– Powinieneś zadbać o zdrowie – odezwała się żona.
Poprawiłem się w fotelu, opierając nogi na pufie. Od niechcenia zerknąłem na ekran telewizora.
„O co jej chodzi?” – pomyślałem, czując nadchodzące zagrożenie. „Przecież dbam o siebie, nie przemęczam się, wysypiam… Chyba nie chciała mnie przekonać, że w moim wieku powinienem biegać wieczorami po osiedlu? Na pewno uszkodziłbym sobie stawy i wszystko, co można sobie uszkodzić, ugryzłby mnie zły pies, albo zmoczył nagły deszcz i przeziębienie gotowe. Może nawet ciężkie zapalenie płuc”.
– Nie rozumiem, dlaczego tak bronisz się przed wyjazdem do sanatorium – dodała.
Odetchnąłem z ulgą
Zapomniałem, że po długim oczekiwaniu wyznaczono mi właśnie możliwość skorzystania z takiej kuracji.
– Lubię dom, a tam będę mieszkał z obcymi ludźmi. Może któryś mieć wszy albo coś gorszego – zacząłem tłumaczyć.
Żona uniosła brwi, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, uśmiechnąłem się szeroko.
– Żartowałem. Oczywiście, może się okazać, że wyjazd będzie całkiem przyjemny – stwierdziłem bez przekonania.
Perspektywa spędzenia trzech tygodni w specyficznej atmosferze uzdrowiska, zupełnie do mnie nie przemawiała.
„Co może być interesującego w dreptaniu z mokrym ręcznikiem z zabiegu na zabieg, nudnych spacerach i rozmowach o niczym, z przygodnie spotkanymi ludźmi?” – myślałem.
Moje protesty nie spotkały się ze zrozumieniem i dziesięć dni później zameldowałem się w recepcji sanatorium. Przydzielono mnie do trzyosobowego pokoju. Współlokatorzy okazali się sympatyczni. Już pierwszej nocy miałem okazję przekonać się, że Rysiek chrapie, natomiast Marian mówi przez sen. Rano zszedłem do stołówki. Moje miejsce wypadło przy czteroosobowym stoliku. Oprócz niezbyt rozmownego małżeństwa, siedziała tam samotna, niebrzydka kobieta. Była młodsza ode mnie o jakieś dziesięć lat, czyli późna czterdziestka, oceniłem. W czasie śniadania uśmiechnęła się do mnie kilka razy. Gdy później usiadła na ławce przed budynkiem, żeby zapalić papierosa, skorzystałem z okazji, by do niej dołączyć.
– Jestem Marek – przedstawiłem się.
– Dorota – odpowiedziała z uśmiechem.
Rozmowa o pogodzie i sanatorium potoczyła się gładko. Przy kolejnych spotkaniach zawsze zamienialiśmy ze sobą kilka zdań.
Dwa dni później po kolacji zaproponowała spacer
Niemal podskoczyłem z radości. Najwyraźniej uznała, że jestem atrakcyjnym mężczyzną! Powłóczyliśmy się trochę po miasteczku i usiedliśmy w kawiarni. W lecie bywała tu dyskoteka. Na podwyższeniu zauważyłem rurę. Widocznie w sezonie tańce przy niej uprzyjemniały pobyt turystom. Tymczasem Dorota zamówiła wino. Głośna muzyka trochę mi przeszkadzała, ale i tak przegadaliśmy dwie godziny. Następnego dnia ja zaproponowałem wspólne spędzenie wieczoru. Mała miejscowość uzdrowiskowa na jesieni nie oferowała zbyt wielu atrakcji, więc ostatecznie znów zasiedliśmy w tym samym lokalu. Dorota wypiła trzy lampki wina i miała doskonały humor. Zaciągnęła mnie na parkiet, gdzie w rytm muzyki kiwało się już kilka wtulonych w siebie par. Wróciłem do pokoju, podśpiewując pod nosem. Rysiek uśmiechnął się znacząco.
– Kolega zakochany... – skomentował.
Marian pokręcił głową.
– Cóż, młodość musi się wyszumieć – stwierdził, znacząco patrząc na moje siwiejące włosy.
Machnąłem ręką na ich zaczepki i rozmarzony poszedłem spać. W najbliższą sobotę znów umówiliśmy się w kawiarni. Dorota dotarła tam wcześniej niż ja. Gdy usiadłem przy stoliku, kończyła właśnie kolejny kieliszek wina.
– Lubię wino – zwierzyła się w trakcie rozmowy.
Zamówiłem więc jeszcze jedną butelkę. Kwadrans później pozwoliłem porwać się do tańca. Nie jest to moja mocna strona, ale dzielnie walczyłem na parkiecie. Natomiast Dorota była w swoim żywiole. Rozgrzana alkoholem, wirowała wokół mnie, improwizując taneczne figury.
– Podsadź mnie! – zażądała w pewnym momencie.
Chcąc nie chcąc, pomogłem jej wtoczyć się na podwyższenie z błyszczącą rurą. Dorota była dużo cięższa, niż sobie wyobrażałem. Miała krągłe kształty i mogła się podobać. Jednak pomysł z tańcem na rurze mnie zaniepokoił. Zdałem sobie sprawę, że pewnie wypiła o jeden kieliszek za dużo i już nic nie mogło jej powstrzymać. Gdy objęła nieszczęsną rurę i zaczęła wykonywać podrygi, zaczerwieniłem się po same uszy. Jej rzekomy taniec nie był w najmniejszym stopniu zmysłowy. Dorota niezbyt subtelnie eksponowała swoje wdzięki i bieliznę, a jej ruchy były po prostu wulgarne.
– Żenada – odezwała się jedna z młodych dziewczyn przy najbliższym stoliku.
Poczułem, że muszę wyjść
Już byłem przy drzwiach, gdy zdecydowałem, że nie mogę zostawić Doroty samej. Wróciłem do stolika i czekałem z nadzieją, że wkrótce znudzi się jej ta zabawa. Wróciła po kilku minutach. Szybko wyczuła, że jej występ nie wzbudził entuzjazmu.
– Może wrócimy do sanatorium? – zaproponowałem.
Skinęła głową. Po drodze zastanawiałem się nad sytuacją. Zauroczenie Dorotą minęło jak ręką odjął. Z rozrzewnieniem pomyślałem o mojej żonie. Dobra, życzliwa osoba z wdziękiem i wyczuciem sytuacji.
„Dobrze, że między mną i Dorotą do niczego nie doszło” – pomyślałem i odetchnąłem z ulgą.
Czytaj także:
„Randki traktuję jak przesłuchanie. Bajerantów eliminuję na starcie, szukam tylko bogatych i mądrych kandydatów”
„Zaprosiłem córkę na randkę. Chciałem, żeby pomimo rozwodu rodziców, nadal miała prawidlowy wzorzec męskości”
„Nie wiem, czy dam radę być samotną matką. Może powinnam przymknąć oko na to, że mój facet przespał się z eks?”