałem córki

Wychowywałem ją sam z pełnym poświęceniem. Nie zrobiłem kariery i nie miałem czasu na inne związki. Ale nie żałuję. Starałem się wychować córkę tak, jak planowaliśmy to z żoną – żeby wyrosła na samodzielną, mądrą i rozsądną dziewczynę, która wie, czego chce od życia. Czyli, jak się to mówi, zamiast podsuwać jej rybki, dawałem jej wędkę.

Chociaż była dla mnie najważniejszą istotą na ziemi, nie zauważyłem, kiedy z dziewczynki przeobraziła się w dorosłą kobietę. Gdy powiedziała mi, że spodziewa się dziecka, omal nie dostałem zawału.

Ona myślała, że w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia, a mnie wściekłość skręciła wnętrzności na supeł. Moja perełka. Moje oczko w głowie. Moja kruszynka – gadałem do siebie w myślach i nie mogłem się pogodzić z tym, co usłyszałem. Zawsze jej mówiłem: „Najpierw zdobądź pozycję w życiu, a dopiero potem myśl o miłości”. A jednak mnie nie posłuchała. Miała dopiero dwadzieścia cztery lata, ledwie co skończyła studia, złapała pierwszą pracę, i co – to już koniec? Pieluchy i gotowanie obiadków dla faceta, może nawet zacznie mu prać majtki i skarpetki…

Rzecz jasna, jeśli wcześniej on nie zostawi jej z brzuchem dla innej kici czy laski, czy jak oni teraz nazywają kobiety. A gdzie podróże, przyjaciele, znajdowanie swojego miejsca w życiu?

– Przecież miłość jest najważniejsza, ona sprawia, że wiesz, gdzie twoje miejsce i co trzeba robić dalej. Sam mi to mówiłeś – Martyna odpierała moje ataki. – Tato, zakochałam się. On jest cudowny, zobaczysz, że go polubisz.

W końcu przyszła z tym chłopakiem. Wyglądał, jakby wyciągnęła go ze śmietnika. Nie był brudny, ale taki jakiś pomięty. Miał koszulę wyciągniętą ze spodni z jednej strony, niezawiązane buty, czapkę tyłem do przodu. Niby taka teraz moda, ale może sobie tak chodzić po ulicy, nie zabraniam, ale żeby zaraz brać się za moją córkę? I zaciągać ją do łóżka? Jak tylko sobie to wyobraziłem, to mną zatrzęsło.

Już chciałem coś powiedzieć, ale wtedy dostrzegłem, w jaki sposób Martyna na niego patrzy. Jak na bóstwo. Jak na ósmy cud świata. Jak na bramę do raju. Wyczułem, że jeśli teraz zacznę chłopaka krytykować, Martyna trzaśnie drzwiami. A tego nie chciałem.

Zacisnąłem więc zęby i starałem się być dobrym gospodarzem. Fakt, chłopak był inteligentny. Mieliśmy trochę inne poglądy polityczne – był młody, idealistyczny, podobno jeździł na wszystkie protesty alterglobalistów. Cóż, jego prawo, mamy wolność słowa. Nie był jakimś fanatykiem, więc dało się podyskutować. Ale generalnie mnie irytował.

A to był dopiero początek. Miesiąc później Martyna spytała, czy Maciek mógłby się sprowadzić do naszego domku. Muszą oszczędzać na dziecko, więc szkoda tracić pieniądze na wynajem. A my mamy wolny pokój, no i na strychu mógłby urządzić sobie pracownię graficzną. Coś we mnie krzyczało: Nie! Za żadne skarby! Ale ostrożność i niepewność w oczach mojej córki sprawiły, że się zgodziłem. Nie chciałem zawieść jej zaufania.

Minął miesiąc. Byłem nieustannie poirytowany. Facet miał inne zwyczaje, inną dietę. Zaczął się rozprzestrzeniać. Tu jego rower, tam buty, pralka chodziła dwa razy częściej, piwo w lodówce zajmowało miejsce. No i nie mogłem patrzeć, jak wieczorami przytulają się do siebie na kanapie przed telewizorem. Byłem dzielny i tygodniami milczałem, ale kiedy pewnego dnia wróciłem z pracy i w domu była banda ludzi takich jak Maciek (podobno kończyli jakiś projekt), trafił mnie szlag.

Próbowałem pogadać z Martyną, by on się tak nie panoszył i zwinął trochę skrzydła, ale bardzo się pokłóciliśmy i nastały ciche dni.

Nienawidziłem tego. Chodziłem i przypominałem sobie wciąż to, co powiedziała moja córeczka: „Jeśli tak bardzo ci przeszkadzamy, wystarczy jedno twoje słowo, a nas tu nie będzie. Nie chcę tego, kocham cię, tatku, ale Maćka też kocham. Nie każ mi wybierać.”

W domyśle było: bo wybiorę jego. Wiedziałem to i bolało mnie jak cholera.

No więc oczywiście milczałem

Ciche dni płynęły jeden za drugim. Wiem, że Martyna chciała, bym zaakceptował Maćka. To byłoby najprostsze, ale ten facet po prostu działał mi na nerwy. Moja irytacja sięgnęła zenitu. A w dodatku zaczął boleć mnie brzuch. Ponieważ mijały dni, a ja wciąż czułem się kiepsko, wybrałem się do przychodni. Lekarka po badaniach uznała, że odezwały się moje stare wrzody żołądka.

– Przeżył pan ostatnio jakiś dłuższy stres? – spytała.

Czy przeżyłem? Od miesięcy jestem w stresie. No tak, pomyślałem, nie dość, że facet marnuje mi córkę, to jeszcze przyprawia mnie o wrzody. Po wyjściu z przychodni wpadłem do Jacka. To mój brat i przyjaciel. I psycholog przy okazji. Przy piwie opowiedziałem, co się dzieje w moim domu i że znów odezwały się wrzody.

– Jak mam załatwić tę sprawę? – spytałem go na koniec.

Jacek uniósł brwi ze zdziwieniem.

– Co przez to rozumiesz?

– No, jak się pozbyć tego gnojka?

– Bardzo łatwo. Wystawiasz mu walizki na ulicę i mówisz: żegnam.

Popatrzyłem na mojego mądrego brata jak na idiotę.

– Ale przecież Martyna z nim pójdzie!

Z twarzy Jacka wyczytałem słowa: „No właśnie”.

– Nie chcę stracić córki – jęknąłem.

Jesteś na prostej drodze do tego. Zachowujesz się jak przekupka, której z koszyka ubyło pięknej kurki. Dotąd miałeś jej całkowitą uwagę, a teraz uśmiecha się i przytula do kogoś innego. No i szlag cię trafia.

– Gdyby sobie wzięła kogoś innego, lepszego… – ciągnąłem.

– Byłoby tak samo. Choćby facet był księciem, noblistą i idealnym dla niej partnerem, nadal by cię wkurzał i wciąż byś uważał, że nie jest dostatecznie dobry dla twojej córki. A wiesz dlaczego? Bo patrzysz na niego jak na konkurenta. Może najwyższy czas, żebyś sobie uświadomił, że taka jest kolej rzeczy. Przestań być samolubem. Nie wychowałeś córki dla siebie, tylko dla niej samej. Co ona zrobi ze swoim życiem, to jej sprawa, ty tylko masz być przy niej, żeby ją wspierać.

Słyszałem, co on mówi, ale czułem wewnętrzny bunt. Nie po to poświęciłem Martynie połowę życia i karierę, by teraz wziął ją sobie pierwszy lepszy chłystek.

– Wiesz, jak to zazwyczaj wygląda? – spytał Jacek. – Rodzice nie akceptują chłopaka córki. Nieważne, czy mają rację, bo jest beznadziejny, czy nie. Wcześniej czy później dochodzi do rozluźnienia lub całkowitego zerwania łączących ich więzów.

– Nie strasz mnie.

– Martyna bardzo cię kocha, ale kocha też Maćka. Widzi narastający między wami konflikt i nie potrafi go rozwiązać, bo jej facet jest porządny, opiekuńczy i ma przed sobą przyszłość, ale ty tego nie widzisz. Tak – Jacek podniósł rękę, gdy chciałem coś powiedzieć – wiem to, bo rozmawiałem nią. Przyszła się poradzić, co ma zrobić ze swoim upartym ojcem, który zachowuje się jak pies ogrodnika. Ona nie chce, byście się znienawidzili, więc myśli o wyprowadzce. Ale na razie ich na to nie stać. W starciu między tobą a Maćkiem będzie się musiała opowiedzieć po którejś stronie. To prawie pewne, że wybierze jego. Ty będziesz nieszczęśliwy, ona będzie nieszczęśliwa. Ale, bracie, może być jeszcze gorzej. Martyna zacznie tracić do ciebie szacunek. Od dziecka to ty byłeś dla niej wzorem mężczyzny. Mogę zapewnić, że szukając partnera, podświadomie wybrała podobnego do ciebie. Jeśli zatem krytykujesz jej wybór, to zarazem mówisz jej, że nie możesz i nie chcesz być dla niej wzorcem. Naprawdę tego chcesz?

Nie chciałem

Wziąłem zaległy urlop w pracy i pojechałem na trzy tygodnie w Bieszczady. Pomyśleć, uspokoić się, podleczyć wrzody.

Kiedy wróciłem, poszedłem z Maćkiem na wódkę i dogadaliśmy szczegóły życia na wspólnym terytorium. Czasem jeszcze się irytuję, ale teraz, kiedy wiem, że Martyna mogła trafić znacznie gorzej, jakoś to idzie. Maciek to porządny gość. Tylko chodzi trochę ekstrawagancko ubrany.

Niedawno mój zięć, patrząc, jak bawię się z roczną wnuczką, powiedział mi, że gdyby stało się coś złego i on nie mógłby się zajmować małą, chciałby, żebym to ja podjął się opieki nad nią. To był najlepszy komplement w moim życiu.

Czytaj także:
„Byłam szaleńczo zakochana w Wojtku, ale wiedziałam, że pragnie być ojcem. Więc kiedy rak odebrał mi płodność, odeszłam"
„Na widok Joli prawie dostałam zawału. Mój syn umawia się z 40-letnią kobietą. Przecież ona mogłaby być jego matką"
„Mamy siedmioro dzieci. Mówimy im, że nie są z brzuszka, a z serduszka. Tworzymy rodzinny dom dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA