„Byłam zła na córkę i zięcia, że uczą mojego wnuczka kłamstwa. Mały spryciarz uświadomił mi, że ja też nie jestem święta”

babcia i wnuczek fot. iStock by Getty Images, PeopleImages
„Marysia i Maciek byli małżeństwem 6 lat. Bartek jeszcze niedawno leżał w beciku, wystarczyło go nakarmić, poruszyć grzechotką czy pójść na spacer, by mieć spokój. Jakże szybko wszedł w wiek poznawania świata i rozumienia go! Dorośli musieli się nauczyć, że słucha, co mówią, patrzy, co robią, a potem wyciąga wnioski”.
/ 21.04.2023 12:30
babcia i wnuczek fot. iStock by Getty Images, PeopleImages

Bartek, mój czteroletni wnuczek przechadzał się po pokoju, udając dorosłego. Między palcem wskazującym i środkowym prawej dłoni trzymał ołówek. Nagle usiadł na krześle, założył nogę na nogę i przyłożył go do ust.

Dziecko, co robisz? – spytałam go.

Moja córka machnęła ręką.

– Po prostu naśladuje tatusia.

– Zaraz, przecież Maciek obiecał, że rzuci palenie – zaniepokoiłam się.

– Mnie obiecywał już milion razy – wzruszyła ramionami. – Owszem, nie pali w domu, ale jego ubrania śmierdzą jak popielniczka, więc… Zresztą Bartuś widział go kilka razy, jak popala sobie na balkonie.

Wnuczek pokiwał głową i dodał:

Tata pali, gdy mamy nie ma.

– No proszę! – westchnęłam. – Nic się przed tym dzieckiem nie ukryje.

– Nawet nie wiesz, jaki Bartek jest spostrzegawczy. Strach coś przy nim powiedzieć. Trzeba się pilnować – uśmiechnęła się Marysia.

Czego oni uczą swoje dziecko? Kłamstwa!

Spojrzałam na jasnowłosego cherubinka, który przysiadł obok mnie.

– Cóż, trzeba się liczyć z tym, że dziecko dorasta, poznaje świat… – pogłaskałam wnuczka po główce. – No i w mig wyczuwa każdy fałsz. Trzeba mu zawsze mówić prawdę. No i być konsekwentnym w tym, co się robi – spojrzałam na córkę.

Marysia i Maciek byli małżeństwem 6 lat. Bartek jeszcze niedawno leżał w beciku, wystarczyło go nakarmić, poruszyć grzechotką czy pójść na spacer, by mieć spokój. Jakże szybko wszedł w wiek poznawania świata i rozumienia go! Dorośli musieli się nauczyć, że słucha, co mówią, patrzy, co robią, a potem wyciąga wnioski.

– Trudno, żebym musiała się pilnować przed własnym dzieckiem – Marysia chyba wzięła moje słowa do siebie. – Po pracy, w domu, należy mi się chyba odrobina luzu, prawda?

Bartek tymczasem nachylił się w moją stronę i szepnął mi do ucha:

– A mama podjada czekoladki, gdy taty nie ma w domu. Dużo czekoladek!

Marysia narzekała, że ostatnio trochę przytyła. Miała stosować jakąś dietę cud, ale nie zauważyłam wcale, by zeszczuplała. A przecież sama mówiła, że odstawiła słodycze.

Kiedy moi kochani wrócili do domu, usiadłam w fotelu i zaczęłam rozmyślać. Niewątpliwie córka i zięć mieli to i owo na sumieniu. A Bartek wyłapywał rozbieżności w tym, co rodzice mówią, i co robią. Pewnie zastanawiał się, dlaczego tatuś pali, chociaż obiecywał, że zerwie z nałogiem i czemu mama podjada czekoladki, choć zapewniała, że zrezygnuje ze słodyczy.

Dziecko świat poznaje najpierw poprzez swoich rodziców. A czego uczą syna Marysia i Maciek? Kłamstwa! Przy ich następnej wizycie wzięłam zięcia na poważną rozmowę. Chciałam uświadomić mu, że źle robi.

Mały spryciarz wychwyci każdy błąd

– Nie będziesz dla syna autorytetem, skoro okłamujesz żonę. Zrób coś pożytecznego dla siebie i rodziny. Niech dziecko nie patrzy, jak po kryjomu palisz papierosy – powiedziałam.

– Mama nie wie, jakie to trudne! – jęknął skruszony. – Czego ja już nie zażywałem… Mnóstwo specyfików. Przetestowałem chyba wszystko…

Podniosłam rękę i przerwałam mu:

– Ja wiem, że oboje macie bardzo stresującą pracę. Ty rozładowujesz stres paleniem, natomiast Marysia podjada  ukradkiem słodycze, ale…

– Przecież obiecywała, że koniec ze słodkościami! – oburzył się Maciek.

– Ty także obiecywałeś! I to nieraz!

Najwyraźniej moje słowa poskutkowały, bo rodzice Bartka wzięli się za siebie. Mój mały wywiadowca potwierdził, że tatuś już nie pali po kryjomu, a mama nie podjada słodyczy po tym, jak ostatnio miała poważną rozmowę z tatą. Cieszyłam się.

Pewnego dnia, gdy Marysia i Maciek musieli dłużej zostać w pracy, poprosili, bym odebrała Bartka z przedszkola. Szłam sobie spacerkiem, grzejąc twarz w ciepłym wiosennym słońcu. Do przejścia dla pieszych brakowało mi jeszcze kilkadziesiąt metrów. Pusta ulica kusiła, by zrobić sobie mały skrót i zaoszczędzić na czasie.

– O! Jest moje szczęście! – objęłam czule Bartusia. – Babcia cię ubierze i pójdziemy do cukierni na ciasteczka.

Cukiernia znajdowała się po przeciwnej stronie ulicy, oddalona o dobre 200 metrów. Pociągnęłam wnuka za rączkę, a ten stanął jak wryty.

– Idziemy do pasów, tutaj nie wolno przechodzić – powiedziałam.

– Ale przecież widziałem przez okno, jak tędy przechodziłaś, babciu! – spojrzał na mnie z wyrzutem.

Przeklęłam w duchu. No tak, zostałam przyłapana przez wnuka na gorącym uczynku! Nie przypuszczałam, że będzie wyglądał przez okno…

– Masz rację – przyznałam po chwili. – Źle zrobiłam. To się więcej nie powtórzy. Należy przechodzić przez ulicę w wyznaczonych miejscach.

Po kilku dniach zadzwoniła do mnie Marysia i opowiedziała, że słyszała od Bartka o moim „wykroczeniu”.

– A kto nam ostatnio mówił, że trzeba być konsekwentnym? – spytała.

– Oj, wiesz... Tak się do niego spieszyłam… – bąknęłam zawstydzona.

– Mówiłam, że musimy się przed nim mieć na baczności? – zachichotała.

– Cóż, mały spryciarz dostrzeże każdy błąd. Będę musiała się poprawić!

Czytaj także:
„Mama karmiła nas kłamstwem o miłości. Żyłam w fikcyjnej rodzinie, bo ona kochała innego i w myślach zdradzała tatę”
„Mąż ubzdurał sobie, że zrobi z naszego wrażliwego synka supermana. By ratować dziecko, musiałam się uciec do kłamstwa...”
„Rodzice wychowują swoje dzieci na małych ignorantów. Byłam w szoku, gdy małolaty dzieliły się na lepszych i gorszych”

Redakcja poleca

REKLAMA