Byliśmy parą od liceum. Ale poznaliśmy się na pielgrzymce do Częstochowy w ósmej klasie szkoły podstawowej. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Albo lepiej powiedzieć – od pierwszego noclegu na zimnym polu namiotowym, gdzie dzwonienie moich zębów słychać było nawet w sąsiednich namiotach.
Patryk był w grupie porządkowej. W dzień dbał z innymi chłopakami o to, żeby kolumna pielgrzymów bezpiecznie przechodziła ulicami miast i wsi; nocą stał z kolegami na czatach, sprawdzając, czy nikt nie zakłóca spokoju śpiącym pielgrzymom. Zdarzało się też, że na polecenie nadwrażliwego księdza zaglądał do namiotów młodzieży, patrząc, czy chłopaki nie śpią z dziewczynami. Purytańskie zasady panowały na tych naszych pielgrzymkach.
Tamtej nocy spałam z Anetą i Karoliną. Trzecia koleżanka skręciła nogę poprzedniego dnia i wróciła z rodzicami do domu. W naszym dużym, ale cienkim namiocie, którego w dodatku nie umiałyśmy dobrze rozłożyć, tak nam wiało od podłogi, że leżałyśmy ściśnięte we trzy i dygocząc z zimna, próbowałyśmy ogrzać się własnymi ciałami. Rozmawiałyśmy, próbując sobie nawzajem poprawić humory, lecz byłyśmy tak zziębnięte i zmęczone, że miałyśmy już wszystkiego dość.
Był taki opiekuńczy, serdeczny, troskliwy
Poprzedniej nocy spałyśmy w stodole, u gospodarzy, którzy nie tylko przyjęli nas kolacją, ale też wymościli nam siano kołdrami i kocami tak, że było nam aż gorąco. Za to ten nocleg stał się prawdziwą szkołą życia. Nie znalazłyśmy miejsca u okolicznych mieszkańców, więc zostało nam tylko to pole namiotowe. Właśnie wtedy, gdy próbowałam wydostać się ze śpiwora , żeby odszukać w bagażu ostatnią bluzę, którą mogłabym wciągnąć na siebie – ktoś mi zaświecił latarką po oczach.
– Wypad z naszego namiotu, złodzieju! – krzyknęłam ostro.
– Spokojnie, spokojnie, to tylko my, porządkowi – powiedział jakiś chłopak i poświecił sobie
w twarz. – Już dawno po północy, a cały czas słychać z waszego namiotu rozmowy. Przyszliśmy sprawdzić, czy nie macie tu jakiejś koedukacyjnej imprezki.
– Tak, mamy imprezę pod hasłem: „Kto pierwszy zamarznie”. Może chcesz do nas dołączyć? – odburknęła Aneta i przewróciła się na drugi bok.
Chłopak speszył się i wyszedł na czworakach z namiotu. Było ciemno, ale zapamiętałam jego twarz. On chyba moją jeszcze lepiej, bo od następnego dnia nie odstępował ode mnie na krok. Do końca szlaku pielgrzymkowego załatwiał mi noclegi w przyzwoitych domach, nosił bagaże, dopytywał, czy zjadłam coś ciepłego, podrzucał słodycze. Spodobał mi się. Był atrakcyjny, jednak przede wszystkim bardzo dojrzały jak na swój wiek. Miał dopiero piętnaście lat, a zachowywał się jak dorosły facet. Przez całe liceum nawet raz mnie nie zawiódł. Kiedy większość chłopaków miała w głowie imprezy, picie tanich win i spotykanie się z dziewczynami dla sportu, Patryk wydawał się jak z innej planety. Nie był typem kujona i nie spędzał całych wieczorów nad książkami, lecz robił wszystko, żebyśmy mogli być ze sobą jak najczęściej.
Wymyślał wycieczki z plecakiem po górach, rajdy rowerowe, spływy kajakiem, ogniska. Dziewczyny zazdrościły mi tak odpowiedzialnego faceta, któremu w dodatku nie przechodziło zauroczenie pierwszą miłością.
Samodzielnie zarobił na nasze wesele
Niedługo przed maturą Patryk mi się oświadczył. Moi rodzice, którzy są bardzo konserwatywni, nie ukrywali, że dla nich taka decyzja zapada za wcześnie.
– Jeszcze macie całe studia przed sobą. To jest poważny krok, na całe życie – powtarzała mi mama. – Nie śpieszcie się tak, poznajcie się lepiej.
Wszystkie rady od moich rodziców zawsze uznawałam za cenne, ale tym razem uważałam, że przesadzają. Przez prawie pięć lat poznałam Patryka na wylot. Wiedziałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że to będzie mój mąż, którego rodzice mi wymodlili. Przyjęłam pierścionek. Ustaliliśmy wstępnie, że weźmiemy ślub po czwartym roku studiów.
Patryk był mi całkowicie oddany. Nie tylko wspierał mnie w każdej sytuacji, bronił, dawał poczucie bezpieczeństwa, ale i miał poglądy podobne do moich. Też uważał, że warto wstrzymać się z seksem do ślubu. Wśród znajomych byliśmy jedyni z takimi poglądami, jednak Patryk nie bał się do nich przyznać. Miał silną osobowość, dzięki czemu koledzy go szanowali, nawet jeśli za plecami robili sobie z niego głupie żarty.
– Jestem praktykującym katolikiem, moja narzeczona chce zachować dziewictwo specjalnie dla mnie, do ślubu. Nie widzę powodu, dla którego miałbym ją do czegoś zmuszać – mówił publicznie, choć w towarzystwie uważano nas za dziwaków.
Studia szybko zleciały. Po trzecim roku Patryk zdecydował, że przeniesie się na zaoczne i pójdzie do pracy.
– Chcę przez ten rok zarobić na nasz małżeński start – postanowił. – Nie zamierzam po ślubie brać pieniędzy od rodziców, a musimy mieć za co wynająć mieszkanie czy pojechać w podróż poślubną.
Nie mogłam uwierzyć, że mam przy sobie aż tak rozsądnego i dojrzałego chłopaka! Patryk poszedł do pracy, odłożył pieniądze, zafundował mi nawet suknię ślubną, o jakiej marzyłam. Ale zauważyłam, że się trochę zmienił. Stał się bardziej rozrywkowy. W sobotnie wieczory, które zwykle spędzaliśmy razem w kinie albo na kanapie pod kocem, wolał teraz umawiać się w klubie z ludźmi z pracy.
– Wiesz, tu chodzi o podtrzymanie relacji – przekonywał mnie. – Zaczniesz życie zawodowe, to zrozumiesz. Żeby móc pracować w dobrej atmosferze, mieć ludzi po swojej stronie, awansować, trzeba też z nimi czasem wypić po pracy.
To nie było w stylu mojego przyszłego męża. Ale nadal troszczył się o mnie, angażował się w sprawy wesela, więc przymknęłam oko na budzący się w nim duch imprezowicza. Ślub mieliśmy jak z bajki. Dopisali prawie wszyscy goście, w sumie w kościele stawiło się ponad trzysta osób. Na weselu
– więcej niż połowa z nich.
Ceremonia była dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam. Śpiewał chór studencki, a przed ołtarzem stało aż ośmiu księży, których poznaliśmy z Patrykiem podczas pielgrzymek i wakacyjnych wypadów w góry.
Wszystko miało niemal boską oprawę. W podróż poślubną wyjechałam jak na skrzydłach… Zupełnie nową twarz mojego świeżo upieczonego męża zobaczyłam już na lotnisku w Barcelonie. Był jakiś podenerwowany, co chwila sprawdzał telefon, uciekał na bok rozmawiać. Twierdził, że ma kłopoty w pracy.
Dzień po dniu na nowo uczę się żyć
Wieczorem zaproponował, żebyśmy przesunęli tę naszą długo wyczekiwaną noc poślubną, bo on jest zmęczony. Dosłownie poczułam się, jakbym dostała w twarz. Później też nie było lepiej. Robiłam dobrą minę do złej gry, ale nie tak wyobrażałam sobie swój miesiąc miodowy. Patryka jakby w ogóle ze mną nie było. Niby w końcu poszliśmy do łóżka, jednak to wszystko było takie na siłę i od niechcenia, że aż chciało mi się płakać. Gdy po dwóch tygodniach wróciliśmy do Polski, Paryk oświadczył mi, że musi wyjechać na tydzień w delegację.
– Firma wysyła mnie na targi do Paryża – powiedział, nie patrząc mi w oczy.
Zapytałam, co się między nami dzieje. Odburknął tylko, że jest zmęczony, że cały ten ślub to była szopka, po której musi znów nabrać sił do życia.
– Jaka szopka?! – zapytałam ze łzami w oczach. – Naszą przysięgę uważasz za szopkę? Powiedzieliśmy sobie przed Bogiem, że będziemy razem do końca życia!
Kto mi podmienił faceta?!
Tydzień później Patryk zadzwonił, że wyjazd mu się przedłuży. Wrócił po trzech. Nie tłumaczył się. Po prostu spakował resztę rzeczy i się wyprowadził. Oznajmił mi tonem bezdusznego lektora, że zakochał się w innej kobiecie, a to, co było między nami, wygasło. Słuchałam go jak obcego człowieka. Ten facet nadal miał ciało Patryka, ale mówił jak ktoś zupełnie pozbawiony uczuć! Nieodpowiedzialny drań, który bawi się kobietami, zdradza żonę na prawo i lewo, i żadne obietnice nie mają dla niego znaczenia…
Patryk odszedł do swojej szefowej, starszej od niego o dwanaście lat. Zostawił mnie samą kilka tygodni po ślubie.
Nagle straciłam najlepszego przyjaciela i męża, a cały mój świat budowany od tak dawna po prostu runął. Pierwszego półrocza po jego odejściu nie pamiętam. Dopiero po roku jako tako stanęłam na nogi. Cały czas mieszkała ze mną siostra, bo chyba oszalałabym sama w czterech ścianach.
Kubę poznałam trzy lata później. Dziś jesteśmy razem, ale na razie nie planujemy ślubu. Trudno mi się pozbyć urazu, na nowo komuś uwierzyć. Nawet jeśli teraz znów mam szansę być szczęśliwa, dopiero uczę się na nowo zaufać drugiemu człowiekowi.
Czytaj także:
„Wzięłam ślub w tajemnicy przed rodziną. Mój mąż rozpłynął się w powietrzu bez rozwodu, a chłopak chce się oświadczyć”
„Po 20 latach mąż zostawił mnie dla »prawdziwej miłości«. Miłość wykopała go z domu, a on wrócił z podkulonym ogonem”
„Latałam za nim jak kot z pęcherzem, a on odrzucił moją miłość. Czułam się pusta i niekochana”