Zdążyłyśmy wsiąść w ostatniej chwili, drzwi autobusu o mało nie przytrzasnęły mi jednej z siatek. Wracałam właśnie z córkami z większych zakupów na bazarze. Mogłyśmy sobie na nie pozwolić, bo dzień wcześniej przyszły wreszcie zaległe alimenty od Marcina. A dziewczynki potrzebowały nowych kurtek, butów, no i najwyższy czas był też na uzupełnienie zapasów w lodówce.
Tłok był niesamowity, ciężko mi było stać tak z rękami pełnymi toreb. Na następnym przystanku rzuciłam więc okiem w głąb autobusu, mając nadzieję, że zwolni się jakieś miejsce. Mimowolnie spojrzałam na stojącego w pewnej odległości mężczyznę. Wpatrywał się we mnie, musiał ściągnąć mnie wzrokiem.
Poznałam go od razu, chociaż trochę przytył i z lekka posiwiał. Ale to z pewnością był Janusz, przed laty najlepszy kumpel mojego byłego męża, facet, przez którego źle się zaczęło dziać w naszym małżeństwie. Najpierw ściągnął go do Niemiec do roboty… Mimo że mój mąż nieźle zarabiał w warsztacie samochodowym, a ja nie chciałam zostać sama z dziewczynkami, bo były jeszcze małe. A potem, gdy już wrócili…
Janusz miał zły wpływ na Marcina, którego wiecznie nie było w domu, bo balowali gdzieś razem. I było coraz gorzej. Wiedziałam od męża, że tamten zdradzał żonę, którą przecież znałam, wciąż miał jakieś inne kobiety na boku, a jedną z nich przyprowadził kiedyś nawet do nas.
Starałam się tamten czas zupełnie wymazać z pamięci. Jednak wspomnienia boleśnie zakłuły w serce, Boże, jak ja nie cierpiałam tego typa!
Przyjęłam zlecenie, bo potrzebowałam kasy
Rzuciłam mu szybkie niechętne spojrzenie i ze zdumieniem spostrzegłam, że facet uśmiecha się do mnie i nawet przeciska przez tłum w naszą stronę. Odwróciłam głowę, udając, że go nie widzę, ale po chwili usłyszałam swoje imię.
– Witaj, Jolu – powiedział i chyba trochę się zmieszał. – Poznajesz mnie, prawda?
– Trudno byłoby nie poznać – odburknęłam, nie patrząc na niego.
Nie chciałam prowadzić tej rozmowy, ale Janusz był natrętny.
– Widzę, że zakupy się udały – uśmiechnął się, patrząc na wypchane jedzeniem siatki.
– A ty przesiadłeś się ze swojej wypasionej bryki do komunikacji miejskiej? – spytałam złośliwie. – To teraz jest w modzie?
– Cieszę się, że jesteś w dobrym humorze – roześmiał się. – Wóz mam w warsztacie, jakiś młodzian mnie stuknął… A co tam u Marcina, nadal siedzi za granicą?
– Tego to ja nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Rozeszliśmy się dawno temu. Ale ty, taki dobry kumpel i mnie pytasz o niego?
– Nie mamy kontaktu od dawna, byłem za oceanem kilka lat – popatrzył na mnie tak jakoś dziwnie.
– A to ciekawe... – mruknęłam.
– Wróciłem, bo mój ojciec złamał biodro, potrzebuje teraz stałej opieki. Ale naprawdę, nie sądziłem, że Marcin… – popatrzył na moje dwie córki stojące nieopodal.
– Że mnie zostawi? – parsknęłam z goryczą. – A ty to co, lepszy byłeś?
Dojechaliśmy właśnie do naszego przystanku, więc wysiadłam, nawet nie mówiąc mu „do widzenia”.
Miałam nadzieję, że nigdy więcej go nie spotkam, ale kilka dni później ze zdumieniem usłyszałam w słuchawce jego głos.
– Znalazłem wasz domowy numer – powiedział szybko. – Jolu, mam sprawę do ciebie, przyjmujesz wciąż prywatne zlecenia na rehabilitację?
– Taki mam zawód – odparłam oschle.
– Chodzi mi o zabiegi dla ojca, na razie masaże, gimnastyka, ale codziennie – powiedział. – Pomyślałem o tobie…
Serce mocniej mi zabiło z radości. Ostatnio przecież bardzo brakowało mi pieniędzy, coraz trudniej było wiązać koniec z końcem, dziewczynki rosły. Każdy grosz się liczył. W przychodni pracowałam na zmiany i w związku z tym brałam każdą dodatkową pracę. Zlecenie od Janusza spadło mi jak z nieba, więc przyjęłam je, pomimo mojej niechęci do tego mężczyzny.
Jego ojca odwiedziłam już następnego dnia. Masaż, nacierania zapobiegające odleżynom, prosta gimnastyka, w sumie niecała godzina za którą dostałam całkiem godziwą zapłatę. Przyznam, byłam zadowolona.
– Ty pracujesz nie tylko rękami, masz serce do pacjenta – uśmiechnął się Janusz. – Ojciec cię chyba polubił, a z nim nie jest łatwo.
Coraz częściej znikał z domu na całe dni
Zaprosił mnie potem na herbatę, zgodziłam się po chwili wahania. Jakoś tak dobrze się poczułam w tym domu. Chyba to ciepło, jakie Janusz okazywał niecierpliwemu, złoszczącemu się wciąż ojcu sprawiło, że chciałam przysiąść z nim na chwilę.
Ten mężczyzna zdawał się być zupełnie inny niż tamten z dawnych lat, zapamiętany przeze mnie jako podły kumpel męża. Ale rozmowa jakoś się nam nie kleiła. Dla mnie wciąż był kobieciarzem, który zostawił żonę i dziecko, i przez którego rozpadło się moje małżeństwo.
– Wiesz, że ja wciąż mam wyrzuty sumienia, że dałem mu się wtedy namówić i przyszedłem z tą kobietą do was – powiedział w pewnej chwili Janusz. – To był straszny nietakt…
– To chyba za mało powiedziane – przerwałam mu ze złością.
Dobrze pamiętałam tamten dzień. Nasze małżeństwo całkiem się już sypało, ale ja wciąż jeszcze wierzyłam, że uda nam się je posklejać. Wydawało mi się, że przestałam być atrakcyjna dla swojego męża, więc zaczęłam bardziej dbać o swój wygląd. Tamtego wieczoru umówiłam się z kosmetyczką i szykowałam się właśnie do wyjścia, gdy niespodziewanie przyszedł Janusz. Towarzyszyła mu atrakcyjna kobieta.
– To moja… pani – tak ją przedstawił, gdy otworzyłam im drzwi.
Marcin od razu zaproponował kawę, wyjął z barku alkohol. Do mnie prawie się nie odzywał, zły że wychodzę, gdy mamy gości. Zresztą posprzeczaliśmy się tamtego popołudnia, więc atmosfera w domu nie była dobra. Wkurzyłam się na Janusza, że śmie przychodzić do nas z jakąś laską, mając żonę. Na męża też byłam zła, że toleruje taką sytuację. To w końcu jego kumpel!
Zostawiłam ich więc samych, niech sobie balują we trójkę, nie zamierzałam bowiem podejmować kawą jakiejś wrednej baby, rozbijającej czyjeś małżeństwo. I w sumie lepiej, że wyszłam do kosmetyczki, bo nie ręczyłam wtedy za siebie. Wróciłam tak późno, jak tylko się dało i po gościach nie było już śladu. Marcin nie odzywał się do mnie przez resztę wieczoru i tak bywało już coraz częściej.
Jego nieobecności i ciche dni stały się standardem. I ja o to wszystko winiłam właśnie Janusza. To on pokazał mężowi inne życie, pewnie jeszcze tam, w Niemczech.
– To był szczyt wszystkiego, przyprowadzać do nas swoją kochankę. Jak mogłeś? – powiedziałam teraz, zbierając się do wyjścia.
Ale on przytrzymał moje ramię, patrząc na mnie ze zdumieniem.
– Jak to swoją? – spytał. – To nie była moja kochanka, tylko Marcina! Przecież właśnie o tym teraz mówię... Żałuję, że dałem się mu namówić na tę wizytę – zająknął się i cicho dokończył. – Ona chciała zobaczyć ciebie, swoją rywalkę, wasz dom.
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Aż do tej chwili nie miałam o tym pojęcia! I choć minęło już tyle czasu, złość i żal dawno minęły, to ta informacja i świadomość niegodziwości mojego męża bardzo mnie zabolały. Żeby zrobić mi coś takiego…
Ten facet nie miał chyba łatwego życia
– Wybacz mi, jeżeli możesz – powiedział cicho Janusz. – Myślałem, że to dla niej cię zostawił…
– Nie – westchnęłam. – Widać, ona nie była jedyna – podniosłam na niego wzrok. – A ty co nagle taki święty? Też zostawiłeś swoją żonę…
– To nie tak – uśmiechnął się gorzko. – Gdy byliśmy z Januszem w Niemczech, ona związała się z kimś, i jak wróciłem, okazało się, że nie mam już do kogo – pokiwał ze smutkiem głową. – Teraz ma nową rodzinę, a ja wciąż jestem sam.
Siedzieliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę. Popatrzyłam na niego ukradkiem, na dwie głębokie bruzdy w kącikach ust, na zmęczone oczy. Nie miał chyba lekkiego życia. A ja tak źle go osądziłam, przypisując mu winy Marcina.
– Wiesz co? – nieoczekiwanie dla siebie samej uśmiechnęłam się ciepło do niego. – Było, minęło, pogadajmy o czymś weselszym i zrób jeszcze herbaty, jakoś w gardle mi zaschło od twoich rewelacji.
– A może byś coś zjadła? – poderwał się. – Mam sałatkę, sam robiłem, powinna ci smakować.
– Chętnie spróbuję, na pewno jest pyszna – skinęłam głową. – Wiesz, w sumie nawet miło się tu u ciebie siedzi. Odpocznę jeszcze chwilę, zanim wrócę w mój domowy młyn.
– Zawsze możesz tu odpocząć, kiedy tylko będziesz chciała – popatrzył na mnie uśmiechniętymi oczami i włączył czajnik.
Czytaj także:
„Kolega męża chciał rozbić nasze małżeństwo. Wmówił mi, że Darek zabawia się z kochanką i dlatego nie odbiera telefonów”
„Siostra z czystej zawiści próbowała rozbić moje małżeństwo. Na szczęście nie dała rady. Pogoniłam wredną małpę”
„Załatwiłam sąsiadowi pracę w firmie męża. Znalazł tam kochankę, a jego żona obwinia mnie o rozbicie małżeństwa”