„Byłem przekonany, że siostra straci rodzinne pieniądze w kiepskim interesie. Myliłem się, bo teraz śpi na forsie”

uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, Maskot
„Moja siostra ma wiele talentów, ale z pewnością nie jest stworzona do prowadzenia firmy. Wymaga to bycia twardym i przede wszystkim asertywnym. Jako bizneswoman wyobrażałem sobie ją raczej w roli bankruta”.
/ 15.03.2024 18:30
uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, Maskot

Zawsze obawiałem się, że dobry charakter Reni ktoś wykorzysta. Chciałem ją osłaniać i bronić przed światem. Ale ona doskonale potrafiła sama o siebie zadbać.

Czułem się jej opiekunem

Renata jest moją młodszą siostrą. Jesteśmy jakby z innego pokolenia – kiedy ona dopiero przyszła na świat, ja byłem już niemal dziesięciolatkiem. Urodziła się jako maleńka, delikatna istota, a jako dziecko często chorowała. Wszyscy, włączając mnie, dbaliśmy o nią, otaczaliśmy opieką i troską. Nieoczekiwanie, zamiast stać się egoistyczną, rozpieszczoną smarkulą, odpłacała nam uśmiechem, a później pomocą. Była niezwykle pomocna i życzliwa.

Co więcej, w jej uśmiechu było coś, co sprawiało, że wszyscy ją lubili. W jej obecności ludzie się rozluźniali. Potrafili się dobrze bawić i zapominać o problemach i zmartwieniach. Działała na ludzi niczym balsam na duszę i ma to coś, do dziś. Być może z tego powodu, wciąż traktuję ją jak małą, słodką siostrę, mimo że Renata zbliża się już do pięćdziesiątki. I wciąż czuję się za nią odpowiedzialny.

Kiedy kilka lat temu wpadła na pomysł, żeby założyć małą restaurację na plaży, ogarnęło mnie przerażenie. Moja siostra ma wiele talentów, ale z pewnością nie jest stworzona do prowadzenia firmy. Wymaga to bycia twardym i przede wszystkim asertywnym. Renia natomiast zawsze była raczej skłonna do pomocy innym. Oddałaby ostatni grosz potrzebującym. Jako bizneswoman wyobrażałem sobie ją raczej w roli bankruta. Jej charakter po prostu nie nadawał się do prowadzenia handlu. Mimo to miała swoje argumenty.

– Heniu, to naprawdę świetny plan – przekonywała, kiedy starałem się odwieść ją od pomysłu otwarcia restauracji. – Mieszkamy na wybrzeżu, a tuż obok plaży, blisko kempingu, jest budka na sprzedaż. I to za niezbyt wysoką cenę. Oczywiście, trzeba by trochę zainwestować w remont, ale udało mi się odłożyć nieco pieniędzy. Jest jeszcze trochę oszczędności po mamie... Wspólne, więc musiałbyś wyrazić zgodę. Ale naprawdę dobrze wszystko przemyślałam i wiem, co robię. Potrafię zarządzać finansami, przecież skończyłam technikum ekonomiczne. A gotowanie idzie mi dobrze, prawda?

To prawda, sałatki mojej siostry były sławne w okolicy. I niewielu potrafiło tak dobrze doprawić rybę, jak ona. Ale przecież to nie o gotowanie tu chodzi, ale o realistyczne, konkretne podejście do prowadzenia biznesu. Mimo to nie dało się jej przekonać. Postanowiła i już. Próbowałem nawet przestraszyć ją rywalizacją.

– Renia, na tym placu już działają dwie restauracje. Według ciebie, dlaczego W. się pozbywa swojej? Bo biznes mu nie przynosił zysków. Ludzie zwykle odwiedzają miejsca, które już znają. Ty próbujesz wprowadzić coś nowego. Może być ciężko się przebić – próbowałem ją przekonać.

– Mam już dość zarabiania groszy. Chcę coś swojego i zrobię to. Jeśli nie chcesz wyjąć pieniędzy z lokaty, po prostu zdecyduję się na kredyt.

To był szantaż. Ale nie miałem wyboru. Nie mogłem dopuścić, aby moja młodsza siostra się zadłużyła. Muszę zlikwidować tę lokatę, nie mam innego wyjścia. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie wsparł siostry.

Przepowiadałem jej szybkie bankructwo

Renia wyremontowała budkę, dodała coś na kształt tarasu na podwyższeniu, postawiła drewniane ławki. Niewielkie miejsce, ale wystarczające. Podziwiałem jej spryt – wszystko sama załatwiła, przeszła przez inspekcję sanepidu, uzyskała koncesje na sprzedaż piwa. I jakoś tak wszystko zaprojektowała, że jeszcze zostało jej trochę pieniędzy na dużą zamrażarkę na lody i piłkarzyki. Tak, jak mówiła, zamierzała przyciągnąć klientów.

Inauguracja miała miejsce, zanim rozpoczął się sezon. Głównie zaproszeni byli znajomi, bo turystów było jeszcze niewielu. Muszę przyznać, że jedzenie było pyszne, a atmosfera miła. Ale czy to wystarczy? Z niecierpliwością czekałem, aż coś zarobi. Przyglądałem się ludziom. Reakcje były różne. W ciągu dnia większość z nich spędzała czas na plaży.

Renia obsługiwała głównie dzieci, które przyszły po lody i napoje. Czasami kilku emerytów decydowało się na rybę. Sytuacja nieco poprawiała się wieczorami, ale bez większego wow… Zauważyłem, że Renia jest trochę zawiedziona, więc postanowiłem nie zatruwać jej moim pesymizmem. Niemniej jednak wieszczyłem jej szybką upadłość.

Po dwóch tygodniach zauważyłem zmiany. Ludzie zaczęli coraz częściej odwiedzać jej miejsce w ciągu dnia na małe przekąski. Mężczyźni wybierali piwo i kiełbasy, a kobiety sałatki. A wieczorami jej knajpka była wręcz zatłoczona! Byłem zaskoczony, że nawet ci, którzy zwykle przebywali w sąsiednim „Eldorado”, zaczęli przychodzić do Reni. Zaczynałem podejrzewać, że moja siostra dawała klientom na krechę. Kiedy więc następnym razem wróciła z pracy, grubo po północy, wyglądając na zmęczoną, ale zadowoloną ze swojego zarobku, zapytałem, jak jej się udaje osiągać taki sukces.

– Wiesz, nie jestem pewna – Renia zamyśliła się. – Ale muszę zatrudnić kogoś, bo jestem na skraju wyczerpania. Nie poradzę sobie sama, nawet z twoim wsparciem.

Faktycznie, trochę jej pomagałem. Byłem dostawcą, zamieniałem puste butelki na pełne. Renia niemal od świtu do nocy była przy ladzie. Jej wsparciem była córka sąsiadów, która obsługiwała klientów, kiedy Renia smażyła ryby i kiełbaski. Jednak przy takiej liczbie klientów, to było za mało.

Ten biznes kwitnie

Upłynęło już trzy miesiące, sezon wakacyjny zbliżał się ku końcowi. Turystów ubywało, pojawili się za to miłośnicy grzybobrania. Ku mojemu zdziwieniu, również oni chętnie spędzali czas na tarasie, mimo że wrzesień oznaczał już chłodniejsze noce, a od morza wiał wiatr. Pewnego wieczoru odwiedził mnie W., poprzedni właściciel lokalu. Zamówił sobie piwo i karkówkę, a następnie usiadł obok mnie. Byłem ciekaw, jak mu się powodzi.

– Tak sobie – pogładził wąsy i spojrzał na mnie. – Słuchaj, Heniu, parę lat temu, gdy otwierałem tę budę, myślałem, że to będzie moje zabezpieczenie na przyszłość. Przecież wiem, jak prowadzić handel, znam wartość pieniądza, nie daję zniżek. Ale biznes nie ruszył. W „Eldorado” mają automaty do gier, w „Rybitwie” postawili na telewizję. Też bym coś takiego zorganizował, ale skąd na to wziąć? W końcu ledwo co się utrzymywałem na powierzchni, a musiałem spłacić pożyczkę zaciągniętą na bar.

Teraz już rozumiałem, dlaczego postanowił pozbyć się działalności.

– Dlatego postanowiłem to sprzedać. Gdy Renia do mnie przyszła, to szczerze chciałem ją ostrzec. Znasz swoją siostrę – rzucił mi spojrzenie. – Jest lubiana przez wszystkich, ale jest za dobra. No i to kobieta. Jeśli ja, twardy facet, nie mogłem sobie z tym poradzić, to ona na pewno powinna była zbankrutować. A tutaj słyszę – biznes kwitnie! Nie doceniłem zalet Reni. Sądziłem, że w dzisiejszych czasach to nie ma znaczenia.

– Co dokładnie masz na myśli, mówiąc o zaletach? – zdziwiłem się nieco.

– Mówię o duszy, o samej duszy – W. rozejrzał się dookoła. – To dzięki niej to miejsce ma klimat. Czegoś takiego nie znajdziesz ani w „Eldorado”, ani w „Rybitwie”. Renia to miejsce zaczarowała. Tu się czujesz szczęśliwy. Ludzie czują się tu jak w domu. Jej życzliwość przyciąga każdego. W dzisiejszych czasach tego brakuje, a Renia ma tego pod dostatkiem. Z prostej budy na plaży uczyniła przytulne miejsce.

Spojrzałem na tych ludzi. Siedzieli na tarasie, narażeni na podmuchy wiatru, a mimo to wszyscy świetnie się bawili. Zawsze obawiałem się, że dobry charakter Reni ktoś wykorzysta. Chciałem ją osłaniać i bronić przed światem. Ale ona doskonale potrafiła sama o siebie zadbać. Jak się okazuje, w biznesie nie zawsze trzeba być twardym. Życzliwość, uśmiech i przyjazna atmosfera, mogą zrobić cuda. A Renia to chyba instynktownie rozumiała.

Czytaj także:
„Wiejskie życie miało być sielskie i anielskie, a okazało się nudne jak flaki z olejem. Czuję się jak w więzieniu”
„Marnuję swoje życie w pracy, która nie ma sensu. Jestem trybikiem w maszynce nabijającym portfel szefa dużą kasą”
„Rodzice wydali mnie za mąż za starego faceta. Dla nich liczył się zysk i prestiż, moje uczucia mieli za fanaberie”

Redakcja poleca

REKLAMA