„Byłem tak zachwycony, że jedziemy na wyjazd, ale nie zauważyłem, jak moja nowa dziewczyna trzęsie się ze strachu”

mężczyzna szczęśliwy na nartach fot. Adobe Stock, pressmaster
„A ponieważ Ania bardzo mi się spodobała – przecież nie tylko była śliczna, ale podzielała też moją pasję – poprzysiągłem sobie, że aby przekonać ją o swoich czystych intencjach, na wyjeździe będę trzymał ręce przy sobie, a w dodatku zaserwuję nam obojgu naprawdę sportowy program. Masażu pleców tamtego wieczora nie było”.
/ 12.05.2023 07:15
mężczyzna szczęśliwy na nartach fot. Adobe Stock, pressmaster

Jeszcze raz zerknąłem na Anię. Spała. Pod głowę opartą o samochodową szybę podłożyła zrolowany sweter, po którym rozsypały się włosy. Przemknąłem wzrokiem po jej twarzy i drobnych ramionach okrytych w tej chwili tylko bluzką, a na koniec wzrok zatrzymał mi się na jej kuszącym dekolcie.

– Jedziesz środkiem szosy. Lepiej uważaj – odezwała się niespodziewanie. Aż podskoczyłem na fotelu.

– Sorry, jakoś tak się zamyśliłem – mruknąłem, czerwieniejąc jak burak.

Jesteś zmęczony? – spytała, kładąc mi dłoń na barku. – Prowadzisz bez przerwy od Radomia. Może cię zastąpić?

– Już niedaleko – odparłem dziarsko, czując, jak od jej dotknięcia przechodzi przeze mnie fala gorąca.

Uśmiechnęła się do mnie, a ja rozpłynąłem się pod wpływem tego uśmiechu.

– Dzielny z ciebie chłopczyk – pochwaliła. – W nagrodę, kiedy dojedziemy do Zakopca, obiecuję ci masaż pleców.

Wspaniała dziewczyna!

Poznaliśmy się zaledwie parę tygodni temu, na zabawie sylwestrowej. Od razu zwróciłem na nią uwagę. Miała na sobie długą, połyskującą suknię. Wyglądała zjawiskowo...

Nie kwapiłem się jednak do nawiązywania znajomości. Dopiero co rozleciał mi się związek z Iloną. Była ładna, inteligentna, zabawna. Tyle że kompletnie nie mogliśmy się porozumieć. Ja latem proponuję wypad na żagle, ona kręci nosem, że wolałaby poleżeć na plaży w Łebie. Rzucam hasło, żeby skoczyć na święta do Zakopca; ona na to, że nigdy w życiu, bo na nartach jeździć nie lubi…

Wracając do pierwszego spotkania z Anią – kilka drinków zrobiło swoje i mimo początkowej rezerwy wkrótce zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, tańczyć, żartować. Miło spędzało mi się z nią czas. Noworoczny toast wypiliśmy razem, a zaledwie godzinę później zacząłem się jej zwierzać ze swoich kłopotów w minionym związku.

– Ale z ciebie sportowy typ! – powiedziała z nutką podziwu w głosie.

– Lubię żyć na wysokich obrotach – odparłem, dumnie prężąc pierś. – A ty wolisz weekend na nartach czy przed telewizorem? – spytałem, chcąc ją sprawdzić.

– Oczywiście, że na nartach! Uwielbiam narty! – odparła szybko.

– Super! – ucieszyłem się. – Może wybierzemy się kiedyś do Zakopanego?

– Dobra, czemu nie? – odpowiedziała tonem, który miał być entuzjastyczny.

Mimo alkoholu, który szumiał mi lekko w głowie, wyczułem jednak w jej głosie rezerwę. „Pewnie się boi, że jestem tanim podrywaczem, który szuka pretekstu, żeby ją uwieść” – pomyślałem.

A ponieważ Ania bardzo mi się spodobała – przecież nie tylko była śliczna, ale podzielała też moją pasję – poprzysiągłem sobie, że aby przekonać ją o swoich czystych intencjach, na wyjeździe będę trzymał ręce przy sobie, a w dodatku zaserwuję nam obojgu naprawdę sportowy program.

Masażu pleców tamtego wieczora nie było, bo na kwaterę przy Krzeptówkach dotarliśmy strasznie późno.

Tuż przed Zakopanem utknęliśmy w ogromnym korku

Co drugie auto miało charakterystyczny, długi bagażnik dachowy na narty. Niezbyt mi się to spodobało. Lubiłem mieć dużo przestrzeni. Ale cóż, sezon narciarski to sezon narciarski.

– Jutro będzie tłok na wyciągu... – westchnąłem niepocieszony. Ania zareagowała natychmiast.

– To może lepiej zamiast na narty pójdziemy na spacer po miasteczku? – zaproponowała z nadzieją w głosie.

– Coś ty! – żachnąłem się. – Szkoda dnia!

– No tak. Jasne. Szkoda dnia… – odparła, choć zdawało mi się, że w jej głosie usłyszałem nutkę zawodu.

Dwie godziny później, objuczeni nartami i plecakami, weszliśmy do domu gazdów.

– Jestem skonana. Zasnę, jak tylko przyłożę głowę do poduszki – oznajmiła Ania. – No to do jutra, panie sportowiec!

I zamknęła za sobą drzwi pokoju.

– To pa… – odpowiedziałem.

Obiecałem sobie, że będę grzeczny. Dlaczego więc poczułem rozczarowanie, gdy nawet nie poprosiła, żebym wszedł? Cóż, po prostu jestem facetem.

Nazajutrz dzień był piękny i słoneczny

– Ha! Wymarzone warunki na Kasprowy Wierch! – klasnąłem w dłonie, kiedy Ania zeszła na śniadanie.

– Kasprowy? – spytała z niewyraźną miną. – To nie jest dobry pomysł. Oboje dawno nie jeździliśmy, dzisiaj trzeba się rozgrzać na jakimś łatwiejszym stoku.

– Ależ co ty mówisz? – zdumiałem się. – Jesteśmy świetnymi narciarzami, więc po co nam jakaś jakaś rozgrzewka?

– Wybacz, ale to nie jest profesjonalne podejście – upierała się. – Każdy sportowiec ci powie, że stawy i ścięgna należy stopniowo przyzwyczajać do wysiłku.

Co ona wymyśla?! Nic z tego nie rozumiałem. Ale cóż, każdy ma swoje przyzwyczajenia. Ania widać potrzebuje więcej czasu, żeby dojść do formy.

– No dobrze, niech ci będzie. Chodźmy więc na Nosal – odparłem pojednawczo.

– Na Nosal?! – zawołała, a w jej oczach znów zobaczyłem niezadowolenie.

Powoli zaczynało mnie zastanawiać, o co tu właściwie chodzi. Ania twierdziła, że uwielbia narty, ale za każdym razem, gdy o nich wspomniałem, wcale na to nie wyglądało. Czułem wręcz, że ich nie lubi.

– Co znowu? – spytałem.

– Nosal też nie jest dobry. – odparła z przekonaniem. – Tam są przecież największe tłumy. Nie chcę stać w kolejkach.

Westchnąłem i wzniosłem oczy ku niebu.

– To co w takim razie proponujesz? – zapytałem, starając się nie okazywać rosnącego zniecierpliwienia.

– Może… Polana Szymaszkowa?

No nie. Tego już za wiele!

Co ona sobie wyobraża? Że będę jeździł na górce dla żółtodziobów, którzy nic nie potrafią?!

– Szymaszkowa?! – oburzyłem się. – Masz na myśli tę oślą łąkę przy drodze do Kościeliska? Przecież tam jest tak płasko, że potrzeba kompasu, żeby zgadnąć, gdzie jest góra, a gdzie dół!

– Na pierwszy dzień narciarskiego sezonu będzie w sam raz – uśmiechnęła się Ania i cmoknęła mnie w policzek.

Tak mnie tym zbiła z tropu, że zamilkłem i potulnie zacząłem pakować narty do auta. Nie ma to jak kobiece metody.

Zgodnie z moimi najgorszymi obawami na Szymaszkowej panowały „plażowe” klimaty. Może tylko ludzie byli cieplej ubrani. Reszta identyczna: głośna muzyka, tłum leniwie przewalający się z lewa na prawo i zapach pieczonych kiełbasek. Jak w takich warunkach jeździć na deskach?!

– Kto rusza pierwszy? Ty czy ja? – spytałem, kiedy już zsiedliśmy z krzesełek wyciągu (Ania raczej z nich spadła, jednak stwierdziłem, że to pewnie przez oblodzenie) i stanęliśmy na szczycie trasy.

– To może ty… – szepnęła nieśmiało.

Bez zbędnych słów odepchnąłem się kijkami i ruszyłem

Świadomy tego, że patrzy na mnie równie wytrawny narciarz jak ja, starałem się wywrzeć na publiczności odpowiednie wrażenie. Nie mogłem się przecież zbłaźnić w oczach Ani!

Jechałem niczym prawdziwy profesjonalista – odpowiednia postawa, nogi razem, nisko w kolanach. Narty prowadzone klasycznym stylem christianii rysowały na śniegu idealnie równy wężyk. Udało mi się nawet trochę rozpędzić.

Zdziwiłem się więc, gdy nagle coś wyprzedziło mnie z dużą prędkością. Owo coś składało się z szeroko rozstawionych nóg, wirujących niczym skrzydła wiatraka rąk i rozpaczliwie usiłującego złapać równowagę tułowia. Sunęło w dół, wrzeszcząc na całe gardło:

– Ratuj mnieee!

Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ten niezdarny obiekt, którego w pierwszej chwili uznałem za początkującego narciarza, to moja nowa dziewczyna. Ta sama, która jeszcze niedawno twierdziła, że narciarstwo to jej pasja!

– Ania? – szepnąłem z przerażeniem, patrząc, jak ta postać desperacko walcząca o utrzymanie się na nartach nokautuje ludzi stojących w kolejce, rozwala ogrodzenie i w końcu ląduje na samym środku jezdni, zmuszając do awaryjnego hamowania wycieczkowy autokar.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że pierwszy raz w życiu zakładasz narty? – spytałem, kiedy już udało mi się udobruchać poturbowanych przez Anię narciarzy i zabrać ją z powrotem na kwaterę.

– Bo mówiłeś, że twoja poprzednia dziewczyna była sportowym beztalenciem i przez to nie mogliście się dogadać – odparła płaczliwie. – Jak więc mogłam ci się przyznać, że w życiu nie byłam w górach?

– Ale przecież to się musiało wydać!

– Liczyłam, że na miejscu bardziej zainteresujesz się mną niż nartami… Jednak ty najwyraźniej wolisz sport od kobiet – odparła tonem na granicy łez i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.

Pukałem do niej, próbowałem coś tłumaczyć...

Na próżno. Nie otworzyła mi drzwi ani na chwilę. Najwyraźniej nie miała już dzisiaj ochoty na rozmowę ze mną. Zza ściany dobiegło mnie tylko jej ciche pochlipywanie.

Następnego dnia nie zeszła na śniadanie. „Może to i lepiej?” – pomyślałem, pochłaniając szybko owsiankę i bułki. Wciąż była doskonała pogoda, a ja straszliwie tęskniłem za prawdziwym narciarstwem. W końcu dlatego tu przyjechałem.

Chciałem co prawda oddać się mojemu ulubionemu zajęciu wspólnie z moją dziewczyną, kompletnie nie miałem jednak ochoty na kolejną porcję wyrzutów ze strony Anki. „Prosto po śniadaniu pojadę na Kasprowy, a do niej zajrzę po powrocie” – postanowiłem.

Dwie godziny później stałem już na szczycie, patrząc na stromy stok opadający w stronę Doliny Goryczkowej. Na myśl o tym, że zaraz rzucę się w dół, czułem dziką radość. No i ruszyłem.
Wyjście tułowia na kijku i skręt podcięty krawędziami nart, głęboki przysiad, balans ciałem i znów kijek… Byłem w swoim żywiole i czułem się bosko!

A potem nagle świat zawirował. Tam, gdzie było niebo, pojawił się ubity śnieg. „Rozjechały mi się narty! Jak u żółtodzioba” – zdążyłem jeszcze pomyśleć, zanim uderzyłem w coś z taką siłą, że aż pociemniało mi w oczach. Straciłem przytomność. I bardzo dobrze, bo inaczej umarłbym chyba ze wstydu...

– O, budzi się. Nie będzie trzeba wzywać śmigłowca – usłyszałem czyjś głos, kiedy zacząłem odzyskiwać świadomość.

Klęczało nade mną dwóch ratowników

Widziałem ich twarze niezbyt wyraźnie, jakby przez mgłę. Musiałem mieć wypadek. Cholera, jak to w ogóle możliwe?!

– Spokojnie, nic się nie stało. Jesteś cały, chłopie – powiedział jeden z nich. – Zaraz zawieziemy cię do Kuźnic na akii.

– Tobogan? Nie, proszę – jęknąłem. – To byłby taki wstyd… Zjadę sam.

– Nie ma mowy – uciął dyskusję drugi ratownik. – Jak nie umiesz jeździć, to się nie pchaj na Kasprowy Wierch.

– Ale ja jestem doświadczonym narciarzem, naprawdę! Tylko trochę zardzewiały mi stawy od zeszłego sezonu.

Ratownicy tylko się uśmiechnęli. Godzinę później, gdy już wydobrzałem,  znowu zapukałem do drzwi Ani.

Przestań się już boczyć – prosiłem.

– Chcesz mi opowiedzieć, jaki cudowny dzień spędziłeś na nartach? – usłyszałem po drugiej stronie zapłakany głos. – Wreszcie mogłeś się wyszaleć, co?

– Nie. Chcę… – zająknąłem się. – Chcę cię przeprosić. Za to, że dzisiaj zostawiłem cię samą. I że wczoraj nie umiałem cię pocieszyć. Byłem głupi i zadufany w sobie. A to ty miałaś rację i teraz o tym wiem. Wybaczysz mi?

Drzwi lekko skrzypnęły i uchyliły się na kilka centymetrów. Zobaczyłem jej twarz. W oczach Ani połyskiwały łzy.

– Chciałbym zaprosić cię na spacer. Może Krupówki? – zaproponowałem.

– Nie – odparła szybko. – Wolę nauczyć się jeździć. Tylko proszę, nie zabieraj mnie od razu na Kasprowy Wierch.

– Oj, tam to akurat nieprędko zamierzam wrócić – wzdrygnąłem się. – Może lepiej poszukamy sobie jakiejś oślej łąki?

Czytaj także:
„Gdy ukochany opisał mi swoich rodziców, byłam pewna, że zjedzą mnie żywcem. Potem ich poznałam i bardzo się zdziwiłam”
„Myślałam, że kumpel sprowadził męża na złą drogę i to przez niego rozpadł się mój związek. Okazało się, że źle go oceniłam”
„Dzieci całymi dniami ślęczą przy komputerach, a mąż przy telewizorze. Inaczej wyobrażałam sobie życie rodzinne”

Redakcja poleca

REKLAMA