„Byłam załamana syfem u kuzynki. Nawet miski psa chciała umyć razem z naszymi. A koty panoszyły się wszędzie”

kobieta, która była załamana brakiem czystości w domu kuzynki fot. Adobe Stock, Halfpoint
Mama wrzuciła mi do bagażnika środki antybakteryjne. Były 2, w sprayu i w żelu. Co za szczęście! Odruchowo rzuciłam się po szmatę, którą widziałam wcześniej wiszącą w łazience. Może Agnieszka się zorientuje, że nie każdy lubi w brudzie siedzieć?
/ 26.07.2021 09:25
kobieta, która była załamana brakiem czystości w domu kuzynki fot. Adobe Stock, Halfpoint

Całe lata nie widziałyśmy się z Agnieszką, toteż gdy w tym roku przyjechała na komunię Lilki, nie mogłyśmy się nagadać. Ale bo to da się porozmawiać w czasie rodzinnego spędu? A taka byłam ciekawa, jak się Agnieszce teraz powodzi! Od czasów liceum i matury nasze drogi życiowe się rozeszły – ja dostałam się na prawo, ona zdała do szkoły teatralnej w Krakowie. Zazdrościłam jej pasji i odwagi, chociaż moja mama twierdziła, że to tylko głupota: kto mając uniwersytet pod nosem, dla fanaberii narażałby rodzinę na takie wydatki?!

Kiedy Aga rzuciła studia i wyjechała ze swoim chłopakiem do Norwegii, rodzinka triumfowała, powtarzając, że od początku było wiadomo, że dobrze się ta historia nie skończy. Mnie, studentce pilnie zakuwającej paragrafy, rzecz jasna, szalenie to wszystko imponowało. I po cichu zawsze za Agnieszkę trzymałam kciuki, mając nadzieję, że zbuntowana kuzyneczka jeszcze pokaże familii, że można ułożyć sobie życie inaczej.

Lata mijały, ja wyszłam za mąż, urodziłam córkę, gdy nagle rok temu gruchnęła wieść, że Agnieszka i jej mąż wracają do Polski i kupują dom na Mazurach.

– Na takim zadupiu? – zdziwił się któryś z wujków. – Czy ta dziewczyna nigdy nie dorośnie? Całe życie będzie spodnie przez głowę wkładać? – zażartował.

Ciotka Ala, mama Agi, pojechała potem na święta do córki i po powrocie nie mogła się nachwalić, jak tam pięknie! Dom duży, ogród, lasy wokół – jak w bajce. Tylko czekać, aż wnuki się pojawią. No i, chociaż daleko, zawsze to Polska, a nie obce kraje, gdzie się nawet w sklepie człowiek dogadać nie może.

No nie, takiego syfu to ja się nie spodziewałam

A teraz Agnieszka pojawiła się na komunii, więc chyba nic dziwnego, że byłam ciekawa.

– Nie nagadałyśmy się – stwierdziłam, gdy odjeżdżała. – Nie możesz zostać kilka dni?
– Nie dam rady, mąż pracuje poza domem, a ktoś musi pilnować zwierzaków – roześmiała się. – Ale może ty byś wpadła w wakacje? Weź Lilkę i przyjedźcie na kilka dni.

Mój stary oczywiście się boczył, bo uznał, że skoro już jedziemy do Hiszpanii na dwa tygodnie, to wakacji mi wystarczy, ale tym razem się postawiłam. No bez żartów, co to za reglamentacja odpoczynku? W lipcu zabieram Lilkę – zapowiedziałam – i wyruszamy na Mazury, nie ma dyskusji. Byłam podekscytowana, córa także, zwłaszcza odkąd się dowiedziała, że będą tam zwierzęta. Szkoda, że nie dopytałam jakie…Miałam nadzieję, że nie klatkowa hodowla lisów na futra, bo to smród!

Wyruszyłyśmy w sobotę raniutko i późnym popołudniem byłyśmy już na miejscu. Dzicz, bez GPS bym nie trafiła na pewno. Na wielkim podwórzu – ledwo wysiadłyśmy z auta – dopadły nas psy.

– Brutus, Jaga, na miejsce! – krzyknęła Agnieszka z ganku i bestie, na szczęście, oddaliły się, popatrując tylko koso spod krzaka.

Przywitałyśmy się, potem kuzynka wzięła nas do domu i pokazała pokój, który będziemy zajmować. Na łóżku leżało wielkie, bure kocisko, szpetne jak noc listopadowa. Brakowało mu sierści na połowie pyska i aż zmartwiałam, widząc, że Lilka bierze tego futrzaka w objęcia. Gdy tylko Aga wróciła na dół, by zrobić kawę, natychmiast wyrzuciłam śmierdziela na schody, zdjęłam narzutę i wytrzepałam ją przez okno. Chwilę potem przypomniałam sobie, że mama w ostatniej chwili wrzuciła mi do bagażnika środki antybakteryjne na podróż, i natychmiast pognałam na dół. Były dwa, w sprayu i w żelu. Co za szczęście!

W ciągu najbliższej godziny okazało się, że w domu są jeszcze dwa inne koty oraz koszatniczka. Ta, dzięki Bogu, siedziała w klatce, więc gdy już człowiek zaakceptował fakt, że non stop szarpie drutami, wydawała się całkiem nieszkodliwa.

– Ale u ciebie zoo – zdziwiłam się.
– Zawsze marzyłam o tym, żeby mieć futrzaki! – roześmiała się Agnieszka. – Lilce się pewnie podoba, prawda?

Córa tylko kiwnęła głową, taka była zajęta mizianiem kotków. Te dwa przynajmniej wyglądały na zdrowe, choć jeden Bóg wie, ile bakterii miały na łapach.

– Umyj ręce – zareagowałam czujnie, gdy przyszła wziąć sobie kawałek drożdżówki.

Spełniła polecenie bez szemrania. Na razie gadałyśmy sobie z Agnieszką i było bardzo przyjemnie. Zupełnie inaczej niż na sztywnych pogawędkach z innymi członkami rodziny! Wesoło, ze śmiechem; czułam się, jakbym znów była młodą dziewczyną.

Twój dom, ale potrzeby gości chyba też są ważne

Miałyśmy właśnie wyjść obejrzeć ogród, który był świeżą pasją kuzynki, gdy pod dom zajechała terenówka, a po chwili drzwi otworzyły się i do domu wpadły dwa poznane już na podwórzu owczarki i zaczęły obskakiwać swoją panią. Wcześniej chyba urządziły sobie kąpiel, bo na panelach kuchni pojawiło się mnóstwo błota, a nawet jakieś zielsko. Odruchowo rzuciłam się po szmatę, którą widziałam wcześniej wiszącą w łazience.

– Zostaw, Aśka, szkoda roboty – machnęła Aga ręką. – Wieczorem się powyciera wszystko, jak już pójdą spać. I tak będą latać wte i wewte.

Jak to – będą latać? Myślałam, że one zasadniczo na dworze są! Aż tyle ciuchów to nie wzięłam, żeby Lilkę non stop przebierać… Wytarłam jednak tę podłogę do końca. Może Agnieszka się zorientuje, że nie każdy lubi w brudzie siedzieć? Potem jednak, gdy psy dostały jeść, szczęka mi opadła na dobre. Ich miski wylądowały w ogólnym zlewozmywaku! Rany boskie, czy ci ludzie nie słyszeli nigdy o pasożytach odzwierzęcych?! Drożdżówka wręcz stanęła mi w gardle.

– Psy są regularnie odrobaczane – odpowiedziała na moje nieśmiałe pytanie Agnieszka. – Koty też, jakby co.

I to mnie miało uspokoić?! Nie jestem jakaś obsesyjnie nawiedzona na punkcie czystości, jednak z godziny na godzinę czułam się w tym domu coraz mniej bezpiecznie. Jajka prosto od kur wkładane do lodówki na ogólną półkę, potem miska czereśni postawiona na stole bez wcześniejszego umycia, kocury łażące, gdzie im się spodoba… Zaraz po powrocie na górę spryskałam wszystko sprayem antybakteryjnym i poleciłam Lilce, żeby nie zostawiała w łazience żadnych ubrań ani ręczników.

Gdyby nie ten brak czystości, czułabym się u kuzynki naprawdę świetnie, ale lęk przed złapaniem jakiegoś świństwa w końcu zwyciężył i postanowiłam porozmawiać z gospodynią. Dobrze to przyjęła, choć z dziwną miną. Zaczęłam od tego, że psy powinny być stale na dworze. Przecież to niewiarygodne, ile wnoszą kurzu i jak sieją kłakami!

– Aśka, mogę myć ręce co pięć minut i pucować jajka – przerwała mi. – Ale nie ustawiaj mi zasad, to w końcu mój dom.

To jaki sens będą miały jakiekolwiek działania, skoro zaraz będzie tak samo?! Wkurzyłam się strasznie, więc wyjechałyśmy po dwóch dniach – nie zamierzałam ryzykować zdrowia swojego ani córki. Nie rozumiem, jak można tak lekceważyć potrzeby gości. Naprawdę Aga nie mogła się dostosować przez tych kilka dni do cywilizowanych standardów? 

Czytaj także:
Mój były mąż okazał się mordercą, ale to na mnie wszyscy wydali wyrok
Jestem samotną matką i mam raka. Jeśli umrę, syn trafi do domu dziecka
Iwona prawie rozwiodła się z mężem, ale zrezygnowała. Nie chciała wstydu

Redakcja poleca

REKLAMA