„Zakochałam się w kuzynie, rodzice uznali to za degrengoladę. Po latach wyjawili mi, że jestem adoptowana. Mogliśmy być razem”

Zakochałam się w swoim kuzynie fot. Adobe Stock, aleshin
Uświadomiłam sobie, że przez tę tajemnicę zrezygnowałam ze swojej prawdziwej, może jedynej miłości. Przecież gdyby wyjawili mi ten sekret przed laty, nigdy nie rozstałabym się z Robertem. Przecież nie łączyły nas więzy krwi! Przegrałam życie przez konwenanse i ich strach.
/ 19.01.2022 07:15
Zakochałam się w swoim kuzynie fot. Adobe Stock, aleshin

Kochałam go, a on mnie. Ale nie mogliśmy być razem. Choć potem bywałam w związkach, nigdy o nim nie zapomniałam. Aż któregoś dnia przeżyłam wstrząs. Poznałam prawdę o sobie. To był szok! Teraz niczego już nie jestem pewna i zupełnie nie wiem, jak dalej żyć.

Roberta znałam właściwie od zawsze

Był moim bratem ciotecznym. Mieszkał z rodzicami na Mazurach, w pięknym starym domu nad samym jeziorem. Spędzałam tam każde wakacje, tak dużo czasu, jak się dało. Bawiliśmy się razem jako dzieci i razem dorastaliśmy. To on nauczył mnie zbierać grzyby, pływać, łowić ryby. To on zabrał mnie na pierwszą dyskotekę, to z nim wypiłam pierwsze piwo.

Był miły, wesoły, inteligentny i bardzo opiekuńczy. W swoim mieście nie znałam nikogo, z kim rozmawiałoby mi się tak dobrze, jak z nim. Stał mi się bardzo bliski. Z utęsknieniem czekałam na każde wakacje lub choćby święta. Mogliśmy wtedy pogadać, pośmiać się, zrobić razem coś szalonego. Zastępował mi brata, którego nie miałam, a o którym zawsze marzyłam.

Nieraz pytałam rodziców, dlaczego jestem jedynaczką. Uśmiechali się i mówili, że Bóg tak chciał. I że są mu wdzięczni za to, że dał im chociaż mnie. Gdy miałam osiemnaście lat, moje uczucia do Roberta nagle się zmieniły. Jak zwykle przyjechałam na wakacje na Mazury i w połowie pobytu złapałam się na tym, że jestem w nim szaleńczo zakochana.

Chciałam z nim spędzać nie tylko dnie, ale i noce. Wstydziłam się tej miłości, próbowałam z nią walczyć, ale mi się nie udawało. Kochałam go coraz mocniej. Tak mocno, że aż bolało. Byłam pewna, że to jednostronne uczucie. Ale szybko zauważyłam, że z Robertem też dzieje się coś dziwnego. Już nie był taki beztroski i wesoły jak kiedyś.

Stał się jakby bardziej zamyślony, poważny. Czerwienił się, gdy przypadkowo dotknęłam jego dłoni, rzucał ukradkowe spojrzenia, kiedy kąpaliśmy się w jeziorze. Napięcie między nami rosło, coraz trudniej było nam panować nad emocjami. Gdy pewnej nocy wracaliśmy z dyskoteki, nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się całować. Do niczego więcej nie doszło, ale oboje wiedzieliśmy, że jeżeli zostanę choć jeden dzień na Mazurach, to przekroczymy granicę, której przekroczyć nam nie wolno.

Następnego poranka spakowałam więc swój plecak i ruszyłam do domu.

– Kocham cię i nigdy nie przestanę. Chcę, żebyś o tym wiedziała – powiedział mi Robert na pożegnanie.

– Ja też cię kocham. Do nieprzytomności. I dlatego więcej się nie zobaczymy. Tak będzie lepiej. I dla ciebie i dla mnie – wykrztusiłam przez łzy, choć nigdy w życiu nie czułam się tak nieszczęśliwa!

Rzeczywiście, nie pojechałam więcej na Mazury

Jednocześnie nijak nie mogłam zapomnieć o Robercie. Z tęsknoty i żalu przepłakałam wiele nocy. Chlipiąc w poduszkę, zastanawiałam się, dlaczego los jest dla mnie taki okrutny i sprawił, że zakochałam się akurat w nim? Dlaczego skazał mnie na takie cierpienie?

Nieraz chciałam zadzwonić do niego albo wsiąść w autobus i do niego pojechać. Ale jednak w ostatnim momencie odkładałam telefon lub wrzucałam plecak z powrotem do piwnicy. Wiedziałam, że nie wolno mi tego zrobić, że muszę się nauczyć żyć bez niego. A najlepiej w ogóle o nim zapomnieć. Tylko jak…

Mijały miesiące, potem lata. Zdałam maturę, poszłam na studia. W tamtym czasie kręciło się wokół mnie wielu chłopaków, ale odrzucałam ich zaloty. Żaden z nich nie był przecież taki jak Robert… Zniechęceni moją obojętnością szybko rezygnowali. Tylko jeden był wyjątkowo cierpliwy. Miał na imię Jarek i studiował na politechnice. Chodził za mną, chodził, no i wreszcie wychodził.

Zaczęliśmy się spotykać, a rok temu przyjęłam jego oświadczyny. Nie byłam w nim zakochana… Zdecydowałam się powiedzieć „tak” z rozsądku. Zbliżałam się do trzydziestki, chciałam już założyć rodzinę, urodzić dzieci. No i rodzice wprost go uwielbiali. Jarek wydawał się dobrym kandydatem na męża. Lubiłam go i miałam nadzieję, że miłość przyjdzie z czasem.

Nie zamierzałam zapraszać Roberta na ślub i wesele. Bałam się, że jak go znowu zobaczę, to dawne uczucie wybuchnie na nowo. Poza tym nawet nie wiedziałam za bardzo, co się z nim dzieje. Ciocia i wujek zginęli kilka lat wcześniej w wypadku samochodowym, więc docierały do mnie tylko szczątkowe informacje na jego temat. Że ciągle jest sam, że sprzedał stary dom na Mazurach i wyjechał do Irlandii.

Miałam nadzieję, że tam ułoży sobie życie i będzie szczęśliwy. Życzyłam mu tego z całego serca. Przygotowania do mojego ślubu szły pełną parą. Im bliżej było uroczystości, tym byłam coraz bardziej podekscytowana i szczęśliwa. Czułam, że coraz bardziej lubię swojego narzeczonego. Może nawet się w nim zakochuję? Pomyślałam z radością, że gdy będę mu przysięgać przed ołtarzem miłość aż po grób, to nie będzie w tym odrobiny fałszu. I pewnie by tak było, gdyby nie rozmowa z rodzicami.

To było trzy dni temu

Wróciłam do domu po przymiarce sukni ślubnej. Chciałam natychmiast podzielić się wrażeniami z mamą i tatą. Siedzieli w salonie przy butelce koniaku. Zdziwiłam się, bo oboje pili alkohol tylko przy okazji rodzinnych uroczystości.

– O rany, co opijacie? Czyżbym zapomniała o jakiejś rocznicy? Jeśli tak, to od razu przepraszam – uśmiechnęłam się.

– Nie… O niczym nie zapomniałaś… To dla odwagi – mama podniosła kieliszek.

– Dla odwagi? A czego się boicie? Że jak wyjdę za mąż, to o was zapomnę? Nic z tego, moi kochani. Dla mnie zawsze będziecie najważniejsi! – roześmiałam się.

– Może po tym, co za chwilę usłyszysz, zmienisz zdanie… Albo nawet nas znienawidzisz… – odparła mama.

– Słucham? Co ty mówisz? Dlaczego mam was znienawidzić? – zdumiałam się.

Mama spojrzała błagalnie na tatę.

– Ty jej powiedz, bo ja chyba nie dam rady – wykrztusiła.

Tata nabrał powietrza.

– Chodzi o twoją przeszłość, córeczko. Nic ci do tej pory nie mówiliśmy, bo baliśmy się, że kiedy się dowiesz, to cię stracimy. Ale teraz jesteś już dorosła, wkrótce założysz własną rodzinę. Masz prawo poznać prawdę – zawiesił głos.

– Możesz wreszcie powiedzieć, o co chodzi? – zdenerwowałam się.

– Otóż… Nie jesteś naszą biologiczną córką. Adoptowaliśmy cię, gdy miałaś pół roku. Twoja mama zostawiła cię w szpitalu… Tu masz wszystkie dokumenty. Może będziesz chciała ją odszukać… – położył na stole dużą szarą kopertę.

Zamarłam. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli. Adoptowana? Jak to? Przecież wszyscy mówili, że jestem taka podobna do mamy… Że mam jej oczy, nos… No i rodzice tak bardzo mnie kochali. Stworzyli mi wspaniały, ciepły dom. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego…

Nie zastanawiając się, długo zajrzałam do koperty. Drżącymi rękami zaczęłam przeglądać zawartość. Wśród dokumentów znalazłam pożółkłą kartkę z odręcznie napisanym zdaniem: „Zrzekam się swojej córki…”.

Nie doczytałam do końca

Na oczach rodziców podarłam kartkę na drobniutkie kawałki.

– Ta kobieta nic dla mnie nie znaczy! Wy jesteście moimi rodzicami. Zawsze tak było i będzie! – krzyknęłam.

– Czyli co, nie masz do nas żalu, że dopiero teraz wyznaliśmy ci prawdę? – tata spojrzał na mnie z nadzieją.

– Mam! I to wielki!

– Dlaczego? – wykrztusiła mama.

– Bo teraz nie wiem, czy powinnam wychodzić z Jarka! – wrzasnęłam i wybiegłam.

Byłam naprawdę zła. Uświadomiłam sobie, że przez tę tajemnicę zrezygnowałam ze swojej prawdziwej, może jedynej miłości. Przecież gdyby wyjawili mi ten sekret przed laty, nigdy nie rozstałabym się z Robertem. No bo skoro mnie adoptowano, to nie byliśmy prawdziwymi kuzynami, nie łączyły nas więzy krwi…

Mieliśmy prawo być razem…

A tak on żył gdzieś daleko w Irlandii, a ja miałam wyjść za mąż za innego. Od tamtego dnia unikam rozmowy z rodzicami. Przychodzą, pytają zatroskani, o co chodzi z tym ślubem, dlaczego nagle mam wątpliwości, ale ich zbywam. Nie mam siły ani ochoty im niczego tłumaczyć. Rozsądek podpowiada mi, że powinnam wyjść za Jarka. Nie chcę go skrzywdzić. To dobry człowiek. Ale serce…

Moje uczucia do Roberta wybuchły od nowa i to ze zdwojoną siłą. Na samą myśl, że możemy być razem, robi mi się gorąco. Może więc powinnam odwołać ślub i do niego polecieć? Tylko czy on jeszcze o mnie pamięta? Wciąż kocha? O Boże! Do ślubu zostały już tylko dwa miesiące. Jaką mam podjąć decyzję?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA