Czułam, jak moje wnętrzności zamieniają się w kamień. Zabrakło mi tchu, a ręce zrobiły się mokre od potu. Nie mogłam przełknąć śliny, serce podeszło do gardła.
– Bardzo mi przykro – powiedział lekarz, unikając mojego wzroku.
Mąż ścisnął moją dłoń, był poruszony. Widziałam, jak nerwowo zaciskał szczękę i pocierał dłonią o spodnie. Milczałam. Chciałam się odezwać, poruszałam nawet ustami, ale głos się nie wydobywał. Kiedy wreszcie to się udało, przypominał rzężenie.
– Ale czy na pewno wyczerpaliśmy wszystkie możliwości? Medycyna nie jest mi już w stanie nic zaoferować? Mamy przecież dwudziesty pierwszy wiek! – moje rzężenie przeszło w szloch.
Mąż otulił moją głowę swoimi dłońmi.
– Przykro mi – powtórzył lekarz, jesteśmy bezradni. – Nie potrafię państwu pomóc, nikt nie potrafi… Wyniki badań są w tym wypadku bezlitosne i nie pozostawiają cienia wątpliwości.
Nadludzkim wysiłkiem podniosłam się z krzesła
Był blady jak ściana. „Czyli to koniec – pomyślałam. – Koniec marzeń. Koniec wszystkiego”. Michał zatrzymał samochód. Spojrzałam na nasz piękny, obszerny dom, z którego byliśmy tacy dumni. Na ogród, który pielęgnowałam z takim oddaniem. To wszystko miało być dla nich, dla naszych dzieci. Ale dzieci nie będzie. Nie będzie!
– Jak mam się z tym pogodzić? – krzyczałam na mamę, która przyjechała zaalarmowana przez Michała. – Oszalałaś? Jak z czymś takim można się pogodzić? Ty byś się pogodziła? Wiesz, co mówisz?
– Córeńko… – mama chciała mnie objąć, ale odtrąciłam jej rękę.
– Daj mi spokój! – wrzeszczałam. – Słyszysz? Wszyscy dajcie mi spokój!
Wpadłam w odrętwienie. Przez trzy miesiące nie wstawałam z łóżka i gapiłam się w sufit. Tolerowałam tylko obecność Michała, przy nim nie musiałam chować bólu, mogłam rozpaczać i złorzeczyć. Pozwalał mi użalać się nad sobą, nad nami, nie naciskał, nie pocieszał. Rozumiał, że muszę przejść przez tę żałobę, i że potrzebuję czasu…
Wyobrażałam sobie teraz nasz dom bez dzieci – pusty, martwy, zimny…
Nie muszę rezygnować z macierzyństwa! Przecież jest mnóstwo dzieci, którym mogę stworzyć ciepły dom. Poczułam falę gorąca, która wypełniła moje wnętrze.
– Chcesz tego? – zapytał Michał, patrząc mi w oczy. – Jesteś pewna?
– Niczego nie byłam bardziej pewna w życiu, no może tego, że chcę za ciebie wyjść – uśmiechnęłam się pierwszy raz od miesięcy. – Ale co ty o tym myślisz?
– Wierzę w twoją intuicję, mam do ciebie zaufanie. Jestem za – przyznał. – Chociaż wiem, że nie będzie łatwo. Rodzinny dom dziecka to nie samo co adopcja jednego czy dwójki dzieci, kochanie.
– Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Ale oboje bardzo pragniemy dzieci… Mamy ogromny dom, ogród, doskonałe warunki. Mam nadzieję, że sobie poradzimy. Będziemy się wspierać, jak zawsze.
Pierwsze dziecko trafiło do nas po dwóch latach. W tym czasie przeszliśmy wiele kursów i szkoleń w ośrodku adopcyjnym, spotykaliśmy się z psychologami, załatwialiśmy masę formalności. Nie powiem, że było łatwo, bo nie było. I chociaż mieliśmy gorsze chwile, nigdy nie pomyśleliśmy o tym, żeby się wycofać.
Przed przyjazdem Zosi do naszego domu nie spaliśmy z Michałem przez całą noc
Byliśmy bardzo podekscytowani i ciekawi tej czteroletniej dziewczynki. Zalęknionej, przerażonej, zabranej z rodziny, w której ani matka, ani ojciec nie radzili sobie z wychowaniem dziecka… Z rodziny, w której rządził alkohol. Potem było rodzeństwo: Ania i Krzyś. Dzisiaj w naszym domu mieszka siedmioro dzieci. Najmłodsza jest Helenka, ma dwa latka, najstarszy Marcin – 12.
Nasze dzieci zostały ukształtowane w zupełnie odmiennym, najczęściej niekorzystnym środowisku. Są pokaleczone przez życie. Niektóre wymagają szczególnej opieki. Większość ma problemy z nauką i akceptacją samych siebie. Każdy dzień przynosi mnóstwo wyzwań. Staramy się robić wszystko, aby czuły naszą miłość, aby uwierzyły w to, że one też dla kogoś mogą być najważniejsze. Rozmawiamy z nimi o dzieciach z brzuszka i z serduszka. Wiemy, że szczęśliwe dzieci to takie, które czują się kochane i potrzebne, które mają bliskich wokół siebie.
Gdy patrzę na nasze, na to, jak się zmieniają, gdy widzę, że coraz częściej się uśmiechają, że już nie boją się zasypiać, to wiem, że decyzja o adopcji była jedną z najpiękniejszych w naszym życiu.
Czytaj także:
Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę
O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed ślubem okazało się, że mój ukochany to kuzyn
Beata w 7 dni wakacji miała 8 facetów. Jej narzeczony nie uwierzył i wziął z nią ślub