Jako jedyne dziecko podświadomie czułem, że wszystko, co mają, trafi w moje ręce. Dom na obrzeżach miasta, działka nad jeziorem, no i firma ojca, która świetnie prosperowała od lat. Zakładałem, z dużą pewnością siebie (może za dużą), że wszystko, co mają moi rodzice, trafi do mnie. Może to przez te ich częste teksty:
— Tomek, pamiętaj, że to, co mamy, jest dla ciebie. Dla twojej przyszłości.
Powtarzali to przy każdej okazji, gdy poruszało się temat pieniędzy. Więc uwierzyłem. A w co innego miałem wierzyć? I czemu miałem im nie wierzyć? Bo jaki mieliby interes w tym, żeby okłamywać własne dziecko?
Miałem już nawet plan
Kiedy zmarła mama, ojciec stał się jeszcze bardziej zaborczy. Jakby bał się, że straci nie tylko żonę, ale i mnie. Wiedziałem, że kiedyś firma ojca, jego konto bankowe i nieruchomości staną się moimi. Miałem już nawet plan.
— Tomek, pilnuj się, nie dawaj się wciągać w głupoty — mawiał, rzucając mi spojrzenie pełne troski. — Nie pozwól, żeby ktoś cię wykorzystał.
Nie dawałem się. Bo i czemu miałbym? Byłem ostrożny. Ale im więcej miałem czasu na analizowanie sytuacji, tym więcej myślałem o przyszłości. O pieniądzach. Miałem wtedy trzydzieści dwa lata, stałą pracę, ale nie zarabiałem tyle, żeby sobie pozwolić na luksusy.
— Gdy sprzedam działkę, zainwestuję w mieszkania na wynajem — opowiadałem Ani, mojej dziewczynie. — Dom sprzedam, ojciec i tak nie chce w nim mieszkać, bo za dużo wspomnień. A firma? Niech działa. Przejmę stery i będę rozwijał.
— Nie boisz się, że ojciec coś zapisze komuś innemu? — zapytała, unosząc brew.
— A komu miałby to dać? Ciotce Basi? Nie ma nikogo innego.
Ania wzruszyła ramionami, ale widziałem, że coś ją dręczyło.
Śmierć wstrząsnęła mną bardziej, niż bym przypuszczał. Ojciec zmarł nagle. Serce. Wieczorem jeszcze ze mną rozmawiał, opowiadał, jak mija mu tydzień, a rano już go nie było. Śmierć wstrząsnęła mną bardziej, niż bym przypuszczał. Straciłem rodziców, ostatnie kotwice w moim życiu.
Po pogrzebie zjawiłem się w kancelarii notarialnej. Mecenas Lisowski był szczupłym, siwiejącym mężczyzną, który sprawiał wrażenie, jakby widział już wszystko.
— Panie Tomaszu, proszę usiąść.
Miałem wrażenie, że jego głos jest... dziwny. Zza jego okularów patrzyły na mnie bystre, przenikliwe oczy.
Byłem pewien, że to jakiś żart
— Testament ojca jest dość... nieoczywisty — zaczął.
— Nieoczywisty? — zapytałem z niedowierzaniem.
Lisowski westchnął i podał mi dokumenty. Z każdym kolejnym zdaniem moje serce zaczynało bić coraz szybciej.
„Majątek w całości przechodzi na fundację Dla przyszłości, którą założyłem przed śmiercią. Mojej siostrze Basi przekazuję jedynie działkę nad jeziorem. Synowi Tomaszowi pozostawiam 10 tysięcy złotych na początek nowej drogi”.
— Co to ma być? — zapytałem zszokowany, nie mogąc uwierzyć w to, co przeczytałem. — Fundacja? Co to za fundacja?!
Lisowski wzruszył ramionami.
— Pański ojciec stworzył ją rok temu. Przeznaczył większość majątku na cele charytatywne: edukację dzieci, pomoc potrzebującym.
Poczułem, jak robi mi się gorąco. Byłem pewien, że to jakiś żart.
— A co z firmą? — rzuciłem desperacko.
— Fundacja ma zarządzać także firmą. Wszystko zostało szczegółowo opisane w statutach.
Wszystko, co sobie planowałem, wszystkie moje marzenia, nagle rozpadły się w drobny pył
Mój świat legł w gruzach. Wszystko, co sobie planowałem, wszystkie moje marzenia, nagle rozpadły się w drobny pył. Wychodząc z kancelarii, czułem, jakby ktoś wyciął mi kawałek duszy. Bo nie dość, że straciłem moich rodziców, to jeszcze nadzieję na przyszłość. Wszystko przepadło!
To były moje pieniądze
— Co teraz zrobisz? — zapytała Ania, gdy wieczorem opowiedziałem jej o wszystkim.
Nie odpowiedziałem od razu. Zamiast tego nalałem sobie kieliszek wina.
— Nie wiem — rzuciłem, wpatrując się w pusty punkt na ścianie. — Przecież to miało być moje życie.
— Może powinieneś porozmawiać z ciotką Basią? Ona może coś wiedzieć.
Basia. Zawsze była blisko taty, ale nie sądziłem, że odegra aż taką rolę w całej sprawie. Pojechałem do niej następnego dnia.
— Tomek, wiedziałam, że przyjdziesz — powiedziała ciotka, gdy usiedliśmy w jej niewielkim salonie. — To nie była dla twojego ojca łatwa decyzja, wiesz?
— Decyzja? Co ty mówisz, Basiu? On mnie zdradził. Zawsze powtarzał, że to wszystko jest dla mnie. A teraz co? Fundacja?
Ciotka spojrzała na mnie z wyraźnym współczuciem.
— Twój ojciec widział, że zacząłeś traktować te pieniądze jak pewnik. Bał się, że cię zniszczą. Że przestaniesz walczyć o swoje.
— Walczyć? To były moje pieniądze! — krzyknąłem, wstając z kanapy.
— Twoje? — zapytała spokojnie, unosząc brew. — Tomek, zapracował na nie twój ojciec. Chciał, żebyś sam coś osiągnął. Żebyś nie żył jego życiem.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Te myśli pożerały mnie od środka.
Zacząłem od czegoś małego
Minęły tygodnie. Każdego dnia walczyłem z rozczarowaniem i poczuciem rozczarowania. Próbowałem poukładać sobie w głowie, dlaczego ojciec zrobił coś, co wydawało mi się nie tylko niesprawiedliwe, ale wręcz niewybaczalne. W końcu byliśmy rodziną. Czy to nie oznaczało, że powinniśmy się wspierać i zabezpieczać nawzajem?
Przez kilka pierwszych dni po odczytaniu testamentu nie mogłem zmusić się do niczego produktywnego. Włóczyłem się po domu, raz po raz wracając do tych samych pytań. Dlaczego fundacja? Dlaczego Basia dostała działkę, a ja ledwie ułamek tego, czego się spodziewałem?
W końcu jednak przyszedł moment, w którym spojrzałem na siebie w lustrze i zobaczyłem zmęczonego, sfrustrowanego faceta, który w niczym nie przypominał człowieka, jakim chciałem być.
Pomyślałem: „Jeśli będę tkwił w tym stanie, to co mi zostanie? Może właśnie o to chodziło ojcu? Może widział, że pieniądze mnie zmienią i chciał mnie przed tym uchronić?”
Przypomniałem sobie, jak ojciec zawsze powtarzał, że sukces to nie tylko kwestia pieniędzy, ale przede wszystkim ciężkiej pracy i uczciwości. Może próbował mnie do tego zmusić? Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi, że największym prezentem, jaki może mi dać, jest nauczenie mnie, jak radzić sobie samemu. Wtedy myślałem, że to tylko gadanie, ale teraz... może w tym było coś więcej.
Zacząłem od czegoś małego: postanowiłem otworzyć własną firmę. Nie miałem kapitału ani doświadczenia, ale miałem determinację. Wykorzystałem te 10 tysięcy, które zostawił mi ojciec, chociaż początkowo uważałem tę kwotę za żałosną. Zainwestowałem w niewielki biznes — małą działalność związaną z marketingiem internetowym. Może nie brzmiało to spektakularnie, ale od czegoś trzeba było zacząć.
Początki były trudne, brakowało klientów, a konkurencja była duża. Z każdym małym sukcesem czułem jednak, że coś się zmienia. Moje życie zaczynało się stabilizować, a ja powoli nabierałem wiary w siebie. Pierwszy większy klient? To było jak wygrana na loterii, ale wiedziałem, że to nie szczęście mnie do tego doprowadziło. Tylko ciężka praca.
I wtedy coś sobie uświadomiłem. Ojciec wcale mnie nie zdradził. Może to ja go zawiodłem, z góry zakładając, że dostanę wszystko bez wysiłku. Może widział we mnie kogoś, kto zmierza w złym kierunku, i w ostatniej chwili postanowił mnie... wyhamować? Może wierzył, że tylko pozbawiając mnie wygody i planów na łatwe życie, zmusi mnie do odnalezienia siebie na nowo.
W tamtym momencie poczułem coś, czego nie spodziewałem się poczuć. Wdzięczność. Tak, byłem wdzięczny. Wdzięczny za to, że nie dał mi tego, co chciałem, tylko to, czego naprawdę potrzebowałem.
Moje życie nie było już takie, jak sobie skrupulatnie planowałem. Ale było moje. Każdy krok, każda decyzja była wyłącznie moja. I to było więcej warte niż jakikolwiek majątek, który mógłbym odziedziczyć.
Tomasz, 33 lata
Czytaj także:
„Rodzice nie tolerowali mojego męża, bo nie klękał na widok krzyża. Łapali się za głowę, bo w piątki jadł schabowe”
„Moja żona prowadzała się z jakimś typem, twierdząc, że to jej przyjaciel. Zaniemówiłem, gdy go poznałem”
„Brat poczuł zapach kasy i zmienił się w wyniosłego dorobkiewicza. Zamiast pomóc rodzinie trwoni pieniądze na panienki”