„Byłem zadufanym w sobie dzieciakiem, który miał wszystko pod nosem. Za moje lenistwo ojciec prawie zapłacił życiem”

Zatroskany mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Teraz stałem na podwórku i czułem się jak dureń. Należało mi się lanie. Rozpieszczony dzieciak, którego nikt nie zagonił do roboty. Pierwszy raz w życiu samokrytycznie beształem samego siebie za tępotę i lenistwo. Sam sobie wylałem kubeł zimnej wody na głowę”.
/ 15.05.2022 13:07
Zatroskany mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

– Staszek! – od komputera oderwał mnie krzyk mamy.

Zanim dobiegłem do dużego pokoju, zdążyłem jeszcze pomyśleć, że to dość dziwne. Mama nigdy mnie nie wołała, żebym w czymkolwiek jej pomógł. W trudnych zadaniach wyręczał ją tata. Uznałem, że musiało stać się coś poważnego.

Zastałem mamę klęczącą u stóp taty. Siedział na skraju fotela, przyciskając dłonie do mostka. Zdezorientowany, spoglądał to na mnie, to na mamę.

– Duszę się – jęknął.

To było do niego niepodobne: uskarżać się na cokolwiek. Normalnie zaraz zacząłby wszystkich uspokajać, rozśmieszać, bagatelizować problem. Tymczasem siedział spokojnie, a dezorientacja ustąpiła miejsca przerażeniu. W końcu na jego twarzy pojawił się grymas cierpienia.

– Staszek, łap telefon, dzwoń na pogotowie – rozkazała mama.

Wszyscy troje podejrzewaliśmy, co się dzieje, lecz nikt nie śmiał wyrazić tego na głos. Zawał – to słowo przecież brzmi jak wyrok.

Zbyt długo myślałem tylko o sobie, teraz mi wstyd

Zadzwoniłem i wróciłem do taty. Położyłem mu rękę na kolanie. Dla dodania otuchy. Gdybym potrafił ojcu pomóc, zrobiłbym wszystko, ale byłem bezradny. Obserwowałem jego twarz. Tata próbował się uśmiechnąć przez wykrzywione z bólu usta.

Mama zerwała się z klęczek.

– Zostań z nim – zarządziła.

Zachowywała imponującą jasność umysłu. Podczas gdy ja siedziałem z tatą, ona zaczęła pakować do torby turystycznej piżamę, bieliznę i przybory toaletowe. Zastanawiałem się, skąd wiedziała, co zabrać. Nikt z nas nigdy nie był w szpitalu. Przynajmniej odkąd żyję… No tak, mama była w szpitalu, kiedy mnie rodziła dwadzieścia dwa lata temu.

Pogotowie przyjechało po dwudziestu minutach. Nieźle, zwłaszcza że nasza wieś znajduje się trzydzieści kilometrów od najbliższego miasta. Ratownicy położyli tatę na noszach i zanieśli do karetki.

– Pogaś światła, wyłącz piec i przyjedź za nami – powiedziała mama, zanim odjechała razem z tatą.

– Jasne, jasne – powtarzałem machinalnie, wyłączając elektryczne urządzenia, w razie gdybyśmy mieli spędzić w szpitalu dłuższy czas.

Wyszedłem z domu i wtedy dotarła do mnie prawda. Okrutna rzeczywistość. Mama w nerwach chyba o tym zapomniała. Nie mam prawa jazdy.

Na podwórku stał peugeot taty, bezużyteczny

Oczywiście winę za brak prawa jazdy ponosiłem ja sam. Zwyczajnie nie chciało mi się go zrobić. Wszędzie mogłem dojechać pekaesem, albo mamusia, bądź tatuś mnie podrzucili. Co za kretyn ze mnie! 

Przecież, gdybym miał prawko, nie musielibyśmy czekać na tę cholerną karetkę i już dawno byłbym z ojcem. Zawiodłem go, gdy najbardziej mnie potrzebował. Jeśli cokolwiek mu się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. 

Ostatni pekaes odjechał cztery godziny temu. Podszedłem do auta i ze złości kopnąłem oponę. Czułem się bezsilny. I głupi. Wmawiałem wszystkim, że prawo jazdy do niczego nie jest mi potrzebne, choć w rzeczywistości po prostu bałem się egzaminów.

Poza tym nigdy nie ciągnęło mnie do jazdy samochodem, a argumenty, że mieszkając na wsi, zawsze trzeba gdzieś podjechać, zbywałem machnięciem ręki. A teraz stałem na podwórku i czułem się jak dureń. Należało mi się lanie. Rozpieszczony dzieciak, którego nikt nie zagonił do roboty. Pierwszy raz w życiu samokrytycznie beształem samego siebie za tępotę i lenistwo.

Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i zadzwoniłem do kolegi.

– Stanisław! Siemka – powiedział Wojtek upojonym głosem.

– Wpadaj na imprezę!

– Przepraszam, Wojtek, mam sprawę – zacząłem, ale z góry wiedziałem, że nic z tego nie będzie; nie poproszę pijanego, żeby wsiadł do auta.

– Co się dzieje? – spytał przytomniej.

– Mojego tatę właśnie zabrała karetka. Chyba ma zawał.

– O kurczę – sapnął Wojtek ze współczuciem. – Mogę jakoś pomóc?

– Na to liczyłem – odparłem. – Miałem nadzieję, że odwieziesz mnie do szpitala, ale ty przecież…
Przerwał mi krzykiem:

– Zośka! Ubieraj się! Staszka trzeba pilnie zawieźć do szpitala!

Moje poczucie porażki było ogromne. Przyjechała Zosia, żona Wojtka. Była w czwartym miesiącu ciąży. Nie piła i mogła prowadzić. Nie wiedziałem, jak jej dziękować. Powinna dawno już spać, dbać o siebie i przyszłego potomka, zamiast podwozić takiego kretyna jak ja.

Mamę znalazłem na szpitalnym korytarzu

Czekaliśmy razem, nie odzywając się do siebie. Złapała mnie za rękę. Była tak zaaferowana zdrowiem taty, że nawet nie spytała, jakim cudem dotarłem na miejsce.

Okazało się, że tata faktycznie przeszedł zawał serca. Lekarz oznajmił, że wszczepiono mu by-passy, a następnie przewieziono na OIOM. Powiedział, żebyśmy przyszli następnego dnia rano, bo teraz nie wolno męczyć pacjenta w tak poważnym stanie.

Mama z trudem się zgodziła. Postanowiliśmy wrócić na noc do domu. Problem w tym, że nie mieliśmy czym. Zostawiłem ją w holu, poszedłem do bankomatu, wyciągnąłem z konta wszystkie pieniądze i zadzwoniłem po taksówkę.

Mama tego nie skomentowała. Po powrocie do domu postawiła torbę taty przy drzwiach, zdjęła kurtkę i poszła prosto do sypialni. Nie wiem, czy udało jej się tej nocy zmrużyć oko. Ja nie przespałem minuty. Uruchomiłem komputer i wyszukałem najbliższą szkołę nauki jazdy. Jak na ironię znajdowała się w tym samym mieście co szpital.

Następnego dnia znów jechaliśmy taksówką. Mama ściskała kurczowo torbę i nie odzywała się do mnie. Wiedziałem, że martwi się o tatę, ale ciekaw byłem, czy pomyślała też o tym, że gdybym nie szukał wymówek i zrobił prawo jazdy, nie groziłyby nam teraz problemy logistyczne.

Lekarz, który operował tatę, powiedział, że do sali może wejść tylko mama i na krótko, góra parę minut. Spojrzała na mnie zaskoczona, ale uspokoiłem ją, że wszystko będzie dobrze. Poprosiłem tylko, by po wizycie poczekała na mnie w korytarzu. Miałem coś do załatwienia w mieście.

Skinęła głową i udała się za lekarzem. Ja zaś przeczytałem adres na kartce i skierowałem kroki do ośrodka szkolenia kierowców. Od razu zapisałem się na kurs, który startował za dwa tygodnie. Zapłaciłem i wróciłem do szpitala z odrobinę lżejszym sercem.

Zaczynam mieć nadzieję, że będzie dobrze

Mama już czekała. Nie powitała mnie może z entuzjazmem, ale po raz pierwszy od wczoraj w ogóle się odezwała:

– Z tatą wszystko w porządku. Operacja się udała. Już nie śpi.

Przytuliłem ją, a ona odpowiedziała mocnym uściskiem. Kiedy wyszliśmy ze szpitala, a ja po raz kolejny zadzwoniłem po taksówkę, mama spojrzała na mnie z rozczarowaniem.

– Zanim coś powiesz… – wydukałem – chciałbym ci coś pokazać.

Wręczyłem jej dowód wpłaty za kurs na prawo jazdy. Przeczytała informacje na kartce i spojrzała na mnie. A potem uniosła dłoń i poklepała mnie lekko po głowie.

– Świetnie, synku. Najwyższa pora.

Potem podjechała taksówka i więcej o tym nie rozmawialiśmy. Ukończyłem już kurs teoretyczny. Tydzień temu wyjechałem na miasto. Nie jest tak źle. Auto nie gaśnie, z biegami radzę sobie jako tako, instruktorem jest kobieta, która ma dla mnie dużo cierpliwości. Tata wyszedł ze szpitala, czuje się nieźle. Odpoczywa. W końcu rzucił palenie.

Kiedy wychodzę na autobus, żeby jechać do miasta na kurs, odprowadza mnie do drzwi. Wydaje mi się, że jest ze mnie dumny. Zaczynam mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Czytaj także:
„Ojciec, żeby zapełnić pustkę po mamie, chodzi po śmietnikach i zbiera stare rupiecie. Zmienił dom w wysypisko”
„Po śmierci żony żyłem siłą rozpędu. Tylko synowie trzymali mnie w ryzach. Byli jedynym, co mi zostało po ukochanej”
„Teściowa wyklęła mnie i swojego wnuka, bo porzuciłam jej syna-hulakę. Zmiękła, dopiero gdy została na świecie sama”

Redakcja poleca

REKLAMA